Miller Linda Lael - Klan McKettricków 01 - Pod szczęśliwą gwiazdą.pdf

(1395 KB) Pobierz
Linda Leal Miller
POD SZCZĘŚLIWĄ
GWIAZDĄ
Klan McKettricków 01
Tytuł oryginału:
McKettrick 's Luck
0
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Królestwo McKettricków, pomyślała smętnie Cheyenne Bridges.
Stała przy wynajętym samochodzie na
żwirowym
poboczu, przesłaniając
ręką oczy przed rażącym słońcem. Czuła bolesne kłucie w brzuchu.
Kiedyś przed wieloma laty ta
żyzna
ziemia -doliny, kaniony i
płaskowzgórza, na których rosły wielkie dęby, sosny i zimozielone krzewy
- należała do Wielkiego Ducha.
Dopiero w dziewiętnastym wieku Angus McKettrick i inni
nieustraszeni aroganccy pionierzy zaczęli stawiać płoty, grodzić pola, lasy,
pastwiska, hodować bydło, kopać studnie, stawiać szyby. Stary Angus
przekazał prawo własności swoim synom, synowie swoim synom, ci
następnemu pokoleniu McKettricków i tak dalej, i tak dalej.
Cheyenne przygryzła wargę. Leżący na siedzeniu pasażera telefon
komórkowy zabrzęczał niczym winda zatrzymująca się na piętrze.
Zignorowała go. Po chwili brzęczenie ucichło, ale wiedziała,
że
Nigel nie
da jej spokoju.
Wciągnęła w płuca powietrze, rozkoszując się wspaniałym
widokiem. I nagle zalała ją fala smutku,
żalu,
tęsknoty, Zanim stąd
wyjechała, przysięgła sobie,
że
nigdy tu nie wróci. I nigdy więcej nie
zobaczy Jessego McKettricka.
A los chciał inaczej. Bo wróciła, w dodatku po to, by spotkać się z
Jessem. Westchnęła ciężko.
Drogą przejechała stara niebieska furgonetka. Z otwartych okien
dudniła muzyka country. Kierowca zatrąbił na powitanie.
S
R
1
Cheyenne pomachała mu w odpowiedzi. Trochę nieswojo czuła się
w eleganckim czarnym kostiumiku i butach na wysokim obcasie. Tu, w tej
krainie westernu, wszyscy noszą dżinsy i kowbojki. Wiedziała,
że
będzie
odstawać.
Witaj w Arizonie, witaj w domu.
Komórka ponownie zabrzęczała. Cheyenne cofnęła się dwa kroki,
wsunęła głowę przez otwarte okno, chwyciła telefon i przytknęła go do
ucha.
- No, nareszcie! - warknął Nigel Meerland, zanim zdołała się
odezwać. - Już się bałem,
że
wpadłaś do jakiejś czarnej dziury.
- W Indian Rock nie ma czarnych dziur. - Okrążyła maskę i
otworzyła drzwi od strony kierowcy.
- Skontaktowałaś się z nim? - Nigel nigdy nie tracił czasu na
uprzejmości typu: „Cześć, co słychać, jak się miewasz?". Od razu
przechodził do rzeczy;
żądał
i zwykle otrzymywał to, na czym mu
zależało.
- Jeszcze nie. Dopiero tu przyjechałam.
„On", o którego Nigel pytał, to był Jesse McKettrick, ostatnia osoba
na
świecie,
z którą Cheyenne miała ochotę się widzieć. Oczywiście
podejrzewała,
że
Jesse, zawsze otoczony wianuszkiem uwielbiających go
dziewczyn, nawet nie będzie jej pamiętał.
- Nie trać czasu, mała. Bierz się do roboty. Chyba nie muszę ci
mówić, jak bardzo niecierpliwią się nasi inwestorzy? Chcieliby ruszyć z
budową mieszkań.
S
R
2
Nie, nie musisz mi mówić; od pół roku o niczym innym nie słyszę,
pomyślała Cheyenne, wsiadając do samochodu. Opięta spódnica bardzo
utrudniała jej ruchy.
- Jesse na pewno nie sprzeda ziemi. - Uświadomiwszy sobie,
że
wypowiedziała tę myśl na głos, czekała w napięciu na reakcję szefa.
- Musi! Inna opcja nie wchodzi w grę. Wszystko zależy od
powodzenia tej transakcji. Jeśli inwestor się wycofa, firma padnie. Ty
stracisz pracę, a ja z podkulonym ogonem będę musiał wrócić do mamusi,
na rodowe
śmieci,
i błagać o te marne przywileje, jakie przysługują
młodszemu synowi.
Cheyenne zacisnęła powieki. Psiakość, tu chodzi nie tylko o nią.
Również o jej brata Mitcha. Oraz o matkę.
bezpieczeństwa, jakiego dotąd nie zaznali.
- Wiem - mruknęła posępnie.
- Więc do roboty, Pocahontas.
Premia, którą Nigel obiecał jej na piśmie, da im poczucie
Otworzyła oczy, wcisnęła przycisk kończący rozmowę i wzięła kilka
głębokich oddechów. Następnie przekręciła kluczyk w stacyjce i ruszyła
do Indian Rock.
Miasteczko niewiele się zmieniło od czasu, gdy w wieku
siedemnastu lat wyjechała na studia do Tucson. Z okna samochodu
widziała znajomą pralnię, bibliotekę, szkołę podstawową. I mały biały
kościółek, w którym uczyła się o dziesięciu przykazaniach, o potopie, arce
oraz gorejących krzakach i w którym zawsze kładła na tacy monetę
ćwierć-dolarową.
S
R
3
Dotarłszy na koniec Main Street, włączyła kierunkowskaz i skręciła
w lewo przy nieczynnej stacji kolejowej, którą wiele lat temu przerobiono
na pasaż ze starociami. Samochód przejechał po szynach, potem,
podskakując na wąskiej wyboistej drodze, minął osiedle nędznych
domków i wreszcie wjechał pomiędzy kępę topoli.
Że
dwieście metrów
dalej zwolnił i pokonawszy ostatni zakręt, skręcił w prawo do chałupy, w
której kiedyś mieszkała babcia Cheyenne.
Podobnie jak domy stojące wzdłuż drogi, dom babci też znajdował
się w opłakanym stanie. Teren wokół nie tylko porastały chwasty, ale
zaśmiecały zwoje drutu kolczastego. Ganek się zapadał,
ściany
były
brudne, odrapane, framugi gniły. A babcia była taka dumna ze swojego
domu i ogrodu! Gdyby go teraz zobaczyła, pewnie by się załamała.
Należąca do matki stara furgonetka, równie zniszczona jak dom,
stała na podjeździe. Boczne drzwi były rozsunięte.
Cheyenne liczyła na to,
że
minie kilka dni, zanim z Phoenix dotrze tu
jej mama z bratem. Chciała zamówić u stolarza rampę, by Mitch mógł
swobodnie wjeżdżać na wózku do domu, ale się nie udało. Zgasiwszy
silnik, przez moment z zadumą wpatrywała się przed siebie.
- Rodowe
śmieci,
Nigel? - szepnęła. - Wsiądź w swojego
wypasionego bentleya i przyjedź do Indian Rock w Arizonie. Pokażę ci
rodowe
śmieci.
Nagle w drzwiach domu pojawiła się Ayanna Bridges w spłowiałej
bawełnianej sukience i tenisówkach na nogach, niepewnie uśmiechnięta.
Proste czarne włosy, spięte srebrną klamrą, którą miała w swoim
posiadaniu od wczesnych lat sześćdziesiątych, sięgały jej do bioder.
Cheyenne wysiadła z samochodu.
S
R
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin