Rozdział 10 .pdf

(266 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Satynowe   prześcieradła   przykrywające   łóżko   tym   razem   były   koloru   krwistej 
czerwieni... co pasowało do sytuacji, biorąc pod uwagę to, co mieliśmy zaraz zrobić. Starałam 
się nie myśleć o ostatniej nieudanej próbie uprawiania seksu w tym pokoju, ale nie mogłam 
nic poradzić na to, że przypomniało mi się, jak spanikowałam i uciekłam, dokładnie w tej 
samej chwili kiedy Jude zaczynał we mnie wchodzić. Dobry Boże, jakim cudem miałam teraz 
przez to przejść?  Przejdziesz, bo musisz,  powiedziałam sobie stanowczo.  A poza tym, może 
wcale nie będzie tak źle.
Może nie. W końcu Jude trzymał mnie w ramionach i niósł przytuloną mocno do jego 
szerokiej piersi, a ja ani nie krzyczałam ani nie próbowałam uciec. Oczywiście wcale nie 
byłm zrelaksowana ani nie cieszyła mnie jego bliskość. Całe ciało miałam napięte i sztywne 
jak kawałek drewna, i czekałam na moment w którym mnie położy i przestanie dotykać.
Wkrótce  ułożył   mnie delikatnie  na łóżku  i wymruczał,  że  zaraz  wróci.  Nie byłam 
pewna dokąd idzie i nie byłam pewna czy chcę to wiedzieć. Skoncentrowałam się tylko na 
tym, żeby nie wyskoczyć z łóżka i nie zwiać. Zamiast tego, zamknęłam oczy i wyobraziłam 
sobie,   że   patrzę   na   siebie   z   sufitu   –   na   drobną   kobietę   z   długimi,   czarnymi,   kręconymi 
włosami   i  ciemnymi  oczami,   leżącą  w  morzu  czerwonej   satyny.  Pomyślałam,  że   to   musi 
wyglądać   tak,   jakbym   leżała   w   kałuży   krwi,   co   wcale   nie   było   pocieszające.   Ale   zanim 
mogłam zacząć rozmyślać nad tym, w jakiej znalazłam się sytuacji, wrócił Jude.
Z jego dłoni zwisała para kajdanek.
Mogłam powiedzieć, że były ze srebra już w chwili, w której podszedł do mnie z 
wyrazem   głębokiego   zadowolenia   na   twarzy.   W   powietrzu   rozszedł   się   ostry,   metaliczny 
zapach. Takie kajdanki poraniłyby każdego wampira, tyle że ich obręcze pokryto grubym, 
czarnym aksamitem, żeby zablokować dostęp do skóry.
Pokryte   aksamitem   czy   nie,   ich   widok   sprawił,   że   moje   serce   zaczęło   galopować. 
Spokojnie, 
powiedziałam   sama   sobie,   starając   się   zostać   na   swoim   miejscu   i   nie   uciec. 
Poprosiłaś go, żeby cię związał – właśnie to robi. Nie miało znaczenia, jak bardzo starałam 
się   uspokoić   –   ciągle   wpatrywałam   się   w   srebrne   kajdanki   z   niepokojem.   Myśl   o   byciu 
związaną   i niezdolną  do   poruszenia  się,  gdy  Jude  rozłoży  moje   nogi  i  zrobi   to,  o  co  go 
błagałam, sprawiła że oblałam się zimnym potem.  Ale to i tak lepsze niż wtedy z Engle’m, 
przypomniałam   sobie,   starając   się   uspokoić   oddech.   To   była   prawda.   Ale   nie   mogłam 
zaprzeczyć, że ktokolwiek odbierze mi moje dziewictwo, to będzie to nieznośnie okropne 
doświadczenie.
 ­ Ładne kajdanki – zmusiłam się, żeby to powiedzieć, mając nadzieję, że w moim głosie nie 
pojawiło się drżenie. – Skąd... skąd je masz?
Uniósł brew.
  ­ Mój ojciec pracował jako urzędnik. Te kajdanki zostały zrobione specjalnie po to, żeby 
unieruchomić nawet najsilniejszego wampira. Nie ma absolutnie żadnej możliwości ucieczki, 
kiedy już się je założy.
  ­   Ro­rozumiem   –   musiałam   zamrugać   szybko   oczami,   bo   nagle   zaczęły   mi   przed   nimi 
tańczyć czarne płatki. To wymagało niesamowitego wysiłku i samokontroli, ale udało mi się 
wziąć głęboki oddech, usiąść na łóżku i wyciągnąć w jego stronę swoje obnażone nadgarstki. 
– Zrób to – powiedziałam ściśniętym głosem. – Po prostu zrób to szybko, to wszystko o co 
proszę.
  ­ Luz... – usiadł przy mnie na łóżku i odłożył kajdanki na bok. A potem zagarnął mnie w 
swoje ramiona, układając mnie sobie na swoich kolanach. – Nie ruszaj się – wymruczał, gdy 
poruszałam się przy nim niespokojnie. – Nie ruszaj się, Luz. Pozwól się objąć. Rozluźnij się.
Nie  sądziłam,  by  mi się to  udało  – nie z obrazem   kajdanek  skaczącymi  mi  przed 
oczami,   ale  mogłam  pozwolić   mu   mnie   trzymać.   Siedzieliśmy   w   bezruchu   przez   całą 
wieczność,   a   ja   w   końcu   poczułam   że   jestem   mniej   spięta.   Ostrożnie,   tak   jakby   dotykał 
dzikiego   zwierzęcia,   które   mogło   się   wyrwać   na   wolność,   Jude   zaczął   głaskać   mnie   po 
włosach.   Robił   to   w   niemal   hipnotycznym   rytmie.   Jego   duża   dłoń   przeczesywała   moje 
kędziory długimi, kojącymi ruchami. Tak wolno, że niemal nie zdawałam sobie sprawy z tego 
co się dzieje, przyciskał do siebie moją głowę, aż znalazła się na jego ramieniu.
Ciepły zapach jego skóry zaatakował moje zmysły a gorąco bijące z jego dużego ciała 
przytulonego do mojego zaczynało przynosić ulgę zamiast mnie przerażać. Nie miałam nawet 
nic przeciwko sposobowi w jaki otaczał mnie swoimi ramionami. Trzymana w ten sposób 
czułam się bezpieczna a nie wystraszona – czułam się dobrze.
 ­ Co robisz? – spytałam mniej trzęsącym się głosem.
 ­ Uspokajam cię. Chcę, żebyś wiedziała, że cokolwiek się stanie, w moich ramionach zawsze 
będziesz bezpieczna.
Jakże chciałam mu uwierzyć! Odwróciłam twarz w stronę ciepłej skóry pokrywającej 
jego   pierś   i   nabrałam   w   płuca   powietrza   wypełnionego   jego   uspokajającym   zapachem, 
pozwalając sobie cieszyć się jego bliskością. Wiedziałam, że za minutę mój spokój przemieni 
się w strach. Że w chwili gdy Jude położy mnie na plecach i rozsunie moje nogi, panika 
powróci z całą siłą. Ale nie chciałam się z tym mierzyć dopóki nie musiałam. Teraz chciałam 
się odprężyć, wdychać jego zapach i pozwalać mu się obejmować.
Po   chwili,   która   zdawała   się   przeciągać   w   nieskończoność,   Jude   położył   mnie 
ostrożnie   na   łóżku   i   podniósł   kajdanki.   Moje   puls   natychmiast   gwałtownie   podskoczył   a 
oddech stał się bardziej płytki. Zaczynamy. To jest to. Teraz już nie ma odwrotu.
Znów wyciągnęłam nadgarstki ale Jude pokręcił głową.
 ­ Nie, Luz, one nie są dla ciebie.
 ­ Nie dla mnie? To dlaczego... co... – spojrzałam na niego zmieszana. Ale zamiast założyć 
kajdanki na moje nadgarstki, położył je na mojej dłoni i zacisnął wokół nich moje palce.
 ­ One są dla mnie, ukochana – wymruczał. Poruszając się powoli i nie spuszczając ze mnie 
wzroku, zsunął swoje dżinsy i bokserki i stanął przede mną całkiem nagi. Nie był twardy – 
jeszcze nie – i był na tyle ostrożny żeby nie osaczyć mnie gdy już nie miał na sobie ubrania. 
Zamiast tego, położył się na plecach na środku łóżka i założył ręce za głowę.
Spojrzałam na niego głupio.
 ­ Nie rozumiem.
  ­ Załóż mi je – powiedział cierpliwie Jude. – Na środku zagłówka jest słupek – możesz 
przeciągnąć wokół niego łańcuch.
Nadal niczego nie rozumiałam.
 ­ Ale dlaczego... jak będziesz mógł zrobić to, co... uh, to co musisz zrobić, jeśli cię skuję?
Niewielki uśmiech przebiegł po jego pełnych ustach. 
 ­ Dam radę, nie bój się. Ale tylko wtedy gdy ty przyjdziesz do mnie.
 ­ Nie pisałam się na to – zaprotestowałam.
 ­ Wiem. Ale jeśli mamy to zrobić, zrobimy to po mojemu – rzucił mi surowe spojrzenie. – 
Dotrzymam danego ci słowa na  swoich  warunkach. A jednym z nich jest to, że masz mnie 
skuć.   To   ty   obejmiesz   prowadzenie,   Luz.   Ty   będziesz   mieć   nad   wszystkim   całkowitą 
kontrolę.
  Z jakiegoś powodu jego słowa zdawały się rozbrzmiewać echem w moim umyśle. 
Nigdy   nie   myślałam   o   zrobieniu   czegoś   takiego   –   w   żadnym   ze   swoich   najbardziej 
realistycznych koszmarów czy najdzikszej fantazji. Wydawało mi się, że to źle że Jude będzie 
przywiązany zamiast mnie, ale to było również dziwnie pociągające.
  ­ No dalej – Jude wskazał na kajdanki. Jego umięśnione ramiona ciągle były wyciągnięte 
ponad jego głową. – Zrób to, Luz.
Odrętwiała, zrobiłam co kazał. Podczołgałam się do szczytu łóżka i otoczyłam jeden z 
jego nadgarstków pokrytą aksamitem obręczą.
 ­ Masz do nich klucze, prawda? – spytałam, przewlekając łańcuch który łączył kajdanki przez 
stelaż łóżka. – To znaczy, bardzo trudno będzie nam się wytłumaczyć jeśli będziemy musieli 
wzywać ślusarza.
 ­ Klucz jest w prawej górnej szufladzie mojej komody – skinął głową w kierunku wysokiego 
mebla wykonanego z litego kawałka dębowego drewna, które wyglądało jakby zrobiono je w 
czasach kolonialnych. – Ale nie będziesz musiała go użyć, dopóki nie skończysz.
Zatrzasnęłam drugą obręcz wokół jego ręki, upewniając się ze wszystko jest na swoim 
miejscu. Potem przysiadłam na piętach i zwyczajnie mu się przyglądałam. Rozciągnięty na 
łóżku, kompletnie nagi, wyglądał na całkiem realne zagrożenie. Na jego ciele nie było ani 
jednego  grama zbędnego  tłuszczu  –  tylko  szeroka przestrzeń  falujących  mięśni  pokrytych 
białą jak marmur skórą. Jego sutki, dwa niewielkie, różowe gruzełki na środku jego klatki 
piersiowej, stwardniały. Rzeźbiony  tors przechodził w wąskie biodra i długie, muskularne 
nogi. Smuga miękkich blond włosków biegła od jego pępka aż do członka.
Patrząc na niego, mogłam zobaczyć że nie był jeszcze pobudzony,  ale nie  był też 
całkiem miękki. Hmm, czyżby lubił być krępowany czy podobał mu się fakt, że to ja go 
skrępowałam? Tak czy inaczej, odkryłam że nie byłam już tak przerażona jak chwilę temu. 
Tym, co niepokoiło mnie przed tym zanim go skułam, nie był jedynie jego członek – tylko 
jego imponująca postura i to jak bardzo i niepodważalnie był męski. Po tym co przeszłam, 
samo przebywanie z kimś większym i znacznie silniejszym ode mnie było przerażające. Ale 
skoro Jude był skrępowany i nie mógł mnie dotknąć, poczułam jak większość mojego strachu 
odpływa gdzieś i zostaje zastąpiona przez malutkę iskierkę zainteresowania.
Po tej wizualnej wycieczce po jego ciele, znów przeniosłam wzrok na jego twarz.
 ­ Co teraz?
Uniósł brew.
 ­ Teraz ty przejmujesz kontrolę nad sytuacją, Luz. Jestem całkowicie zdany na twoją łaskę.
 ­ Ale ja... – oblizałam usta. – Jude, nie jestem pewna czy potrafię.
 ­ W takim razie do niczego między nami nie dojdzie. Jeśli mnie chcesz, to musisz mnie sobie 
wziąć.
Gdy ciągle milczałam, uniósł głowę i spojrzał mi w oczy.
 ­ Mówię poważnie. Możesz zrobić za mną co tylko chcesz, Luz. Jestem twój.
Machnęłam bezradnie rękami.
 ­ Doceniam twoją propozycję. Ja po prostu... nie wiem od czego mam zacząć.
 ­ Może od pocałunku?
  ­   Brzmi   nieźle   –   przyznałam.   Naprawdę   tak   myślałam.   Teraz   kiedy   to   on   był   bezsilny, 
przypomniałam sobie jak bardzo lubiłam go całować i jak dobrze smakowały jego usta.
Ciągle klęczałam blisko wezgłowia, więc wystarczyło że się pochyliłam, a wtedy moje 
włosy opadły na jedno ramię jak ciemna kurtyna, i przycisnęłam usta do jego warg. Były 
miękkie   i   ciepłe   i   przez   chwilę   Jude   nawet   nie   próbował   oddać   pocałunku.   Po   prostu 
pozwalał, bym nie śpieszyła się i poznawała każdy zakątek jego ust. Potem powoli rozchylił 
wargi jako zaproszenie. Takie, które mogłam zaakceptować.
Ostrożnie wsunęłam język do wnętrza jego ust, dotykając go i smakując tak delikatnie 
jak   motyl   spijający   nektar   z  kielicha   kwiatu.   Jude   leżał   całkiem   bez   ruchu,   ale   w   końcu 
poczułam jak koniuszek jego język muska mój. Wycofałam się na chwilę, ale potem wróciłam 
po więcej.
Jude   zaczął   odwzajemniać   moje   pocałunki,   na   początku   powoli   a   potem   z   coraz 
większą siłą. Musnęłam ostrożnie jego kły, czując ich ostre końce na mojej wrażliwej skórze i 
zassałam jego język, wchłaniając go w swoje usta. Zamruczał miękko a ja poczułam przypływ 
wewnętrznej siły z powodu tego dźwięku. To  ja  byłam przyczyną jego podniecenia i to ja 
miałam możność jego podsycania lub pozostawienia go samego ze swoimi pragnieniami.
Nie wiedziałam jak długo się całowaliśmy ale zorientowałam się, że to już mi nie 
wystarczało i chciałam czegoś więcej – chciałam go poznać. Powoli obsypałam pocałunkami 
kolumnę jego szyi, skubiąc lekko skórę jego gardła i sprawiając, że z ust wyrwał mu się 
kolejny   pomruk.   Jude   zdecydowanie   lubił   być   podgryzany,   może   nawet   w   tym   samym 
stopniu co sam lubił kąsać. To było coś co musiałam zapamiętać na przyszłość.
Jaką znów przyszłość?, spytała część mnie. Czy nie postanowiłam już, ze kiedy to 
wszystko   dobiegnie   końca,   już   nigdy   się   z   nim   nie   zobaczę?   Tyle   że   już   wcale   tak   nie 
myślałam – pewnie dlatego, że przestałam się bać. Nie czułam się już jak ofiara. Czułam się 
silna, byłam u władzy i, po sposobie w jaki Jude reagował na moje pieszczoty, zaczynałam się 
też czuć seksowna.
Sięgnęłam   do   jego   sutków   i   pogładziłam   językiem   twarde,   małe   guziczki.   Potem 
spojrzałam na niego.
 ­ Podoba ci się to?
Jego oczy płonęły miękko w ciemnym pokoju.
  ­   Uwielbiam   czuć   twoje   słodkie   usta   na   każdym   skrawku   swojego   ciała   –   wymruczał, 
zwierając się ze mną spojrzeniem.
 ­ A co powiesz na to?
Zassałam sutek w swoje usta, gryząc go dopóki nie dostał zadyszki. Przesłonił oczy 
powiekami a jego głęboki głos stał się chrapliwy gdy odpowiedział.
 ­ Rób co tylko chcesz, Luz. Liż, ssij albo gryź – wszystko jedno tylko nie przestawaj.
  ­   Wcale   nie   chcę   przestawać   –   szepnęłam,   i   ku   mojemu   zaskoczeniu   to   była   prawda. 
Eksplorując powoli jego ciało i wiedząc, że z nim byłam całkowicie bezpieczna, poczułam jak 
rodzi się we mnie pragnienie, o którym myślałam że nigdy się nie pojawi. Ponownie rozpalił 
we mnie płomień pożądania, i chociaż była to zaledwie mała iskierka, to czułam że wraz z 
odrobiną zachęty mogła się zmienić w huczące ognisko. – Co teraz? – spytałam Jude’a.
Nie byłam jeszcze całkiem gotowa na to, by dotknąć go niżej – potrzebowałam jeszcze 
odrobiny czasu żeby móc tam dotrzeć. Ale chciałam budować tempo, pragnęłam podsycać 
płomienie pożądania, które między nami wyczuwałam.
 ­ Jesteś gotowa na to, żebym mógł cię zobaczyć? – spytał miękko. – Nie musisz tego robić 
jeśli nie chcesz, ale bardzo chciałbym znów móc zobaczyć twoje piękne ciało.
Mimo że wcześniej prędzej umarłabym niż pozwoliła na to, żeby ujrzał mnie nago, to 
teraz   wydało  mi   się,   że   to   całkiem   dobry  pomysł.  Pamiętałam  sposób  w   jaki   czułam   się 
poprzedniego   wieczora,   zanim   sprawy   przybrały   niepomyślny   obrót.   Sposób,   w   jaki 
widziałam siebie oczami Jude’a i w głębi siebie wiedziałam, że byłam piękna. Chciałam móc 
na nowo przeżywać to uczucie.
 ­ W porządku – powiedziałam, podejmując decyzję. – Chyba mogę to zrobić – usiadłam na 
piętach   i   chwyciłam   za   brzeg   czerwonej   koszulki.   A   potem   powoli,   nie   śpiesząc   się, 
podciągnęłam ją w górę i zdjęłam przez głowę, całkowicie obnażając przed nim swoje ciało.
Z gardła Jude’a wyrwał się niski pomruk uznania.
 ­ Co? – spytałam, nie mając pewności co powiedział.
 ­ Piękna – posłał mi uśmiech. – Jesteś taka piękna, Luz.
Poczułam nagłe ukłucie żalu.
 ­ Piękna i złamana. To miałeś na myśli – skrzyżowałam ramiona na swoich nagich piersiach i 
spojrzałam w dół.
 ­ To co zostało złamane, można z powrotem naprawić – powiedział łagodnie Jude. – Nie kryj 
się przede mną, Luz. Pozwól mi się zobaczyć.
Niechętnie pozwoliłam swoim dłoniom opaść po moich bokach i obserwowałam jego 
twarz, gdy wpijał we mnie wzrok. Nie odezwał się ale jego pełen czci, szacunku i pożądania 
wyraz twarzy sprawił, że poczułam się piękna. Żadne słowa nie mogły się z tym równać. To 
ja sprawiłam, że na jego twarzy zagościł ten wyraz, pomyślałam, ubóstwiając sposób w jaki 
sprawiał że się czułam. To mnie pragnie. A ja pragnę jego.
Gdy   zdałam   sobie   z   tego   sprawę,   zrozumiałam,   że   samo   pozwalanie   by   na   mnie 
patrzył to było za mało. Chciałam czuć jego bliskość, jego skórę na swojej. Powoli położyłam 
się przy nim, wtulając się piersiami w jego bok.
 ­ Mhm, to było miłe – Jude uśmiechnął się do mnie z góry. Wiedziałam, że chciał mnie teraz 
objąć.   Ja   również   tego   pragnęłam,   ale   mimo   wszystko  lepiej   się   czułam   wiedząc,   że   był 
skrępowany. Więc nie napomknęłam słowem o kluczu w górnej szufladzie jego komody. On 
też tego nie zrobił.
 ­ Zawsze jesteś taki ciepły – wymruczałam, przytulając twarz do jego skóry. – Myślałam, że 
wampiry zawsze są zimne.
  ­ Stworzone wampiry  tak – powiedział.  Jego głos rozbrzmiał we mnie,  bo ucho miałam 
przyciśnięte do jego klatki piersiowej. – Ich ciała zasadniczo są ludzkie,  więc krew którą 
przyjmują, nie krąży a jedynie utrzymuje ich przy życiu. Ja urodziłem się wampirem, więc ten 
stan jest dla mnie naturalny. Tak samo naturalny jak zmienianie się podczas pełni księżyca dla 
ciebie.
Westchnęłam.
  ­ Zastanawiam się, czy kiedykolwiek naprawdę będę tak o tym myśleć. Albo czy znajdę 
miejsce w którym będę mogła się przemienić i nie być przez nikogo niepokojona.
  ­ Z biegiem czasu wszystko będzie już dobrze – Jude pochylił się, by pocałować mnie w 
czubek głowy. – Nie myśl o tym teraz.
Spojrzałam na niego.
 ­ A o czym powinnam pomyśleć?
Rzucił mi leniwy uśmiech.
 ­ Nie wiem jak ty, ale ja myślałem właśnie jak dobrze jest czuć dotyk twoich piersi na mojej 
skórze. Myślisz, że mógłbym je ucałować?
Przygryzłam dolną wargę, czując przypływ podniecenia zmieszany z niepewnością. 
Dotychczas   to   mnie   przypadało   w   udziale   całe   dotykanie.   Ale   teraz   Jude   chciał   zmienić 
zasady dotykając mnie – no cóż, całując.
Czy może być w tym jakaś krzywda?, szepnął cichy głosik w mojej głowie.
 Przecież 
nic nie wymknie się spod kontroli – jest przykuty do łóżka. To była prawda i dała mi przypływ 
pewności jakiego potrzebowałam.
  ­   W   porządku   –   powiedziałam,   siadając   żeby   móc   na   niego   spojrzeć.   –   Nie   mam   nic 
przeciwko.
  ­ W takim razie chodź tutaj – jego głos był ochrypły z pożądania, a ja poczułam kolejny 
przypływ pewności gdy zdałam sobie sprawę z tego, że nic nie mógł na to poradzić. Tylko 
ode mnie zależało czy mnie dotknie czy nie. Ode mnie zależało to jak daleko się posuniemy i 
co dokładnie zrobimy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin