Odcinek 8 – Lizzy kontra Call of Duty.odt

(27 KB) Pobierz

Odcinek 8 – Lizzy kontra Call of Duty

Szłam środkiem chodnika ramię w ramię z Chrisem. Dawno tak razem nie chodziliśmy. W dłoniach trzymaliśmy lodowe rożki. Dawno nie spędziliśmy ze sobą takiego fajnego popołudnia.

-Powtórzymy to kiedyś? - zapytał, kiedy byliśmy już pod domem jego mamy.

-Z chęcią. - kiwnęłam głową. - Pamiętasz o referacie z historii?

-Nie przypominaj mi nawet. Jeszcze nie zdążyłem zacząć. - jęknął.

-No to na co czekasz? Człowieku? - wytrzeszczyłam oczy, próbując go zdrowo strzelić w tył głowy. - Mam rozumieć, że do streszczenia na angielski nawet się nie przybrałeś...

-Oczywiście, że nie! - wzruszył ramionami. - Wejdziesz na chwilę? - zaproponował.

Skrzywiłam się i pokręciłam głową. Obawiałam się, że o to zapyta, ale obietnica, to obietnica. Musze się wywiązać. Nie ma bata.

-Przykro mi, nie mogę. Jestem już umówiona.

-Ty umówiona? Na co? - uniósł brwi, wsadzając dłonie do kieszeni.

-Muszę iść do Buy More. Obiecałam Lesterowi, że zastąpię Chucka przy dzisiejszym Call of Duty. - powiedziałam, mówiąc całą prawdę.

-Gra? Będziesz grała z Lesterem na komputerze? - zdziwił się, wciąż się na mnie patrząc.

-Właściwie to Online. Cotygodniowa bitwa z Large Martem. - wzruszyłam ramionami. - Obiecałam, więc muszę przyjść przed zamknięciem sklepu, żeby potem był spokój. No wiesz... Lepsze to, niż mieliby sobie nawzajem demolować sklepy.

-Tak, to jak potem wyjdziecie? - pokiwał głową, jakby żądał wyjaśnień.

-Tylne wyjście. - odpowiedziałam, krzyżując ramiona. - Wiesz, gdzie stoją serwisanci?

-Już wiem, o czym mówisz. Jak to jest, że nigdy tamtędy nie chodziłem?

-Widać nie było takiej potrzeby. Na razie. - kiwnęłam głową, kiedy się odwracałam. - Nie narób sobie nowych wrogów!

-Cześć. - odpowiedział, unosząc rękę, a ja odwzajemniłam gest. - Możesz być pewna. Będę grzeczny. Obiecuję.

Szłam jedną z głównych ulic. John namówił mnie, żeby zaczęła nosić ten gaz obezwładniający. Dlatego maleńka buteleczka ze spray'em majtała mi się o udo.

Kiedy w końcu doszłam do sklepu, jak gdyby nigdy nic przeskoczyłam przez biurko Herd Herdu i stanęłam obok Jeffa.

-Ta szybko? - zapytał, składając czytaną książkę. - Masz jeszcze sporo czasu.

-Wolałam być wcześniej. - odpowiedziałam, siadając na wolnym krześle. - Wciąż macie komputery w klatce?

-Nic się nie zmieniło. - przekonał mnie, oddając klientce naprawiony telefon. - Za pół godziny zamykamy sklep, więc schodzimy do sieci. Przygotowaliśmy wszystko wczoraj. Nie wiesz przypadkiem dlaczego twój brat nie mógł przyjść?

Zważyłam oczy. Prawdy mu nie powiem, bo zastanówmy się... Przecież nie mogę mu powiedzieć: Wiesz Jeff, Chuck jest z Sarą na super tajnej misji. W tej chwili pewnie tłumią rewolucję międzymafijną... Wiesz, jak to jest w CIA... Tego mu przecież nie powiem.

-Poszli do teatru. - skłamałam. - Sarah uwielbia musicale.

Kiedy zeszliśmy do piwnicy sklepu, Jeff i Lester wszystko sprawdzili. Nikt nie wejdzie, a nawet jeśli, to alarm będzie warczał jak syrena policyjna.

-To jest ten dzień! - wrzasnął Lester, kiedy wszyscy (oprócz niego) siedzieli przy komputerach. - dzień w którym stajemy naprzeciw przeznaczeniu! Dzisiaj to ja jestem waszym dowódcą.

Rety, Lester nieźle się nakręcił na tę wirtualną władzę. Zaczyna mówić na Beckman. A tylko tego brakowało, żeby frajer (jak sam o sobie mówi) zgrywał generała.

-Do broni żołnierze! - krzyknął na koniec swojej przemowy w rewolucyjnym stylu.

-Do broni! - powtórzyli, unosząc pięści.

Bez zbytniego entuzjazmu włożyłam słuchawkę z mikrofonem. Nie wiem, po co mi komunikator, kiedy wszyscy jesteśmy tutaj.

W dość szybkim tempie pomieszczenie wypełniło się dźwiękami z gry. Położyłam swoją komórkę obok klawiatury, na wypadek, gdyby ktoś dzwonił.

-Kto to jest Rozwierca trzydzieści cztery? - zapytałam, kiedy zboczyłam login swojego aktualnego przeciwnika.

-Danny, kasjer. - odpowiedział Jeff, kiedy zadzwonił mi telefon. Odebrałam połączenie, trzymając komórkę ramieniem. Czy muszę mieć do czynienia z gościem, którego nienawidzę?

-Słucham? - powiedziałam, zapełniając magazynek.

-Cześć Lizzy, tu Kendall. - usłyszałam jego głos i odruchowo otworzyłam usta. - Mam problem z referatem na historię, a Ty chyba jesteś ekspertem w dziedzinie psychopatycznego Cromwella. W końcu to Ciebie zwolnił z pracy domowej.

-I tak napiszę. - odparłam, kiedy w końcu odzyskałam głos. - Nie chcę być specjalnie traktowana.

-W takim razie było milczeć na lekcji. - zaśmiał się, kiedy załadowałam magazynek.

-Żryj ołów padalcu! - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

-Wczuwasz się, to dobrze! - pochwalił Lester, kiedy usłyszał co mruczę pod nosem. - Wspaniale Lizzy, zaczynasz rozumieć o co w tym chodzi.

-Lizzy, co się tam dzieje? - zapytał Kendall, kiedy wciąż wymrukiwałam wyzwiska do Danny'ego, których on przecież nie mógł usłyszeć.

-Nic nic... - jęknęłam nieco głośniej. - Gram z drużynowe Call of Duty online. Nie przejmuj się. Mam cię! - krzyknęłam uradowana, kiedy powaliłam tego palanta na poligon.

-Po prostu grasz? - w jego głosie można było wyczuć wyraźne zdziwienie. - Myślałem, że nie zajmujesz się tym „zawodowo”.

-Zastępuję Chucka, to nic wielkiego. - odparłam. - A jak masz problem z Cromwellem i Karolem drugim, to w internecie jest taka strona z pracami dyplomowymi. Wchodzisz na site Uniwersytetu Nowojorskiego i przekierowujesz na forum studentów. Dalej się pokapujesz, bo oni to sobie etapami sprawdzali. Wszystko masz po linkach. O tym jest o osiem prac, w tym dwie niedokończone. Poradzisz sobie?

-Tak, myślę, że tak. Już Ci nie przeszkadzam, bo słyszę, że masz niezłe towarzystwo. - odparł. - Dzięki za pomoc, na razie. Ale... - zaczął niepewnie, przerywając swój śmiech. - Jakbym sobie nie radził, to mogę do Ciebie zdzwonić, prawda?

-Jasne, że tak. - uśmiechnęłam się, czego on niestety nie widział.

-Dobra, to... Na razie.

-Na razie. - Odpowiedziałam i odłożyłam telefon. Nie było już połączenia. Szkoda.

~***~

Wróciłam do domu dwie godziny później. Zmartwychwstanie postaci Chucka w sieci trwa dobę, więc nic tu po mnie i mogłam wrócić do Echo Parku, wcześniej odprowadzona przez Lestera. Bo przecież ktoś musiał zamknąć za mną drzwi. W domu jeszcze nikogo nie było. Nawet Johna naprzeciwko. Więc chyba nie mam innego wyjścia, jak zjeść kolację, bo oni pewnie już coś zjedli.

Podeszłam do półki z filmami. Same sionce-fiction i dobrze. Trochę akcji, troszeczkę bujdy na resorach i fajnie, bo nie trzeba przecież bez przerwy stąpać twardo po ziemi.

Przebiegłam wzrokiem po całek kolekcji. „The Wolverine” przykuł moją uwagę. Zdjęłam pudełko z regału. Hugh Jackman na okładce trzymał samurajski miecz. Jedną ręką. Co jest dziwne, ten przyrząd trzyma się obiema rękami, ale koleś jakoś musiał pokazać swoje szpony. Kiedy odwróciłam, zobaczyłam, że jest z tamtego roku. Całkiem nowe.

To było dla mnie dziwne uczucie, bo filmy z tej serii nie oszczędzają na przemocy, a dzisiaj brałam udział w brutalnej strzelaninie. Co prawda wirtualnie, ale też się liczy. Poza tym, zawsze oglądałam to z Chuckiem, już szczególnie, że nie widziałam tego wcześniej.

Przygotowałam sobie płatki śniadaniowe i włączyłam film. Nawet mi się podobała taka pustelnicza wersja Loga na początku filmu. Widać, że brakuje mu Jean. Nie wiem, czy na jego miejscu byłabym w stanie zabić ukochaną osobę, nawet jeśli ona była w morderczym szale.

Kiedy Chuck i sarah wrócili, filmowy Logan był już na pogrzebie pana Yashidy i pomagał Mariko uciec przed tymi japońskimi bandziorami.

-Czuję się okropnie. - jęknął Chuck, rzucając się na fotel.

-Co się stało? - zapytałam kiedy podeszłam bliżej. Dopiero teraz zauważyłam, jak jest posiniaczony.

-Mówiłam Ci, żebyś uważał. - odparła Sarah, całując go w podrażniony policzek. - Przyniosę lód i jakieś środki przeciwbólowe.

-Nie zdążyłeś się uchylić, prawda? - zapytałam, patrząc mu w oczy. - Przecież masz ten program. Nie wierzę, że tak po prostu dałeś się pobić.

-Było ich za dużo. - wyjaśnił. - Jakby było ich dwa razy mniej, dałbym sobie radę.

-Trzeba przyznać, że byli dobrze przeszkoleni. - odparła Sarah, przynosząc worek z lodem. - Przyłóż tutaj. Później Ci wszystko rozmasuję.

Chuck spojrzał na nią z niemym podziękowaniem. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam myśleć, jak to by było ze mną za kilkanaście lat. Czy będę żyła z kimś jak ta dwójka? Beckman szkoli mnie na szpiega. A od tego nie da się uciec. Jest jedna zasada. Nie wolno zakochać się w szpiegu. A jeśli ja się zakocham? Jak oni i wtedy będę na to skazana. Nie można odejść. Jest się szpiegiem do końca życia. Można najwyżej zrobić sobie lekki urlop i później odebrać ochrzan od dowódcy i iść do więzienia. Chyba, że ktoś jest wyjątkowo dobry, to wtedy dostaje nowe zadanie i natychmiast wyjeżdża incognito. 

-Oglądała Wolverina? - zauważył, wskazując na telewizor, na którym wciąż widniał obraz Logana mocującego się ze złym ninja.

-Tak, myślałam, że wrócicie później. - odpowiedziałam, wiedząc, że i tak nie ma sensu już wyłączać. Zestopowałam, kiedy odchodziłam.

-Wrócilibyśmy, ale na szczęście skończyliśmy już pół godziny temu. - oznajmiła Sarah, zdejmując Chuckowi krawat, który i tak był niechlujnie obluźniony.

-Chcesz, możemy obejrzeć razem. - zaproponował, sięgając po pilota. - Casey składa raport, a następna misja dopiero jutro popołudniu, więc możemy się razem pogapić w telewizor, zanim pójdziemy spać.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin