Starość.docx

(12 KB) Pobierz

Starość!!!

Idę ulicą – ktoś mi się kłania. Oddaję ukłon – znam przecież drania…

Ta twarz… Ten uśmiech… I ten błysk w oku… To miły facet – znam go od roku…

Jakże u diabła on się nazywa?... Dziura w pamięci… Tak czasem bywa…

Wtedy myśl smutna w głowie się rodzi: Nic nie poradzisz – starość przychodzi…

Z trzeciego piętra schodzę radośnie, bo w kalendarzu ma się ku wiośnie,

No i spaceru gna mnie potrzeba. Zwłaszcza że słońce i błękit nieba…

Gdy już po parku idę alei, nagle pot zimny koszulę klei,

Bowiem pytanie w mej głowie tkwi: Czy aby kluczem zamknąłem drzwi?

W śpiesznym powrocie znów myśl się rodzi: Nic nie poradzisz, starość nadchodzi…

Siedzą i czytam. Nagle myśl żywa jakimś pragnieniem z fotela zrywa.

Robię trzy kroki, staję przy szafie, i jak to cielę na nią się gapię…

Pojęcia nie mam, po co ja wstałem? Czego tak bardzo i nagle chciałem?

Oj, coraz bardziej mi to już szkodzi, że ta nieszczęsna starość przychodzi…

Jadę na urlop. Prasuję spodnie, aby wśród ludzi wyglądać godnie.

Biorę walizkę, pędzę nad morze. Lecz tam, miast śledzić dziewczyny hoże,

Zamiast podziwiać plażowe akty… Czy wyłączyłem wtyczkę z kontaktu?

Może dom spłonął? Strach we mnie godzi. Tak to jest, kiedy starość nadchodzi…

Żeby nie znaleźć się kiedyś w nędzy, zaoszczędziłem trochę pieniędzy.

W dużej kopercie, zamkniętej klejem, dobrze ukryłem je przed złodziejem.

I teraz… Już od paru miesięcy nie mogę znaleźć swoich tysięcy…

Ech, nie pojmiecie tego, wy młodzi, jak miło żyć gdy starość przychodzi…

Pomimo moich najlepszych chęci nie mogę ufać swojej pamięci.

Więc by jej pomóc, a przez nią sobie, czasem węzełki na chustce robię.

A potem jeden Bóg wiedzieć raczy, co który węzeł ma dla mnie znaczyć…

Choć mi się nawet nieźle powodzi, wciąż mam kłopoty. Starość nadchodzi.

Dwa razy dziennie – raz, po śniadaniu, a potem w obiad – po drugim daniu

Zażywam leki, tabletki białe: cztery połówki i cztery całe.

Często się pieklę (bom nie aniołem), gdy w obiad nie wiem, czy rano wziąłem!

Tę gorycz klęski wątpliwie słodzi wiedza… że oto starość nadchodzi.

Żuję kolację - w niej polędwica me podniebienie smakiem zachwyca.

Pogodnie dumam o tej starości… Czy ona musi stale nas złościć?

Przecież jest piękna… Masz sporo czasu… Możesz nad wodę iść lub do lasu,

To sobie idziesz – nikt ci nie broni, z łóżka zbyt wcześnie też nikt nie goni, 

Bowiem nie musisz gonić do pracy, jak wszyscy twoi młodsi rodacy…

Co prawda wigor z wolna przekwita, lecz po co wigor u emeryta?

Podwyżki pensji już nie wyprosisz… Należną gażę poczta przynosi…

Spokojnie patrzysz jak świat się zmienia, gdyż wiek ci daje mądrość spojrzenia.

Więc wiwat starości! Niechaj nam służy! Nawet gdy trochę chwilami nuży…

Bowiem – jak sądzę – w tym jest rzecz cała,

By jak najdłużej ta starość trwała!!!!!!!!!!!!!

Zgłoś jeśli naruszono regulamin