(według: Bolesława Leśmiana: – „Com uczynił, żeś nagle pobladła”)
Com przewinił, żeś znów na mnie wsiadła
i najchętniej byś wzrokiem mnie zjadła?
Twoje oczy szydercze i srogie!
Ścierpieć ciebie nie mogę, nie mogę!
Jakże w tobie zobaczyć kobietę,
Skoro tyjesz bez względu na dietę?
Uniesienia odeszły przed nami
Barchanami, barchanami, barchanami!
Wygasiłaś sercowe me wzloty,
Przez twój szlafrok i przez papiloty;
Jak co wieczór znów boli cię głowa,
Na wersalce koszmarna teściowa;
Przepływamy kolejne wieczory,
Przez milczenie i gęste humory,
Patrzysz w ekran, co umysł twój mami
Serialami, serialami, serialami!
Com uczynił…
(nr 8 - "Com uczynił, żeś nagle pobladła" – Bolesław Leśmian)
Com uczynił, że dola mnie nęka?
Daje ersatz, więc pustkę mam w rękach.
Że dowala mi wciąż i na nowo,
a im dalej za życia połową,
tym solidniej się martwię i płaczę.
Takie, psiamać, to życie sobacze
i odporność plus siły już nie te.
Ecie-plecie, ecie-plecie, ecie-plecie…
Wchodzę, patrzę i strach włosy jeży.
Czasem trudno po prostu uwierzyć.
Wciąż wyświetla się na monitorze
istna papka – im dalej, tym gorzej.
A gdy dzień mam w dodatku do kitu,
jakbym czytał ze szkolnych zeszytów.
Po czym znowu się kładę spać z niczym.
Ech wierszyki, te wierszyki, te wierszyki…
Wykastrować się nie da, bo autor
wrzask podnosi natychmiast, że z autu
nikt przesłania nie widzi klejnotów.
No i sterczę jak kołek u płotu,
zadziwiony do granic obłędu.
Skąd te ciągi do owczych są pędów,
żeby pisać co ślina przyniesie?
Takie ecie, ecie-plecie, ecie-plecie…
Lekcja polszewicka
(nr 7 - "Lekcja bolszewicka" – Konstanty Ildefons Gałczyński)
Gdy cel kibica przerasta
to i przerasta go dzieło,
blichtrem szpanuje na co dzień
kibol olśniewa jak gwiazda
Cel mu przyświeca znamienny,
ciągle dodaje zarzewia
i wtedy wielki jest kibic,
bo tak powstaje polszewia
Wielkie są siły policji,
lecz nikt nie mierzył kiboli
a społeczeństwo i stadion
ludzkiej podlega też woli
Kto umie zakryć twarz szczelnie
by krzyczeć hasło" matole "
ten właśnie jest jak polszewik
ten ciągle będzie kibolem
I z gestem jak patriota
na odsiecz zawsze przyjedzie
szczególny rodzaj człowieka
kibol… co nas nie zwiedzie.
Dziad i Baba
(nr 10 - "Dziad i Baba" - J. I. Kraszewski)
Żył sobie Dziad i Baba :
Dziada dręczyła podagra,
a Baba - jeszcze nie słaba,
wołała wieczorem : VIAGRA !
Dziad wzdychał i szedł do kredensu,
gdzie Baba trzymała tabletki
i mruczał - psiakrew, bez sensu...
A Baba - do toaletki !
Dalej nakładać puder,
kremy, szminki i tusze...
a Dziad niechętnie z pluder
mruczy - dlaczego muszę ?
Baba wyjmuje z szuflady
skórzane stringi, gorsety,
a Dziad spocony i blady
nijakiej nie czuje podniety...
Tusz kapie z rzęs, kiedy mruga
Baba lubieżnie na Dziada.
- Nie staje ? No to druga !
I czarny lateks nakłada.
Z uśmieszkiem wyciąga spod biurka
kajdanki i inne pęta,
obrożę, szpilki i piórka.
Ech, fetyszystka przeklęta...
Kur zapiał, zanim wredna
z sił i zapału opadła !
Dziad się ukradkiem przeżegnał
i zaczął przyzywać diabła.
Ledwie zakończył zaklęcia
w drzwiach stanął czort, kusa sztuka.
Dziada zatkało z przejęcia,
a czort kopytem zastukał.
- Tys wzywał ? - grzecznie zapyta,
pergamin rozkłada na stole.
Dziad - Oto moja kobita...
A diabeł - O ja pierdolę !!!
Baba zbudzona rozmową
siada na łóżku i wzdycha,
a diabeł w okno głową
jak czmychnął tak dotąd czmycha.
Cóżem uczynił....
Cóżem uczynił, żeś nagle pobladła
patrząc na moje niedopięte spodnie
gdy nagła żądza właśnie mnie dopadła
a tyś nieskromnie przede mną usiadła ?
Cóżem uczynił, że oczy twe płoną
i wzroku swego oderwać nie mogę
spodnie dopinam drżącą nieco dłonią
próbując nogę założyć na nogę.
Nagłą bladością pokryłaś swe lica
i oczu nadal oderwać nie możesz
nigdym nie sądził, żeś jeszcze dziewica
co teraz począć, co począć mój Boże...
Dziad i baba
Był sobie dziad i baba,
jak to zwykle bywa.
On spokojny i cichy,
a ona swarliwa.
Wstawał wczesnym porankiem,
wychodził do pracy,
zostawiał żonkę śpiącą,
wracał na kolację.
Gdy zmęczony zasypiał
już przy drugim daniu,
to jej głowę wierciły,
myśli o kochaniu.
Nic dziwnego, że w końcu
pewnego poranka,
stwierdziła, muszę poznać
nowego kochanka.
Nie była atrakcyjna,
ot, tak w kwiecie wieku,
kurze łapki już miała,
piasek pod powieką.
Poświęcała się dzieciom,
już tak od poczęcia,
tylko to jej dawało,
odrobinę szczęścia.
Teraz dzieci wyrosły,
wyniosły się z domu,
czuła się niepotrzebna,
prawie już nikomu.
Otworzyła Internet,
dział „dobrana para”,
szukała gorączkowo-
„oferty od zaraz”.
Pomyślała przez chwilę,
który odpowiedni,
musiałby być przystojny,
wrażliwy, nie biedny.
Przeglądała, dumała
i kręciła nosem,
żaden jej nie pasował,
ten brzydki, ten bosy.
Tamten stary dziadyga,
pewnie ma rupturę,
i serce nadwątlone,
nie wyjdzie pod górę.
Ten znów dla niej za młody,
o życiu nic nie wie,
rzuci jak nic po roku,
marzenia pogrzebie.
Cały dzień jej tak zeszedł
na szukaniu gacha,
a na końcu stwierdziła-
kocham swego Stacha.
Już znam jego zalety,
braki i przywary,
lepszy wróbel co w garści,
nawet jeśli stary.
Odtąd była dlań miła,
cieplutka jak lato,
żyli długo, szczęśliwie,
wbrew wszelkim schematom.
Ktoś zapyta co dalej,
tego sama nie wiem,
zazdrościłam im trochę,
będąc na pogrzebie.
Śmierć ich nagle dopadła,
co weszła kominem,
na nic zdały się targi,
mieli głupią minę.
Może kiedyś ich spotkam,
na Wielkiej Równinie,
gdzie wszyscy są szczęśliwi,
i pławią się w winie.
Nr 6 - Kocimiętka
Com uczynił
Com uczynił, żeś nagle pobladła?
Chuć mnie dręczy, a tyś to odgadła?
Jakże milcząc miętosisz mą nogę!
Już wytrzymać nie mogę, nie mogę!
Dłonie twe dla mnie wielką podnietą
Usta lepiej, bo dłonie to nie to…
Może skryjmy się pierwej na lewo
Pod drzewo, pod drzewo, pod drzewo.
Był żem tu wczoraj z Rudą Celiną,
Niezbyt przecież cnotliwą dziewczyną
Lecz z tobą szans nie ma tamta flama
Och! -Jakbym czytał opowieść „Nana”!
Nie tutaj! Niżej! Nie głosem – ręką!
Skończmy już wreszcie z taką udręką,
I precz do góry halki wybranki
Uf! – falbanki, falbanki, falbanki.
Już się koronki na hajdawerach
prują pod dłonią zniecierpliwioną.
I te tasiemki wszelkie i haftki
co bronią dostępu do dzierlatki.
I jeszcze moment i jeszcze chwila,
akcja się raźno dosyć rozwija.
Serce me wali jak młot kowalski
zaraz dostąpię tej boskiej łaski…
- „Com uczyniła, żeś tak pobladły?”
Oczy twoje się wielce otwarły.
„Ała” się głośne z ust mych wyrywa,
coś piecze w korzeń niczym pokrzywa!
„Oj, zapomniałam o tym drobiazgu,
pan mąż nakazał na czas wyjazdu”.
Pod halkami blachy pasa cnoty!
Tną klejnoty! Klejnoty! Klejnoty!
Nr 7 - Miladora
Hymn
(nr 1 – "Hymn" - Juliusz Słowacki)
Smutno mi, Boże – żaden ze mnie człowiek
baba zaledwie i to też nNr 7 - ijaka,
każdy ją może potrącić przechodzień,
a dziad mieć w sakach.
Stąd, że tak często obrywam po głowie,
smutno mi, Boże…
To życie z dziadem, jego wymagania,
...
skrivanek