Inwazja Antypolonitów.pdf

(345 KB) Pobierz
Inwazja antypolonitów.
Prof. dr hab. M. Suslik Trzeciak
W przededniu obchodzonego w Polsce Ludowej uroczyście „Święta 22 –Lipca”
wypada przywołać w pamięci niektóre sprawy, których młode pokolenie już
nie kojarzy. A stały się one w pewnym sensie ikoną samej końcówki II wojny
światowej i Powstania Warszawskiego. A więc ikoną niebywałych cierpień,
zbrodni, tragedii i wszystkiego najgorszego co z wojną było związane, a co w
wyobraźni może się tylko w jakimś zaledwie stopniu pojawić. Osobiście mam
do dziś w oczach te dni i scenerię związaną właśnie z drzwiami do „Polibudy”,
ulokowanymi wprost na przeciw Domu Młodego Naukowca Politechniki, w
którym po wojnie przez długie lata zamieszkiwałem. W tragicznym okresie,
mieścił się tu Sztab Powstania Warszawskiego.
W tak historycznym miejscu, nie sposób było wszystko zapomnieć i zlekceważyć.
Chcąc nie chcąc, wiele ważnych wydarzeń trzeba było na nowo odtwarzać i zgłębiać o nich
niekończące się wiadomości. Okazji do tego było co nie miara. Najpierw rocznice Powstania
Warszawskiego i wspomnienia o końcówce wojny i pierwszym dniu wolności. Zanim ten
dzień nastąpił, we wspomnianych drzwiach, miało się jednak dokonać ważne wydarzenie, bo
spotkanie Hitlera z naszą Hrabiną Tarnowską. Jak się później dowiedziałem, zmasowane ataki
na Hitlera, nie pozwoliły mu na osobiste pojawienie się w Warszawie. Przybył więc jego
osobisty wysłannik, generał (nazwisko zapomniałem) z jakąś świtą i w drzwiach oczekiwał na
naszą delegację. Wśród niebywałych napięć zgromadzonego przy placu Politechniki tłumu
warszawiaków (sterczała w nim i moja babcia Marcinowa) zapanowała nagle grobowa cisza.
To wieść, że pojawiła się nadzieja, którą tworzyła przybyła na to spotkanie nasza
wspaniała Hrabina Tarnowska. Delegacja niemiecka ustawiła się szeroko przed drzwiami i
jakby zamarła, oczekiwała. Hrabina ledwo żywa z opaską PCK (bo opiekowała się rannymi
powstańcami) korzystała tym razem z wolnego przejścia, które żołnierze niemieccy utworzyli
salutując na jej widok (czego nie zrobiła oczekująca świta). Nie dochodząc do drzwi
wykrzyknęła resztką swoich sił: Was haben Sie gemacht mit Polen? (Coście zrobili z
Polską!). Stojąca w tłumie moja babcia zalała się wtedy łzami, choć nie identyfikowała do
końca wypowiadanego okrzyku. Jak wielu Warszawiaków, padła później ofiarą wywózki do
Auschwitz, zostawiając wszystko na Chmielnej nietknięte, nawet cały swój ukochany
skromniutki magiel w piwnicznym kącie, który dostarczał groszowego wsparcia w biedzie.
Oświęcimską podróż odbyła wraz córką Jadzią, młodą chórzystką z Kościoła
Zbawiciela. Niestety Jadzia zginęła prawie natychmiast po dotarciu do Oświęcimia.
Spodobała się na nieszczęście hitlerowcowi i ten rozkazał jej przyjść wieczorem do jego
mieszkania. Nie przyszła. Rozkaz powtórzył na drugi dzień zaznaczając, że jeśli nie przyjdzie
to może liczyć na 11 dni wolności. Przynosiła bidula nie zjedzone ziemniaki Matce z
pamiętnymi słowami: Mamo jedz, może przeżyjesz, ja już nie. Jakby na pocieszenie babcia
coś z tych ziemniaków próbowała jeść, ale łzy były od nich większe i do nich się ograniczała.
Przeżyła będąc w drugim etapie śmierci głodowej. Trzeci i ostatni, stanowiła bowiem śmierć.
Więc z tego jeszcze okrucieństwa wyrwał ją dzień wolności, gdy usłyszała słynne rosyjskie:
„zdrastwujtie”, a potem już tylko płacz przy pakowaniu ludzi niczym szkieletów na wojskowe
radzieckie „maszyny”.
Wywieźli ją do Szwecji, gdzie przebywała ponad pół roku. Potem gdy do nas
przyjechała i zobaczyła na stole szklankę mleka, zaczęła rozpaczliwie uciekać od stołu.
Okazało się, że człowieka umierającego z głodu można przywrócić do życia podając mu
dokładnie chude, odciągane mleko. Przez wiele miesięcy takie mleko zbrzydło jej tak bardzo,
że nie chciała na niego patrzeć, nie mówiąc o jakimkolwiek spożyciu. Część tych rodzinnych
wspomnień udało mi się po latach odtworzyć w Tyrolu na spotkaniu z zapoznanym Hrabią
niemieckim, rodzonym bratem pani z Monachium, która w trudnych dla mnie chwilach tyle
życzliwości mi okazała.
Na spotkaniu z Hrabią niemieckim trzeba było najpierw przekazać pozdrowienia z ziemi
nad Wisłą, która jakoś tam kataklizm wojenny przetrwała i zachowała pełno swoistych
uroków. Można powiedzieć bez przesady, że to ziemia ładna, ciężko i krwawo wywalczona,
wygodna, bez wielkich kataklizmów, z urokami zimy i lata, z krajobrazami gór i morza, jezior
i bajecznych łąk. Rozmówca wsłuchiwał się w opowieści o niej i przyjaznym uśmiechem je
potwierdzał. Siedzieliśmy w głębi Tyrolu z widokiem na jego posiadłość, delektując się
ulubionym jego piwem, które otwierało coraz śmielsze wstawki z wojennych przeżyć, a
szczególnie te z samych walk frontowych w Warszawie.
Gospodarz z wizytówką podkreślającą szanowany w Niemczech tytuł „Von”, walczył jak
się okazało z frontem radzieckim, w którego szeregach szarżował mój dobry przyjaciel płk
Władysław (wtedy Vładimir) Tryliński. Później, Władek jako szef Biura „Grunwaldu” był
moim zastępcą (i następcą). W wolnych chwilach poznałem jego twardy charakter, kiedy to
bez obaw o życie rozminowywał na warszawskiej Pradze obiekty Stolicy. Gdy je opuszczał,
upamiętniał swój pobyt napisem: min niet, dodając po polsku: min nie ma. Długo po wojnie
można było takie napisy jeszcze czytać.
Ale w Politechnice i na Placu Zbawiciela było inaczej. W Politechnice dzielnie wojował
wysoki starszy oficer niemiecki, ukazujący się dyskretnie z za filaru, strzelając do wszystkie
co po stronie przeciwnika się ruszało. Przed takim strzałem Władek nauczył się bronić,
posyłając odpowiedni ładunek granatu, gdy brakowało lub trzeba było oszczędzać naboje
pistoletu. I teraz, gdy tak nieoczekiwanie wypominałem te sceny, zacząłem stopniowo
rozpoznawać w rozmówcy tamtego oficera, z którym Władkowi przypadło wojować. Ale
zapamiętali się nie z Politechniki, lecz z walk o wyzwolenie kościoła przy Placu Zbawiciela.
Dokładne sprawozdanie z tych wojennych „spotkań” składane przez mojego rozmówcę
śledziłem z zapartym tchem.
Wszystko się zgadzało. I w najdrobniejszych szczegółach powtarzało. Dostojny hrabia
niemiecki wręcz błagał abym mu pokazał jakieś zdjęcie Płk Trylińskiego bo cenił jego
odwagę i spryt. Niestety takiego przy sobie nie miałem a obiecanki zorganizowania spotkania
były bez pokrycia, bo Hrabia był już mocno starszy a Płk Tryliński praktycznie bez żadnych
funduszy. Sprawa umarła –jak to się mówi „śmiercią naturalną” jeśli nie liczyć fragmentów
różnorakich, nieuporządkowanych wspomnień. Obejmujących dodajmy częściowo również
okres powojenny. Ale ten okres dotyczy już kilkudziesięciu lat i daje się wtłoczyć w pewne
etapy historyczne, mające istotne znaczenie dla inwazji antypolonitów.
Bezpośrednio po wojnie, staraliśmy się jak wiadomo nadrobić czas, zgodnie z teorią
przyśpieszonego rozwoju. Ta teoria przetrwała do dziś z tym, że obecnie obejmuje etap
przyśpieszonego wprowadzenia zmian kapitalistycznych. Jej zwolennicy (czołowi działacze
„Solidarności” z Wałęsą na czele), pragną wyprowadzić nasz kraj z tzw. komunizmu i to
szybciej, niż ich poprzednicy bądź oni sami wprowadzali go niedawno na tę drogę. Toteż
teoria ta, poparta praktyką „solidarnościowego” rządu przynosi już rozległe skutki i wszystko
wskazuje na to, że wkrótce, w samym centrum Europy będziemy mieli kraj kolonialny,
całkowicie zależny od obcych kapitałów, a w szczególności od kapitału amerykańskiego czy
też żydowsko-amerykańskiego.
Jeżeli mówimy wkrótce, to z pewnym nadmiarem ostrożności, bowiem już dzisiaj
zależność ta jest jaskrawo odczuwalna, jeśli wziąć pod uwagę miliardowe zadłużenie kraju i
brak z tego powodu samodzielności tak w polityce zewnętrznej jak i wewnętrznej. Oficjalnie
nawet wicepremier Balcerowicz wymienia zalecenia i nakazy Międzynarodowego Funduszu
Walutowego i z pokorą wykonuje to, co zaleca prof. Sachs z USA. Zapłaci mu za to krocie w
dolarach. O podobnej zależności od zewnętrznych decyzji, świadczyć może stosunek Polski
do wojny w Zatoce Perskiej, w wyniku czego straciliśmy wiele miliardów dolarów. Nie
inaczej jest w polityce wewnętrznej.
Przyśpieszona reprywatyzacja oznacza wykup i oddawanie niemal za darmo coraz to
nowych części majątku narodowego i tworzenie krańców bogactwa i biedy. Warto jednak
zauważyć, że to pierwsze Polakom nie grozi, przeciwnie, zasady reprywatyzacji umożliwiają
reaktywizację okresu, w którym stosowano żydowskie porzekadło: wasze ulice, nasze
kamienice. Dziś podobnie rozumieć trzeba ulice, jako symbol przestrzeni pełnej biedy i
bezdomnych Polaków, i to obok obcego kapitału, jako właściciela co lepszych obiektów i
kamienic czynszowych. Takich obiektów, nie należących do Polaków jest już bez liku i z dnia
na dzień w wyniku inwazji antypolonitów ich nieustannie przybywa. Co gorsze, w wyniku tej
inwazji dokonuje się nieustannie proces wdrażania systemu niszczycielskich reform,
stanowiących pułapki dla naszego narodu i państwa, które systematycznie stosowane,
prowadzą nieuchronnie do jego totalnej zagłady. Historycznie biorąc możemy wskazać na
wiele okresów powojennych z których wyrosła sytuacja znana nam dobrze z obecnej
„solidarnościowej” rzeczywistości. Oto one:
1. Rok 1948, kończący układ wielopartyjny na rzecz jednej, rządzącej partii
komunistycznej, to znaczy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W wyniku tego
wydarzenia władzę w kraju objęli ludzie realizujący swój program rewolucyjnych zmian,
stanowiących konkretyzację „internacjonalistycznych” wskazań dowództwa światowego
komunizmu. Zmiany te zapewne poparłby sam Trocki doradzając wzmocnienie metod terroru
indywidualnego i fizycznej likwidacji osób z rewolucji nie zadowolonych. Taka bowiem
taktyka stanowiła warunek przyśpieszania tych zmian. Wkrótce tak się też i stało.
2. Bermanowszczyzna /od nazwiska Bermana Jakuba, polskiego odpowiednika
Lavrentina Berri/, znana z rzezi polskich patriotów, a szczególnie inteligencji. Okres ten
nigdy nie został rozliczony i nacjonalistyczni oprawcy narodu polskiego gorliwie realizujący
politykę Urzędu Bezpieczeństwa którym kierował Berman, do tej pory nie zostali pociągnięci
do odpowiedzialności, jeśli nie liczyć drobnych, raczej „propagandowych” odstępstw od tej
zasady. Wszelkie próby ujawnienia prawdy są bowiem nadal w zarodku tępione.
Osobiście na przykład podpisywałem w imieniu Zjednoczenia Patriotycznego „Grunwald”
petycję do władz państwowych, aby zezwoliły na umieszczenie tablicy pamiątkowej na
ścianie byłego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego mówiącej o tym, że w kazamatach tego
budynku syjonistyczna klika J. Bermana i R. Zambrowskiego torturowała, skazywała i
zabijała polskich patriotów. Tablica -jak pisaliśmy- powinna być wmurowana ku pamięci nie
winnych ofiar, ku hańbie ich katów i ku przestrodze przyszłych pokoleń Polaków. Mimo
ponowień i próśb, władze nigdy nie wyraziły zgody na wmurowanie takiej tablicy.
Berman był jak widać ogniwem pośrednim w rewolucji komunistycznej przekazującym
dzieło Trockiego w ręce samych swoich, do dzisiejszego dnia będących przy władzy. Kolejne
po nim ekipy wyraźnie broniły systemu przez niego stworzonego i skutecznie uniemożliwiały
ujawnienie i rozliczenie syjonistycznych zbrodni i zbrodniarzy. To co obecnie ważne, to fakt,
że żadne przyśpieszenie w tej dziedzinie nie istnieje. Przeciwnie, czas zaciera dawne
zbrodnie, a nowe znajdują szybko obrońców opowiadających się za przedawnieniem i
tworzeniem zbudowanych z otoczki kłamstw.
3. Rok 1968, symbol przemian po wojnie Izraelsko-Arabskiej, która obnażyła światowe
siły syjonizmu i wzmogła z nimi walkę. Wielu syjonistów /głównie prominentów partii
komunistycznej/ opuściło nasz kraj, bynajmniej nie zasilając Komunistycznej Partii Izraela,
lecz wpływowe ośrodki syjonistyczne na całym świecie. Dodajmy, że wywieźli przy tym z
Polski nie tylko olbrzymie majątki, ale i sekrety życia społeczno-gospodarczego, przydatne do
zniewolenia naszego narodu i państwa. Po niedługim czasie staną się bohaterami walki z
komunizmem i antysemityzmem, znajdując opiekunów w różnych instytucjach, środkach
masowego przekazu i centrach władzy państwowej nie tylko w naszym kraju.
4. Wydarzenia „grudniowe” z I970 r., które w dużym stopniu przywróciły syjonistom
utracone wcześniej pozycje i rozwaliły nie wygodny już dla nich reżim Gomułki.
Przypomnijmy, że nie poparł on Izraela w wojnie z Arabami i próbował odwrócić falę
kłamstw z nią związanych.
5. Radomski „czerwiec” 1976 r. uniemożliwiający dostosowanie struktury cen do
wymogów rynku i zwiastujący walkę z niewygodną ekipą Gierka. Syjoniści z pod znaku
KOR –u (Komitet Obrony Robotników) troszczyć się teraz będą o wprzęgnięcie haseł
ekonomicznych /podobnie jak to czynił Trocki/ do celów walki politycznej, jaką podejmie
rodząca się już opozycja „solidarnościowa”. Hasła te to wypróbowany już rodzaj pułapki dla
robotników żądających poprawy ich ciężkiej sytuacji materialnej. Nie długo się o tym
przekonają, ale wyjście z pułapki jest nie takie proste, jeśli w ogóle możliwe.
6. Gdański „sierpień” 1980 r. obejmujący słynny strajk w stoczni i powstanie
Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Ruch ten wywodzący się
z KOR, opanowany został przez żydowsko-syjonistyczne kadry podporządkowane
antypolskim siłom na Zachodzie. Podporządkowanie to, opłacone zostało milionami dolarów,
z których nikt i nigdy nie został należycie rozliczony.
Powstanie „Solidarności” zmierzającej do zmiany ustroju, to początek całej dekady
niebotycznych strajków o sile zniszczenia raczej nigdzie na świecie niespotykanej.
Przygotowały one grunt dla bankructwa wielu ważnych przedsiębiorstw i wstrzymały
tworzenie nowych, w tym nawet jedynej w Polsce elektrowni atomowej, której budowa mimo
olbrzymich nakładów finansowych została wstrzymana a praktycznie w wyniku
zorganizowania akcji strajkowej zlikwidowana i zastąpiona dyskoteką. Równolegle z tym,
przystąpiono do fizycznej likwidacji wielu ważnych dla gospodarki narodowej
przedsiębiorstw, w tym takich jak huta aluminium w Krakowie, fabryka tworzyw sztucznych
w Jeleniej Górze i wiele, wiele innych przedsiębiorstw niezbędnych dla dalszego rozwoju
gospodarki narodowej.
W wyniku całokształtu niszczycielskich działań których nie wytrzymałaby gospodarka
nawet najbogatszych krajów świata, zablokowano cały rozwój społeczno – gospodarczy
kraju, co odczytać można bez trudu w każdym roczniku statystycznym. Kraj staje się w ten
sposób niewypłacalny z długów zagranicznych. Lichwiarskie procenty tego zadłużenia z dnia
na dzień zwiększają zależność naszej gospodarki od zagranicy i wywołują głęboki kryzys
jakiego po wojnie nigdy nie było. Upadek gospodarczy powoduje rozkład pozostałych
dziedzin życia społecznego, w tym także oświaty. Przykładem działań niszczycielskich sił w
oświacie, może być Wyższa Szkoła Inżynierska w Radomiu im. Kazimierza Puławskiego,
gdzie zorganizowany przez „Solidarność” strajk w drugiej połowie 1981 r. który trwał bez
przerwy 49 dni i przerwany został dopiero w wyniku wprowadzenia stanu wojennego 13
grudnia 1981 r. Opisałem ten strajk szczegółowo na 225 stronicach książki zatytułowanej
„Upiory studenckiej jesieni”. Pierwsze jej wydanie ukazało się w wakacje 1982 r., zaś drugie,
w grudniu 1989 r. Oba wydania przyniosły lawinę ataków wpływowej prasy i różne formy
zemsty środowiska żydowsko-syjonistycznego, które boleśnie odczuwam do dnia
dzisiejszego.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin