Leclaire Day - Mąż z ogłoszenie (Harlequin Romance (tom 271).pdf

(616 KB) Pobierz
Day Leclaire
Mąż z ogłoszenia
PROLOG
MĄŻ POTRZEBNY!
Kobieta-ranczer potrzebuje natychmiast i zdecydowanie męża.
Ewentualni kandydaci powinni spełniać następujące warunki:
1. Lat 25-45, dążący do stałego związku. Pożądane miłe obejście i
naturalna łagodność.
2. Doświadczenie ranczerskie, umiejętność dosiadania konia,
właściwego traktowania pracowników, spędzania bydła itp.
3. Przygotowanie handlowe, zwłaszcza w zakresie radzenia sobie
z tępymi i upartymi dyrektorami banku.
Mam lat dwadzieścia sześć, mogę ofiarować rodzinny dom, trzy
posiłki dziennie oraz najpiękniejsze widoki teksańskiego podgórza.
Szczegóły bardziej intymne do omówienia i negocjacji.
Oferty wraz z życiorysem i referencjami adresować:
„Panna Białogłowa”, skrytka pocztowa 42, Crossroads, Teksas.
Hunter Pryde raz jeszcze przeczytał ogłoszenie i odłożył gazetę.
W kącikach ust błąkał mu się uśmieszek. A więc Leah tak desperacko
poszukuje męża? Ho, ho! Bardzo, bardzo interesujące!
Rozdział 1
– Ale to ma być prawdziwe małżeństwo, co? – przerwał ciszę
kandydat. – No, bo jak miałbym rządzić, jeśliby nie było prawdziwe?
Leah oderwała wzrok od życiorysu niejakiego Titusa T.
Culpeppera, który siedział dumnie naprzeciwko, i chłodnym tonem
zapytała:
– Czyżby chodziło panu o małżeńskie prawa?
– Ano właśnie, chodzi mi o spanie razem, żeby nie owijać sprawy
w bawełnę. – Przechylił się do tyłu i bezcenny babciny fotel, styl
chippendale, aż jęknął postawiony nieoczekiwanie na dwóch nogach
pod nie lada ciężarem. – Niezła z pani kobitka, pani Hampton, a ja
nigdy nic nie miałem przeciwko niebieskookim blondynkom. Wcale,
wcale!
Leah zesztywniała. Z trudem ukryła też niesmak.
– Dziękuję panu za komplement, ale...
– Wiem, wiem – przerwał. – Ale chciałaby pani też usłyszeć
trochę takich miłych słówek, co to kobiety lubią. – Wyszczerzył się w
szczerbatym uśmiechu. – Dlaczego nie, jeśli mi z nich przyjdzie jakaś
korzyść. No, bo nie ma po co na pastora wydawać, jeśli się potem nie
śpi w jednym łóżku.
– Moim zdaniem jakakolwiek rozmowa na temat praw
małżeńskich czy innych byłaby w tej chwili nieco... przedwczesna –
oświadczyła.
I niepotrzebna, skoro jej podstawowym celem jest znalezienie
miłego i posłusznego mężczyzny, gotowego skorzystać z oferty
platonicznego partnerstwa. Leah miała chwilowo dość komplikacji
wywołanych
młodzieńczą
eskapadą
w
świat
gorących,
nie
kontrolowanych uczuć.
– Jeśli teraz idzie o pański życiorys, panie Culpepper...
– Titus T. – przerwał jej po raz drugi.
– Nie rozumiem?
– Ludzie tak na mnie wołają. Titus T. Jak już mamy brać ślub, to
niech będzie po imieniu. – Zrobił oko.
Mruknęła coś niewyraźnie i pochyliła głowę nad życiorysem
Titusa T. Rozmowa nie przebiegała zgodnie z jej oczekiwaniami.
Niestety, odrzuciła już większość kandydatów na męża ranczera.
Pozostawał tylko Titus T. oraz nie znany jej jeszcze H. P. Smith,
mający być ostatnim egzaminowanym tego dnia. A więcej ofert już
nie było. Zwykła przezorność nakazywała nie rezygnować z pana
Culpeppera zbyt pochopnie, bez dogłębnego przeanalizowania plusów
i minusów.
– Pisze pan, że ma pan duże ranczerskie doświadczenie?
– Prawdę mówiąc, to prowadziłem farmę. Ale ranczo czy farma,
co za różnica? Ważne, żeby wiedzieć, z której strony krowie podtyka
się wiaderko. Od głowy czy od ogona – zarechotał.
– Jest pewna różnica – odparła zszokowana.
– Moim zdaniem, żadnej. – Nim zdołała zaprzeczyć, dodał z
obleśnym uśmieszkiem: – Pisze pani też, że potrzebny jej ktoś dobry
w prowadzeniu interesów.
To było sedno całej sprawy. Szukała męża, który by potrafił
rozwiązać problem jej finansowych zobowiązań. Leah zastanawiała
się teraz, w jaki sposób wyjaśnić jej – nazwijmy to – delikatną
sytuację gotówkową. No cóż, nie było innego wyjścia, trzeba prosto z
mostu:
– Ranczo ma chwilowe trudności natury finansowej – wyjaśniła. –
Jeśli nie otrzymam bankowej pożyczki, to... grozi mi bankructwo.
Nasz dyrektor banku obiecał, że jeśli
wyjdę za mąż za
doświadczonego ranczera, który zna się na prowadzeniu interesu, to
da pożyczkę. Stąd też moje ogłoszenie.
Titus T. zmarszczył czoło i w zamyśleniu pokiwał głową.
– Dziwić, to nawet nie dziwi, że takie słodkie coś ma kłopoty z
liczeniem. Chętnie będę pilnował pani pieniążków, dlaczego nie? –
Na jego twarzy rozlał się pełen szczęścia uśmiech. – Dlaczego nie?
Może i byłoby dobrze, żeby dla większego bezpieczeństwa
wszystko, konta i co tam jeszcze... przepisać na moje nazwisko. I
wtedy łatwiej namówię ten paskudny bank na pożądaną pożyczkę. Nie
będzie pani musiała zawracać sobie biednej główki...
Leah była wstrząśnięta. Nie miało sensu kontynuowanie
rozmowy. Trafiła na zwykłego oszusta. Należało wyrzucić go za
drzwi już wtedy, kiedy po raz pierwszy otworzył usta.
Powstrzymała ją podbramkowa sytuacja. Bo inaczej, ani by się
zawahała. Jednakże teraz poważnie kiwała głową, jakby każde jego
słowo trafiało na podatny grunt. Po prostu bała się tego człowieka.
Lepiej go nie drażnić.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin