Armstrong Kelly - Uwieziona.pdf

(1989 KB) Pobierz
Armstrong Kelley
Kobiety z innego świata 02
Uwięziona
Elena Michaels jest kobietą poszukiwaną. Nie zrobiła nic złego. A
przynajmniej w ostatnim czasie. Ale dziesięć lat temu jej kochanek
przemienił ją w wilkołaka, a konkretnie w jedynego wilkołaka płci żeńskiej
na świecie.
Teraz, gdy w końcu pogodziła się ze swoim losem, o jej istnieniu dowiaduje
się grupa naukowców. Ścigana jak dzikie zwierzę, Elena wpada w
zastawioną na nią pułapkę. Jednak ludzie, którzy ją porwali, nie wzięli pod
uwagę przybranej rodziny Eleny, Watahy, która nie zawaha się przed
niczym, aby ją odzyskać. Nie podejrzewają również, jak pomysłowa i
bezwzględna jest sama Elena, a to błąd, który może kosztować ich życie…
Podziękowania
Dziękuję:
mojej agentce Hellen Meller, mojej cudotwórczyni, Sarze Manges z Viking US za to, że zawsze miała
dla mnie czas,
Annie Collins z Random House Canada za wszystkie cudowne porady,
Antonii Hodgson z Time Warner Books UK za nieustające wsparcie,
Bev Irwin za zawodowe porady w kwestiach medycznych.
I na koniec chciałabym bardzo podziękować mojej rodzinie. Zawsze pozwalają mi zaszywać się w mej
pisarskiej samotni i wybaczają mi wybuchy złości, gdy okazuję poirytowanie.
PROLOG
Nie cierpiał lasu. Nie znosił tej wiecznej wilgoci i ciemności, jakie tu panowały. Nienawidził
rosnących jedno przy drugim drzew i gęstwin krzewów. Mierziła go unosząca się woń rozkładu,
martwej roślinności i zwierząt, wszystkiego, co umarło, a nawet żyjących istot, nieustannie
uganiających się za kolejnym posiłkiem, które od śmierci dzielił nieszczęśliwy traf albo zwykła
pomyłka. Wkrótce jego ciało będzie gnić. Może je pochowają, a może pozostawią ścierwojadom. Jego
śmierć odroczy ich zgon o kolejny dzień. Umrze. Zdawał sobie z tego sprawę, nie jak samobójca,
który w głębi duszy pożegnał się z życiem, ani ci, co pozbawieni nadziei bez sprzeciwu godzą się z
losem, lecz jak ktoś, kto wie, że od opuszczenia tego padołu i przejścia do innego świata dzielą go
jedynie godziny. Umrze tu, w tym cuchnącym, mrocznym, wilgotnym piekle.
Nie pragnął śmierci. Gdyby tylko mógł, uniknąłby jej.
Ale nie mógł. Próbował, planując ucieczkę od wielu dni, zbierając siły i energię, zmuszając się do
jedzenia i spania. I kiedy w końcu zbiegł, nawet jego samego to zaskoczyło. Nie wierzył, że mu się
uda. Oczywiście, tak
naprawdę wcale mu się nie udało. To była tylko iluzja, jak miraż na pustyni, choć oaza będąca
fatamorganą nie zmieniła się w piach i promienie słońca, lecz w wilgoć i mrok. Uciekł z kompleksu,
by znaleźć się w lesie. Wciąż nie tracąc nadziei, biegł, biegł i biegł. Ale donikąd nie dotarł. A oni
właśnie się zbierali. Nadchodzili. Polowali na niego.
Słyszał ujadanie psów gończych podążających jego tropem. Musiały istnieć jakieś sposoby, aby je
zgubić, ale nie miał pojęcia, jak ma to uczynić. Urodzony i wychowany w mieście, potrafił uniknąć
wykrycia w aglomeracji miejskiej, potrafił stać się niewidzialny, nawet pozostając na widoku, udając
przeciętniaka, osobę tak nijaką i nieciekawą, że ludzie, choć patrzyli, to jednak go nie dostrzegali.
Wiedział, jak witać się z sąsiadami z apartamentowca, spuszczając wzrok, lekko tylko kiwając głową,
bez słowa, tak że gdyby ktoś zapytał, kto mieszka pod 412, nikt nie potrafiłby odpowiedzieć. Czy to ta
para staruszków? Albo młoda rodzina? Niewidoma dziewczyna? Nigdy nie był na tyle nieuprzejmy
ani przyjazny, aby zwrócić na siebie uwagę, rozpływając się w morzu ludzi zbyt zaabsorbowanych
własnym życiem, by mogli skupić się na nim. W mieście był mistrzem nie-widzialności. Ale tutaj? W
lesie? Miał dziesięć lat, kiedy rodzice ostatecznie porzucili złudzenia, że zrobią z niego miłośnika
przyrody. Zaczęli pozwalać mu przebywać u babci, podczas gdy jego rodzeństwo uprawiało piesze
wycieczki albo wyjeżdżało pod namiot.
Tu był całkiem zagubiony. Ogary go znajdą, a łowcy zabiją.
— Nie pomożesz mi, prawda? — rzucił.
Przez dłuższą chwilę Qiona nie odpowiadała. Wy-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin