Odcinek 39 – Lizzy kontra Nietypowa Wywiadówka.odt

(26 KB) Pobierz

Odcinek 39 – Lizzy kontra Nietypowa Wywiadówka

Po tygodniach przygotowań do Misji w końcu przyszedł dzień zejścia pod piwnicę. Cieszyłam się z tego, ale tylko dlatego, że bardzo chciałam mieć to za sobą. I tylko dlatego.

-Lina? - zapytał Chuck, wbijając wzrok w listę rzeczy do zabrania.

-Jest. - odpowiedziała Sarah, wkładając rzeczoną linę do damskiej torebki.

-Mikrofony?

-Są.

W końcu nie wytrzymałam i podeszłam bliżej. Robili to bez skrępowania. Zupełnie, jakby byli pewni powodzenia. Może nawet zbyt pewni... Jedno jest pewne. Przynajmniej dla mnie. Nikt inny nie szykuje się do tego zebrania jak ta dwójka.

-Jesteście pewni, że dacie radę zrobić to sami? - zapytałam. - Może mogłabym...

-Jeszcze nie teraz. - oznajmił Roan, kładąc mi dłoń na ramieniu. - Najpierw Twój brat i jego przyszła żona zrobią rekonesans i później zobaczymy.

Wywróciłam oczami i spojrzałam mu w twarz. Cierpliwa nie byłam. Nigdy wcześniej... No fajnie, wszystko ładnie, pięknie, powoli... Nie! To nie dla mnie.

-Załóżmy, że zrobicie już ten rekonesans i co dalej? - zapytałam, krzyżując ramiona na piersiach.

-A bo ja wiem? - Chuck wzruszył ramionami. - Najpierw musimy ustalić jaki jest stopień zagrożenia. Jeśli to, co tam robią jest naprawdę bardzo złe, to postępowanie potrwa trochę dłużej. Rozmowa z Tobą to jedno, a misja, to co innego.

-Nie wykluczamy, że będziesz musiała poprosić o pomoc swoich przyjaciół. - oznajmiła ciotka Diane, a ja podniosłam głowę.

-Że jak? - otworzyłam gwałtownie usta. - O nie! Nie narażę przyjaciół. Mowy nie ma!

-Mówiłam, że tak zareaguje. - westchnęła Sarah, zakładając sobie torbę na ramię. - To wciąż jest ostateczność. Możliwe, że nie będziemy musieli prosić ich o pomoc.

-Mam nadzieję. - mruknęłam. - To moi Prawdziwi przyjaciele, rozumiecie? Ne znam ich długo, ale mi na nich zależy i wiem, że mogę im zaufać. O takich przyjaciół naprawdę trudno.

-Ma rację. - powiedziała Sarah. - Szpiegowi trudno się z kimś zaprzyjaźnić.

-Nie jestem jeszcze szpiegiem. - powiedziałam, krzyżując ramiona.

-Ale będziesz. - mruknął Chuck, jakby to było nieuniknione. - To na prawdę budująca robota. Robimy coś ważnego.

Spojrzałam na Roana, a on tylko wywrócił oczami, jakby był czymś wysoce znudzony. To go trochę odmładzało. Wyglądał wtedy... Inaczej. Trochę jak taki energiczny wujek. Chociaż nie wiem skąd to skojarzenie. Może dlatego, że jest starą miłością Ciotki Diane... Nie wiem... Chociaż musiałam przyznać, że ostatnio jakby bardziej przyzwyczaili się do swojego towarzystwa. Nie było już żadnych niezręcznych momentów, a nawet coraz lepiej się ze sobą dogadywali. Oczywiście na płaszczyźnie zawodowej, bo nie widziałam, żeby w tym roku rozmawiali prywatnie.

-Dosyć tego gadania! - zawołał. - Pora brać się do roboty!

I jak na zawołanie odebrałam SMSa. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni jeansowej marynarki i spojrzałam na wyświetlacz.

Od: Madison

„Czemu jeszcze Cię tu nie ma? Logan już czeka!”

-Kurza stopa! - krzyknęłam niepohamowanie. - Musze iść. Obiecałem Madison, że będę blisko na jej randce z Loganem.

-Mogę Cię zawieźć. - zaoferował Roan, a ja tylko pokręciłam głową.

-Nie trzeba. - oznajmiłam. - Umówiłam się z Morganem, ze pożyczę jego rower. To na razie! Zobaczymy się na kolacji!

Pomachali mi na pożegnanie, a ja poszłam do sklepu, odbierając kluczyk Morgana od blokady na koło. No tak... Odkąd Chuck pożyczył go sobie bez pytania, ten stosuje niezwykłe środki ostrożności. To było nawet zabawne, biorąc pod uwagę, że „tylko kretyn kradnie rower”.

-Tylko nie zarysuj! - zawołał za mną.

-Nie zarysuję! - odkrzyknęłam, wychodząc na zewnątrz.

Kiedy tylko namierzyłam ten rower, odpięłam go od dolnej ramy barierki i schowałam blokadę do torby. Pokręciłam głową nad tymi rzeczami i i wsiadłam, jadąc do pizzeri w której Mad i Logan mieli mieć swoją randkę.

Zsiadłam z niego i podbiegłam do Madison, która stała ukryta za jedną z kolumn.

-Wolniej się nie dało? - wycedziła przez zaciśnięte zęby.

-Miałam herbatę u Cioci. - wyszeptałam. - Dlaczego po prostu nie poszłaś tam sama? On czeka na Ciebie, a nie na nas obie.

-Wiem, ale chciałam, żebyś była blisko. Teraz to Ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - odpowiedziała. - Dobra, idę tam. Jak wyglądam?

-Świetnie. - uśmiechnęłam się, poprawiając jej włosy. - A teraz idź tam, zanim Logan sobie pójdzie, a ja sobie coś zamówię.

Pokiwała głową i podeszła do Logana, który trzymał w ręku wielkiego słonecznika. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy Mad stanęła przed jego twarzą. Powitali się klasycznym buziakiem w policzek i usiedli przy stoliku, gdzie stał już duży placek.

Podeszłam do lady i poprosiłam o duże frytki i butelkę mrożonej herbaty. Wiedziałam, ze dają do tego po szklance i jednej słomce. Zapłaciłam z góry, a zmięty rachunek z dowodem zapłaty wepchnęłam do kieszeni. Potem usiadłam przy takim stoliku, gdzie miałam dobry widok na Logana i Mad. Nawet nieźle ich widziałam. Chociaż Logan był ode mnie odwrócony plecami. Jak zwykle w takich sytuacjach po prostu siedziałam, patrząc na nich i czekając na zamówione przez siebie frytki.

-Podać coś jeszcze? - zapytała dziewczyna, która przyniosła mi jedzenie.

-Nie dziękuję. - pokręciłam głową z życzliwym uśmiechem, podając jej zapłacony rachunek. Ta tylko przeczytałam co tam jest i oddała mi go z uśmiechem.

Kiedy odeszła, zaczęłam się wpatrywać w Logana i Madison. Moja komórka leżała obok mnie, dobrze wyciszona. Tak, żebym widziała, że ktoś ewentualnie dzwoni. A nie mogę przecież pozwolić, żeby mój charakterystyczny dzwonek usłyszeli wszyscy, łącznie w Loganem. On przecież myśli, że siedzę w sklepie, pomagając przy rozładunku towaru.

Ta ich randka była dość skromna. Po prostu siedzieli i rozmawiali. Madison chyba dobrze się bawiła i chyba nie było potrzeby, żebym siedziała tu przez cały czas. No oczywiście. Obiecałam, więc nie mogłam się stąd oddalić, dopóki oni sobie nie wyjdą.

Więc siedziałam tak, grzebiąc sobie w tych usmażonych ziemniakach. Rozejrzałam się po sali. Nie każdy był tu z „partnerem”. Są tacy, którzy siedzieli sami, była jakaś rodzina naprzeciwko mnie. Ten chłopczyk w końcu zauważył, że na nich patrzę i pomachał do mnie z radosną miną. Odmachałam mu, maczając kolejna laskę ziemniaka w sosie pomidorowym. Swoją drogą, coś się w nim zmieniło. Smakował trochę inaczej, niż go zapamiętałam. Był na pewno trochę ostrzejszy. Chyba dodali trochę papryczki chili.

Mój telefon nagle zaczął wibrować. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Arthur. Tylko czego on mógł teraz chcieć? Odebrałam, chowając się lekko pod stołem, żeby nikt nie mógł nas dosłyszeć.

-Kiepski moment. - syknęłam. - Przecież wiesz, ze pilnuję Logana i Mad.

-No wiem, przepraszam. - powiedział z wyraźną przykrością w głosie. - Chodzi o to, że zmieniałaś hasło w mojej poczcie.

-No i? - zmarszczyłam brwi, nie do końca wiedząc o co mu chodzi.

-Nie powiedziałaś na jakie. - powiedział, jakby to była podstawowa rzecz, o jakiej powinnam go poinformować. Bo w gruncie rzeczy było.

-Oj, po prostu wpisz „misio54” i wejdziesz. Pogadamy później. Cześć.

Rozłączyłam się i spojrzałam w stronę Mad i Logana. Na szczęście już kończyli i ja swobodnie mogłam zebrać swoje zabawki.

Zebrałam do torebki, to czego nie zdążyłam zjeść i wyszłam za nimi z lokalu. Potem wsiadłam na rower i wróciłam do sklepu.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin