Kukliński Piotr - Saga Dworek Pod Malwami - 06 Zabawa i Zdrada.pdf

(366 KB) Pobierz
KUKLIŃSKI PIOTR
ZABAWA I ZDRADA
PIEKĄCY POLICZEK
Policzek, po ciosie batem zadanym przez Justynę Nowacką, bolał Franciszkę przez wiele tygodni. Na
twarzy pojawiła się czerwona, potem sina, szpecąca pręga.
Michał Kalinowski, który z daleka dostrzegł zdarzenie, podbiegł do żony, zobaczył ranę na policzku.
- Trzeba zaraz zrobić zimny okład - zauważył. - Inaczej bardzo spuchnie.
Po czym zapytał:
- Co tu się stało? Powiedziałaś może jej coś przykrego?
Franciszka wybuchnęła płaczem.
Nadbiegła kucharka Fina z ręcznikiem, zamoczyła go w wiadrze z wodą, wycisnęła, przyłożyła do
twarzy Franciszki.
Chłodny okład złagodził ból, ale tylko na chwilę. Ból wzmagał się na wspomnienie upokorzenia i
jawnej niesprawiedliwości, jakiej doznała Franciszka.
- Jak ona mogła? - myślała z rozżaleniem o zachowaniu panny Nowackiej. - Czy ja jestem cze-
mukolwiek winna?
Pan Michał z ulgą stwierdził, że koniec rzemienia nie trafił w oko i pocieszył, że skóra nie jest
przecięta, więc i blizny nie będzie.
- Coś ty jej takiego powiedziała? - wciąż się dopytywał. - Musiałaś coś przykrego powiedzieć, skoro
panna Justyna zachowała się w taki sposób.
- Nic nie powiedziałam - powtórzyła Franciszka. - Podałam jej wody, a ona mnie uderzyła.
Usiłowała wyjaśnić, że nie wie, czemu ją tak potraktowano, ale jej tłumaczenie trafiło w pustkę. Pan
Michał był przekonany, że Justyna została w jakiś sposób sprowokowana. Miał ją za pannę spokojną i
ułożoną, która nie podniesie ręki na nikogo i nie mógł uwierzyć w opowiadany mu przebieg zdarzenia.
Franciszce było przykro, ona najlepiej wiedziała, jak pan Michał się myli w ocenie Justyny Nowackiej. Nie
chodziło przecież tylko o ten przypadek, Franciszka już wcześniej słyszała, że w Topolanach nie mają panny
Justyny za anioła. Córka właściciela majątku zachowywała się czasem okropnie, była niesprawiedliwa dla
służących, krzyczała bez powodu, potrafiła także uderzyć.
Gdy Franciszka wspomniała o tym Michałowi, mąż wzruszył ramionami.
- Cóż to za plotki? - spytał z niezadowoleniem.
- Chyba nie każesz mi ich słuchać, a co dopiero wierzyć?
Franciszka zrezygnowała z dalszego tłumaczenia, co było równie trudne, jak powstrzymanie łez.
Odeszła z dłonią na obolałym policzku i urazą w sercu.
Wieczorem, gdy opuchlizna, a co za tym idzie także i ból, nasiliły się, pozwoliła sobie na głośny płacz.
- No, już, już - mruczał sennie pan Michał, delikatnie ogarniając żonę ramieniem. - Przytul się, to zaraz
zapomnisz.
Franciszka nie mogła jednak zapomnieć, kilka razy w ciągu nocy wstawała, aby wymienić okład. Za
drugim razem przypomniała sobie o Szczepanie i o tym, jak przed rokiem potraktowała swoją rywalkę,
Cześkę, którą zbiła na kwaśne jabłko w Michałowie. Nie dostrzegała jednakże podobieństwa obu sytuacji.
Bo przecież Franciszka nie miała wyboru, wyszła za mąż za Michała z woli swojego ojca, a Cześka po
prostu ukradła jej narzeczonego.
- Cześka to co innego - mówiła sobie. - Zupełnie co innego.
Franciszka wstydziła się rany na policzku. Przez szereg dni starała się jak najmniej pokazywać. Wy-
dawało się jej, że każdy, kto spojrzy na jej twarz, od razu pomyśli o tym, jak potraktowała ją Justyna
Nowacka, a przy okazji o tym, że uderzenie było pewnie zasłużone.
Pani Katarzyna zwłaszcza, przynajmniej w pojęciu Franciszki, nie ukrywała zadowolenia z piętna,
jakim naznaczono synową, i to jeszcze w tak widocznym miejscu. Rana piekła więc tym bardziej, im
bardziej nieżyczliwi młodej gospodyni ludzie jej się przyglądali.
Dopiero po dwóch tygodniach policzek wrócił do poprzedniego stanu, a Franciszka przestała myśleć o
całym zdarzeniu.
Domownicy Kalinówki byli w większości oburzeni zachowaniem panny Nowackiej. Najgłośniej
krytykowała jej postępowanie Klementyna Hoffmann.
- Czy tak postępują ludzie wykształceni i dobrze wychowani? - pytała. - Czy nie nauczyli się, że czasy
feudalizmu dawno już się skończyły?
Franciszka nie wiedziała, co to feudalizm, ale było jej lżej znosić poniżenie i ból, gdy słyszała słowa
pocieszenia.
W podobnym tonie wypowiedzieli się synowie pana Michała, obwiniając Justynę o niegodne pozycji
słabe panowanie nad nerwami.
- To z zazdrości - powiedziała kucharka Fina.
- Ona Franciszce zazdrości naszego pana. Wiadomo, że jest czego.
- Właśnie - podchwyciła Klementyna Hoffmann. - A jej ojciec obraził się, że pan Michał nie wziął tej
jego chudej szkapy i chciał się odpłacić, podstępem wykupując ziemię.
Natalia Wudkiewicz, młynarzówna, namawiała przyjaciółkę, aby sprawy nie zostawiała bez od-
powiedzi.
- Nie mówiłam, jaka ta panna jest wredna? - zapytała, ze współczuciem patrząc na ziemistą pręgę. - Ja
bym jej tego nigdy nie darowała!
Franciszka spojrzała z zaciekawieniem.
- Nie darowałabyś? Chcesz powiedzieć, że powinnam...
Młynarzówna ściszyła głos.
- Pewnie! - oznajmiła z przekonaniem. - Potraktowała cię jak najgorszą. A przecież ty jesteś teraz pani!
Tobie nie wolno się poddawać, nawet tej przemądrzałej Nowackiej.
Franciszka spojrzała niepewnie na przyjaciółkę. Dobrze znała wzajemną niechęć obu pań. Panna
Nowacka skrytykowała kiedyś głośno śpiew Natalii w kościele, podczas gdy sama na fortepianie grała
ledwo poprawnie, przynajmniej zdaniem młynarzówny.
- Myślisz, że nie powinnam darować? - zapytała z nadzieją. - Michał tak nie uważa, on jakby trzyma
jej stronę. Wcale mi nie uwierzył, że nic złego jej nie powiedziałam i w niczym nie było mojej winy...
Natalia Wudkiewicz wydęła wargi.
- On też zapomniał, że skoro cię wziął za żonę, to nie jesteś już zwykłą chłopką, tylko panią. Ja bym
mu przypomniała!
Pomysł spodobał się Franciszce, choć na razie nie wiedziała, jak się do tego zabrać.
- Czasem myślę jak ty - powiedziała do Natalii.
- Że powinien mnie bardziej szanować. Tylko nie bardzo wiem, jak to zrobić. On przecież tak był wy-
chowany i zawsze tak uważał, to teraz pewnie mu trudno jest...
Młynarzówna pokręciła głową.
- Sama musisz postanowić, kim chcesz tu być - zauważyła z naciskiem. - Panią czy sługą.
Franciszka westchnęła głęboko.
- Łatwo ci mówić - zauważyła. - Ale jak to zrobić, nie wiem.
Natalia uśmiechnęła się z wyższością.
- Nic się nie bój, Franka - zapewniła ochoczo. - Już ja coś wymyślę.
Michałowi Kalinowskiemu zachowanie Justyny Nowackiej wydawało się problemem łatwym do
rozwiązania.
- Kiedyś takie sprawy załatwiano obowiązkowo z bronią w ręku - zauważył pierwszego dnia w
obecności matki. - Niezależnie od tego, czy Franciszka sprowokowała Justynę, czy nie sprowokowała, nie
można tego tak zostawić.
- A co chcesz zrobić? - skarciła go surowo pani Katarzyna. - Chyba nie zamierzasz wyzwać na po-
jedynek jej ojca? Dość było kłopotów za poprzednim razem.
- Właśnie nie wiem, co powinienem zrobić - Kalinowski był zmartwiony. - Liczyłem, że mama mi
podpowie...
Pani Katarzyna była przekonana, że pomiędzy obiema młodymi kobietami coś zaszło i dlatego jedna
zaatakowała drugą.
- Justysia musiała być bardzo rozsierdzona - zastanawiała się głośno. - Nie myślę, żeby zrobiła coś
takiego bez powodu. Przecież to opanowana, dobrze wychowana panna. Musiał być jakiś powód, i to
niebagatelny, skoro posunęła się do takiej surowości.
- Nikt nie wie, co się naprawdę zdarzyło - zauważył pan Michał. - Nikogo nie było tam poza nimi
dwiema.
- No właśnie! - podchwyciła starsza pani. - Zatem masz słowo przeciwko słowu.
Michał Kalinowski skrzywił się nieznacznie, gdy matka zasugerowała, że jego żonie nie można
wierzyć.
- Tak czy inaczej, tylko jedna z nich odniosła obrażenia - podsumował po chwili. - A są tego rodzaju,
że nie mogę sprawy zostawić bez odpowiedzi. Niech mama pamięta, że Franciszka należy teraz do naszej
rodziny, więc ciążą na mnie wynikające z tego obowiązki honorowe.
Pani Katarzyna wzruszyła ramionami.
- Młoda jest, szybko się na niej zagoi - zauważyła lekceważąco. - Za kilka dni zapomnimy o tym
przykrym incydencie. Pamiętaj, co obiecałeś: nigdy więcej pojedynków. Na samo wspomnienie tego, co
wtedy przeżyłam, robi mi się słabo.
Ponieważ matka nie spieszyła się z podpowiedzią, co powinien zrobić, by obronić honor, Michał
Kalinowski sam musiał znaleźć rozwiązanie.
***
Dla panny Justyny Nowackiej sprawa nie była warta roztrząsania.
- Owszem - przyznała. - Uderzyłam, ponieważ ta dziewczyna zachowała się wobec mnie niegrzecznie.
Nawet bardzo niegrzecznie.
Nie chciała jednak ujawnić, na czym polegało niewłaściwe zachowanie Franciszki Kalinowskiej.
- Niegrzecznie, i już.
Panu Jackowi nie wystarczało takie tłumaczenie i próbował dowiedzieć się więcej.
- Widzisz, moja droga, postawiło mnie to w nieco niezręcznej sytuacji - tłumaczył. - I spowodowało
wiele plotek.
Panna Nowacka wzruszyła ramionami.
- Cóż cię mogą obchodzić plotki, papo? Zawsze byłeś ponad to, co ludzie mówią. Niech sobie mówią.
Nowacki wzdychał, ale nie naciskał. Przed sąsiadami zdecydowanie trzymał stronę córki.
- Moja Justysia jest wychowana tak dobrze, jak mało która panna w okolicy - powtarzał z całą powagą.
- Nigdy i nikogo nie skrzywdziła. Czemu wiec miałaby raptem postępować gwałtownie bez powodu? Jeśli
zaś był powód, mogę ją tylko pochwalić, że odpowiednio umiała zareagować. Bo chamstwa, proszę
państwa, nie możemy znosić, choćby mieszkało we dworze.
Znajomi pana Jacka kiwali potakująco głowami.
- Prawda.
Mieli za złe panu Kalinowskiemu, że wprowadził pod swój dach prostą dziewczynę ze wsi, a mógł
wybrać ich córkę, siostrę lub bratanicę.
***
Justynę ojciec postanowił na jakiś czas odesłać z domu. Spakowała kufry i wyjechała do Kowna, niby
do krewnych, a tak naprawdę żeby podleczyć skołatane nerwy. Początkowo chciała przed uwagami na swój
temat schronić się u przyjaciółki w Białymstoku, ale pan Nowacki nie wyraził zgody.
- Lepiej będzie, jeśli jakiś czas pomieszkasz w oddaleniu - przekonywał. - Niemało mam tu kłopotów
teraz, gdy objąłem część ziemi pana Kalinowskiego. Nie chciałbym, abyś była narażona na jakiekolwiek
przykrości, choćby tylko ze strony ludzi, których zdanie masz za nic.
- Nie obchodzą mnie - potwierdziła Justyna. - Ale skoro papa uważa, że mogłabym czuć się nieswojo...
- Właśnie! - podchwycił pan Jacek. - Po co masz odczuwać dyskomfort. Stać nas na kupienie sobie
spokoju.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin