Kukliński Piotr - Saga Dworek Pod Malwami - 04 Młoda Żona.pdf

(414 KB) Pobierz
KUKLIŃSKI PIOTR
MŁODA ŻONA
MAŁŻONKOWIE
Powóz wjechał na podwórze Kalinówki i zatrzymał się przed gankiem. Michał
Kalinowski wyskoczył z bryczki i szybkim krokiem poszedł do domu.
Pani Katarzyna siedziała w ulubionym fotelu w salonie, drzemiąc. Okulary na nosie
przekrzywiły się, książka wysunęła się jej z ręki i leżała na podłodze.
- Matko - powiedział Michał. - Przywitaj synową.
Jego głos był pełen radości. Pani Katarzyna, właśnie obudzona, nie zrozumiała, co
słyszy.
- Michale?
Kalinowski skinął dłonią w stronę okna.
- Moja żona. Przed domem czeka na mamy błogosławieństwo.
Doniosłość tego zdania dotarła do pani Katarzyny. Zerwała się z miejsca,
zapominając laski podbiegła do okna, wyjrzała na podwórze. Zobaczyła bryczkę, ale nigdzie
nie dostrzegła Justyny Nowackiej. Nerwowym ruchem założyła okulary, ale i to nie pomogło.
- Gdzie Justysia? - spytała, zmarszczonymi brwiami pokazując, co myśli o dziwnym
zachowaniu syna.
Michał Kalinowski chrząknął.
- To nie Justyna, matko - wyjaśnił ze spokojem w głosie. - To ktoś inny.
Pani Kalinowska patrzyła na syna w najwyższym zdumieniu. Długą chwilę trwało,
zanim zrozumiała, co słyszy.
- Ktoś inny? - zapytała. - Jak to ktoś inny? Przecież miałeś poślubić Justynę.
Zapomniałeś?
***
Michał Kalinowski otworzył drzwi.
- Wejdź - powiedział. - Teraz to będzie także twój dom.
Franciszka niepewnie przestąpiła próg. Pokój był wielki, oglądała go zadziwiona,
stojąc pod drzwiami, niepewna, jak powinna się zachować. Wszystko wydawało się jej tu
niezwykłe, piękne i wspaniałe. Meble, obrazy na ścianach, lustro, łóżko, tkane makaty,
skórzane fotele, dziwne kwiaty o grubych liściach, liczne drobiazgi, o przeznaczeniu których
nie miała pojęcia.
- To nasz pokój - wyjaśnił Kalinowski. - Dalej jest mój gabinet. Póki matka się nie
uspokoi, tu będziesz mieszkała. To znaczy, oboje będziemy mieszkali.
Franciszka nadal stała w miejscu, zaskoczona jasnością pokoju, panującą wszędzie
czystością, błyskiem przedmiotów, z których prawie każdy wyglądał dziwnie świecąco.
Węzełek z ubraniami i bielizną ciągle trzymała w ręku. Kalinowski odebrał go i wstawił do
szafy.
- Później zajmiesz się rozpakowywaniem.
Wziął dziewczynę pod rękę, zaprowadził do okna, żeby wyjrzała na podwórze, potem
oprowadził po innych pomieszczeniach dworu. Była oszołomiona, wydawało się jej, że nie
zapamięta, gdzie jakie leży i do czego służy. Pan Michał śmiał się z tego oszołomienia i
nieporadności.
- Szybko się nauczysz - pocieszył. - Tutaj jest męska część domu. Po tej stronie
mieszkają też moi synowie.
Pokazał salon, a następnie kuchnię. Oszołomienie to najmniej, co można powiedzieć
o stanie Franciszki. Kiedy wrócili do pierwszego pokoju, usiadła na krześle, jakby nagle
opuściły ją siły. Nie mogła uwierzyć, że to, w czym bierze udział, dzieje się naprawdę, a nie
jest sennym majakiem. Nigdy nie marzyła nawet, że przyjdzie jej mieszkać w takim domu.
Bała się po nim chodzić. Z ulgą wróciła w miejsce, które pan Michał określił jako ich
wspólne. Rozglądała się niepewnie, dopiero po długiej chwili odważyła się na kilka
samodzielnych kroków. Podłoga pod oknem, gdzie stała oszklona szafka, musiała być trochę
nierówna. Gdy Franciszka przechodziła w pobliżu, szklane naczynia w szafce drżały i
wydawały delikatny dźwięk, cichutki i miły. Przypominał jej dzwonki w kościele, był tylko
cichszy i bardziej szemrzący. Franciszka, która miała bardzo dobry słuch i była czuła na mu-
zykę, słuchała dzwonienia z wielką przyjemnością.
Kalinowski stanął w drzwiach prowadzących od jego gabinetu i uśmiechnął się.
- Tak i zaczynamy nasze życie - powiedział. - Przygotuj się.
Gestem pokazał łóżko.
- Będziesz chyba umiała naszykować pościel? Zwykle robi to Anielka, ale dzisiaj
chyba lepiej nie wołać nikogo do pomocy...
Skwapliwie skinęła głową. Cały czas obawiała się, że ktoś niespodziewanie wejdzie i
odkryje, jak niepewnie się czuje w tym dziwnym miejscu.
Kiedy Kalinowski znowu poszedł do gabinetu, wstała i popatrzyła na łóżko. Było
przykryte grubą narzutą, miękką, pod którą znajdowały się nieznane jej z praktyki kołdry i
prześcieradła. Podobne widziała tylko w sklepie w Zabłudowie. W domu w Nowosadach
spało się pod pierzyną, wypchaną co podlejszymi szczątkami pierza, a przede wszystkim
szmatkami. Tutejsza kołdra, pikowana, okazała się miękka w dotyku i najwyraźniej bardzo
ciepła. Pewnie w każdą pogodę pozwalała wygrzać się i nigdy nie dawała zmarznąć.
Franciszka złożyła starannie narzutę, odłożyła ją na bok, odsłoniła kołdrę i z czułością
pogładziła prześcieradła. Były bardzo gładkie. Przyszły jej na myśli gęsi, bo tylko one miały
tak delikatne szyje.
Spojrzała na drzwi gabinetu, nie dobiegał zza nich żaden głos, ale za chwilę pewnie
pan Michał wróci. Lampa, którą zapalił, jak tylko tu weszli, świeciła jasno i Franciszka
pomyślała nagle, że powinna zasłonić okno. Podniosła się, by opuścić zasłony.
Kiedy mijała kredens, podłoga zaskrzypiała, a zaraz potem rozległ się cichy, delikatny
brzęk zgromadzonych w kredensie naczyń. Franciszka cofnęła się o krok, potem zrobiła krok
do przodu. Podłoga zaskrzypiał znowu i znowu odezwało się to miłe brzęczenie szkła.
- Co robisz?
Pan Kalinowski stał w drzwiach i przyglądał się jej z zaciekawieniem. Zaskoczona i
zawstydzona odskoczyła do tyłu, a łóżko, na którym siedziała już uprzednio, wydało się jej
jedynym bezpiecznym miejscem, więc zaraz tam przysiadła.
- Dzwonią... - usprawiedliwiała się.
- Aaa - skinął głową. - To przez podłogę. Wypaczyła się. Któregoś dnia wreszcie to
naprawię...
- Szkoda - powiedziała prosząco. - Tak ładnie dzwonią.
Teraz dopiero zobaczyła, że pan Michał jest
ubrany tylko w długą, sięgającą prawie podłogi koszulę, spod której widać było jego
bose stopy.
- Nie jesteś gotowa? - zauważył ze zmarszczonymi brwiami.
Skarcona, rzuciła się do nadrabiania swojego zaniedbania. Nie wiedziała, co powinna
zdjąć najpierw, sięgała a to po koszulę, a to po spódnicę. Zerkała ku palącej się lampie, ale
pan Michał chyba nie zamierzał jej gasić.
- Niech zobaczę, co poślubiłem - oznajmił z uśmiechem.
Podszedł i niecierpliwymi rękami pomógł jej pozbyć się ubrania. Została tylko w
koszuli i sądziła, że na tym poprzestanie. Koszula miała wycięcie na piersiach, ręce
mężczyzny już tam zaglądały.
- Wszystko - nakazał. - Wszystko do końca.
Wiedziała, że ma być posłuszna. Tak mówił ksiądz w kościele, tak mówiły koleżanki,
tak napominała macocha. Chwyciła brzeg koszuli, ściągnęła ją przez głowę. Michał jęknął, a
ona zasłoniła się odruchowo. Podskoczył i nie wiadomo dlaczego pomyślała, że może
uderzyć. Ale on tylko rozsupłał jej poluzowane już wcześniej warkocze i pozwolił, by
swobodnie opadły na plecy.
- Ładna jesteś - powiedział z zadowoleniem. - Zrobiłem doskonały interes.
***
Franciszka leżała w łóżku z zamkniętymi oczami. Obudziła się już dawno, ale nie
podnosiła powiek. Próbowała zgadnąć, czy to wszystko, co zdarzyło się ostatnio, było tylko
przyjemnym snem, czy może - co wydawało się mniej prawdopodobne - wydarzyło się
naprawdę. Czuła, że jest jej wygodnie i ciepło, czasem tak bywało i w rodzinnej chacie,
przynajmniej dopóki nie wstała, żeby się ubrać. Ostrożnie otworzyła jedno oko, wysunęła
rękę, potem stopę. W pokoju było ciepło i zacisznie, pachniało czystością i nieznanymi
aromatami.
- Boże! - westchnęła
Wstała, ubrała się, uporządkowała łóżko, szybko, pospiesznie. Co i raz oglądała się na
drzwi, w obawie, że może tu zajrzeć starsza pani. Bała się pani Katarzyny. Nie tylko jej
postępowania, gniewnych słów i spojrzeń, ale także drewnianej laski. Obawiała się, że matka
pana Michała może tu wpaść lada chwila i opuścić kij na jej grzbiet.
Dopiero po pewnym czasie zaczęła sobie przypominać, co mówił Michał i z wolna się
uspokajała. Że to jest jej pokój, do którego nikt nie ma prawa wchodzić bez jej pozwolenia.
I że jest teraz żoną pana Kalinowskiego, któremu powinna być uległa.
Usiadła na krześle, zerwała się nagle i otworzyła szafę. Uspokojona zobaczyła tam
swoją wyprawę. Uśmiechnęła się do węzełka, jedynej rzeczy, którą uważała za własną.
Chciała, żeby pan Michał już wrócił i powiedział jej, co ma robić. Na dworze był przecież
jasny dzień, słońce ostro odbijało od śniegu, a dotąd nikt jej nie wyjaśnił, jakie będzie tu
miała obowiązki.
Tylko jeden ich rodzaj był dla niej jasny. Po długiej nocy, w czasie której prawie nie
spała, nabrała przekonania, że będzie musiała często służyć mężowi. To nie było przykre,
spodziewała się, pogodziła się już wcześniej. Było to nawet przyjemne i myślała o tym bez
zmartwienia.
Podeszła w stronę okna i z radością usłyszała, jak dzwonią kieliszki w kredensie.
- Znowu? - zapytał pan Michał z uśmiechem, stając w otwartych drzwiach.
Nie zauważyła, jak je otwiera, wcale nie skrzypnęły. Zawstydzona odwróciła wzrok.
Kalinowski podszedł i wziął ją za rękę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin