Odcinek 57 – Lizzy kontra Szara Rodzina.odt

(25 KB) Pobierz

Odcinek 57 – Lizzy kontra Szara Rodzina

-Julie, co ty tam robisz? - wrzasnęłam, kiedy jeszcze nie wrócił z kuchni.

-Robię Ci kukurydzę! - odkrzyknął.

Pokręciłam głową i znowu wbiłam wzrok w ekran telewizora. Lubiłam takie „posiedzenia”. Czułam się wtedy jak kiedyś. Normalnie, bez podwójnego życia.

-Proszę, to dla Ciebie. - powiedział, stawiając przede mną miseczkę z prażoną kukurydzą. - Coś Cię trapi? - zapytał, siadając obok.

Na szczęście nie musiałam odpowiadać na to pytanie, bo Chris mnie z tego wybawił. Wszedł do naszego mieszkania jak do swojego. Byłam już do tego przyzwyczajona. Czasami zastanawiałam się, czy nie ma gdzieś zapasowego klucza.

-Miałeś przyjść z Jamesem. - powiedziałam zamiast powitania.

-Wiem. - westchnął rzucając się na kanapę po mojej lewej stronie. - Powiedział, że woli znaleźć w sieci legendy i zapisy historyczne niż analizować to gówno.

-Chris! - zawołał Julie, wracając do kuchni i wręczając nam po połowie porwanego zeszytu w grubej oprawie, który znalazł w rzeczach Chucka do wyrzucenia. 

-No, czego chcesz? - wzruszył ramionami. - Jego słowa. To który to odcinek?

-Piąty. - powiedział Julie, szukając owego odcinka na liście nagranych programów.

~***~

-Powiedz mu coś, bo zaraz mnie szlag trafi! - wrzasnęła Madison, kiedy spotkaliśmy się w sali kina domowego Buy More.

-Co się znowu stało? - westchnął Chris, wciąż wpatrzony w ekran telewizora, do które podłączyliśmy PlayStation.

-Znowu chce oglądać ten film o płatnych zabójcach. - Wiesz, ten z Bradem Pittem i Angeliną Jolie.

Pokręciłam głową, spoglądając w szklaną ścianę. Ludzie beztrosko robili zakupy. Gdzieś w dziale AGD John tłumaczył klientce obsługę innowacyjnej pralki.

-Wiecie, co... Ten film ma sens. - powiedziałam, patrząc jak Julie zbija kolejnych żołnierzy w Call of Duty. To jedna z tych gier, gdzie krew się leje strumieniami.

Wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.

-Mogliby być szpiegami. - oznajmiłam. - Niekoniecznie Mechanikami. Trochę jak Chuck i Sarah. Z pozoru normalne małżeństwo, które żyje spokojnie. Spójrzcie na mojego brata. - pokazałam na Chucka, który siedział za biurkiem Nerd Herdu. - Czy gdybyście nie wiedzieli, podejrzewalibyście go o pracę dla rządu?

-Nie. - Odpowiedzieli Chris i Logan, niemal jednocześnie.

-No właśnie. - wzruszyłam ramionami. - Kolejna szara, przeciętna rodzina. Niczym się nie wyróżnia, a robi coś wielkiego. Nie wiem ile takich małżeństw jest na świecie.

-A ile może być? - zapytał Julie, nie podnosząc głowy znad książki, którą trzymał na poduszce przed sobą. - Bo wiesz, ja znam tylko jedną. Was.

Westchnąłem, kręcąc głową. Czasami nie znosiłam ich podejścia do tej roboty. Nie płacili mi, bo jestem niepełnoletnia. Wiem, że Chuckowi zapłacili dopiero po dwóch latach pracy z cywilnego miejsca. To było dość... dziwne, kiedy się o tym dowiedziałam. Na razie dostaję kieszonkowe, w prawdzie trochę wyższe niż Madison i Din razem wzięte, ale miałam konto w banku, na które co miesiąc spływała moja pensa. I tak nie wiem ile kasy tam jest.

-Zadzwonisz do Kendalla? - zapytał Chris, kiedy po raz kolejny przegrał z Loganem walkę jeden na jednego. - Z nim przynajmniej wygrywam.

Uśmiechnąłem się pod nosem i pokręciłam głową. Pochyliłam się nad książką Julie'ego. Dostał ją od Jamesa. Właściwie, cała nasza czwórka musiała to przeczytać dla wykonania projektu.

-Jak leci? - zapytałam.

-Źle. - odparł. - Marlin to jedna wielka bujda na resorach. Magia nie istnieje. Gościu musiał być naukowce, albo naprawdę dobrym zielarzem.

-Zacznijmy od tego... Czy ta postać w ogóle istnieje?

-Nie wiem, jeszcze nikt tego nie sprawdził! - lekko podniósł głos i wymownie spojrzał na Chrisa.

Wiedziałam, że to jest jego zadanie, a czy się z niego wywiąże, to nie wiadomo. Na pewno istniał Król Artur, a to jego wylosowaliśmy. Kendall i jego drużyna mieli przygotować coś o Juliuszu Cezarze i Galach... Co było dość zabawne, bo Carlos uparł się, żeby omówić przy tym wszystkie pełnometrażowe filmy z serii „Asteliks i Obeliks”, ale tylko dlatego, że komiksów było zdecydowanie za dużo. A to było trochę dziwne, bo podchodził do tego z niezwykłym zapałem.

-Mam ochotę na emememsy bez orzechów. - wypalił nagle Julie, siadając z pozycji leżącej podpierając się na przedramionach.

-Co to, jakiś dziwne tajne hasło, którego nie znam? - zapytał Logan, ze zdziwieniem, rzucając w Chrisa kontrolerem do konsoli.

-Nie. - pokręcił głową. - Ja na prawdę mam ochotę na ememsy.

-Kupię Ci. - oznajmiła madison, wstając z kanapy. - I tak muszę rozprostować nogi.

-Miło z Twojej strony! - zawołał, kiedy wyszła przez oszklone drzwi.

Intuicyjnie spojrzałam w stronę włazu wentylacyjnego, który prowadził do bazy pod sklepem. Pod nami jest ten wielki komputer. Chyba tylko Chuck potrafi wyrecytować z pamięci jego pełne parametry, co jest na maksa nerdowskie.

-Proszę! - z zamyśleń wyrwał mnie głos Madison, a zaraz potem usłyszałam dźwięk upadających groszków czekoladowych w glazurze.

-Dzięki! - powiedział z uśmiechem Julie, otwierając paczkę i częstując nas wszystkich po kolei.

Przez chwilę patrzyłam na niebieskiego cukierka, przewracając go między palcami. Teraz wydawało się tak... normalnie. Jednak miałam przeczucie, że niedługo coś się stanie. Coś wielkiego. To troch, jak cisza przed burzą. Masz świadomość, ze zaraz coś się stanie, ale nie jesteś pewien co to będzie. Jednak masz wrażenie, że to będzie coś złego.

-Ziemia do Lizzy! - zawołała Din, która pojawiła się znikąd. - Słuchajcie, mam mały problem.

-Co się stało? - zapytałam, a ona bez słowa podała mi kawałem papieru. Wyglądało to jak rachunek za telefon. Uniosłam brwi i spojrzałam na sumę wydrukowaną na samym dole.

-Sporo. - powiedziałam, próbując przejrzeć listę połączeń. - Czekaj... Pięć godzin? Z kim gadałaś pięć godzin?

Na te słowa Chris jakby trochę się ożywił i wyrwał mi kartkę z rąk i po fachowemu przejrzał biling spisany nad rachunkiem. Potem wyciągnął komórkę i zaczął w niej grzebać. Następnie spoglądał raz na nią, raz na kartkę.

-To jest mój numer. - stwierdził po chwili, a potem zrobił minę, jakby go olśniło. - To ja już wiem, skąd wzięły się u nas te wszystkie darmowe.

-Darmowe? - powtórzyła Madison. - O jakich darmowych mówicie?

-Chuck wynalazł taką ofertę. - wyjaśniłam. - Podliczają Ci wszystkie połączenia przychodzące i na następny miesiąc połowa tego to darmowe. Możesz dzwonić za darmo, ale trzeba się pilnować.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I tyle. Pisałam to tydzień i dwa dni.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin