Sparks Kerrelyn - Wampiry wolą szatynki.pdf

(3360 KB) Pobierz
Sparks Kerrelyn
03
Wampiry wolą szatynki
Rozdział 1
Angus MacKay teleportował się niejeden raz w ciągu czterystu
dziewięćdziesięciu trzech lat swojego
życia,
ale zawsze gdy tego
dokonał, niespokojnie zaglądał pod kilt, by upewnić się,
że
wszystko
ma na swoim miejscu. Są pewne obszary, w których
żaden
mężczyzna,
śmiertelny
czy nie, nie chciałby okazać się niesprawny.
Dziś jednak powstrzymał się, bo nie był sam. Znalazł się w gabinecie
szefa Romatech Industries. Roman Draganesti siedział za biurkiem i
przyglądał mu się spokojnie.
- A więc, drogi przyjacielu, kogo mam dziś dla ciebie zabić? -
Angus wyjął miecz z pochwy.
Roman się uśmiechnął.
- Zawsze jesteś gotów do działania. Dzięki Bogu,
że
się nie
zmieniasz.
Angus był zaskoczony. Przecież
żartował.
- Jak to... Naprawdę chcesz,
żebym
kogoś zabił?
- Nie. Liczę,
że
wystarczy, jeśli go przestraszysz.
- Och. - MacKay dostrzegł kątem oka,
że
drzwi się uchyliły. -
Dlaczego ja, nie Connor? Przecież strasznie wygląda.
- Słyszałem! - Connor wszedł do
środka.
Miał ze sobą akta.
Angus usiadł i położył sobie na kolanach pochwę z ulubionym
mieczem.
- Więc o co chodzi?
- Zabójca wampirów znów zaatakował. Wczoraj w nocy w
Central Parku zginął wampir - wyjaśnił Roman. - Malkontent z klanu
rosyjskiego.
-
Świetnie.
- O jednego łotra mniej. Malkontenci nie chcieli iść z
duchem czasu i pić sztucznej krwi produkowanej przez Romatech.
- Wcale nie - sprzeciwił się Roman. - Przed chwilą dzwoniła
Katia Miniskaja i oskarżyła nas o tę zbrodnię.
Ledwie padło jej nazwisko, twarz Angusa stężała, zacisnął dłoń
na rękojeści miecza.
- Dziwi mnie,
że
klan godzi się na jej przywództwo. - Connor
usiadł koło Angusa.
- Jest wystarczająco zła i przebiegła. Podobno niektórzy Rosjanie
narzekali,
że
szefuje im kobieta, ale mało który dożył następnej nocy.
- Aye, słynie z okrucieństwa. - Angus poczuł na sobie
współczujące spojrzenie Romana i szybko odwrócił głowę. Były
mnich wiedział zbyt wiele. Na szczęście Angus miał pewność,
że
nigdy nie puści pary z ust.
- Katia nam grozi - ciągnął Connor. - Zapowiedziała,
że
jeśli
zginie jeszcze jeden wampir z jej klanu, wypowie nam wojnę.
- Cholera. Więc kto morduje Malkontentów w Central Parku? Co
prawda namieszał nam ten zabójca, ale też zasłużył na medal. - Angus
popatrzył na podwładnego. Connor się
żachnął.
- Ani ja, ani moi ludzie nie maczaliśmy w tym palców.
Ochraniamy Romana, jego
żonę
i firmę, a jest nas tylko trzech. Nie
mamy czasu,
żeby
się włóczyć po Central Parku.
Angus skinął głową. Jego firma Agencja MacKay - Usługi
Detektywistyczne ochraniała wielu przywódców klanów, w tym także
Romana. Ostatnio uszczuplił oddział Connora o pięciu Szkotów.
- Przykro mi,
że
zabrałem ci ludzi, ale muszę mieć w terenie tylu,
ile się da. Najważniejsze,
żebyśmy
zlokalizowali Casimira, zanim...
Wolał nie mówić tego na głos. Ba, nie chciał o tym nawet myśleć.
Przez trzysta lat sądzili,
że
najokrutniejszy wampir na
świecie
nie
żyje,
tymczasem okazało się,
że
tylko się przyczaił, wciąż jest
owładnięty
żądzą
mordowania.
- Znaleźliście go? - zainteresował się Roman.
- Nay. Same fałszywe tropy. - Angus bębnił palcami w skórzaną
pochwę na kolanach. - Masz jakieś podejrzenie, kim jest pogromca
wampirów? Może to ta sama osoba, która latem zabiła kilku
Malkontentów?
- Niewykluczone. - Roman oparł się na łokciach. - Connor uważa,
że
to ktoś z CIA.
Angus zamrugał.
-
Śmiertelny
mordowałby wampiry? Mało prawdopodobne.
- Naszym zdaniem to ktoś z ekipy realizującej projekt „Trumna”.
- Connor spojrzał na plik dokumentów, które przyniósł. Na okładce
widniał wyraźny napis: „Trumna”.
Zapadła kłopotliwa cisza. Wszyscy wiedzieli,
że
na czele tej
komórki CIA stoi
śmiertelny,
teść Romana. Angus odchrząknął.
- Uważacie,
że
za atakami stoi ojciec Shanny? Roman, nie mam
nic przeciwko twojej
żonie,
ale chętnie nastraszyłbym trochę Seana
Whelana.
Draganesti westchnął.
- Jest... niewygodny.
Angus też tak uważał, ale użyłby mocniejszego określenia.
- Ilu wampirów zginęło w lecie z jego ręki?
- Trzech - odparł Connor. MacKay zmrużył oczy.
- Na jakiś czas przyczaił się, a teraz znów atakuje?
- Przypomniał o sobie na początku marca. Do tej pory w Central
Parku zginęło dwoje
śmiertelnych.
Poderżnięto im gardła - powiedział
Roman.
-
Żeby
zamaskować
ślady
kłów - mruknął Angus. Stara wampirza
sztuczka. - Zaczęli Malkontenci, a pogromca się mści.
- Tak. - Roman skinął głową. - Po zabójstwach zagroziłem Katii,
że
wypędzę ją i jej klan. Nic dziwnego, iż zakłada,
że
to my.
- Aye. Nikt nie uwierzy,
że śmiertelny
pokonał wampira. - Szkot
zmarszczył brwi. Fatalny moment.
Nie miał czasu na poszukiwania
śmiertelnika,
nie teraz, gdy
Casimir zbiera potężną armię, przemieniając kryminalistów i
morderców. Trzeba go powstrzymać, zanim Malkontenci urosną w
siłę i wybuchnie kolejna wojna wampirów. Dlatego Malkontenci
ciągle wywoływali zamieszanie. Chcieli odciągnąć uwagę Angusa i
jego ludzi od najważniejszego celu.
- Cześć wszystkim! - Drzwi otworzyły się szeroko i wszedł
Gregori. - Co tam? - Spoważniał, widząc ich grobowe miny. - Jejku,
nastrój jak na pogrzebie. Co jest, MacKay? Oczko ci poszło w
pończoszkach?
- To nie pończochy - odburknął Angus.
- Akurat. Cokolwiek powiesz, męskie jak cholera. Och, już wiem,
co się stało. Włożyłeś kilt tył na przód, a potem usiadłeś i... Au!
Agrafka wbiła ci się w tyłek.
Szkot uniósł brew i spojrzał najpierw na niego, potem na
Romana.
- Jak to możliwe,
że
jeszcze go nie zabiłeś? - Gregori zamrugał.
- Co proszę?
Draganesti zachichotał i otworzył szufladę.
- Bądźcie grzeczni, kiedy wyjdę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin