Revis Beth - W otchłani.pdf

(1542 KB) Pobierz
BETH REVIS
W otchłani
STARSZY
Patrzyłem na nią z góry. Była to najpiękniejsza, lecz zarazem najdziwniejsza istota;
jaką kiedykolwiek widziałem. Miała bladą skórę - tak bladą, że aż - niemal przezroczystą,
choć nie wydawało mi się, by wynikało to wyłącznie z chłodu. Przyłożyłem dłoń do pokrywy
pojemnika tuż nad, sercem nieznajomej, a moje ciało stało się cieniem na jasności jej ciała.
AMY
Biegłam, biegłam, biegłam...
Obok Szpitala, przez ogród, przy sadzawce. Aż do zimnej metalowej ściany.
Zatrzymałam się, łapczywie chwytając powietrze. W uszach dudniły mi uderzenia serca.
Wyciągnęłam w górę rękę i dotknęłam ściany. Moja dłoń zwinęła się w pięść, ale ręka w
końcu opadła i zawisła bezsilnie przy ciele. I wtedy dotarła do mnie najważniejsza prawda o
życiu na tym statku. Tu nie było dokąd uciec.
Rodzicom, którzy odnaleźli naukę w naturze;
Mężowi, który odnalazł naukę w technice;
Albowiem kochają mnie ci, którzy odnaleźli naukę w fikcjiDei gratia.
...Nothing’sgonna change my world.
Obrazy rozbitego światła tańczą przede mną niczym milion oczu Nawołując mnie z
otchłani gwiazd...
...Mojego świata nic nie zmieni.
John Lennon, Paul McCartney
1
AM Y
- Niech mama idzie pierwsza - powiedział tato.
Mama chciała, żebym to ja poszła pierwsza. Chyba się bała, że gdy już ich zamkną i
zamrożą, ucieknę; wrócę do życia, zamiast powierzać swoją przyszłość temu zimnemu
przejrzystemu pudłu. Ale tato nalegał.
- Amy musi zobaczyć, jak to jest - tłumaczył. - Ty idź pierwsza, niech patrzy. Ja z nią
zostanę, pójdę jako ostatni.
- Ty idź pierwszy - upierała się mama. - Ja pójdę ostatnia.
Problem w tym, że przed wejściem do środka trzeba się było rozebrać, a ani mama,
ani tato nie chcieli, żebym oglądała ich golusieńkich (nie żeby mnie zależało na podziwianiu
rodziców w całej ich nagiej okazałości, fuj). Z dwojga złego wołałam jednak, żeby to mama
poszła pierwsza, bo w końcu miałyśmy wszędzie to samo.
Wyglądała na okropnie chudą, kiedy się rozebrała. Jej obojczyki wystawały jeszcze
bardziej, a cienka jak papier ryżowy skóra była pomarszczona niczym u staruszki albo
człowieka, który zbyt długo siedział w wodzie. Brzuch, zazwyczaj schowany pod warstwą
ubrań, zapadł się w dziwacznie wymięty sposób, przez co sprawiała wrażenie jeszcze
kruchszej i słabszej.
Technicy z laboratorium nie zwracali uwagi na jej nagość; była im równie obojętna,
jak obecność moja i taty. Pomogli mamie położyć się w przejrzystej kriokomorze, którą
można by pomylić z trumną, gdyby nie fakt, że trumny mają poduszki i wydają się o wiele
wygodniejsze. To było raczej pudełko na buty.
- Zimno mi - odezwała się mama. Jej blada, mleczna skóra przylgnęła do dna komory.
- Nic pani nie poczuje - mruknął jeden z techników. Na jego plakietce widniało: Ed.
Odwróciłam wzrok, kiedy inny z pracowników, Hassan, wbijał w mamę igły
kroplówek. Jedną w lewą rękę, w zgięcie łokcia, drugą w prawą dłoń, w tę grubą żyłę tuż pod
kostkami.
- Proszę się rozluźnić - powiedział Ed. Zabrzmiało to raczej jak rozkaz niż sugestia.
Mama przygryzła wargę.
Paskudztwo w kroplówkach nie płynęło jak woda - toczyło się ciężko jak miód.
Hassan ścisnął worek, by przepchnąć je przez przewód. Było błękitne jak niebo i chabry,
które Jason dał mi przed balem maturalnym.
Mama syknęła z bólu. Ed zwolnił żółty plastikowy zacisk pustej kroplówki podpiętej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin