OTOP
MIT CZY KATAKLIZM?
„Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że uspo-
sobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się.
Wreszcie Pan rzekł: „Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi:
ludzi, bydło, zwierzęta pełzające i ptaki powietrzne, bo żal mi, że ich stwo-
rzyłem. [Tylko] Noego darzył Pan życzliwością".
Tak rozpoczyna się w Księdze Rodzaju starotestamentowa historia o cza-
sach wielkiego potopu, kiedy to Bóg postanawia zniszczyć ludzkość, a ocalić
jedynie bogobojnego Noego z rodziną i zwierzętami w Arce, zawczasu ich
0 tym uprzedzając. Czterdzieści dni i nocy trwały deszcze, które się potem
zaczęły, woda podnosiła się bez przerwy, aż wreszcie pogrzebała pod sobą
Ziemię i jej mieszkańców, sięgała bowiem tak wysoko, że nie zdołali się oni
schronić nawet na wierzchołkach gór. Dopiero po stu pięćdziesięciu dniach
został osiągnięty punkt szczytowy, a później wody z wolna zaczęły opadać.
1 w pewnym momencie gołębica wysłana przez Noego wróciła ze świeżym
listkiem z drzewa oliwnego, co oznaczało, że na powrót odsłoniła się Ziemia.
Arka dotarła w końcu do góry Ararat, a Noe z rodziną zszedł na ląd.,
Ta opowieść jest chyba najbardziej znaną wersją mitu o potopie, ale wcale
nie jedyną. Porównywalne przekazy znajdujemy w wielu kulturach i religiach,
na najrozmaitszych etapach rozwoju danych społeczeństw i na prawie wszyst-
kich kontynentach. Jedynie w Afryce ten motyw występuje nader rzadko. We
wszelkich istniejących przekazach ludzkość nawiedzają kataklizmy pro-
wadzące do niemal całkowitej jej zagłady. Powody bywają rozmaite: raz dzieje
się to wskutek bożego gniewu, kiedy indziej zupełnie bez przyczyny. Innym
znów razem ma to być akt oczyszczenia, poprzedzający stworzenie nowego,
lepszego świata lub kończący walkę kosmicznych mocy. W każdym jednak
wypadku kilka istnień w sposób zaplanowany bądź przypadkowy znajduje
schronienie w bezpiecznym miejscu: na okręcie, tratwie, albo też w jaskini czy
twierdzy. Ci, którzy ocaleli, dają po kataklizmie początek nowemu rodzajowi
ludzkiemu - i historia toczy się dalej.
W opowieściach tych widać też wzajemne wpływy. Na przykład biblijną
relację o potopie można wywieść z przekazów staroorientalnych, między
innymi z eposu o Gilgameszu. Podobne opowieści o kataklizmach pojawiają
się także u Greków, Celtów i Germanów, w tradycji chińskiej i hinduskiej, jak
również u Inków czy Majów w Ameryce Łacińskiej. Czyżby więc motyw
potopu był jedynie mitem pozbawionym podstaw historycznych? Patrząc na to
z mitologicznego punktu widzenia, mogłoby się wydawać, że chodzi tu o
motyw kosmicznego cyklu: podobnie jak przyroda wyczerpuje się co roku i
ponownie odnawia, tak też istniejący świat musi ulec zagładzie, aby się po raz
kolejny odrodzić lub zostać na nowo stworzony.
Można jednak również przypuszczać, że rozmaite opowieści o potopie
odnoszą się do jednego lub wielu zniszczeń środowiska naturalnego, trwale
zakorzenionych w kulturowej pamięci wielu narodów. Czy zatem wydarzyła
się jakaś globalna katastrofa, o której w licznych kulturach jedno pokolenie
opowiadało następnemu? Podobnie jak w przypadku mitu o Atlantydzie,
naukowcy i badacze hobbyści z całego świata poszukują jakichś wskazówek,
które w oparciu o odkrycia geologiczne pozwoliłyby dowieść prawdziwości
relacji o kataklizmie, którego ofiarą padła większość ludzkości.
W XXI wieku najważniejszym tematem wydaje się zmiana klimatu, ale
równie ważne zmiany warunków życia przeżywali zapewne i nasi przodkowie.
Jest więc bardzo prawdopodobne, że opowieści o potopie odnoszą się do
globalnej zmiany klimatu, której następstwem były potężne opady deszczu i
rosnący poziom wód. Trudno sobie jednak wyobrazić, by taką katastrofę
wywołały same ulewy. Wygląda raczej na to, że ocieplenie nastąpiło po
ostatnim okresie lodowcowym przed — mówiąc z grubsza — dziesięcioma
12
tysiącami lat, w wyniku czego stopniały olbrzymie masy lodu i podniósł się
poziom wód w morzach. Zgodnie z inną teorią, wskutek rosnących temperatur
rozpadł się skandynawski lodowiec, który następnie runął do Morza
Bałtyckiego, wywołując katastrofalną falę potopu.
W minionych dziesięcioleciach geologom udało się za pomocą nowo-
czesnych metod badawczych odnaleźć ślady kataklizmów, do których przed
tysiącami lat doszło w różnych częściach Ziemi. Pewna bardzo nośna teoria o
tego rodzaju ekologicznej katastrofie u brzegów Europy stała się od końca XX
wieku tematem badań naukowców z całego świata, reprezentujących
najrozmaitsze dziedziny nauki, i jest co jakiś czas przywoływana w celu wy-
jaśnienia mitu o zatopionej cywilizacji Atlantydy. Przedstawiło ją dwóch
amerykańskich geologów na zwołanym w 2002 roku we Włoszech dużym
kongresie międzynarodowym. Wprawdzie nikt do tej pory nie dowiódł słusz-
ności tej teorii, ale nie udało się jej również obalić. Chodzi o potop, w wyniku
którego ukształtowało się Morze Czarne. Wydarzył się on ponoć około 6700
roku p.n.e. Wskutek katastrofalnej powodzi powstało wówczas Morze Czarne
w takim kształcie, w jakim znamy je obecnie. Wcześniej bowiem było ono
znacznie mniejszym zbiornikiem słodkowodnym. Trzęsienie ziemi, sejsmiczne
wstrząsy dna morskiego wywołujące potężne tsunami albo jakieś inne
porównywalne przesunięcie geologiczne spowodowało powstanie fali
powodziowej, która powędrowała od Morza Śródziemnego na północ do mo-
rza Marmara nieopodal dzisiejszego Stambułu, po czym wreszcie wtłoczyła
olbrzymie masy wody do Morza Czarnego. Nie dość, że uległo ono wówczas
znacznemu powiększeniu, to jeszcze zostało przerwane istniejące do tej pory
połączenie lądowe między Europą a Azją — między Morzem Czarnym a Śród-
ziemnym. Mnóstwo słonych wód przelewało się prawdopodobnie przez wiele
lat z Morza Śródziemnego do tej słodkowodnej niecki, pochłaniając rozległe
fragmenty wybrzeża, co zdecydowanie kojarzy się z kataklizmem o rozmia-
rach, jakimi straszy nas biblijny przekaz o potopie.
Wymiar tego kataklizmu był ogromny, zarówno pod względem klima-
tycznym, jak i geograficznym. Miał również poważne konsekwencje dla ludzi
żyjących w tym regionie. Dlatego też badacze uważają, że przedstawione w
Biblii relacje o potopie mogą odnosić się do tej właśnie katastrofy naturalnej.
Wprawdzie w celu udowodnienia teorii obu amerykańskich geologów
niezbędne są przede wszystkim dalsze badania dna Morza Czarnego, jednak
wielu fachowców uważa, że to już tylko kwestia czasu.
13
ATLANTYDA
ZATOPIONA CYWILIZACJA CZY
TYLKO CIEKAWA OPOWIASTKA?
Od prawie dwóch tysięcy czterystu lat ludzie poszukują owianej legendą wyspy
Atlantydy. Tematu do trwających po dziś dzień spekulacji dostarczył w połowie
IV wieku p.n.e. Platon, który w dwóch utworach opisał tę zaginioną cywili-
zację. Według niego Atlantyda została dziewięć tysięcy lat wcześniej przyrze-
czona Posejdonowi - w drodze losowej, kiedy to bogowie na Olimpie dzielili
między siebie świat. Posejdon zakochał się tam w nimfie Kleito, a ich wspólny
syn Atlas dał początek ludowi Atlantów. Nigdzie nie wiodło się nikomu lepiej
niż na tej niesłychanie pięknej, bogatej i bardzo żyznej wyspie, którą jej
mieszkańcy z wdzięczności wspaniale zabudowali i ukształtowali. Stworzono
najpiękniejsze ogrody, wzniesiono pełne przepychu pałace, wytyczono najwy-
myślniejsze kanały. Jednakże wdzięczność w pewnym momencie się skończyła.
Atlanci stali się dumni, wyniośli i stracili umiar. Ich wymagania wciąż rosły,
chcieli zawładnąć światem. Na drodze coraz potężniejszych i coraz bardziej
okrutnych Atlantów stanęły o wiele mniejsze i słabsze, za to jednak szlachetne
Ateny — i zwyciężyły. Zeus surowo ukarał mieszkańców Atlantydy za ich wygó-
rowane ambicje: wyspę nawiedziło potężne trzęsienie ziemi i powódź, wskutek
czego w ciągu doby została na zawsze pochłonięta przez morze.
15
Od chwili pojawienia się opisu Platona powstało wiele interpretacji, usi-
łujących znaleźć dla niego historyczną podstawę. Zadawano sobie różne py-
tania: Czy filozof odwoływał się do zaginionej kultury minojskiej na Krecie?
Czy potężne tsunami spowodowane wybuchem wulkanu spustoszyło dużą
wyspę znajdującą się na południu Grecji i zniszczyło wszelkie panujące na niej
życie? Przeciw temu przemawia choćby geograficzna wskazówka Platona, z
której wynika, że wyspa leżała za Słupami Heraklesa, czyli za Gibraltarem. A
zatem jej lokalizacja na Morzu Śródziemnym nie wchodzi w rachubę. Z tego
samego powodu nie można też wiarygodnie umiejscowić Atlantydy na
Santorynie, który swoją dzisiejszą postać uzyskał po tragicznym wybuchu
wulkanu. Ofiarą katastrofy padła duża część wysp Morza Śródziemnego. O
wiele dalej idzie wyjaśnienie mówiące, że Atlantyda znajdowała się tam, gdzie
obecnie rozlewają się wody Atlantyku. W istocie Europa i Ameryka stanowiły
niegdyś jeden kontynent, ale było to znacznie dawniej, niż mogłaby sięgać
pamięć starożytnych. Inne przypuszczenia sytuują dawną Atlantydę na
Wyspach Kanaryjskich, na Helgolandzie, Antarktydzie lub w Irlandii, i lista
tych potencjalnych lokalizacji wcale się na tym nie kończy. Miłośnicy
Atlantydy znajdują wciąż najrozmaitsze wskazówki mające poświadczać do-
mniemane położenie tej mitycznej krainy.
Jej czar działa do tej pory. Nie dalej jak w 2005 roku odbyła się ostatnia
konferencja poświęcona Atlantydzie. Na greckiej wyspie Melos badacze z
całego świata omówili około pięćdziesięciu mniej lub bardziej poważnych
prób zlokalizowania zatopionej cywilizacji. Dyskusję zdominowały przede
wszystkim trzy teorie: po pierwsze, że Atlantyda i Troja to prawdopodobnie
jedno i to samo; po drugie, że może chodzi o zaginioną cywilizację istniejącą
na Morzu Czarnym, a zniszczoną na skutek zalania jego basenu w VII wieku
p.n.e. Trzecia koncepcja utożsamia Atlantydę z podmorskimi wyspami
przylądka Spartel pod Gibraltarem, zatopionymi w wyniku podniesienia się
poziomu Morza Śródziemnego po ostatnim okresie lodowcowym. Każdej z
tych teorii można przeciwstawić kontrargumenty i każde przypuszczenie
wyrażone w przyszłości napotka zapewne na poważne zarzuty.
Upór, z jakim przede wszystkim dyletanci poszukują Atlantydy, sprawia,
że większość uczonych zupełnie ignoruje ten problem, podzielając powstałą
już w starożytności opinię, że opowieść o Atlantydzie jest nieprawdziwa.
Także współcześni badacze prezentują na ogół stanowisko, że poszukiwanie
Atlantydy jest bezprzedmiotowe, ponieważ zatopiony kontynent, który w tak
16
zachęcający sposób opisał Platon, nigdy nie istniał. Opowieść o kulturze ska-
zanej na zagładę z powodu wyniosłości jej przedstawicieli to raczej przypo-
wieść albo ostrzeżenie, jakiego chciał udzielić ludziom antyczny filozof. Przy
wszelkich jego zapewnieniach o prawdziwości tej legendy - które zresztą mogą
być czysto retoryczne - należy pamiętać, iż jest ona umieszczona wśród rozwa-
żań polityczno-filozoficznych. Można stąd wnioskować, że historia Atlantydy
stanowiła parabolę pozwalającą w sposób poglądowy przedstawić teoretyczne
rozważania o idealnym państwie. Może jednak zamysł Platona był nawet
bardziej konkretny, gdyż poprzez przywołanie całkowicie przeciwnego obrazu
chciał unaocznić zagrożenie dla swojej ojczyzny — Aten, mówiąc rodakom:
„Kto dąży wysoko, może nisko upaść, tak jak Atlantyda". Ale również takie
interpretacje wywołują sprzeciw, ponieważ nie wszyscy uczeni widzą w Pla-
tonie twórcę mitu o Atlantydzie. Niektórzy przypuszczają, że filozof posłużył
się jeszcze starszym przekazem egipskim.
BIEG MARATOŃSKI
DYSCYPLINA OLIMPIJSKA WEDŁUG
WZORCA ANTYCZNEGO?
Na północny wschód od stolicy Grecji, Aten, leży miejscowość Maraton, gdzie
w 490 roku p.n.e. Republika Ateńska pod wodzą Miltiadesa walczyła z woj-
skami perskimi, które w V wieku p.n.e. raz po raz usiłowały podbić greckie
państwa-miasta. Dziesięciu tysiącom ateńskich wojowników udzielił wsparcia
tysiąc zaprzyjaźnionych Platejczyków, ale sprzymierzeni Spartanie nadeszli za
późno - ze względu na pełnię księżyca, podczas której nie wolno im było ruszać
do boju. Mimo liczebnej przewagi Persów Grecy zwyciężyli, co dodało im pew-
ności siebie oraz wzmogło chęć dalszego potwierdzania przewagi nad potężnym
wrogiem. Od czasu odzyskania przez Grecję niepodległości w roku 1830 zwy-
cięstwa nad Persami należą do narodowych mitów tego śródziemnomorskiego
państwa. Jeszcze dzisiaj możemy oglądać w Maratonie kurhan, w którym pogrze-
bano stu dziewięćdziesięciu dwóch poległych żołnierzy greckich. Jest tam jednak
również miejsce upamiętniające słynny bieg maratoński, skąd podczas igrzysk
olimpijskich w 2004 roku biegacze wyruszyli do walki o zwycięski laur.
Kiedy Ateńczycy mieli już zapewnione zwycięstwo, posłaniec o imieniu
Filippides (inny przekaz mówi o nim jako o Tersipposie) w pełnym rynsztun-
ku, z oszczepem, w sandałach, biegł podobno ponad czterdzieści dwa kilome-
19
try do Aten, aby obwieścić rodakom tę radosną nowinę. Według opowieści
dziejopisa Plutarcha, wykrzyknął tam ponoć: „Cieszcie się, zwyciężyliśmy!", a
w chwilę później padł martwy z wyczerpania.
Ta legenda dała początek nowoczesnej dyscyplinie olimpijskiej - mara-
tonowi, rozgrywanemu od czasu pierwszych nowożytnych igrzysk, zorganizo-
wanych w 1896 roku w Atenach. Początkowo bieg odbywał się na dystansie
niespełna czterdziestu kilometrów, co odpowiada odległości między Mara-
tonem a centrum Aten. Obecna długość maratonu, wynosząca 42,195 km,
została ustalona dopiero w 1924 roku. Od tej pory lekkoatleci pokonują trasę
odpowiadającą odległości między Windsor Castle a White-City-Stadion, wy-
znaczoną podczas igrzysk w roku 1908. Pierwszy maraton olimpijski w 1896
roku wygrał zupełnie niespodziewanie, z czasem niespełna trzech godzin,
grecki pasterz owiec o nazwisku Spyridon Louis, będący outsiderem wśród
dwudziestu pięciu zawodników. Natychmiast okrzyknięto go bohaterem na-
rodowym. Nie zmienił tego fakt, że ów mężczyzna - ponieważ grecki świat
sportowy nie potraktował go poważnie — wystąpił w zespole Stanów Zjedno-
czonych. Spyridon do dzisiejszego dnia jest bohaterem narodowym Grecji, a w
2004 roku nowy stadion olimpijski w Atenach otrzymał jego imię.
Owczarz miał być wszakże nie tylko zwycięzcą pierwszego olimpijskiego biegu
maratońskiego, ale w ogóle pierwszego maratonu jako takiego. Tak bowiem
mówi rozpowszechniona od dawna legenda, której jednak wyraźnie brak pod-
budowy historycznej — i co do tego fachowcy są dość zgodni. Dwie okolicz-
ności sprawiają, że wydaje się ona całkowicie nieprawdopodobna. Po pierw-
sze, wiedzę o bitwie czerpiemy tylko z jednego źródła, czyli z dzieła sławnego
dziejopisa Herodota, który jednak ani słowem nie wspomina o jakimkolwiek
posłańcu. Jest to nader podejrzane, gdyż jego relacja gloryfikuje, gdzie to tylko
możliwe, wielki czyn Greków w starciu ze znacznie potężniejszymi Persami. Z
pewnością więc Herodot wskazałby na dzielnego żołnierza, który poświęcił
swoje życie tylko dlatego, by zanieść do Aten wieść o zwycięstwie. Ale owego
maratończyka zaczęli w swoich opisach bitwy wspominać dopiero późniejsi
autorzy. Druga okoliczność jest banalna, niemniej jednak przekonująca. Otóż
w owym czasie w ogóle nie było już konieczne wysyłanie do Aten pieszych
posłańców, gdyż Grecy od dawna przekazywali sobie wiadomości za pomocą
sygnałów. Najprawdopodobniej zatem o wiele szybciej i bez narażania żołnie-
rza na śmierć poinformowali Ateńczyków o zwycięstwie.
20
POKÓJ KALIASZA
A MOŻE MIĘDZY GREKAMI I PERSAMI
W OGÓLE NIE DOSZŁO DO ZAWARCIA
TAKIEGO POKOJU?
W 500 roku p.n.e. greckie miasta Azji Mniejszej i Cypru podniosły bunt
przeciw imperium perskiemu. Trwające kilka lat powstanie jońskie zostało
jednak stłumione i zakończyło się zniszczeniem Miletu w 494 roku p.n.e.
Nastąpiły po nim sławne wojny perskie toczone z Persami przez Ateny, a
później przez Ateński Związek Morski, zwany również Symma-chią Delijską
— sojusz miast greckich położonych nad Morzem Egejskim. Owe wojny miały
ogromne znaczenie dla dalszej historii Grecji i Europy, ponieważ na zawsze
odwiodły królów perskich od pomysłu rozszerzania ich władzy na Zachód.
Pisał o nich Herodot, „ojciec wszystkich historyków", jak i grecki dramaturg
Ajschylos. Po kilkudziesięcioletnich walkach i naprzemiennych zwycięstwach
Persów i Greków akty agresji ustały w połowie V wieku p.n.e. Za fundament
pokojowego okresu, który nastąpił po długotrwałych potyczkach między
zwaśnionymi Grekami i Persami, uważa się pokój Kaliasza, wynegocjowany
ponoć przez tego ateńskiego posła na przełomie 449 i 448 roku p.n.e. w stolicy
Persji, Suzie, z królem Artakserksesem.
21
Traktat, który Kaliasz zawarł w imieniu Symmachii Delijskiej, był we-
dług przekazu swego rodzaju paktem o nieagresji. Ateńczycy zobowiązali się
nie wyruszać w pole przeciw Persom, Persja natomiast zaakceptowała zakaz
wkraczania jej wojsk na pas wybrzeża Azji Mniejszej o szerokości możliwej
do pokonania konno w ciągu jednego dnia. Perskie okręty wojenne nie mogły
z kolei przekraczać w kierunku zachodnim ustalonej linii na Morzu
Śródziemnym. Poza tym greckie miasta Azji Mniejszej znów mogły cieszyć
się niezależnością.
Nader wątpliwe jest jednak, czy w ogóle doszło do zawarcia takiego paktu
między Ateńczykami a Persami. Za najważniejszego świadka ówczesnych wy-
darzeń, po których miało nastąpić wynegocjowanie pokoju, uchodzi dziejopis
Herodot. Opowiada on wprawdzie o ateńskim negocjatorze Kaliaszu i jego
misji wśród Persów, nie wspomina jednak o zawarciu traktatu pokojowego.
Poza tym relacja Herodota wcale nie dotyczy okresu, w którym miało dojść do
uzgodnienia warunków pokoju, lecz czasów znacznie wcześniejszych, się-
gających dwadzieścia pięć lat wstecz.
Przeciw prawdziwości tego traktatu przemawiają ponadto kolejne ważne
argumenty. Dlaczego Ateny miałyby zawierać traktat, który odbierałby
Symmachii Delijskiej prawo istnienia, a tym samym umniejszałby wpływy
Grecji? Bądź co bądź zdecydowanie wygrały one bitwę pod Salaminą. Dlacze-
go miarodajny kronikarz Tukidydes przemilczał fakt zawarcia tego pokoju? W
końcu relacja Greka, ateńskiego dowódcy floty w czasie wojny pelopone-skiej
(431-404 r. p.n.e.), poświęcona ateńskiej taktyce wojennej w V wieku p.n.e.,
uchodzi za absolutnie niepodważalną.
Niezmiernie ważna jest odpowiedź na pytanie, czy istotnie doszło do
zawarcia traktatu pokojowego między Grekami a Persami, albowiem na jego
autentyczności opiera się historiografia następnej epoki. Wojny perskie
spełniają w dziejach klasycznej Grecji niezwykle doniosłą rolę. Kończą one
pewną epokę - choć może jednak było tak, że od fazy wojennych potyczek
przeszła ona do fazy pokojowej bezgłośnie, bez oficjalnego aktu zawarcia
pokoju przez Kaliasza. Ale większości historyków to ostatnie wydaje się
najwyraźniej tak niezadowalające, że mimo licznych wątpliwości opowieść o
zawarciu pokoju nadal uważają za wiarygodną. Kontrowersje nie zostaną
pewnie nigdy wyjaśnione, tak że nawet uczeni wzdychają czasem ciężko,
słysząc to pytanie, które powraca niczym bumerang w badaniach klasycznego
antyku.
KLEOPATRA
NAJPIĘKNIEJSZA KOBIETA W DZIEJACH ŚWIATA?
„Co za nos", zachwyca się nieustannie druid Panoramix w komiksie Asterix i
Kleopatra. I nie on jeden śpiewa hymny pochwalne na cześć urody egipskiej
królowej. Powierzchowność Kleopatry robiła ogromne wrażenie na mężczy-
znach nie tylko w komiksie, ale również w rzeczywistości. Królowa była tak
piękna, że rzymscy władcy, Juliusz Cezar i Marek Antoniusz, jeden po drugim
ulegli jej wdziękom. Cezara, który pomógł jej zapewnić sobie panowanie nad
Egiptem, obdarowała synem. Po jego śmierci poślubiła Marka, z którego to
związku narodziło się aż troje dzieci. Marek Antoniusz popełnił później sa-
mobójstwo, kiedy w wyniku bitwy pod Akcjum (31 r. p.n.e.) przegrał walkę
0 władzę w Rzymie ze swoim rywalem Oktawianem, a na dodatek dotarła do
niego nieprawdziwa wieść o śmierci ukochanej. Kilka dni później Kleopatra
poleciła służącym, żeby przyniosły jadowitą żmiję i przystawiły jej do ciała - i
w taki oto sposób królowa podążyła za Markiem Antoniuszem na tamten
świat. Potomni zawyrokowali, że kto bez trudu zdołał owinąć sobie wokół
małego palca dwóch wielkich mężów stanu i z ogromną pewnością siebie
współdecydował o polityce światowej, był zapewne niesłychanej urody.
1 taką też Kleopatrę odwzorowują liczne portrety. Jeszcze kilkaset lat później
Boccaccio nazwał tę urodę najprzedniejszą cechą królowej. Nic więc dziw-
23
...
Rowiny7