DGP_2015_01_23_prawnik.pdf

(682 KB) Pobierz
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
prawnik
Piątek – niedziela | 23–25 stycznia 2015
DYREKTYWY
SOBIE,
POLSKI
PROJEKTODAWCA
SOBIE
Zaproponowana nowelizacja prawa
autorskiego przypomina zlepek
lobbystycznych tekstów
– pisze prof. Jan Błeszyński
SHUTTERSTOCK
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
C2
biblioteka
prawnika
z wokandy
analiza wyroku
Upływ czasu
a prawa pracownika
Instytucja stażu pracy jest w piśmien-
nictwie traktowana nieco po macosze-
mu. Dość wspomnieć, że ostatnia mo-
nografia na ten temat została wydana
w 1980 r. To ogrom czasu, zważywszy
na to, że we współczesnym prawie pracy
staż pracy odgrywa niebagatelną rolę.
Na jego podstawie kształtują się bowiem
uprawnienia pracownicze. Dodatek za
wysługę lat, odprawa pośmiertna, na-
groda jubileuszowa, odprawa z tytułu
rozwiązania stosunku pracy z przyczyn
nieleżących po stronie pracownika czy
wreszcie urlop wypoczynkowy i wycho-
wawczy, to przywileje, na które pracow-
nik musi sobie „zapracować”. W książce
„Staż pracy” opisano je wszystkie w spo-
sób syntetyczny, ale jednocześnie wy-
czerpujący. Przeprowadzono w niej rów-
nież wszechstronną analizę, zarówno
samego pojęcia tytułowej instytucji, jak
i jego znaczenia. Ale monografia – co
jest jej niewątpliwym atutem – spo-
ry nacisk kładzie także na praktyczne
aspekty. Przykładowo autorka odnosi
się do zasad liczenia stażu pracy, co jest
cenne, bo obecnie w przepisach brakuje
jednolitych i wiążących kryteriów w tym
zakresie. Wskazówki na pewno docenią
zarówno prawnicy zajmujący się oma-
wianą materią, jak i sami pracownicy.
Interesujące są również rozważania
związane z zatrudnieniem niepracow-
niczym, które pozostaje dziś poza sta-
żem pracy. Szczególnie jeżeli weźmie-
my pod uwagę obecną różnorodność
form aktywności zawodowej. Autorka
w opracowaniu postuluje uregulowa-
nie tej problematyki w taki sposób, aby
okresy świadczenia usług na innej pod-
stawie niż stosunek pracy wliczały się
do stażu. W jej ocenie takie rozwiązanie
prawidłowo odczytuje potrzeby rynku
oraz ideę elastyczności zatrudnienia.
Ważny element książki stanowią też
cytowane i omawiane przez autorkę
orzeczenia Sądu Najwyższego, Trybu-
nału Konstytucyjnego czy Trybunału
Sprawiedliwości Unii Europejskiej oraz
przepisy międzynarodowego i europej-
skiego prawa pracy. Całość jest spójna
i dobrze się ją czyta.
PS
Paulina Walorska,
„Staż pracy”,
Warszawa 2014,
wyd. Wolters
Kluwer
Sąd zapłaci za brak uzasadnienia
2 tys. zł – tyle dostanie skarżący za długie oczekiwanie na
zakończenie sprawy. Ale możliwe są też sytuacje, w których doszło
do przewlekłości postępowania, lecz strona nie poniosła szkody
wlekłości, należy w szczególności ocenić
terminowość i prawidłowość czynności
podjętych przez sąd w celu wydania roz-
strzygnięcia, uwzględniając charakter
sprawy, stopień jej zawiłości i znaczenie
dla strony, która wniosła skargę.
Sąd rozpoznający skargę mężczyzny
przyznał, że w sprawie podejmowane
były czynności. Trwało to jednak zbyt
długo (patrząc na czas, który upłynął od
dnia zarejestrowania sprawy do dnia
wyznaczenia rozprawy), a  po dniu wy-
dania orzeczenia przez sąd I instan-
cji doszło do bezczynności sądu. Co do
kwestii finansowych sąd już nie poparł
w pełni skarżącego. Wskazał, że sto-
sownie do art. 12 ust. 4 powołanej usta-
wy, uwzględniając skargę, sąd na żą-
danie skarżącego przyznaje od Skarbu
Państwa sumę w wysokości od 2 tys. zł
do 20 tys. zł. Musi przy tym brać pod
uwagę, czy wskutek przewlekłości stro-
na doznała krzywdy niematerialnej.
Możliwe są bowiem sytuacje, w których
zasadność argumentów przytoczonych
przez stronę wygrywającą, a stronie prze-
grywającej pokazać, że sąd dokonał od-
miennej od prezentowanej przez nią oce-
ny zebranego materiału dowodowego. Po
drugie, ma ono umożliwić sprawowanie
nadzoru jurysdykcyjnego. Sąd powinien
wytłumaczyć motywy rozstrzygnięcia
tak, aby sąd wyższej instancji mógł oce-
nić jego prawidłowość. Po trzecie, uza-
sadnienie powinno wpływać na kształ-
towanie świadomości prawnej zarówno
stron, jak i całego społeczeństwa.
A może takim sytuacjom winne są
przepisy?
fOT. WOJTEK GóRSKI
ewa MaRia Radlińska
ewa.radlinska@infor.pl
Stan faktyczny
Skarżący G.L. domagał się stwierdzenia
przewlekłości postępowania prowadzo-
nego przez Sąd Rejonowy w Gliwicach.
Była to sprawa o zapłatę. Chciał wyda-
nia zalecenia gliwickiemu sądowi, któ-
re skutkowałoby długo oczekiwanym
zakończeniem postępowania. To jed-
nak nie wszystko. Domagał się również
przyznania 6 tys. zł tytułem naprawienia
szkody. Cała historia miała swój początek
8 października 2012 r., kiedy to mężczy-
zna skierował do sądu rejonowego pozew
- kompletny i pozbawiony braków for-
malnych. Termin rozprawy wyznaczono
na 29 kwietnia 2013 r. W tym dniu został
wydany wyrok oddalający powództwo.
Od tego momentu doszło do całkowi-
tej bezczynności sądu, mimo złożenia
przez powoda 6 maja 2013 r. wniosku
o uzasadnienie wyroku. 22 października
2013 r. przewodniczący wydziału stwier-
dził brak możliwości sporządzenia go.
Zarządził poinformowanie o tym fak-
cie powoda z równoczesną informacją,
że od daty doręczenia zawiadomienia
w tym zakresie biegnie termin do za-
skarżenia wyroku. Zawiadomiony o tym
prezes Sądu Rejonowego w Gliwicach
wskazał, że sytuacja spowodowana jest
znacznym obciążeniem sędziów orzeka-
jących w tym wydziale sądu. G.L. wniósł
apelację. Akta zwrócono jednak sądowi
rejonowemu w celu przedstawienia ich
sędziemu do uzasadnienia. Wróciły one
jednak z informacją, że nie jest możliwe
sporządzenie uzasadnienia w sprawie.
Apelacja została oddalona.
Na pewno
mobilizujące
dla terminowego
działania
sądów jest to,
że zasądzona kwota
pieniężna musi
zostać wypłacona
z budżetu
określonego
sądu, w którym
stwierdzono
przewlekłość
doszło do przewlekłości postępowania,
lecz strona żadnej szkody nie ponio-
sła. Sąd przypomniał, że celem wspo-
mnianej regulacji nie jest wyrównanie
szkody majątkowej poniesionej przez
skarżącego. W konsekwencji stwierdza-
jąc, że doszło do przewlekłości postępo-
wania, uznał, że brak jest okoliczności
uzasadniających zasądzenie żądanych
6 tys. zł. Sumę 2 tys. zł uznano za od-
powiednią w stosunku do wagi naru-
szeń szybkości postępowania, których
dopuścił się sąd.
Uzasadnienie wyroku pełni istotną rolę
procesową. Według sędziów jego spo-
rządzenie jest czynnością najbardziej
pracochłonną i czasochłonną. Przepisy
kodeksu postępowania cywilnego prze-
widują dwutygodniowy termin na jego
sporządzenie, jednak ma on charakter
wyłącznie instrukcyjny. Jego przekro-
czenie nie może stać się podstawą do
zaskarżenia wyroku, a może prowadzić
wyłącznie do pociągnięcia do odpowie-
dzialności dyscyplinarnej danego sędzie-
go. Przedłużanie ustawowego terminu
do sporządzenia uzasadnienia znacząco
wpływa na przewlekłość całego postępo-
wania i uniemożliwia doprowadzenie do
zakończenia danej sprawy. Mam nadzie-
ję, że nowelizacja przepisów kodeksu,
wprowadzająca w przypadku utrwala-
nia przebiegu postępowania za pomocą
urządzenia rejestrującego dźwięk albo
obraz i dźwięk, możliwość wygłoszenia
uzasadnienia bezpośrednio po ogłosze-
niu sentencji wyroku, przyspieszy działa-
nie sądów przynamniej w tym aspekcie.
Czy kwoty przyznawane za prze-
wlekłość prowadzenia spraw przez
sądy nie powinny być zdecydowanie
bliższe górnej granicy, o której mowa
w ustawie?
cytat
tygodnia
Monika Zbrojewska,
wiceminister sprawiedliwości, w wywiadzie
na łamach „Rzeczy o Prawie”
Uzasadnienie
Sąd Okręgowy w Gliwicach (sygn. akt III
S 13/14) rozpoznając skargę na przewle-
kłość postępowania stwierdził, że zde-
cydowanie ona nastąpiła. Zgodnie bo-
wiem z art. 2 ust. 1 ustawy o skardze na
naruszenie prawa strony do rozpoznania
sprawy w postępowaniu przygotowaw-
czym prowadzonym lub nadzorowa-
nym przez prokuratora i  w  postępo-
waniu sądowym bez nieuzasadnionej
zwłoki (Dz.U. z 2004 r. nr 179, poz. 1843),
strona może wnieść skargę o stwierdze-
nie naruszenia jej praw jeżeli postępo-
wanie trwa dłużej niż to konieczne dla
wyjaśnienia okoliczności faktycznych
i prawnych istotnych dla rozstrzygnię-
cia sprawy, albo dłużej niż to konieczne
dla załatwienia sprawy egzekucyjnej lub
innej dotyczącej wykonania orzeczenia.
Zgodnie natomiast z ust. 2 dla stwier-
dzenia, czy w sprawie doszło do prze-
Komentarz
prof. Marek Chmaj
konstytucjonalista
Jestem zwolennikiem
kontradyktoryjnego procesu.
Uważam, że to zdrowa
sytuacja, gdy spór prowadzą strony,
a sąd bacznie się temu przygląda
i ocenia wagę ich argumentów
i dowodów. Do tej pory proces karny
był raczej dwupodmiotowy, a nie
trzypodmiotowy. To powoduje,
że pewne obawy wyraża każde
środowisko
„Prawnik” powstaje we współpracy z
Jak pan ocenia opisywany wyrok
i sytuację, w której sąd nie sporządza
uzasadnienia orzeczenia?
W niniejszej sprawie zostały naruszone
podstawowe zasady postępowania cywil-
nego. Sąd nie ma możliwości odmówić
sporządzenia uzasadnienia, o ile wniosek
został złożony we właściwym terminie.
Takie działanie jest naruszeniem gwa-
rancji proceduralnych przysługujących
jednostce będącej stroną postępowania.
Wydanie zarządzenia przez przewodni-
czącego wydziału z powoływaniem się na
znaczne obciążenie sądów orzekających
w danym wydziale jest absurdalne. Celem
instytucji uzasadnienia jest, po pierwsze,
przekonanie stron do trafności decyzji
podjętej przez sąd. Ma ono potwierdzić
Ustawa o skardze na naruszenie prawa
strony do rozpoznania sprawy w  po-
stępowaniu przygotowawczym prowa-
dzonym lub nadzorowanym przez pro-
kuratora i postępowaniu sądowym bez
nieuzasadnionej zwłoki, którą wprowa-
dzono instytucję skargi, nie definiuje po-
jęcia „przewlekłość”. Wskazuje tylko, że
następuje ona wtedy, gdy postępowanie
trwa „dłużej niż jest to konieczne”, przyta-
czając jednocześnie przykładowy katalog
przesłanek, które powinny być brane pod
uwagę przy dokonywaniu oceny. Dlate-
go każdy przypadek musi być badany at
casum. Co ważne suma pieniężna (która
błędnie jest nazywana odszkodowaniem)
zostanie przyznana wyłącznie na żąda-
nie skarżącego zawarte w skardze. Skarga
rozpoznawana jest przez sąd przełożony
w składzie trzyosobowym, co zapewnia,
że wydane orzeczenie będzie obiektywne.
Sędziowie muszą być zawsze bezstron-
ni i niezawiśli. Dlatego uważam, że przy
rozpatrywaniu skargi nie będą kierować
się solidarnością zawodową, a wyłącznie
przepisami ustawy. Przyznana suma pie-
niężna nie będzie zależała od tego, jaki
sąd dopuścił się przewlekłości, ale w jaki
sposób doszło do naruszenia prawa strony
w danej sprawie. Na pewno mobilizujące
dla terminowego działania sądów jest to,
że zasądzona kwota pieniężna musi zostać
wypłacona z budżetu określonego sądu,
w którym stwierdzono przewlekłość, przez
co uszczupla możliwości przeznaczenia
pieniędzy na inne, wcześniej zaplanowane
wydatki sądu.
Krajową Radą Sądownictwa Naczelną Radą Adwokacką Krajową Radą Komorniczą
Krajową Izbą Doradców Podatkowych Krajową Radą Radców Prawnych
Krajową Radą Notarialną
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
Jędrzej Klatka
PoStAć tyGodniA
prawnik
23–25 stycznia 2015 nr 15 (3908)
gazetaprawna.pl
Człowiek, który
oddycha prawem
Lubi pracować na swoim i po swojemu. Dla relaksu czyta
specjalistyczne książki, świetnie wykłada i potrafi się
dobrze sprzedać. I już dawno nie jest tylko synem swojego
ojca. Teraz Jędrzej Klatka będzie przewodniczył polskiej
delegacji CCBE
Piotr Szymaniak
piotr.szymaniak@infor.pl
Ustawodawca coś ustalił
i kropka. Pozamiatane.
To się nazywa moc sprawcza.
To właśnie lubię w prawie,
że niezgodnie z regułami
biologii w rozumieniu ustawy
nawet rak jest rybą
nywał go późniejszy wiceminister śro-
dowiska Bernard Błaszczyk), ale także
w zagadnieniach związanych z publicz-
nym transportem zbiorowym.
W 2012 r. otrzymał złotą odznakę „Za-
służony dla samorządu Radców Praw-
nych”. Ryszard Ostrowski, dziekan OIRP
w Katowicach zwraca uwagę na jego
niesłabnące zaangażowanie w  spra-
wy samorządowe. – W naszej izbie jest
nie tylko wykładowcą, ale też zajmu-
je się kwestiami etyki radcy prawnego
i zasad wykonywania zawodu – mówi
mec. Ostrowski.
Dziś w CCBE czekają go inne wyzwa-
nia. Jako przewodniczący wyznaczył so-
bie dwa cele – krajowy i międzynarodo-
wy. Pierwszy polega na propagowaniu
wiedzy na temat CCBE w Polsce. – Wiele
koleżanek i kolegów nie ma o tym po-
jęcia, a niektórzy może sądzą, że na ich
koszt spędzam w Brukseli czas na ban-
kietach. Natomiast w samym CCBE będę
dążył do tego, aby wpływ na podejmowa-
ne decyzje w mniejszym stopniu zależał
od bogactwa takiej czy innej adwokatury
– deklaruje Jędrzej Klatka.
prosto
ze Strasburga
Dobre imię Józefa Stalina
Europejski Trybunał Praw
Człowieka niejednokrotnie
już badał skargi osób spo-
krewnionych ze zmarłymi,
których przedmiot sprawy
de facto dotyczył.
W  takich przypadkach
naruszenie gwarancji za-
wartych w  europejskiej
konwencji praw człowieka
powinno mieć jednak nadal
związek z żyjącymi. Skarga
pana Dżugaszwili dotyczy-
ła zaś braku właściwej, jego
zdaniem, reakcji sądów ro-
syjskich na szkalowanie
w  prasie dobrego imienia
jego dziadka, Józefa Stali-
na. Dżugaszwili wskazał
na naruszenie art. 6 kon-
wencji (prawo do rzetelne-
go postępowania sądowego),
art. 10 (wolność wypowiedzi)
oraz art. 14 (zakaz dyskry-
minacji).
Chodziło o artykuł opubli-
kowany w piśmie „Novaya
Gazeta”, w  którym mowa
była o  odpowiedzialności
członków sowieckiego Po-
litbiura za rozkaz wymor-
dowania polskich jeńców
wojennych w Katyniu. Józef
Stalin opisany został w nim
jako „żądny krwi kanibal”.
Skarżący pozwał gazetę, do-
magając się zadośćuczynie-
nia w kwocie odpowiadają-
cej ponad 200 tys. euro. Sąd
oddalił jednak pozew, uzna-
jąc, że tekst był istotnym ele-
mentem debaty historycz-
nej. W  niedługim czasie
w tym samym tytule pojawił
się kolejny artykuł, opisują-
cy tym razem postępowanie
sądowe zainicjowane przez
wnuka Stalina. Scenariusz
wydarzeń został powtórzo-
ny: pan Dżugaszwili ponow-
nie skierował do sądu pozew
wskazujący na zniesławienie
dziadka, a sąd po raz kolejny
pozew ten oddalił. Kolejnym
krokiem mężczyzny było
zwrócenie się do trybuna-
łu w Strasburgu (skarga nr
41123/10).
ETPC nie doszukał się jed-
nak podstaw do merytorycz-
nego badania skargi i uznał ją
za niedopuszczalną. Stwier-
dził przede wszystkim, że
jedynym artykułem, który
mógłby mieć zastosowanie
w sprawie, jest art. 8 konwen-
cji, dotyczący prawa do pry-
watności, nie zaś przepisy, na
które powoływał się skarżący
Dżugaszwili. Jak uznał trybu-
nał, należy dokonać rozróż-
nienia pomiędzy sprawami,
w których atak na dobre imię
i cześć zmarłego ściśle łączy
się z reputacją całej rodziny,
stanowiąc naruszenie prawa
do prywatności, a sprawami,
które dotyczą dopuszczalnej
krytyki osób publicznych,
ocenianych przez opinię spo-
łeczną, w tym prasę. Obydwa
artykuły, które ukazały się
w rosyjskiej prasie, były zaś,
zdaniem ETPC, dopuszczalną
formą takiej krytyki, nawet je-
śli można ją uznać za krytykę
„wysoce emocjonalną”. Try-
bunał wprost odniósł się do
zbrodni katyńskiej, określa-
jąc ją jako przedmiot otwar-
tej i żywej debaty historycznej
nad wyjątkowej wagi proble-
mem. Wyroki sądów krajo-
wych określił zaś jako wskazu-
jące na właściwą równowagę
pomiędzy prawem do prywat-
ności skarżącego a dzienni-
karską wolnością wypowiedzi.
Wydaje się, że najważniej-
szym aspektem całej sprawy
pozostaje jednak właśnie tak
mocno krytykowana przez
skarżącego postawa sądów
rosyjskich. Potwierdzone
autorytetem sądu twier-
dzenie, iż mord dokonany
w  Katyniu należy do bar-
dzo ważnych zagadnień
historycznych i  powinien
być przedmiotem otwartej,
publicznej debaty, nie jest
stanowiskiem spotykanym
w  Rosji powszechnie. Po-
nadto orzeczenie, nota-
bene w całkowitej zgodzie
z orzecznictwem strasbur-
skim, iż dyskusje na temat
roli i działalności Józefa Sta-
lina, jako w pewnym sensie
„postaci publicznej”, powin-
ny odbywać się w poszerzo-
nych granicach swobody wy-
powiedzi, również zasługuje
na szczególne podkreślenie.
adiunkt
w poznańskim
Centrum Praw
Człowieka Instytutu
Nauk Prawnych
PAN
dr Aleksandra
Gliszczyńska-
-Grabias
PrenumerAtA:
Cena prenumeraty DZIENNIKA GAZETA PRAWNA: Wersja Standard – miesięczna (styczeń 2015 r.): 100,00 zł, styczeń–grudzień 2015 r: 1.146,00 zł. Wersja Premium – miesięczna
(styczeń 2015 r.): 116,00 zł., styczeń–grudzień 2015 r: 1.347,00 zł. Wszystkie ceny brutto (zawierają 8% VAT). Więcej informacji na stronie www.gazetaprawna.pl/oferta2015
MAT. PRASOWE
S
zacuje się, że 80 proc. przepi-
sów dotyczących prawników
powstaje w Brukseli. W imie-
niu adwokatów i radców praw-
nych projekty rozporządzeń
i dyrektyw monitoruje Rada Adwoka-
tur i Stowarzyszeń Prawniczych Eu-
ropy (Council of Bars and Law Societies
of Europe). CCBE reprezentuje ponad
milion prawników. Zgodnie z przyjętą
przez samorząd adwokacki i radcowski
zasadą rotacji, w tym roku na stanowi-
sku przewodniczącego polskiej delega-
cji adwokat Dominikę Stępińską-Duch
zastąpił radca – Jędrzej Klatka.
Jest synem Zenona Klatki, znanego
katowickiego prawnika. Dom rodzinny
był tak przesiąknięty prawem, że już
w podstawówce mały Jędrek opracowuje
regulamin porządku domowego. – Na-
tomiast pierwsza umowa, jaką napisa-
łem, regulowała zasady prowadzenia
wojny między indiańskimi plemiona-
mi Apaczów i Komanczów – wspomina
po latach Jędrzej Klatka. Zanim zabawa
przerodziła się w zawód, w klasie ma-
turalnej rozważał jeszcze pójście na an-
glistykę, ale ojciec zasugerował, że stać
go na coś więcej.
– Choć kiedy zdecydował się zdawać
na prawo, zdałem sobie sprawę, że ów-
czesne podręczniki do historii były
na fatalnym poziomie. Przez pół roku
pomagałem mu, pisząc opracowania,
dzięki którym mógł nadrobić zaległo-
ści. I na tym moje zasługi się kończą.
Resztę zawdzięcza sobie – wspomina
Klatka senior. – Pamiętam też, że gdy
rok po uzyskaniu przez niego dyplomu
radcowskiego powiedziałem, że przecież
jeszcze nic nie umie, bardzo się obraził.
Muszę powiedzieć, że w dalszej karierze
udowodnił mi, że jednak tak nie jest.
Teraz już od wielu lat to on zarządza
kancelarią, i robi to w bardzo nowocze-
sny sposób – podkreśla ojciec.
Choć Zenon Klatka zawsze wysoko
podnosił poprzeczkę, dla syna pozostaje
największym prawniczym autorytetem.
– Podziwiam go za jego intelekt, wie-
dzę i doświadczenie, a zwłaszcza umie-
jętność definiowania od razu, na czym
polega istota problemu i organizowa-
nia pracy dużych zespołów ludzi. To od
niego nauczyłem się też, jak prowadzić
wykłady, żeby były interesujące – przy-
znaje Jędrzej Klatka.
Dziś sam świetnie wykłada, co spra-
wia mu autentyczną przyjemność. – Lu-
bię patrzeć na miny aplikantów, kiedy
na wykładzie z prawa ochrony środo-
wiska wyjaśniam im, że przeżyli 1,5 go-
dziny nie oddychając powietrzem (bo
powietrze wewnątrz budynków nie jest
powietrzem w rozumieniu prawa ochro-
ny środowiska). Ustawodawca coś ustalił
i kropka. Pozamiatane. To się nazywa
moc sprawcza. To właśnie lubię w pra-
wie, że niezgodnie z regułami biologii
w rozumieniu ustawy nawet rak jest
rybą – przytacza radca.
Pytany o największe sukcesy, obok
rozwoju kancelarii i rosnącej liczby za-
dowolonych klientów wskazuje swoich
wychowanków. – Jako patron nauczyłem
prawniczego warsztatu już pięciu rad-
ców prawnych, co oznacza, że parę osób
ma stabilne źródło utrzymania. Może
dla innych to codzienność, ale dla mnie
ta właśnie ta codzienność jest sukce-
sem w trudnych dla prawników czasach,
a nie jeden czy drugi wygrany proces
o duże pieniądze czy wynegocjowany
dla klienta kontrakt o wartości iluś tam
milionów euro – zdradza.
Odbywał staże w  dużych kancela-
riach i choć miał propozycje zatrud-
nienia w korporacji, odrzucił je, bo, jak
sam mówi, lubi pracować na swoim i po
swojemu. Zwłaszcza że funkcjonowa-
nie w kancelarii rodzinnej pozwala bar-
dzo szybko i elastycznie dostosować się
do zmieniających się potrzeb klientów.
– A jak coś nie wyjdzie, to także wia-
domo, do kogo mieć pretensje: po pro-
stu do samego siebie. Niewątpliwie mi-
nusem małej kancelarii jest, że takich
podmiotów są tysiące, więc kluczową
kwestią jest, jak dotrzeć z informacją
o  swoim istnieniu do potencjalnego
klienta. Na szczęście mam pewne po-
mysły, choć ich tutaj nie zdradzę – za-
pewnia prawnik, który specjalizuje się
nie tylko w prawie ochrony środowiska
(do czego jeszcze na studiach przeko-
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
C4
Nowelizacja prawa autorskiego
Opinie
Dyrektywy sobie, polsk
Prof. Jan
Błeszyński
radca prawny,
wykładowca na UW,
partner w kancelarii
Błeszyński i Partnerzy
radcowie Prawni
Minister kultury Małgorzata Omilanowska
Proponowana
nowelizacja
przypomina zlepek
lobbystycznych
tekstów,
opracowanych
z ewidentnym
celem preferowania
interesów
użytkowników,
którzy korzystają
z twórczości
na wielką skalę
i z rażącym
pokrzywdzeniem
twórców i artystów
M
inister kultury
i dziedzictwa na-
rodowego 14 paź-
dziernika 2014 r.
zamieścił na
swoich stronach
WWW projekt no-
welizacji prawa autorskiego z 24 września
2014 r. Jest to dokument wyjątkowo obszer-
ny. Nowe regulacje obejmują 17 stron, uza-
sadnienie – 68. Poruszono wiele zagadnień,
w tym dwa najważniejsze, bo dotyczące
implementacji dyrektyw, które powinny
zostać wprowadzone do polskiego ustawo-
dawstwa w możliwie najkrótszym czasie
(wyznaczony termin już upłynął). Chodzi
o dyrektywę dotyczącą przedłużenia ochro-
ny majątkowej praw pokrewnych, którą
należało implementować do 1 listopada
2013 r., i dyrektywę o dziełach osieroconych,
która powinna być implementowana do
29 października 2014 r.
Należy przy tym wyjaśnić, że zwłoka
nie była rezultatem zwykłej bezczynno-
ści legislacyjnej. Trzeba ją raczej przypisać
pojawiającym się rozbieżnym interesom
różnych podmiotów i temu, że w resorcie
zabrakło woli politycznej, by wobec nasila-
jących się sporów zająć jasne stanowisko.
Ministerstwo oczekiwało na kompromis
pomiędzy lobbies producencko-dystry-
butorskim i środowiskami twórczymi
(zwłaszcza reprezentowanymi przez or-
ganizacje zbiorowego zarządzania pra-
wami autorskimi lub pokrewnymi), na-
iwnie sądząc, że te pierwsze, jako strona
silniejsza, dobrowolnie ustąpią nieco ze
swoich monopolistycznych oczekiwań,
w tym z uzyskanych już przywilejów.
Stało się odwrotnie. Lobbies producenc-
kie i dystrybutorskie umocniło się na swo-
ich pozycjach, o czym świadczą choćby
doniesienia prasowe na temat nacisku
wywieranego na panią minister kultury
przez wicepremiera i ministra gospodarki,
aby wycofała się z części zmian przywraca-
jących równowagę (por. Sandra Borowiec-
ka, „Ukryte koszty kultury”, UwazamZe.pl,
nr 12 (158), grudzień 2014). Opublikowanie
projektu nowelizacji określiło wolę poli-
tyczną, która – wszystko na to wskazu-
je – zmierza w jak najgorszym kierunku.
Lektura projektu nie daje podstaw
do stwierdzenia, że dokument ten zo-
stał przygotowany pospiesznie lub że
jest nieprzemyślany. Refleksja jest cał-
kowicie inna. Proponowana noweli-
zacja jest najwyraźniej zlepkiem lob-
bystycznych tekstów, opracowanych
z ewidentnym celem preferowania in-
teresów użytkowników podejmujących
korzystanie z twórczości na wielką skalę
i z rażącym pokrzywdzeniem twórców
i artystów. W uzasadnieniu projektu,
wprawdzie obszernym, jednak ze wzglę-
du na rozległość materii omawiającym po-
szczególne zmiany bardzo ogólnie, staran-
nie unika się wskazywania skutków zmian
dla autorów i artystów. Wobec tego usta-
lenie rzeczywistego znaczenia propozycji
zawartych w projekcie staje się niezwykle
trudne i wymaga odszyfrowania efektów
poszczególnych postanowień.
Początkowo wydawało mi się, że rozpo-
wszechniony projekt, wprawdzie w naj-
wyższym stopniu kontrowersyjny i za-
wierający liczne błędy, należy traktować
jako roboczy i wstępny, a więc taki, który
stanowi podstawę do dyskusji. Nadzieje
te rozwiało Ministerstwo Kultury i Dzie-
dzictwa Narodowego (MKiDN), które
8 października 2014 r. formalnie roze-
słało dokument, wyznaczając na zajęcie
stanowiska całkowicie nierealny termin
miesięczny. Jedna z największych organi-
zacji zbiorowego zarządzania (OZZ), świa-
doma znaczenia proponowanych zmian
i obszerności poruszonej problematyki,
wystąpiła o przedłużenie okresu na zgło-
szenie uwag. Bardzo szybko otrzymała
odpowiedź odmowną, z uzasadnieniem
będącym mieszaniną kpiny i lekceważe-
nia. Ten pożałowania godny przypadek
nie był, niestety, najlepszym prognosty-
kiem na przyszłość.
W ostatnich latach fatalną praktyką
stało się, iż resort rozsyła zainteresowa-
nym organizacjom projekty nowelizacji
z krótkim terminem na zajęcie stano-
wiska, które i tak zazwyczaj nie wpływa
znacząco na ostateczną wersję dokumen-
tu. Ten, po zaakceptowaniu przez rząd,
trafia do Sejmu jako projekt rządowy
i staje się przedmiotem prac komisji. Co
istotne, najczęściej nie ma autora, czy-
li osoby, która byłaby w pełni świadoma
znaczenia poszczególnych postanowień.
W konsekwencji zdarza się, że podczas
debat sejmowych nikt z przedstawicie-
li resortu nie jest w stanie precyzyjnie
wyjaśnić intencji projektodawcy albo
udziela odpowiedzi w sposób ogólniko-
wy. Tak było w szczególności w przypad-
ku implementacji dyrektywy 2004/48/WE
Parlamentu Europejskiego i Rady
z 29 kwietnia 2004 r. w sprawie egzekwo-
wania praw własności intelektualnej, tak
było także w przypadku implementacji wy-
roku Trybunału Konstytucyjnego z 24 maja
2006 r. (sygn. K 5/05) dotyczącego tantiem
audiowizualnych. Pamiętam w szczegól-
ności debatę w sejmowej komisji kultury
nad zmianą art. 70, która, w konsekwencji,
z oczywistą wadą, przyjęta została jednym
głosem przeważającym przy bardzo ni-
skim quorum członków tego gremium.
Wszystko wskazuje na to, że podobny ciąg
zdarzeń i tym razem się powtórzy.
Dialog pod presją
Ta apokaliptyczna wizja nasuwa kilka pod-
stawowych pytań. Pierwsze, skierowane
do pani minister, o świadomość znacze-
nia proponowanych zmian dla kultury
narodowej i akceptację takiego właśnie
kierunku. Czy tak właśnie resort wyobra-
ża sobie reformę prawa autorskiego? Jeśli
odpowiedź byłaby pozytywna, oznaczało-
by to zamiar drastycznego ograniczenia
ochrony praw twórców i artystów, w za-
mian za stworzenie znaczących enklaw
swobodnego korzystania z twórczości
przez organizacje zajmujące się jej roz-
fOT. WOJCiECh STRóżyK/REPORTER
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
prawnik
23–25 stycznia 2015 nr 15 (3908)
gazetaprawna.pl
ki projektodawca sobie
powszechnianiem na wielką skalę, zwłasz-
cza drogą cyfrową. Należy przy tym dodać,
że nie równałoby się to otwarciu dostępu
do swobodnego korzystania z twórczości,
a raczej uposażeniu grupy profesjonalnych
użytkowników. Jednocześnie byłby to wy-
raz świadomego zarzucenia poszukiwania
równowagi pomiędzy interesami twórców
i artystów (w szczególności w zakresie pra-
wa do uzyskiwania przez nich stosownego
wynagrodzenia) a niezbędnymi w świetle
zdobyczy techniki ułatwieniami w dostę-
pie do twórczości. Przyjęcie dotychczas
stosowanego modelu „dialogu” nad propo-
zycjami nowelizacji nie stworzy możliwo-
ści wypracowania tekstu, który pogodzi ra-
cje wszystkich stron. Dialog taki po prostu
wymaga czasu, nie wspominając o udziale
w nim autorów (autora?) projektu.
Niezależnie od skali wad omawianego
dokumentu, już sama jego obszerność,
zakres i skomplikowanie regulowanej
materii powodują, że nie ma szans na
uchwalenie go do końca bieżącej kadencji
Sejmu i Senatu. Po co więc niepotrzebnie
angażowano czas i siły wielu organów?
Czyżby liczono, że tekst przyjęty zosta-
nie bezrefleksyjnie? Nasuwa to jedynie
racjonalny wniosek, a mianowicie ko-
nieczność ograniczenia zakresu noweli-
zacji do dwóch obszarów, w których za-
późnienie stawia nas w trudnej sytuacji.
Najpilniejszą sprawą jest przedłużenie
czasu ochrony utrwaleń artystycznych
wykonań i fonogramów, a w drugiej kolej-
ności (i z zastrzeżeniami, o których będzie
mowa niżej) implementacja dyrektywy
dotyczącej dzieł osieroconych. Postulat
ten, zakładający proponowaną kolejność,
wynika z dwóch powodów.
Dyrektywa Parlamentu Europejskiego
i Rady 2011/77/UE z 27 września 2011 r. do-
tycząca czasu ochrony przewidywała, jak
już pisałem na wstępie, implementację do
1 listopada 2013 r. Przekroczenie terminu
jest więc znaczne i, jak można przypusz-
czać, zostało spowodowane niezadowole-
niem organizacji producentów fonogra-
mów z ujęcia w dokumencie zasad wypłaty
wynagrodzeń artystów, ukształtowanych
jako roszczenie niezbywalne. Proponowa-
ny w projekcie sposób implementacji tych
zasad budzi poważne zastrzeżenia. Z ko-
lei dyrektywa Parlamentu Europejskiego
i Rady 2012/28/UE z 25 października 2012 r.
dotycząca dzieł osieroconych przewidy-
wała implementację do 29 października
2014 r., przekroczenie terminu jest więc
nieznaczne.
Decydujące znaczenie ma jednak me-
rytoryczny aspekt sprawy. Dyrektywa
dotycząca czasu ochrony jest prostsza
i wskutek tego łatwiejsza do wdrożenia.
Wprawdzie projekt w tym zakresie jest
wadliwy, a błędy polegają na istotnych
rozbieżnościach z dyrektywą oraz na bra-
ku dostatecznie jednoznacznych uregulo-
wań, jednak perspektywa kilkumiesięcz-
nych prac nad dokumentem, ze względu
na termin planowanych wyborów parla-
mentarnych, pozwoli na jego doprecyzo-
wanie. Znacznie gorzej jest z dyrektywą
dotyczącą utworów osieroconych. Opu-
blikowany przez MKiDN projekt w tym
zakresie zawiera wady o znaczeniu pod-
stawowym. Jest nie tylko niezgodny z dy-
rektywą, ale przede wszystkim z elemen-
tarnymi zasadami przyzwoitej legislacji.
Moim zdaniem wymaga gruntownego
przepracowania, w tym w szczególno-
ści zmian lub uzupełnienia trybu prze-
prowadzania starannych poszukiwań,
w tym wprowadzenia jawności tej fazy
postępowania oraz kierowania zgłasza-
nia wpisów dotyczących osierocenia do
OHIM (Urzęd Harmonizacji Rynku We-
wnętrznego – red.), a także możliwości
zgłaszania zastrzeżeń przez uprawnio-
nych do utworów i z tytułu praw pokrew-
nych. Uregulowania wymaga także kwe-
stia rekompensat uprawnionym z tytułu
uznania utworów lub przedmiotów praw
pokrewnych za osierocone i rozpowszech-
niania w tym charakterze.
Przy prowadzeniu dalszych prac im-
plementacyjnych należy pamiętać o tym,
że skutki tzw. osierocenia, czyli sytuacji,
w której autor utworu jest nieznany lub
nie ma możliwości nawiązania z nim po-
rozumienia zmierzającego do uzyskania
zezwolenia na korzystanie z utworu, są
problemem dotyczącym wszystkich rodza-
jów utworów oraz sposobów eksploatacji.
Dyrektywa w art. 1 przewiduje zastoso-
wanie jej tylko do niektórych, wyraźnie
wymienionych, sposobów korzystania
z utworów i fonogramów uznanych za
osierocone. Utwór lub fonogram uznany za
osierocony w jednym z państw UE uzna-
je się za osierocony we wszystkich pań-
stwach członkowskich. Skutek ten dotyczy
jedynie zawężonego zakresu, o którym
mowa w art. 2 dyrektywy. Ustawodaw-
ca krajowy może przyjąć, że zakres uzna-
wania osierocenia będzie szerszy. Jednak
w zakresie wykraczającym poza unormo-
wanie zawarte w dyrektywie nie ma pod-
staw do przyjęcia skutku nadania statusu
utworu lub fonogramu osieroconego we
wszystkich państwach UE. I nie ma na to
rady, natomiast nie dezaktualizuje to po-
trzeby generalnej regulacji statusu dzieł
osieroconych.
Jedna z największych organizacji
zbiorowego zarządzania, świadoma
znaczenia proponowanych zmian
i obszerności poruszonej problematyki,
wystąpiła o przedłużenie okresu
na zgłoszenie uwag. Bardzo szybko
otrzymała odpowiedź odmowną,
z uzasadnieniem będącym mieszaniną
kpiny i lekceważenia
dzenia starannych poszukiwań. Całość po-
stępowania w tym zakresie pozostawiono
w rękach podmiotów, w zasobach których
znajdują się utwory, czyli zainteresowa-
nych uzyskaniem przez utwory nienale-
żące do zidentyfikowanych uprawnionych
statusu osierocenia. One mają obowiązek
przeprowadzenia starannych poszukiwań
uprawnionego (co zrozumiałe), jednak ich
działania w tym obszarze nie podlegają
żadnej weryfikacji, a ich wnioski co do
spełnienia statusu osierocenia są przeka-
zywane „za pośrednictwem” ministra kul-
tury do OHIM przy wykorzystaniu syste-
mu teleinformatycznego (tak art. 35
7
ust. 3
projektu). Niezbyt koresponduje z tym
ust. 1 tego przepisu, według którego na
wniosek uprawnionych podmiotów mi-
nister „dokonuje (…) rejestracji w bazie
danych” OHIM.
W tym ujęciu zatem rola ministra ogra-
niczona została do stwierdzenia braku
podstawy do wystąpienia do OHIM za po-
średnictwem ministra kultury. W każdym
razie przepis nie przewiduje kontroli speł-
nienia przesłanki starannych poszukiwań
oraz nie zabezpiecza praw uprawnionych
do utworów i fonogramów w trakcie po-
stępowania prowadzącego do nadania im
statusu osierocenia. Wątpliwości co do roli
ministra rozstrzygają wyjaśnienia zawar-
te w uzasadnieniu projektu. Mowa tam
o „przekazaniu stosownych informacji”
do bazy danych OHIM za pośrednictwem
ministra kultury (s. 47 uzasadnienia pro-
jektu). W uzasadnieniu czytamy dalej, że
„samo zarejestrowanie utworu jako osie-
roconego przez instytucję wpisaną do bazy
danych OHIM nie będzie podlegało żadnej
weryfikacji ani kontroli ze strony ministra
właściwego do spraw kultury i dziedzictwa
narodowego” (s. 48). Ma to ponoć wynikać
z zasady art. 3 ust. 6 dyrektywy, że odpo-
wiedzialność za staranne poszukiwania
leży po stronie uprawnionej instytucji kra-
jowej. Według uzasadnienia nie dotyczy to
„organów państwowych, które powinny
pełnić wyłącznie rolę punktu kontakto-
wego i pośrednika pomiędzy instytucjami
korzystającymi a bazą OHIM”.
Jak więc z tego wynika, jedyną troską
projektodawcy jest, aby zwolnić polskie
organy z jakiejkolwiek odpowiedzialności
i sprowadzić rolę ministra do roli skrzynki
kontaktowej czy doręczyciela cudzej kore-
spondencji. Zgubiony został najważniejszy
aspekt sprawy – zagrożenia ze strony ta-
kiego rozwiązania dla praw uprawnionych
do utworów i z tytułu praw pokrewnych
w Polsce. Przecież z chwilą zarejestrowania
w bazie OHIM wniosku o uznanie utwo-
ru za osierocony następują daleko idące
ograniczenia praw uprawnionych do ko-
rzystania i ich dóbr niematerialnych, po-
legające na legalnym dostępie do korzy-
stania z niego bez potrzeby uzyskiwania
zezwolenia uprawnionych do utworu i jego
nagrań na warunkach odnoszących się do
utworów osieroconych. Stan ten trwać ma
do uchylenia dokonanej rejestracji okre-
ślonego utworu.
Takie ujęcie powoduje, że uprawniony
do utworu autor lub artysta nagranego ar-
tystycznego wykonania nie ma odpowied-
nio zabezpieczonej możliwości dowiedze-
nia się o wniosku o uznanie jego utworu za
Projekt sprzeczny z dyrektywą
Niestety, dyrektywa reguluje jedynie kwe-
stie o charakterze podstawowym. Nakłada
to na ustawodawcę krajowego obowią-
zek stworzenia spójnego systemu usta-
lania spełnienia wymogów osierocenia,
a zwłaszcza trybu postępowania w tym
zakresie. W obu kwestiach projekt nowe-
lizacji nie tylko nie spełnia oczekiwań, ale
jest sprzeczny z celem dyrektywy. Celem
jej jest mianowicie umożliwienie korzy-
stania z utworów uznanych za osierocone
mimo braku zgody nieznanego, co naj-
mniej z miejsca pobytu, uprawnionego.
Zasadą jest w szczególności, że dyrekty-
wa nie narusza praw do utworu lub fo-
nogramu nie tylko znanych uprawnio-
nych, ale i uprawnionych odnalezionych.
Podstawowe znaczenie w tym kontekście
ma obowiązek przeprowadzania staran-
nych poszukiwań uprawnionych przed
rozpoczęciem eksploatacji przez podmioty
wskazane w dyrektywie, takie jak biblio-
teki publiczne, placówki oświatowe i mu-
zea, archiwa, instytucje odpowiedzialne
za dziedzictwo filmowe, dźwiękowe oraz
nadawców publicznych mających siedzi-
bę w UE, w odniesieniu do utworów i fo-
nogramów pozostających w ich zbiorach.
Od ustawodawcy krajowego oczekuje
się w szczególności zabezpieczenia inte-
resów uprawnionych (każdoczesnych) na
wypadek zgłoszenia się przez nich, co musi
spowodować pozbawienie skutków praw-
nych dokonanego uznania utworu za osie-
rocony. Według dyrektywy uprawniony
może unieważnić w dowolnym momencie
uznanie utworu za osierocony, w zakre-
sie przysługujących mu praw (w angiel-
skiej wersji dyrektywy: „The possibility
of putting an end to the orphan works”).
Jednocześnie państwa UE powinny za-
pewnić godziwą rekompensatę (w angiel-
skiej wersji – „a fair compensation is due to
rightholders”) za korzystanie przez upraw-
nione organizacje z utworów uznanych
za osierocone na podstawie prawa obo-
wiązującego w państwie UE właściwego
dla podmiotu uprawnionego do uznania
utworu za osierocony. Projekt nie określa,
niestety, żadnej procedury zapewniającej
należyte wywiązywanie się z przeprowa-
osierocony, ujawnienia się i dochodzenia
swoich praw. W konsekwencji korzystanie
z jego utworu lub nagrania odbywać się
będzie poza jego wiedzą i więcej – z na-
ruszeniem jego praw do wynagrodzenia.
Podjęcie postępowania o uznanie osie-
rocenia musi być jawne i to w taki sposób,
żeby było możliwe zgłoszenie roszczeń
przez uprawnionego do utworu. Można się
spodziewać, że brak kontroli powodować
będzie zgłaszanie wniosków o uznanie
utworów za osierocone bez rzetelnych po-
szukiwań, co ułatwi prowadzenie działal-
ności mającej na celu rozpowszechnianie
utworów bez potrzeby zawierania umów
o korzystanie z nich i bez płacenia należ-
nych w takich sytuacjach wynagrodzeń.
Postanowienia projektu nie uwzględ-
niają również w dostatecznym stopniu
faktu wykonywania zbiorowego zarzą-
dzania, a w szczególności istnienia tabel
wynagrodzeń za reprodukowanie i roz-
powszechnianie utworów i ich nagrań.
W najwyższym stopniu niepokojące jest
również ujęcie w projekcie kwestii godzi-
wej rekompensaty w przypadku ujawnie-
nia się uprawnionego. Projekt stanowi, że
wysokość tego wynagrodzenia powinna
uwzględniać „interes publiczny, którego
realizacji służy korzystanie z utworu osie-
roconego”. Co to oznacza, trudno dociec.
Język przepisu raczej kojarzy się z latami
50. ubiegłego wieku i tendencjami kolekty-
wistycznymi niż z prostym faktem, że oto
miało miejsce bezpodstawne korzystanie
z cudzego utworu i należy skompensować
tego ujemne skutki. Niezbyt jest również
jasne, co dzieje się w sytuacji, gdy uznanie
utworu za osierocony nastąpiło w sytuacji,
gdy korzystający o istnieniu uprawnio-
nego do utworu wiedział lub z łatwością
mógł się dowiedzieć. Należy mianowicie
zwrócić uwagę, że także bezpodstawne
umieszczenie utworu w bazie OHIM jako
osieroconego powoduje, że utwór będzie
przedmiotem użytku w tym charakterze
do chwili jego wykreślenia z bazy utworów.
Alternatywnie projekt przewiduje moż-
liwość korzystania z utworu osieroconego
na podstawie umowy zawartej z OZZ przed
przystąpieniem do korzystania z utworu
osieroconego, na zasadach równego trak-
towania z ochroną utworów osieroconych
danego rodzaju. Trudno zrozumieć, czemu
ma służyć uregulowanie takiej możliwości
jedynie jako alternatywnego uprawnienia.
Dlaczego nie jest to obowiązkiem, zwa-
żywszy że status osierocenia zmierza do
wypełnienia luki wynikającej z braku wie-
dzy o uprawnionym do utworu, z którym
należy zawrzeć umowę, nie zaś do wyzna-
czenia uprzywilejowanych podmiotów
korzystających z utworu kosztem upraw-
nionych. Uznanie utworu za osierocony
nie powinno być podstawą do budowa-
nia konkurencyjnego systemu dostępu
do twórczości redukującego intensywność
ochrony autorskiej. Nie ma powodu, żeby
korzystający z utworu osieroconego odno-
sił korzyści z faktu, że utwór jest osieroco-
ny. Omawiane przepisy powinny jedynie
zapewniać możliwość ich legalnego wy-
korzystywania.
Kwestia przedawnienia
Osobnym zagadnieniem jest, że w odnie-
sieniu do pewnej liczby utworów uzna-
nych za osierocone uprawnieni, a więc
w szczególności twórcy, artyści, ich na-
stępcy prawni, nie ujawnią się i nie zgło-
szą się po należne im wynagrodzenia. Po
pierwsze służące im roszczenia powinny
być poddane ogólnym zasadom o przedaw-
nieniu roszczeń, natomiast należy prze-
widzieć sposób wykorzystywania takich
środków. Najprostszym rozwiązaniem by-
łoby przekazywanie ich na znany usta-
wie o prawie autorskim Fundusz Rozwoju
Twórczości i wykorzystywanie ich zgodnie
z zasadami tego funduszu. Trudno zrozu-
mieć, dlaczego w projektowanym art. 35
8
ust. 3 przewidziano przekazanie 80 proc.
Dokończenie na str. 6
Jedyną troską projektodawcy jest, aby
zwolnić polskie organy z jakiejkolwiek
odpowiedzialności i sprowadzić rolę
ministra do roli skrzynki kontaktowej
czy doręczyciela cudzej korespondencji
Zgłoś jeśli naruszono regulamin