Yrsa_Sigurdardóttir_-_Pamiętam_cię.pdf

(1072 KB) Pobierz
Sigurdardottir Yrsa
Pamiętam cię
Książka dedykowana jest moim wspaniałym teściom, Asrun Olafsdóttir i
Thorhallurowi Jónssonowi.
Specjalne podziękowania za informacje na temat miejsc na północnym
zachodzie kraju i historii Hesteyri dla mojego kolegi z pracy Ingólfura
Arnarsona, moich wspaniałych przyjaciół Halldóry Hreinsdóttir i Jona
Reynira Sigurvinssona, nie zapominając o pani Birnie Pdlsdóttir,
prowadzącej restauracje w Domu Lekarza.
Yrsa
Rozdział 1
Fale huśtały stateczkiem na wszystkie strony w rytmie, który trudno
określić. Dziób unosił się leniwie, to znów opadał, a gwałtowniejsze ruchy
miotały jednostką na boki. Szyper uparcie starał się uwiązać cumę do
cienkiego stalowego polera, lecz można było odnieść wrażenie, że smagane
wiatrami ruchome molo co chwilę robi uniki. Kapitan z mozołem powtarzał
te same ruchy; ciągnął sfatygowaną cumę w kierunku przeklętego pachoła,
lecz gdy już miał zarzucić przetartą pętlę, ktoś jakby celowo odsuwał
pomost. Najwyraźniej ocean kpił sobie z nich, dając zdecydowanie do
zrozumienia, kto tutaj rządzi. W końcu jednak udało się uwiązać łajbę. Nie
wiadomo jednak, czy to falom znudziła się ta złośliwa zabawa, czy też górę
wzięły doświadczenie i cierpliwość szypra. Zwrócił się do trójki pasażerów,
nie okazując żadnych emocji:
- Proszę bardzo, tylko uważajcie, jak będziecie schodzić na ląd. - Skinął
brodą w kierunku kartonów, worków i innych bambetli, które zabrali ze
sobą. - Pomogę wam wszystko rozładować, ale nie mogę przenieść tego z
wami do domu, niestety. - Zmrużył oczy i rozejrzał się po pomarszczonej
tafli oceanu. - Najbezpieczniej chyba będzie, jak natychmiast wrócę. A
kiedy stąd odpłynę, będziecie mieli dość czasu, żeby wszystko spokojnie
przenieść. Gdzieś tam powinniście znaleźć jakąś taczkę.
- Nie ma sprawy. - Gardar uśmiechnął się do niego, ale nie uczynił nic,
co mogłoby świadczyć o tym, że zacznie rozładowywać łajbę. Przestępował
z nogi na nogę i chuchał w dłonie, dodając sobie animuszu. Obserwował ląd,
gdzie w oddali ponad granią górującą nad linią brzegu wznosiło się kilka
domów. A jeszcze dalej błyszczały kolejne dachy. Słabe światło zimowe
szybko blakło, choć dopiero co minęło południe. Nie będą musieli długo
czekać na całkowity mrok.
- Nie wygląda mi to na jakąś metropolię - usiłował żartować.
- Nie. A spodziewałeś się tego? - Szyper nie krył zdziwienia. -
Myślałem, że byliście tu już kiedyś. A może chcecie jeszcze raz się
zastanowić? Chętnie przewiozę was z powrotem, gratis oczywiście.
Gardar pokręcił głową, pilnując się, by nie patrzeć w stronę Katrin. Ona
jednak usiłowała złapać z nim kontakt wzrokowy, skinąć głową lub w
jakikolwiek inny sposób dać mu do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko
temu, by wracać. Nigdy nie cieszyła się tak jak on na ten wyjazd, ale też,
prawdę mówiąc, nigdy nie protestowała. Poddała się raczej fali nastroju,
szczeremu przekonaniu męża, że wszystko pójdzie zgodnie z życzeniami.
Ale teraz, kiedy dopadły go jakieś wątpliwości, jej przekonanie także
zaczęło się ulatniać. Sądziła, że w najlepszym przypadku będzie to tylko
nieudana wycieczka. I wolała nie myśleć, co może się stać w najgorszym.
Jej wzrok spoczął na Lif, opierającej się o burtę. Próbowała odzyskać
równowagę, którą straciła w porcie w Isafjórdur. Po wyczerpującej walce z
chorobą morską wydawała się kompletnie bezradna. Nic nie przypominało
tej pewnej siebie kobiety, która uparła się, by do nich dołączyć, nie bacząc
na protesty Katrin. Nawet Gardar, zrazu pełen werwy, im bliżej brzegu,
zdawał się coraz bardziej przygięty ciężarem nierealnych marzeń, które miał
jeszcze przed rozpoczęciem podróży. Sama Katrin oczywiście nie czuła się
lepiej. Siedziała na worku z drewnem opałowym. Usiłowała wstać. Ona, w
przeciwieństwie do pozostałej dwójki, nigdy nie pragnęła tego wyjazdu.
Jedynym pasażerem, który naprawdę chciał znaleźć się już na lądzie, był
Zgłoś jeśli naruszono regulamin