Bunch Chris - Ostatni legion 4 - Piętno czasu.pdf

(1297 KB) Pobierz
Bunch Chris
Bunch Chris
Christopher R. Bunch
Ur.: 22 grudnia 1943, Fresno / Kalifornia / USA
Zm.: 4 lipca 2005
Urodził się w
Fresno
w
Kalifornii.
Bunch słuŜył na
wojnie wietnamskiej
jako dowódca patrolu. Publikował
równieŜ teksty publicystyczne w czasopismach "Rolling
Stone"
i "Stars
and Stripes".
Chris Bunch to były
Ŝołnierz
armii amerykańskiej, autor
scenariuszy telewizyjnych, dzienikarz i pisarz.
Popularność zdobył ośmiotomowym cyklem "Sten"
napisanym wspólnie z Allanem Colem. Dzięki
doświadczeniu wojskowemu i bojowemu
świetnie
"czuje
się" w realiach militarnej SF.
Dla
Warrena Lapine’a
i Angeli Kessler
Dziękuję za pomoc Ringling Bros
i Barnum & Bailey Circus...
no i jeszcze pomniejsze podziękowania dla
Bertolda Brechta.
CRB
Rozdział 1
Było ich dziesięcioro, wszyscy w plamiastych mundurach i uzbrojeni po zęby. Brudni i
spoceni
śmierdzieli
dŜunglą, w której spędzili ostatnie cztery dni.
Tkwiąc na metr w błocku, obserwowali przechodzący skrajem mokradeł patrol wartowniczy.
Materiał, z którego zrobiono ich mundury, był niewidoczny dla termowizorów, poza tym chyba
nikomu normalnemu nie przyszłoby do głowy szukać kogokolwiek w tym cuchnącym
trzęsawisku.
Prowadzący obejrzał się na dowódcę, wskazał pół tuzina kopulastych zabudowań rysujących
się w odległości stu metrów i narysował w powietrzu znak zapytania. Dowodząca druŜyną
kobieta pokiwała głową. Prowadzący uniósł jeden palec. Zdjąć jednego? Kobieta potrząsnęła
głową. Nie, dwóch. Wskazała drugiego wartownika, który szedł w pewnym oddaleniu za
pierwszym.
Wyznaczyła dwóch ludzi i dotknęła rękojeści noŜa. Jeden z nich uśmiechnął się lekko,
wyciągnął własny nóŜ i ruszył ostroŜnie przed siebie. Drugi pospieszył za nim.
Haut Njangu Yoshitaro uniósł kubek z herbatą, upił łyk i skrzywił się z niesmakiem. To nie
była jego ulubiona mieszanka. Potem znów spojrzał na ekran.
- Problem polega na tym, szefie - powiedział -
Ŝe
tutaj... oraz tutaj mają baterie rakiet
przeciwlotniczych i gotów jestem się załoŜyć,
Ŝe
gdzieś w okolicy kryją się kolejne wyrzutnie.
Nie wydaje mi się, aby udało się tam wprowadzić griersony, a bez nich nici z ataku.
Caud Garvin Jaansma, dowódca 2. pułku, przyjrzał się projekcji i obrócił ją kilka razy w
róŜne strony.
- A gdybyśmy tak zasypali ich najpierw rakietami i rzucili maszyny, zanim opadnie kurz?
- Nie da się - powiedział Njangu, obecnie zastępca Garvina. - Tutaj mamy kompanię Nan,
kompania Rast jest zaraz za nią jako wsparcie. Obie są za blisko, aby uniknąć ofiar od własnego
ognia.
Garvin Jaansma był
Ŝołnierzem
w kaŜdym calu: wysoki, muskularny, jasnowłosy,
błękitnooki, a do tego miał kwadratową szczękę. Wszyscy się zgadzali,
Ŝe
jak nic nadawałby się
na plakat rekrutacyjny. Wszyscy oprócz samego Jaansmy, co tylko dodawało mu uroku. Niewielu
wiedziało, jaki to człowiek kryje się naprawdę pod tą nienaganną ogólnowojskową prezencją.
Prawie wszyscy byli natomiast pewni,
Ŝe
Njangu Yoshitaro jest dokładnie tym, na kogo
wygląda. Niebezpiecznym i zwinnym drapieŜnikiem. Smukły, o ciemnej karnacji i czarnowłosy,
trafił do armii z mroków dzielnicy slumsów przymuszony do tego wyrokiem sądowym.
- Cholera - mruknął Garvin. - Co za dupek wyznaczył nasze pozycje tuŜ przy okopach złych
chłopaków?
- Ty sam.
- A niech mnie. Domyślam się,
Ŝe
ostrzelanie własnych oddziałów nie spotkałoby się z
przychylną reakcją?
- Wczoraj jeszcze moŜe by uszło, ale dzisiaj juŜ nie - stwierdził Njangu. - Na dodatek
wszystkie aksaie są uwiązane przy brygadzie. Ale pomyśl: gdybyśmy wyprowadzili ze trzy pary
zhukovów ponad pułap skutecznego raŜenia rakiet Shadow i kazali im zanurkować prosto na... -
Przerwał, usłyszawszy ciche chrząknięcie. - Do diabła - powiedział, przeciskając się przez
zawalony sprzętem kopulasty namiot sztabowy ku uprzęŜy z uzbrojeniem. Ledwie dotknął kolby
pistoletu, gdy do
środka
wskoczyły trzy niemiłosiernie utytłane postaci.
Mimo wszystko próbował wyciągnąć pistolet, jednak napastnicy byli szybsi. Dwa ich
blastery zagdakały jednocześnie. Njangu jęknął, spojrzał na swoją pierś, która zmieniła kolor na
krwistoczerwony, upadł na twarz i juŜ się nie podniósł.
Garvin zdąŜył unieść blaster, ale dowodząca napastnikami kobieta strzeliła mu w twarz.
Poleciał do tyłu przez holograficzny obraz i upadł, strącając ze stołu projektor.
- Dobra robota - powiedziała cent Monique Lir. - Rozproszyć się i zająć się resztą sztabu. Nie
dać się zabić. I nie brać jeńców, po co nam korowody z przesłuchaniami.
Jej ludzie z kompanii zwiadu zniknęli na zewnątrz. Po chwili w okolicy rozległy się kolejne
strzały.
Lir przysiadła na jednym składanym krześle, na drugim połoŜyła nogi.
- Piękna
śmierć,
szefie. Nowym bardzo przyda się odrobina realizmu.
Garvin usiadł i starł z twarzy czerwoną farbę.
- Dzięki. Jak wam się udało tu przekraść?
- Poszukaliśmy największego bagna i zanurkowaliśmy. Njangu wstał i spojrzał z niesmakiem
na swój mundur.
- Mam nadzieję,
Ŝe
to się da wyprać.
- Na pewno. A teraz proszę o wybaczenie, ale muszę wykończyć resztę waszej ekipy.
Wyszła z namiotu.
- Fitzgerald jaja mi urwie za to,
Ŝe
dałem się zabić - mruknął Garvin.
- W tej chwili ma pewnie dość własnych zmartwień - odparł Njangu. - Ostatni raz, gdy ją
widziałem, miała koszmarne sny o desancie. - Podszedł do zamaskowanej jako szafka lodówki i
wyciągnął dwa piwa. - Skoro oficjalnie zostaliśmy zabici, to chyba moŜemy sobie pozwolić?
- Dlaczego nie? - odparł Garvin i upił tęgi łyk. - Dla nas ta gra juŜ się skończyła, prawda?
- Od początku była niepotrzebna. Stwierdziliśmy tylko,
Ŝe
atakując okopaną brygadę, ponosi
się cięŜkie straty. Dokładnie jak w podręcznikach.
- Nie wspominając o tym,
Ŝe
kilka dobrze wyszkolonych druŜyn zwiadu moŜe przeniknąć na
teren przeciwnika i wyłączyć jego dowództwo. Co nam się właśnie przydarzyło.
- Nigdy w to nie wątpiłem - mruknął Garvin, znowu sięgając po piwo. - Wiesz, o wiele lepiej
się bawiłem, kiedy to my byliśmy złymi chłopakami i mieszaliśmy innym szyki.
- Aha. Tyle
Ŝe
się człowiek naganiał. Dlatego właśnie dostałem napadu ambicji i zacząłem
się wspinać po łańcuchu dowodzenia.
- Przy okazji moŜna teŜ więcej zarobić.
- Owszem. Ale w czasie pokoju jest wtedy nudniej - dodał Garvin.
-
śebyś
tylko czegoś nie wykrakał.
- No to zobaczmy, czy uda nam się jakoś posprzątać ten bałagan. A potem poszukamy
prysznicu i flaszki.
- Gdy tylko zbierzemy baty za przegraną.
- Uff... - mruknął Garvin, masując wyimaginowane siniaki. - Zapomniałem,
Ŝe
przy
awansach na wysokie stopnie kierują się tym, jak kto ma gadane. JuŜ bym wolał,
Ŝeby
to caud
Fitzgerald nas sztorcowała, a nie dant Angara.
Odprawy po manewrach dobiegły końca dopiero późnym popołudniem następnego dnia.
Wojsko mogło się wreszcie wykąpać, najeść i urwać na dwa dni zasłuŜonego urlopu.
- Płacz i zgrzytanie zębów - westchnął Njangu. - Jak on to powiedział? Po amatorsku
zaplanowane, beztrosko poprowadzone i głupio zakończone?
- Ja oberwałem jeszcze gorzej. Niedostateczny nadzór nad pracą wywiadu i personelu
sztabowego. Ponadto brak mi pomyślunku i w ogóle zasłuŜyłem na to,
Ŝe
mnie zabili. Praca
mojego sztabu jasno dowodzi,
Ŝe ćwiczenia
odbywane w czasie pokoju uwaŜam za marnowanie
sił i
środków.
- Stary potrafi dopiec - zgodził się Njangu, odruchowo odsalutowując aspirantowi
truchtającemu na czele plutonu. Weszli na schodki prowadzące do kasyna oficerskiego. - O której
Jasith ma cię zabrać?
- O wpół do siódmej czy jakoś tak. Powiedziała,
Ŝe
nie pozwoli,
Ŝebyś
upił mnie w sztok.
- Ciekawe - mruknął Njangu. - Maev mówiła to samo o tobie.
- Wielkie umysły zawsze podąŜają tym samym tropem - powiedział Garvin. - Nawet jeśli
wiedzie na manowce. - Zachichotał. - Ale na pewno dobrze będzie się wykąpać.
- Miękniesz - rzucił Njangu. - Co z ciebie za
Ŝołnierz?
Nie moŜesz wytrzymać trzech dni bez
prysznica? I ty chciałeś mierzyć się z Lir? Dziadziejesz. Na który ci idzie? Dwudziesty szósty?
Jesteś tylko o rok starszy ode mnie.
- MoŜe i dziadzieję, ale mam doświadczenie, którego wam, szczeniakom, brakuje. Ale, ale,
popatrz tylko. - Wskazał na stolik w głębi kasyna, gdzie siedział rosły i przedwcześnie wyłysiały
męŜczyzna w kombinezonie lotniczym. Gapił się tępo w opróŜniony do połowy kufel piwa.
- Co mu jest? - mruknął Njangu. - Nie moŜe być aŜ tak spłukany,
Ŝeby
nie miał za co pić.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin