E.M.Thorall - Zbrojni 02- Handlarze niewolników [FRAGMENT].pdf

(1032 KB) Pobierz
E. M. THORHALL
HANDLARZE NIEWOLNIKÓW
II tom cyklu
ZBROJNI
Oficyna wydawnicza RW2010 Poznań 2015
Redakcja: Joanna Ślużyńska
Korekta: Robert Wieczorek
Redakcja techniczna zespół RW2010
Copyright © E. M. Thorhall 2013
Okładka copyright © Mateusz Ślużyński 2015
zdjęcie na okładce
© Atelier Sommerland /
Fotolia.com
zdjęcie na okładce © Andrey Kiselev / Fotolia.com
Copyright © for the Polish edition by RW2010, 2015
e-wydanie I
ISBN 978-83-7949-108-7
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie całości albo fragmentu – z wyjątkiem cytatów w
artykułach i recenzjach – możliwe jest tylko za zgodą wydawcy.
Aby powstała ta książka, nie wycięto ani jednego drzewa.
Oficyna wydawnicza RW2010
Dział handlowy:
marketing@rw2010.pl
Zapraszamy do naszego serwisu:
www.rw2010.pl
E. M. Thorhall R W 2 0 1 0 Handlarze niewolników
– Wynocha!
Drzwi karczmy otworzyły się z hukiem. Ze środka dobiegały pijackie okrzyki
i gwar rozmów. Światło z izby wąską smugą zalało oprószoną śniegiem uliczkę.
Otyły karczmarz, nie bawiąc się w uprzejmości, wypchnął niskiego, chudego
mężczyznę na zewnątrz.
– I nie przyłaź tu więcej! – Doprawił kopniakiem swoją prośbę i zatrzasnął za
sobą drzwi.
Wyproszony klient zatoczył się. Rozłożył szeroko ramiona, chcąc złapać
równowagę. Nie pomogło. Upadł w stertę odgarniętego sprzed wejścia śniegu.
Mamrocząc pod nosem przekleństwa, podnosił się niezdarnie. Zdawało się, że na
ulicy nie ma żywej duszy. Otaczające ją zrujnowane kamienice rzucały długie cienie
na ośnieżony bruk. Zwisające połamane okiennice skrzypiały złowieszczo przy
silniejszych podmuchach wiatru, strasząc pustymi oczodołami okien.
Mężczyzna stanął chwiejnie na nogach i obmacał brzuch.
W tej samej chwili spod ściany pobliskiej kamienicy oderwały się dwa cienie.
Bezszelestnie doskoczyły do pijanego. W jego oczach pojawił się strach. Otworzył
usta do krzyku. Nim zdążył wrzasnąć, jeden z cieni zarzucił na niego płachtę, drugi
uderzył go pięścią w głowę. Mężczyzna upadł.
***
Przytulny gabinet pogrążony był w półmroku rozjaśnionym blaskiem płonących
świec. Grube kotary spływały na podłogę, zasłaniając szczelnie okna i nie pozwalając
światłu przedostać się na zewnątrz. Na jednej ze ścian wisiała duża mapa Iltarii. Pod
drugą umieszczono regał ze stertami papierzysk i pergaminów. Przed oknem, na
wprost wejścia, ustawiono biurko, a tuż za nim wygodny fotel. Kolejny,
wymoszczony miękkimi poduszkami, stał nieopodal regału. Usłyszawszy kroki,
3
E. M. Thorhall R W 2 0 1 0 Handlarze niewolników
siedzący przy biurku mężczyzna podniósł głowę znad księgi i spojrzał w kierunku
drzwi. Te uchyliły się. Podłoga zaskrzypiała cicho pod stopami wchodzących.
– Perten we własnej osobie. – Wyższy z przybyszów zdarł z głowy więźnia
cuchnącą płachtę.
Niższy popchnął pojmanego, który potknął się i upadł na podłogę.
Thunder wyszedł zza biurka. Ubrany w ozdobnie wyszywany kaftan ze sporą
ilością pozłacanych guzów, z gładko związanymi rudymi włosami, wyglądał na
możnego mieszkańca Alakor, a nie na szefa jednej z dwu gildii łotrów w Oren.
– Drogi przyjacielu – zaczął zwodniczo uprzejmym tonem, rozkładając szeroko
ramiona, jakby chciał uściskać swego „gościa”. – Dobrze się spisaliście. – Na krótką
chwilę przeniósł wzrok na najemników.
Mark i Nigel skinęli głowami. Zadanie wykonali, mogli odejść. Jednak Thunder
niedbałym gestem ręki nakazał im, by pozostali.
Perten poderwał się z podłogi.
– Thunderze... – zaczął.
– Perten, mój drogi... – Watażka uśmiechnął się szerzej. – Doszły mnie słuchy,
że wystawiłeś naszą przyjaźń na próbę... – Zawiesił znacząco głos.
Perten spocił się ze strachu. W myślach przebiegł wszystkie swoje przewinienia,
a było ich sporo. Drobne oszustwa, kradzieże, napaści na kilku obywateli miasta
oraz... – nerwowo przełknął ślinę – oraz przywłaszczenie sobie pieniędzy
karczmarza. Tego samego, który regularnie płacił Thunderowi wysoki haracz.
– Thunderze... ja... – wyjąkał Perten, obmacując koszulę. – Ja właśnie... –
Wygrzebał mieszek i potrząsnął nim. – Ja właśnie szedłem do ciebie, kiedy tych
dwóch – zerknął na stojących przy drzwiach najemników – napadło na mnie. Chcieli
zabrać złoto, które ci niosłem.
Thunder roześmiał się. Wyjął z dłoni Pertena mieszek i wysypał jego zawartość
na biurko. Uważnie przeliczył monety.
4
E. M. Thorhall R W 2 0 1 0 Handlarze niewolników
Pod Pertenem ugięły się nogi.
– Jeszcze to – rzucił szybko, wyciągając ze schowka w spodniach drugi,
mniejszy woreczek.
– Ptaszki w mieście ćwierkają, że próbujesz działać sam. – Thunder zabrał drugi
mieszek.
– Nie, nigdy! Nie śmiałbym. Nigdy! – zapewniał oszust.
Wiedział, że znalazł się w paskudnej sytuacji. Gorączkowo myślał, jak
przekonać szefa łotrów, że jest niewinny, że to jakaś okropna pomyłka albo
ukartowana przez zawistnych wrogów intryga, mająca go pogrążyć.
– Nigdy...? Przypomnij sobie karawanę kupców, na którą napadłeś wraz ze
swoimi dwoma kompanami. Zapewne niepokoisz się o ich los...
– Nie znam ich! – krzyknął rozpaczliwie Perten. – Nigdy nie miałem nic
wspólnego z Kirem i Nedem!
– Wiesz, jaka kara czeka zdrajców?
Thunder skinął na najemników.
Nigel podszedł i złapał Pertena za szyję i podbródek, unieruchamiając w silnym
uścisku. Mark zbliżył się z wyciągniętym sztyletem. Pojmany wodził przerażonym
wzrokiem od jednego do drugiego.
– Jak zobaczysz cokolwiek, nie mając oczu? Którą z dróg podążysz? – Thunder
bawił się przerażeniem ofiary. Ostrze sztyletu zalśniło w blasku świec; było
niepokojąco blisko twarzy Pertena.
– Nie! – wychrypiał błagalnie. – Ja... ja wszystko oddam! Pokażę, gdzie jest
kryjówka!
Mark uśmiechnął się paskudnie, przesuwając sztylet nad brwią oszusta. Pojawiła
się krwawa rysa.
– Zaprowadzę was! – wrzasnął panicznie Perten.
– Trafisz tam po omacku? – Watażka zaśmiał się kpiąco.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin