10,5 Na zakupach.pdf

(299 KB) Pobierz
Na zakupach
Autor: Nalini Singh
Tłumaczenie nieoficjalne: zapiski_mola_ksiazkowego
Korekta: Lucek01
Kilka słów od autora: Ten drobny splot wydarzeń ma miejsce w czasie spokojnej sielanki po
„Pocałunku śniegu”, niedługo po narodzinach Naya’i, w czasie, gdy Lucas i Sascha nadal
mieszkają w chatce pod ich domkiem na drzewie.
To zabawny i słodki fragment życia bohaterów w momencie spokoju w środku często
chaotycznych i często porażających zmian obecnie wstrząsających ich światem. To jeden z
tych momentów, których nigdy nie zobaczymy w książce, ale będący częścią tkaniny
składającej się z dnia codziennego naszych bohaterów. Uwielbiam je pisać. Mam nadzieję, że
przeczytanie tego opowiadania sprawi Wam przyjemność.
Jeżeli seria Psi – Zmiennokształtni jest dla Was nowością – jest to historia Lucasa (alfy
leopardów z Ciemnej Rzeki i mężczyzny, który potrafi zmienić postać w czarną parterę) i
Sasch’y (wybranki Lucasa, kardynalnej empatki – mającej moc uzdrawiania ran serca, która
potrafi odjąć najbardziej bolesne emocje i je zneutralizować).
No i oczywiście to opowiadanie uwzględnia również nowonarodzoną Nay’ę.
Kilka słów od tłumaczki: Niniejsze opowiadanie zostało załączone jako ekskluzywny dodatek
do Newslettera autorki z września 2014 r.
„Musimy jechać na zakupy”
Oglądający na ekranie komunikatora mecz piłki nożnej Lucas spojrzał na Saschę. Jego nogi
znajdowały się na otomanie, a w ręku trzymał jeszcze nie otwarte piwo. „Wiesz, że w drugim
pokoju jest wolny komunikator.” Powiedział z powagą księdza. „Jeżeli złożysz zamówienie,
oni wykonają to coś zwane dostawą. I to na samą granicę leśnego terytorium stada.”
Sascha zrobiła niezadowoloną minę w stronę swojego cudownego, wkurzającego wybranka o
ciemnych, czarnych włosach i żywym, zielonym odcieniu oczu. „Dlaczego zawsze się ze mną
droczysz?”
Posłał jej koci uśmiech. „Ponieważ twoja miłość do codziennych zakupów mnie fascynuje.”
Zdjął nogi z otomany i z głośnym westchnieniem odłożył piwo na bok. „Nie robiliśmy
zakupów w zeszłym tygodniu? Czego potrzebujemy?”
„Pieluch.”
Lucas posłał jej sugestywne spojrzenie w kierunku kącika niemowlęcego – obecnie pełnego
tak wielu zapasów rzeczy dla niemowlęcia będącego wyrazem życzliwości członków ich
stada, że zaczął już mówić o otworzeniu sklepu z tym asortymentem. „Pieluch?”
Sascha pochyliła się nad nosidełkiem, które trzymała na stole, by móc rozmawiać z Nay’ą
podczas pisania notatek na temat jednego z projektów stada. Potarła maleńki nosek córeczki.
„Twój tata się z nas naigrywa. Co mu za to zrobimy?”
„Od kiedy Naya lubi robić zakupy?”
„Od momentu narodzin.” Sascha rozpłynęła się, gdy delikatne paluszki Nay’i zacisnęły się
wokół jej palca. Wydała z siebie nic nie znaczący dźwięk, jeden z tych które wydają z siebie
matki, nigdy wcześniej tego nie rozumiała, ale teraz instynktownie widziała co powinna robić.
„W końcu jest moją córką.”
Pantera, którą kochała ponad życie warknęła.
„Nie myśl sobie, że możesz mnie oszukać tylko dlatego, że jesteś telepatką. Wiem, że moja
córka ma lepszy gust. Ona lubi piłkę nożną.”
Sascha wzięła nosidełko. „Idę do samochodu.”
Lukas wstał marudząc pod nosem. „Nie mogę uwierzyć, że zmuszasz mnie, żebym przegapił
resztę meczu. To pierwszy mecz, który mogę wreszcie obejrzeć na żywo w tym sezonie.”
„Chcesz znać wynik? 5-2, wygrają czerwoni. Faith mi powiedziała.”
Zmarszczył brwi, gdy wspomniała o utalentowanej jasnowidzce. „Bardzo zabawne.”
Uśmiechnęła się i pochyliła się w jego stronę, by go pocałować. „Ty i Naya możecie obejrzeć
resztę w samochodzie. Ja poprowadzę.”
Uszczypnął ją w dolną wargę za tą impertynencję i wziął od niej dziecko. „Chodź
księżniczko. Pozwólmy mamie rozkoszować się jej dziwnym upodobaniem.”
Sascha włączyła silnik i zaczekała, aż Lucas wsiądzie na fotel pasażera po tym, jak
bezpiecznie zapiął nosidełko do specjalnego mocowania na tylnym siedzeniu. Włączył mały
ekran komunikatora po jego stronie pojazdu i ponownie wrócił do oglądania meczu, gdy ona
wycofywała samochód. Wizja, że właśnie jedzie oddać się tak zwyczajnemu zajęciu, jak
robienie zakupów wywoływała u niej szczęście, gdy jej mężczyzna odrobinę się boczył, a
córeczka spała na tylnym siedzeniu.
Zanim przybyli na miejsce nastrój Lucasa stał się jeszcze bardziej ponury. Jego zespół (ten
czerwony) przegrał.
Pocałowała go w szyję, gdy pochylił się, by wziąć Nay’ę. Napawała się jego ciepłem i
muskularnym zapachem. „Uwielbiam, gdy jesteś taki marudny.”
Podał jej Nay’ę. „Będę potrzebował więcej pieszczot, gdy ta ekspedycja dobiegnie końca”. W
jego oczach pokazała się iskierka, która sugerowała, że zamierza wykorzystać tą okazję.
Z drugiej zaś strony, Sascha nie miała nic przeciwko takiemu wykorzystywaniu przez swoją
bratnią duszę. „Zobaczę, co da się zrobić.” Przytuliła dzieciątko, pocałowała jej słodką
twarzyczkę, gdy Lucas odpiął kilka guzików swojej koszuli zanim ponownie wziął od niej
Nay’ę i umieścił ją przy swoim ciele. Jego lewa dłoń niemal całkowicie zasłaniała jej
maleńkie plecki, a druga podtrzymywała główkę.
Zmiennokształtni niemal zawsze nosili tak blisko swoje dzieci. Sascha uważała to za
cudowne. Ich dziecko nigdy nie będzie się zastanawiało, czy było kochane i chciane. W tej
chwili Naya była obudzona i słuchała stabilnego bicia serca swojego taty, a w tym czasie jej
umysł dotykał umysłu Saschy.
Nawet jako tak małe dziecko Naya była ciekawa i chętna do poznawania, jak każdy koci
zmiennokształtny – pokazywała jednak również oznaki silnych umiejętności psychicznych.
Jaki kształt przyjmą w ostateczności te umiejętności pozostawało otwartą kwestią, ale Sascha
nie miała w sobie wątpliwości, że ich córka stanie się niezwykłą kobietą.
Jestem tutaj dzieciątko
– przekazała telepatycznie. Jej serce było pełne miłości dla tego
maleńkiego dziecka i niosącego je wybranka. Oba te uczucia nie miały granic.
Lucas zmienił uchwyt tak, że teraz podtrzymywał Nay’ę jedną ręką – najprawdopodobniej dla
Nay’i ważyła ona mniej niż piórko. „Daj mi to. Wiesz, że zawsze facet pcha wózek na
zakupy.”
„Jasne, jak mogłam w ogóle zapomnieć o tej zasadzie?”
Lucas warknął ponownie, ale zobaczyła w jego oczach rozbawienie pantery.
Naya była bezpieczna i chroniona. Z łatwością przesuwał wózek, gdy szli wzdłuż półek
staroświeckiego sklepu spożywczego. Choć większość ludzi wolała dostawę do domu, było
również wystarczająco dużo tych, którzy woleli fizyczne doświadczenie, by butikowe miejsca
jak to nadal kwitły. Udali się prosto do alejki ze świeżymi produktami. Sascha wzięła małą
dynię i popukała ją. „Lucas, czy ona wydaje z siebie prawidłowy pogłos?”
Lucas wymruczał odpowiedź, ale dużo bardziej fascynowała go Sascha niż sama dynia.
Olśniewające oczy w kolorze nocnego nieba znaczyły ją jako kardynalną. Dramatycznie
odcinały się na tle jej miodowej skóry. Mahoniowe włosy opadały jej na ramiona. W całym
procesie zakupów wykazywała nieustanny zachwyt. Chciała wszystkiego dotknąć, powąchać i
wszystko poczuć. Zawsze jako pierwsza stawała w kolejce do centrów smaku, często
odbywając długie rozmowy z ekspedientem na temat najlepszych warzyw .
„Twoja matka jest najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem.” Wyszeptał do
Nay’i, gdy Sascha robiła niezadowoloną minę nad wiązką szpinaku.
Poczuł
pełen ciekawości psychiczny dotyk. Wiedział, że to była jego córka. „Oczywiście ty
jesteś najpiękniejszą dziewczynką jaką widziałem.” I częścią jego serca, która istniała poza
jego ciałem. Taką samą cząstką była Sascha.
Lucas wyczuł na sobie czyjeś spojrzenie, rozejrzał się i zobaczył innego mężczyznę z
niemowlakiem przytulonym do piersi. Lucas natychmiast rozpoznał w nim
zmiennokształtnego jelenia o imieniu Theo, jednego z bardziej dominujących byków. Jako
alfa najbardziej drapieżnego stada zmiennokształtnych w San Francisco i otaczających je
obszarach, Lucas miał obowiązek wiedzieć takie rzeczy.
Theo podszedł do niego, gdy ich spojrzenia się spotkały. „Cześć Luc, słyszałem, że twoja
wybranka już urodziła. Mała dziewczynka?”
„Tak, a jak tam twój chłopiec?” Dziecko Theo urodziło się około miesiąc przed Nay’ą.
„Spokojny, ale uparty.” Posłał Lucasowi pełen dumy uśmiech. „Moja wybranka mówi, że
ewidentnie odziedziczył to po tacie.”
Stali tam przez chwilę w pełnej przyjaźni ciszy, obserwując kobiety. Nawet, gdyby Lucas już
tego nie wiedział, to zapachy jasno dałyby mu do zrozumienia, która rodzina jest Theo: jego
wybranka była szczupłą kobietą z gładką czuprynką czarnych włosów, usianych czerwonymi
pasemkami i mocno czekoladową cerą, jej dłoń trzymała mała dziewczynka z włosami
związanymi w dwie kiteczki. Obie toczyły poważną rozmowę na temat winogron. Sascha
uśmiechnęła się do dziewczynki, gdy podeszła do nich i chwilę później już rozmawiały we
trójkę.
„Kobiety” powiedział Theo.
Lucas przytaknął. „Mi to mówisz.” A potem uśmiechnął się dostrzegając drżenie w kąciku ust
jego rozmówcy. „Jak myślisz jak dużo czasu minie zanim zorientują się, że my tak naprawdę
to lubimy?”
„Mam nadzieję, że nigdy.” Theo delikatnym ruchem potarł plecki synka. „To połowa
zabawy”
Naya wydała z siebie odgłos w stylu „zwracaj na mnie większą uwagę”, więc Lucas spojrzał
w dół i pocałował czubek jej główki, gdy w jego wnętrzu pantera przesunęła delikatnie
pazurami po swoim kociaczku. „Przejdziemy się malutka?”
W tym samym czasie Theo pochylił się, żeby wziąć za rękę swoją córkę, która podbiegła do
niego. Jej twarzyczka była pełna nieśmiałości, gdy spoglądała na Lucasa. Pomachała do niego
delikatnie, gdy się do niej uśmiechnął. Jej tata delikatnie przesunął dłonią po jej włosach, gdy
zawołała go wybranka.
„Do zobaczenia za jakiś czas Luc.”
Lucas pożegnał się i podszedł do Saschy. „Załatwione?”
Zrobiła niezadowoloną minę. „Dopiero przyjechaliśmy. zachowuj się porządnie, bo jak nie to
będę dzisiaj gotować.”
„To jest po prostu wredne.” Pociągnął ją za mahoniowy lok i westchnął. „Dobra, chodźmy po
te pieluchy.”
„Nie potrzebujemy pieluch. Mamy ich dosyć dla całej szkoły rodzenia.” Wymruczała Sascha
przesuwając się do pomarańczy. „Dotknij to Lucas. Uwielbiam jak się czuję, gdy to robię.”
Patrzenie na świat przez jej oczy sprawiało mu przyjemność. Sascha nigdy nie straci tego
zadziwienia doznaniami po tym, jak pozbawiono ją ich przez tyle lat, pomyślał.
„Powiedziałaś, że musimy przyjechać, żeby kupić pieluszki.” Powiedział z poważnym
wyrazem twarzy zdając sobie sprawę, że zapomniała o swojej wymówce.
Krótka pauza. „Tak?” Posłała mu niewinny uśmiech, gdy wzięła go pod rękę. „Wydaje mi się,
że Naya chce z tobą porozmawiać.”
Jego pantera była pod wrażeniem jej podchwytliwości. „Pod tą skórą Psi czai się kot, Sascha
kochanie.”
„Dziękuję.”
Owinął ją ręką i przyciągnął blisko do siebie, by skraść pocałunek od pozbawionej skruchy
bratniej duszy. „Pójdę po nasz wózek. Ile chcesz tych pomarańczy?”
Posłała mu promienny uśmiech, który uderzył go prosto w serce, a dłoń Nay’i otworzyła się
na jego klacie wywołując kolejne uderzenie. I wiedział, że nie chciałby być nigdzie indziej na
świecie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin