Naleśniki.pdf

(336 KB) Pobierz
Naleśniki
Autor: Nalini Singh
Tłumaczenie nieoficjalne: zapiski_mola_ksiazkowego
Korekta: Lucek01
Kilka słów od autora: Krótsza wersja tego opowiadania oryginalnie stanowi jedną ze scen w
Teksturze Intymności i opowiada o uzdrowicielce Śnieżnych Tancerzy Larze i jej bratniej
duszy Psi Walkerze.
Kilka słów od tłumaczki: Niniejsze opowiadanie zostało załączone jako ekskluzywny dodatek
do Newslettera autorki od niedawna znajduje się również na stronie autorki w dodatku Extras
/ Free Short Stories.
Lara obudziła się i zobaczyła, że na łóżku obok niej znajduje się pustka. Wyczuła też coś
pysznego, unoszącego się w powietrzu. „Mmm.” Założyła parę luźnych spodni do yogi i
koszulkę. Westchnęła na widok swoich szalonych loków o poranku i zdecydowała, że skoro
Walker już nie raz widział tą dziką masę, równie dobrze może tak wyjść.
Wyszła i odkryła, że wstała jako ostatnia. Dzieci wcinały już naleśniki. Jej wybranek
znajdował się przy kuchni. Miał na sobie jedynie te seksowne spodnie od piżamy, wiązane
sznurkiem i opadające nisko na biodra, o które lubiła się z nim droczyć. Smukłe mięśnie jego
ciała sprawiły, że ślinka nabiegła jej do ust – zwłaszcza, że jej ciało nadal odczuwało skutki
sposobu, w jaki bawił się z nią dzisiejszego poranka, co stanowiło szczęśliwe wspomnienie.
Zmierzwiła włosy Toby’ego i uśmiechnęła się do Marlee, a potem oplotła Walkera rękami i
przytuliła go od tyłu. „Powinieneś mieć na sobie fartuch – co jeżeli oparzysz się w klatę,
hmm?”
Walker spojrzał ponad ramieniem, jej wybranek uśmiechnął się wolno i cudownie. „Wtedy
moja osobista uzdrowicielka pocałuje moją ranę i sprawi, żebym poczuł się lepiej.”
Lara stanęła na palcach i skradła mu buziaka, zanim pozwoliła mu się skoncentrować na
naleśnikach. Nalała sobie kawy ze świeżo zaparzonego dzbanka, usiadła przy stole i
rozmawiała o niczym z dziećmi. Jej wilk był totalnie zadowolony.
Marlee z plamą sosu czekoladowego wokół ust zjadła ostatni kawałek ze swojego talerza.
„Mogę dostać jeszcze jednego naleśnika?”
„Już się robi.” Powiedział Walker z delikatnością, której używał jedynie wobec najmłodszych
członków stada. „Dla ciebie też Toby?”
„A mogę dostać jeszcze pięć?”
Usta Lary zadrżały. Biedny Toby. Dotarł do fazy wzrostu „studni bez dna”. Wykazywał
znaczące sygnały świadczące o tym, że odziedziczył wzrost po matczynej stronie rodziny –
oznaczało to, że będzie miał ponad metr osiemdziesiąt, tak jak Walker i Judd. Teraz jednak
składał się jedynie z samych kości i długich kończyn. I żołądka.
„Marlee.”
Marlee zeskoczyła z krzesła na wołanie taty. Wzięła z blatu swój talerz, żeby otrzymać
nowego naleśnika. „Dzięki Tatusiu.”
Lara była krystalicznie pewna, że bez względu na cierpienia, które Marlee przeżyła w Sieci i
blizny, które z nich wyniosła, ta mała dziewczynka jednego była na sto procent pewna –
miłości swojego taty. To samo dotyczyło Toby’ego.
Mimo faktu, że Lara nigdy nie słyszała, by Walker kiedykolwiek użył choćby jakiegoś
zdrobnienia wobec dzieci, a co dopiero mówić o wyrazach czułości.
Lara jednak doskonale rozumiała co oni czuli – miłość Walkera była ciągłym, stabilnym
płomieniem otaczającym ich wszystkich. Bez względu na burze, ten ogień nigdy nie zgaśnie.
„Mam ci pomóc polać go syropem?” Zapytała Marlee po tym, jak dziewczynka dokonała
wyboru z dostępnych możliwości.
„Tak, poproszę.” Marlee posłała jej uśmiech, który wskazywał, że chłopcy będą mieli pełne
ręce roboty, gdy ona dorośnie.
Wycisnęła syrop klonowy na naleśniki, gdy Marlee sięgała po truskawki, które wcześniej
pokroiła Lara. Żołądek Toby’ego zaburczał. Lara roześmiała się i stuknęła go w nos. „Zjadłeś
owoc, który ci wczoraj zostawiłam?”.
„Tak. I paczkę krakersów.” Podskoczył w momencie, gdy Walker obrócił się, by podnieść
pierwszego dużego naleśnika. Toby już pół zjadł, zanim syrop czekoladowy zdążył na niego
choćby skapnąć.
Lara oblizała kroplę syropu klonowego, który spadł jej na palec i zerknęła na Marlee.
„Powinniśmy zaprosić Bena, jeżeli już wstał.”
Twarz Marlee nabrała buntowniczego wyrazu. „Nie.”
Lara zamrugała, zerknęła na Walkera i uniosła brew. Ten potrząsnął przecząco głową. Jego
spojrzenie było pełne skupienia. Potem spojrzała na Toby’ego, który przestał wchłaniać
jedzenie wystarczająco długo, by się odezwać. „Pokłócili się.”
„Toby!”
Toby wzruszył ramionami. „Wybacz Marlee-Barley, ale to żadna tajemnica, że ty i Ben nie
odzywacie się do siebie.”
Marlee, nadal piorunując kuzyna wzrokiem, ponownie ugryzła naleśnika. Odmówiła też
odezwania się na ten temat do kogokolwiek, bez względu na to z jakim taktem Lara zadawała
pytania. Lara zdecydowała zostawić na razie tą kwestię, bo widać było, że Marlee jest tym
mocno zdenerwowana, zerknęła na Walkera, gdy nakładał kolejne naleśniki na talerz
Toby’ego. Posłała mu oczami wiadomość i w odpowiedzi otrzymała delikatne kiwnięcie.
Zaczekają, aż Marlee będzie gotowa do tej rozmowy. Kilka minut później na jej talerzu
znalazły się dwa naleśniki. „Z bananami i orzechami. Zgodnie z zamówieniem.” Posłała mu
całusa i oblała naleśniki syropem, dodała kilka truskawek, a potem wstała, by dolać każdemu
jego napój, gdy Walker usiadł ze swoim tostem. Skusiła go, by spróbował od niej kawałek,
ale nie był pod wrażeniem tego doznania.
„Smakuje jak syrop czekoladowy.”
„Najwyraźniej masz niewyrafinowane poczucie smaku.”
Marlee zachichotała, Toby uśmiechnął się. To był cudowny weekendowy poranek z jej
rodziną.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin