Liz Carlyle PIÄKNA JAK NOC TytuĹ‚ oryginaĹ‚u: Beauty Like the Night 0 Prolog W ktĂłrym stary diabeĹ‚ marnie koĹ„czy PaĹşdziernikowa mgĹ‚a Ĺ›cieliĹ‚a siÄ™ ciężkim dywanem w dolinach Gloucestershire. SÄ™dzia Camden Rutledge wstaĹ‚ przed Ĺ›witem, by jak zwykle rozpocząć kolejny dzieĹ„ czarnÄ… kawÄ… i dwiema kromkami chleba, cienko posmarowanego masĹ‚em. Dlatego teĹĽ, zanim rozlegĹ‚y siÄ™ mroĹĽÄ…ce krew w ĹĽyĹ‚ach wrzaski, zdÄ…ĹĽyĹ‚ juĹĽ, usadowiwszy siÄ™ w pomieszczeniu, ktĂłre byĹ‚o - przynajmniej do niedawna - czytelniÄ… jego ojca, przez caĹ‚Ä… godzinÄ™ zająć siÄ™ niezbyt radosnÄ… czynnoĹ›ciÄ…, polegajÄ…cÄ… na skrupulatnym przeglÄ…daniu finansĂłw majÄ…tku. Ze wzglÄ™du na staromodnÄ… uprzejmość, pomieszczenie to zawsze nazywano „czytelniÄ… ojca", mimo ĹĽe nikczemny stary diabeĹ‚ nigdy niczego tam nie czytaĹ‚, jeĹ›li pominąć podrÄ™czniki do hazardu, a juĹĽ na pewno nie RS zaglÄ…daĹ‚ do ksiÄ…g rachunkowych. Zaiste, stara gospodyni majÄ…tku, Chalcote Court, czÄ™stokroć przysiÄ™gaĹ‚a, ĹĽe na jej oczach hrabia Treyhern nawet na moment nie wsadziĹ‚ nosa w drzwi czytelni, chociaĹĽ byĹ‚o powszechnie wiadome, iĹĽ wsadziĹ‚ rÄ™ce pod ubranie pewnej urodziwej pokojĂłwki w korytarzu dokĹ‚adnie naprzeciwko rzeczonych drzwi, co miaĹ‚o miejsce podczas pewnej hucznej sylwestrowej zabawy. OdsuwajÄ…c na bok kwestiÄ™ ojcowskiego braku wyksztaĹ‚cenia, Cam musiaĹ‚ oderwać siÄ™ od swego zajÄ™cia, utraciwszy caĹ‚Ä… koncentracjÄ™, gdy dokĹ‚adnie kwadrans po siĂłdmej rozlegĹ‚y siÄ™ wspomniane wczeĹ›niej wrzaski. PochodziĹ‚y one bez wÄ…tpienia od osobnika pĹ‚ci ĹĽeĹ„skiej, gdyĹĽ Cam stwierdziĹ‚, ĹĽe sÄ… gĹ‚oĹ›ne, przenikliwe i nieustajÄ…ce. HaĹ‚as rozchodziĹ‚ 1 siÄ™ po zabytkowych korytarzach Chalcote, odbijaĹ‚ siÄ™ od pokrytych gobelinami Ĺ›cian i powodujÄ…c ciekawość sĹ‚uĹĽÄ…cych, ktĂłrzy natychmiast wybiegli ze spiĹĽarni, kuchni i piwnic, aby koniecznie zobaczyć, jakie teĹĽ Ĺ‚obuzerstwo wymyĹ›liĹ‚ tym razem starszy pan. Wszyscy - a przynajmniej Camowi tak siÄ™ wydawaĹ‚o - minÄ™li drzwi gabinetu, gĹ‚oĹ›no stukajÄ…c podeszwami butĂłw o dÄ™bowÄ… podĹ‚ogÄ™ w szaleĹ„czym biegu do miejsca, skÄ…d dobiegaĹ‚ harmider. OdciÄ…gniÄ™ty od i tak niemoĹĽliwej do wykonania pracy, Cam syczÄ…c ze zĹ‚oĹ›ci, gwaĹ‚townie wstaĹ‚ z krzesĹ‚a i ruszyĹ‚ w kierunku drzwi, ktĂłre dokĹ‚adnie w tej samej chwili otworzyĹ‚y siÄ™ i do Ĺ›rodka wszedĹ‚ posuwistym krokiem kamerdyner. WyglÄ…daĹ‚ nieco bardziej blado niĹĽ zwykle. - Obawiam siÄ™, ĹĽe to ta nowa guwernantka, panie Rutledge - wyjaĹ›niĹ‚ Milford bez zbÄ™dnych wstÄ™pĂłw. WiedziaĹ‚, ĹĽe mĹ‚ody pan woli przyjmować zĹ‚e wiadomoĹ›ci tak samo, jak wychylać whisky: szybko, bez domieszek i niezbyt czÄ™sto. RS Zdegustowany Cam rzuciĹ‚ piĂłro na blat biurka. - Na Boga, co tym razem? PoszarzaĹ‚y na twarzy kamerdyner zawahaĹ‚ siÄ™. - Ona jest na korytarzu na gĂłrze, sir. Cam uniĂłsĹ‚ jednÄ… ze swych prostych, czarnych brwi. - PrzecieĹĽ to wyraĹşnie sĹ‚yszÄ™, Milfordzie. - No i ona... chciaĹ‚em powiedzieć, jest w dość odkrytym negliĹĽu, sir. Tym razem Cam uniĂłsĹ‚ obie brwi. - CzyĹĽby? Czy ktoĹ› nie moĹĽe podać jej okrycia? Tymczasem wrzaski nieco osĹ‚abĹ‚y. Milford odchrzÄ…knÄ…Ĺ‚ z godnoĹ›ciÄ…. 2 - Tak, sir. Pani Naffles juĹĽ siÄ™ tym zajęła, ale znacznie wiÄ™kszy niepokĂłj budzi obecnie Jego Lordowska Mość. Obawiam siÄ™, ĹĽe... ĹĽe guwernantka byĹ‚a... byĹ‚a w sypialni pana ojca... no i... - Niech to wszyscy diabli, Milford! - Cam mimowolnie dotknÄ…Ĺ‚ dĹ‚oĹ„mi skroni. - Tylko mi tego nie mĂłw! - Sir - odezwaĹ‚ siÄ™ smutnym gĹ‚osem kamerdyner - obawiam siÄ™, ĹĽe staĹ‚o siÄ™ najgorsze... Cam czuĹ‚ silne pulsowanie pod czaszkÄ…. UsiĹ‚owaĹ‚ wywoĹ‚ać w sobie uczucie apatii. WziÄ…wszy pod uwagÄ™ sproĹ›ne upodobania ojca, zaĹĽenowanie byĹ‚o raczej nieuniknione. - No cóż, jego widok z goĹ‚ym tyĹ‚kiem jest zaiste ohydny - rzuciĹ‚ beznamiÄ™tnie. - Chyba sam teĹĽ powinienem zacząć wrzeszczeć. - Tak... to znaczy, chciaĹ‚em powiedzieć, ĹĽe nie... - Milford pokrÄ™ciĹ‚ gĹ‚owÄ…, jakby chciaĹ‚ odzyskać zdolność ostrego widzenia. - W rzeczy samej, pan Rutledge... a raczej powinienem powiedzieć... Jego Lordowska RS Mość ma caĹ‚kowicie goĹ‚y tyĹ‚ek, znaczy siÄ™, jest zupeĹ‚nie nagi. Ale oprĂłcz tego, sir, on... on... - Na litość boskÄ…, czĹ‚owieku! WykrztuĹ› to wreszcie! - On nie ĹĽyje. - Nie ĹĽyje... ? - Cam patrzyĹ‚ z niedowierzaniem na sĹ‚uĹĽÄ…cego. - Nie ĹĽyje, to znaczy... ? - WykonaĹ‚ nieznaczny gest rÄ™kÄ…. - Po prostu nie ĹĽyje, sir. Normalnie. OĹ›mielÄ™ siÄ™ stwierdzić, ĹĽe to od nadmiernego wysiĹ‚ku, jeĹ›li pan zechce mi wybaczyć mojÄ… impertynencjÄ™. - Mil-ford odczuĹ‚ wyraĹşnÄ… ulgÄ™, bo wreszcie wyrzuciĹ‚ z siebie zĹ‚Ä… wiadomość. - Pani Naffles twierdzi, ĹĽe to z pewnoĹ›ciÄ… byĹ‚a apopleksja, gdyĹĽ Jego Lordowska Mość poczerwieniaĹ‚ na twarzy bardziej niĹĽ zwykle, 3 przybraĹ‚ barwÄ™ zepsutego burgundzkiego wina. A oczy wyszĹ‚y mu na wierzch bardziej niĹĽ... to juĹĽ nieistotne. W kaĹĽdym razie, mężczyzna w tak zaawansowanym wieku... i guwernantka, panna Eggers... kobieta peĹ‚na wigoru... i te jej... - Tak, te jej bez wÄ…tpienia wyjÄ…tkowe pĹ‚uca - wtrÄ…ciĹ‚ sucho Cam. Wrzaski juĹĽ ucichĹ‚y, a ich miejsce zajęło ciężkie, histeryczne Ĺ‚kanie. - Tak jest, sir. CaĹ‚kiem dobre... pĹ‚uca. Cam wziÄ…Ĺ‚ piĂłro i zwaĹĽyĹ‚ je w dĹ‚oni. - Gdzie jest moja cĂłrka? Mam nadziejÄ™, ĹĽe oszczÄ™dzono jej tego widoku? - AleĹĽ tak, proszÄ™ pana! Panienka Ariane jest jeszcze w łóżku w szkolnym skrzydle domu. - To dobrze. - Cam usiadĹ‚. - No cóż, dziÄ™kujÄ™ ci, Milfordzie. To na razie wszystko. - DziÄ™kujÄ™, sir... chciaĹ‚em powiedzieć, milordzie. - Kamerdyner RS zaczÄ…Ĺ‚ wycofywać siÄ™ z pomieszczenia, lecz wtem stanÄ…Ĺ‚. - Aha, jeszcze jedna sprawa, milordzie... co wĹ‚aĹ›ciwie mamy teraz zrobić? Chodzi mi o tÄ™ mĹ‚odÄ… damÄ™, pannÄ™ Eggers. Cam przysunÄ…Ĺ‚ krzesĹ‚o bliĹĽej biurka i otworzyĹ‚ kolejnÄ… ksiÄ™gÄ™. Nie podnoszÄ…c wzroku, zaczÄ…Ĺ‚ wpisywać rĂłwniutkie cyfry w idealnie pionowÄ… kolumnÄ™ na skraju strony. - A wĹ‚aĹ›ciwie to od kiedy - odezwaĹ‚ siÄ™ w koĹ„cu - panna Eggers grzaĹ‚a łóżko mego ojca? I czy robiĹ‚a to chÄ™tnie? SĹ‚uĹĽÄ…cy nawet nie prĂłbowaĹ‚ udawać, ĹĽe nic nie wie. SplĂłtĹ‚szy dĹ‚onie na plecach, szczupĹ‚y i koĹ›cisty, spojrzaĹ‚ w sufit, dokonujÄ…c w myĹ›lach obliczeĹ„. 4 - Gospodyni twierdzi, ĹĽe od dwĂłch miesiÄ™cy. Podobno zanosiĹ‚o siÄ™ na to, ĹĽe miaĹ‚a zostać nastÄ™pnÄ… lady Treyhern. - WiÄ™c sprawa jest jasna. Ja z pewnoĹ›ciÄ… jej nie poĹ›lubiÄ™, wiÄ™c odeĹ›lij jÄ… pierwszym dyliĹĽansem pocztowym do Londynu. - Tak jest, milordzie. A co... z ciaĹ‚em? OpierajÄ…c Ĺ‚okcie na biurku, Cam westchnÄ…Ĺ‚ ciężko i oparĹ‚ gĹ‚owÄ™ na dĹ‚oniach. - Po prostu wezwij ksiÄ™dza. WiÄ™cej juĹĽ nie mogÄ™ zrobić dla ojca. Teraz jest na Ĺ‚asce boĹĽej, a nie mojej. I wcale Panu Bogu nie zazdroszczÄ™. * * * W oczach Heleny de Severs pojawiĹ‚ siÄ™ bĹ‚ysk podekscytowania nowym wyzwaniem. UniosĹ‚a podbrĂłdek i z pewnÄ… siebie minÄ… popatrzyĹ‚a badawczo ponad mahoniowym lĹ›niÄ…cym biurkiem na starego mężczyznÄ™, ktĂłry odchyliĹ‚ siÄ™ do tyĹ‚u w fotelu i spoglÄ…daĹ‚ na niÄ… z wyĹĽszoĹ›ciÄ…. Za otwartym oknem turkot karet i wozĂłw przejeĹĽdĹĽajÄ…cych ulicÄ… Threadneedle Street mieszaĹ‚ siÄ™ z ostrym gĹ‚osem porannego straganiarza, RS ktĂłry kierowaĹ‚ siÄ™ ku Bishopsgate, poza mury starego City. TÄ™tniÄ…ca ĹĽyciem ulica pod oknem gabinetu czyniĹ‚a panujÄ…ce w pomieszczeniu milczenie jeszcze bardziej dokuczliwym. W koĹ„cu starszawy prawnik pochyliĹ‚ siÄ™ do przodu, rozsunÄ…Ĺ‚ dĹ‚ugie, cienkie palce na poĹ‚yskujÄ…cym blacie biurka, tak jakby zaraz zamierzaĹ‚ wstać i odprowadzić swojego mĹ‚odego goĹ›cia do drzwi. Jednak zamiast tego donoĹ›nie odchrzÄ…knÄ…Ĺ‚ i zaczÄ…Ĺ‚ stukać patykowatym palcem o mebel, jakby chciaĹ‚ nadać swoim ostrzeĹĽeniom jeszcze wiÄ™kszÄ… wagÄ™. - Panno de Severs, musi pani zrozumieć wszystkie okolicznoĹ›ci tej sytuacji - wyjaĹ›niĹ‚, Ĺ›ciÄ…gajÄ…c krzaczaste, biaĹ‚e brwi. - Obawiam siÄ™, ĹĽe 5 dziecko lorda Treyhern jest, hm, dość... jak by to powiedzieć? Specyficzne. JuĹĽ wczeĹ›niej siedziaĹ‚a sztywno na krzeĹ›le, lecz teraz Helena de Severs uniosĹ‚a siÄ™ jeszcze o cal lub dwa wyĹĽej. ByĹ‚a wysokÄ… kobietÄ…, ktĂłrÄ… nieĹ‚atwo dawaĹ‚o siÄ™ wystraszyć, wiÄ™c ten ruch zwykle robiĹ‚ odpowiednie wraĹĽenie. - Co proszÄ™? - spytaĹ‚a wynioĹ›le. - MĂłwi pan, ĹĽe to dziecko jest... jakie? - Specyficzne. To znaczy anormalne - odparĹ‚ zimno adwokat. Helena stĹ‚umiĹ‚a narastajÄ…cy gniew. - PrzywykĹ‚am do nieĹ‚atwych zleceĹ„, panie Bright-smith - powiedziaĹ‚a, uĹ›miechajÄ…c siÄ™ z przymusem zaciĹ›niÄ™tymi ustami. - Rozumiem, ĹĽe wĹ‚aĹ›nie trudność owego zadania jest powodem, dla ktĂłrego tu siÄ™ znalazĹ‚am, czyĹĽ nie? Mimo wszystko sĹ‚owa „specyficzne" i „anormalne" brzmiÄ… raczej okrutnie w odniesieniu do kaĹĽdego dziecka. RS Prawnik wzruszyĹ‚ ramionami. - W rzeczy samej, dano mi do zrozumienia, ĹĽe ta dziewczynka moĹĽe być beznadziejnie upoĹ›ledzona. Po prostu tego nie wiemy, i faktycznie moĹĽe siÄ™ okazać, ĹĽe niewiele zdoĹ‚a pani dokonać. Lecz lord Treyhern najwyraĹşniej... nie traci nadziei. Pragnie zatrudnić do dziecka kogoĹ› z odpowiednim doĹ›wiadczeniem. Helena przez dĹ‚uĹĽszÄ… chwilÄ™ wstrzymywaĹ‚a oddech oraz sĹ‚owa cisnÄ…ce siÄ™ jej na usta. Od powrotu z zagranicy jej ĹĽycie w Londynie byĹ‚o przeraĹşliwie nudne. Co wiÄ™cej, kolejne trzy miesiÄ…ce takiej bezczynnoĹ›ci ...
magdalenaula