Piers Anthony - 16 - Demony nie drzemią.doc

(1386 KB) Pobierz
Demony nie drzemią

Anthony Piers

 

 

 

Demony nie drzemią

 

Tytuł oryginału Demons Don’t Dream

Anna G. Dobrowolska Zdobysław E. Parczyński


1. Towarzysz

 

— Daj spokój, Ed! — Dug był poirytowany. — Mam gdzieś te głupie komputerowe gry. Wszystkie podobno są takie łatwe i podniecające, a tymczasem za każdym razem trzeba spełnić milion głupich poleceń, by w ogóle zacząć się w to bawić. A gdy już uda ci się tego dokonać, okazuje się, że patrzysz na niezgrabne figurki przemykające wśród barwnych dekoracji i dostajesz kota od ciągłego „Czy mogę?”.

— Ciągłego czego?

— No wiesz, cokolwiek zrobisz, i tak wyskakuje „błąd” i trzeba zaczynać od nowa. A to tylko dlatego, że nim to zrobiłeś, zapomniałeś zapytać „Czy mogę?” lub powiedzieć coś równie idiotycznego. Komputery z tego słyną. Zakładają, że wiesz wszystko, nim zaczniesz i nim w ogóle je włączysz. A potem każą ci powtarzać to samo w koło Macieju, dopóki w końcu nie domyślisz się, czego chcą. Tymczasem robi ci się na ich widok niedobrze. Szkoda zawracać sobie nimi głowę!

.Jednak jego koleżka Ed miał nieprzyjemną wadę. Mianowicie nigdy nie dawał za wygraną.

— Założę się, że znajdę taką grę, która ci się naprawdę spodoba. Bez żadnych „Czy mogę?”. Bez durnych dekoracji. Prawdziwą przygodę. Coś, co z miejsca podchwycisz i czego nigdy nie będziesz chciał się pozbyć.

— A ja się założę, że nie znajdziesz. Takich gier nie ma, bo nie wymyślają ich prawdziwi ludzie, a naukowcy. Komputerowcy, którzy utracili kontakt z rzeczywistością dziesiątki lat temu!

— Przecinaj! — natychmiast krzyknął Ed. — O co się zakładamy?

Dug nie wziął tego zbyt serio.

— O moją dziewczynę i twój motocykl!

— Załatwione! Zawsze lubiłem twoją dziewczynę. Daj mi tydzień, a znajdę ci jakąś grę. Tymczasem możesz ją pocałować na pożegnanie.

— Hej! Nie… — zaczął Dug, ale Ed już sobie poszedł. — No cóż! — westchnął, stwierdziwszy, iż chyba wiele nie ryzykuje. — Pora wziąć się do dzieła — mruknął i zadzwonił do Pii. — Cześć! Właśnie założyłem się z Edem. Stawką jesteś ty i motocykl.

Roześmiała się.

— Lepiej módl się, żebyś przegrał. Ten wehikuł jest w opłakanym stanie.

— Wiem. Nie wezmę go. Wcale nie mam ochoty wejść w jego posiadanie.

— Ale wtedy on weźmie mnie. Ja mu się podobam.

Dug nagle się zdenerwował.

— Mówisz, że jeśli… to ty… — wybuchnął.

— Zakład to zakład, Dug. Musisz go wygrać. Przecież wiesz — odłożyła słuchawkę.

Poruszony do głębi, niemo wpatrywał się we wciąż zamknięte książki. Zdawało się mu, że ani się nie zdziwiła, ani zbytnio tym nie przejęła. Czyżby zostało to wcześniej ukartowane?

 

Nie minął nawet tydzień i w sobotę rano otrzymał grę.

— Właduj ją w swój komputer i przekręć do mnie, gdy już będziesz miał jej dosyć. Jeśli nie usłyszę cię za godzinę, dzwonię do Pii i umawiam się z nią na randkę… bo będę wiedział, że wygrałem!

— Nie chcesz zostać, by pomóc mi wgrać tę grę? Wiesz, że zajmie mi to trochę czasu…

— Nie. Założyliśmy się, że zrobisz to sam, bez pośpiechu i że ci się to spodoba. Tak więc, jeśli mam rację, nie jestem ci do niczego potrzebny. Nie muszę się kręcić w pobliżu. Jeśli zaś się mylę, w ciągu najbliższej godziny zadzwonisz, by mi to zakomunikować.

— Najprawdopodobniej nastąpi to dużo wcześniej — mruknął groźnie Dug.

— Wszystko jedno. Spróbuj, a dowiemy się. Ed odszedł.

Jest taki pewny siebie, pomyślał Dug. Nigdy żaden program nie przypadł mu do gustu, oprócz takich, w których po pięciu minutach pojawiał się czysty ekran, tak więc poważnie wątpił, czy ten mu się spodoba. Jednak jeśli miało się go szybko wgrywać, powinien uczciwie spróbować to zrobić, a i tak wciąż miałby czas, by od — dzwonić.

Poszedł na górę do swego pokoju i zerknął na paczuszkę, na której widniał napis: TOWARZYSZ Z XANTH. Wyglądało to na jakieś głupie fantasy, za którym nie przepadał.

Jak w ogóle mogło mu przyjść do głowy, że dam się na to nabrać, nawet jeśli z początku nie będę miał z tym problemów, pomyślał, ponownie spojrzawszy na grę, z której spoglądała nań zgrabna dziewczyna o niezwykle pięknej twarzy, zaopatrzona w coś, co przypominało giętkie ciało węża.

— Spotkanie z taką kreaturą! Czyż to nie coś wspaniałego? Pewnie dali ją tu na przynętę. Myśleli, że jakiś głupi facio, taki jak ja, da się na to nabrać i kupi tę zabaweczkę, żywiąc nadzieję, że ją tam zobaczy. A nawet jeśli tam jest, to tylko jako ruchomy, płaski obrazek, technicznie doskonały, ale i tak pozbawiony ducha — mruczał pod nosem. Usadowił się przy komputerze i włączył go. Ekran zamigotał. Gdy machina przeprowadzała rutynowe operacje, przygotowując się do działania, otworzył paczkę. Zawierała jedynie dyskietkę i nic poza tym. Żadnych instrukcji, nawet najmniejszej, zwykle dodawanej do niej notki, zabraniającej komukolwiek ją kopiować; jedynie napis: WŁÓŻ DYSKIETKĘ NAPISZ A:XANTH — WCIŚNIJ ENTER*. Musiał przyznać, iż było to całkiem proste.

Włożył dyskietkę, wykonał polecenia. Na ekranie natychmiast coś się poruszyło, a zaraz potem pojawił się mały człowieczek, przypominający postacie z kreskówek. Popatrzył na Duga i przemówił. Jego słowa były wypisane w wiszącej nad jego głową chmurce.

— Cześć. Nazywam się Golem Grundy. Pochodzę z Krainy Xanth i mówię twoim językiem. Jestem twym tymczasowym Towarzyszem. Jeśli ci się nie podobam, to w ciągu jednej minuty możesz się mnie pozbyć. Ale najpierw przez chwilę mnie posłuchaj, okay? Jestem tu bowiem po to, by ci pomóc i bezboleśnie przeprowadzić cię przez wstępną fazę. Możesz mnie pytać, o co chcesz, dotknąwszy Q* na klawiaturze. A więc dalej… do roboty!

— Czemu nie? — Pacnął w Q. Coś brzdęknęło i Dug zauważył na ekranie wielki palec, który trącił Grundy’ego tak silnie, że ten aż się zatoczył.

— Hej, wolnego!

Dug musiał się uśmiechnąć.

— A więc jednak chcesz o coś zapytać. Posiadasz jedną z tych prymitywnych mundańskich klawiatur, nieprawdaż? Możesz to więc robić na dwa sposoby: napisać pytanie tak, bym je mógł zobaczyć, i stuknąć ENTER, albo wybrać Q. Wtedy dostaniesz listę najczęstszych, na tym etapie, pytań. Można je podświetlić za pomocą klawiszy oznaczonych strzałkami. Potem jednak trzeba znów nacisnąć ENTER lub skrócić tę czynność przez podanie wybranego numeru. Poczekam, dopóki się na coś nie zdecydujesz. Jeśli chcesz, bym nie czekał, a nawijał dalej, wciśnij ESC*.

Grundy zrobił krok w tył, kręcąc młynka palcami. Chociaż Dug był nadal nastawiony negatywnie do sprawy, mimo wszystko poczuł zainteresowanie. Stuknął Q.

Grundy zszedł niżej i sięgnął po kawałek sznurka leżącego na dnie ekranu. Pociągnął go, rozwinąwszy tym samym drukowany zwój. Wypisano na nim ponumerowane pytania.

1. JAK WYJŚĆ Z TEJ ZWARIOWANEJ GRY?

2. JAK W NAJKRÓTSZY SPOSÓB ZACZĄĆ GRAĆ?

3. KIM JEST TO STWORZENIE NA OKŁADCE?

4. ĆZY ZWRÓCĄ MI PIENIĄDZE, JEŚLI TERAZ PRZESTANĘ GRAĆ?

5. SKĄD WZIĄĆ LEPSZEGO TOWARZYSZA?

6. JAK WPISAĆ W PAMIĘĆ GDZIE JESTEM, GDY BĘDĘ MUSIAŁ PÓJŚĆ ZROBIĆ SIUSIU, I WSKOCZYĆ W TO SAMO MIEJSCE, GDY WRÓCĘ?

7. DLACZEGO UWAŻASZ, ŻE TA GRA JEST TAKA DOBRA?

8. CZY MOŻNA W NIĄ GRAĆ Z KOLEGĄ?

9. CO DOSTANĘ, JEŚLI WYGRAM?

10. ILE JEST TYCH PYTAŃ? CZY MOŻNA DOJŚĆ DO NICH W KAŻDEJ CHWILI?

Dug znowu się uśmiechnął. — Ktoś musiał im je podsunąć, pomyślał. Puknął w 0, które wziął za 10 i zorientował się, że nie napisze dziesiątki, bowiem gdy wciśnie 1, komputer od razu odpowie mu na pierwsze pytanie, wcale nie czekając, aż skończy. Tak właśnie zawsze postępowały komputery. Udawały, że nie wiedzą, czego gracz tak naprawdę chce. A jednak w tle pytania rozbłysła ramka. Grundy ożywił się.

— W tej edycji „Towarzysza z Xanth” jest sto pytań. W następnych, gdy zgromadzimy więcej opinii, może być więcej. Ich listę możesz przywołać, kiedy tylko chcesz, wciskając równocześnie ALT+ENTER. Wywołując numer dwucyfrowy, trzeba przycisnąć najpierw pierwszą, a potem, nie puszczając klawisza, drugą cyfrę. W ten sposób komputer zarejestruje je obie. Ale chyba będzie łatwiej po prostu mnie o to spytać.

Zapewne miał rację, lecz Dug postanowił się jeszcze trochę pobawić. Pytania nie zniknęły, tak więc dotknął 1. Grundy znów się poruszył.

— By wyjść z tej gry, należy przycisnąć ALT+ESC i wyłączyć komputer. Mam jednak nadzieję, że jeszcze tego nie zrobisz. To nie byłoby fair. Nie dałbyś nam żadnej szansy. Prawie cię nie znamy.

Prawie mnie nie znają, pomyślał Dug. To brzmi tak, jakby oni istnieli naprawdę, zaś ja byłbym pozornym graczem. Zachowują się niezbyt grzecznie. Ale… ale. Zaczyna mnie to interesować. Zobaczmy, jaka jest odpowiedź na numer 2.

— By od razu zacząć grać, trzeba wcisnąć SHIFT+ESC. Niemniej jednak usilnie ci to odradzam, albowiem musisz załatwić dużo więcej spraw, na przykład wpisać się na listę. Gdybyś to pominął, zostałbym twoim stałym Towarzyszem. Jak tylko poznasz reguły, możesz natychmiast dać dyla, ale proszę cię, jeszcze tego nie rób!

Całkiem uczciwie. Choć jeszcze nie doszedł do właściwej gry, do tej pory szło mu całkiem gładko. Mógł przeskoczyć w przód i sprawdzić, co tam jest grane, wydawało mu się jednak, że powinien się z golemem trochę liczyć. Dotknął 3.

— To stworzenie na okładce to Naga Nada. Najsłodsza i najbardziej pożądana księżniczka z Xanth. Ją też można wybrać na swego Towarzysza. — Grundy puścił do Duga oko. — Nie czas zapytać o innych? Jeśli oczywiście już czegoś o nich nie wiesz.

Dug posłusznie wystukał: KIM SĄ TOWARZYSZE?

— Tak się cieszę, że o nich spytałeś! — wykrzyknął Grundy. — Tak przecież nazywa się nasza gra! Tym zasadniczo różni się od innych. W niej nigdy nie zostaniesz sam, nigdy nie będziesz musiał bezradnie zmagać się z losem, raz po raz odgadując, co trzeba w danej chwili uczynić. W niej masz towarzysza, który cię prowadzi. Możesz go pytać, o co tylko zapragniesz. A jeśli on (czy ona, gdy wybierzesz kobietę) nie będzie znał odpowiedzi, powie ci, co przypuszczalnie należy zrobić. Będzie cię ostrzegał, gdy postąpisz źle. Krótko mówiąc, będzie twym prawdziwym przyjacielem. Możesz mu bezgranicznie ufać we wszystkim, z wyjątkiem jednego. Jeśli chcesz się dowiedzieć, co to takiego, stuknij w ENTER.

Duga już, już kusiło, by zamiast tego wcisnąć ESC, lecz połknął haczyk. Nacisnął ENTER.

— Mądry chłopczyk! — zawołał Grundy. — Widzisz, ci Towarzysze to zwykle oddani przyjaciele. Lecz jest jedna szansa na siedem, że spotkasz Towarzysza Fałszywego. Będzie udawał, iż jest twoim przyjacielem, lecz doprowadzi cię do nieszczęścia i zguby. Tak więc, gdy przypadnie ci w udziale ktoś taki, musisz być ostrożny i nie możesz brać sobie do serca jego złych rad.

Niestety, nie da się w prosty sposób odróżnić fałszywych od prawdziwych, albowiem wyglądają i zachowują się tak samo — dopóki, w jakimś kluczowym punkcie Gry, Fałszywy cię nie zdradzi. Musisz ich sądzić wedle rad, jakich ci udzielają, i nauczyć się odróżniać dobre od złych. Ale nawet jeśli uda ci się zidentyfikować fałszywego, nie możesz wymienić go na innego. Jesteś z nim bowiem związany do końca Gry. Możesz go poprosić, by sobie poszedł, lecz wtedy zostaniesz pozbawiony przewodnika i prawdopodobnie zje cię smok lub spotka cię jeszcze coś gorszego. Lepiej zatrzymać go przy sobie, a jednocześnie się go wystrzegać. Z fałszywym też można wygrać Grę. Niemniej jednak przychodzi to o wiele trudniej.

Golem zamilkł, więc Dug postanowił wypytywać go dalej.

— ZAŁÓŻMY, ŻE WYJDĘ Z GRY I WEJDĘ W NIĄ NA NOWO? — wystukał.

— Jeśli spróbujesz opuścić Grę i wrócić, tak by otrzymać nowego Towarzysza, zobaczysz, że topografia Gry się zmieniła, tak więc znów nie będziesz wiedział, czy jest on prawdziwy, czy fałszywy. Nie będziesz też pewny, czy na poprzednio bezpiecznych ścieżkach nadal nie grozi ci żadne niebezpieczeństwo. Jeśli ci dobrze idzie, to lepiej Grę kontynuować. Ale oczywiście zależy to wyłącznie od ciebie.

— A więc nie zakaz, a ostrzeżenie! — To go zafascynowało. Czyli że Towarzyszom nigdy nie należy ufać tak do końca! To zapowiada coś, czego jeszcze nie było — przyprawia o szczególny dreszcz emocji. — Popatrzył na pytania i wcisnął 9.

— Ktoś, kto wygra Grę, co wcale nie jest takie łatwe, otrzymuje magiczny talent, którego może używać we wszelkich następnych grach. Nie wiemy, co to za talent, lecz zapewniam cię, że jest niezły. Przyniesie ci wielką korzyść.

— To tak jakbym otrzymał darmową przepustkę do kolejnej gry — Dug wzruszył ramionami. Fantasy nigdy zbytnio go nie pasjonowało, więc nie obiecywano mu wiele. Zaczynało go to już nudzić, stuknął więc w 5.

Grundy zmarszczył czoło.

— Miałem nadzieję, że zechcesz ze mną pozostać. Znam języki zwierząt i roślin. W ten sposób dowiaduję się tego, czego inni nawet nie są w stanie przewidzieć. — Uśmiechnął się. — Ale wciąż jeszcze możesz mnie wybrać. A oto sześciu innych Towarzyszy. — Wyciągnął inny zwój.

Zawierał sześć imion: goblin Goody, zombi–centaur Horacy, dziewczynka–elf Jenny, kościej Marrow, demonica Metria i Naga Nada. Dug rozpoznał ostatnie. Należało do słodkiej istotki z okładki. Nie potrzebował więcej szukać. Podświetlił Naga Nada i na ekranie pojawiła się jej podobizna i dane.

NAGA NADA, KSIĘŻNICZKA LUDU NAGA ZAMIESZKUJĄCEGO XANTH, KRZYŻÓWKI WĘŻY I LUDZI, MOGĄCYCH PRZYBIERAĆ KSZTAŁTY ZARÓWNO JEDNYCH JAK I DRUGICH, A TAKŻE PÓŁWĘŻY I PÓŁLUDZI. DWADZIEŚCIA JEDEN LAT, NIEZAMĘŻNA, INTELIGENTNA, MIŁA, ŁADNA. ZALETY: DOJRZAŁOŚĆ, ZDOLNOŚĆ DO WALKI. WADY: OGRANICZENIA, JAKIE NIESIE TYTUŁ KSIĘŻNICZKI.

— Być księżniczką to wada! — Dug musiał się roześmiać. Był na to przygotowany! Taka kobieta za Towarzysza! Co za radocha! Bez wahania przycisnął potwierdzenie wyboru: ENTER.

Obraz powiększył się. Teraz Naga Nada weszła na scenę.

— Dzięki ci, Grundy — powiedziała słodkim głosem. Jej słowa właściwie pojawiły się w chmurce, lecz Dug niemalże je słyszał. — No, zabieraj się stąd.

Grundy westchnął i odszedł, Nada zaś zwróciła się do Duga i cichutko szepnęła:

— Przedstaw się, proszę. Po prostu wpisz swoją charakterystykę

i dane tak żebym coś o tobie wiedziała.

Pospiesznie wystukał: DUG. PŁCI MĘSKIEJ. LAT 16.

A więc jest o pięć lat starsza, pomyślał. Wszystko jedno. To przecież tylko gra.

— No to cześć, Doug — powiedziała. — Jestem pewna, że się dogadamy.

— OJEJ! DUG. PRZEZ U, NIE PRZEZ OU — poprawił ją chłopiec. — TO NIE ZDROBNIENIE. NIE NAZYWAM SIĘ DOUGLAS, A PO PROSTU DUG.

Przysłoniła usta zgrabną rączką, zaróżowiwszy się lekko ze wstydu.

— Och, tak mi przykro, Dug! Zechciej mi wybaczyć! Właściwie, jeśli chciałaby nazywać go Doug czy Douglas, powinien był jej na to pozwolić. W jej ustach brzmiałoby to bowiem wyjątkowo pięknie.

— NIE PRZEPRASZAJ — odpowiedział. — NIGDY NIE ZNAŁEM PRAWDZIWEJ KSIĘŻNICZKI.

Gra zaczynała go coraz bardziej wciągać. Warto było w nią pograć. Wcale nie miał zamiaru wyłączać komputera. Teraz, chociaż wiedział, że przegrywa zakład, zależało mu jedynie na tym, by ciągnąć ją dalej.

— Na księżniczkach ciąży wiele obowiązków — westchnęła. — Jednak jest mi miło, że to właśnie mnie wybrałeś. Postaram się być dobrym Towarzyszem.

— JESTEM PRZEKONANY, ŻE DOSKONALE SPEŁNISZ SWE ZADANIE — napisał, jednocześnie wymówiwszy owe słowa. Rzeczywiście go wciągało.

— Dug, czy mogę udzielić ci pewnej rady? — spytała z wdziękiem.

— Jeśli tylko sobie tego życzysz — odrzekł, przebiegając palcami klawiaturę, by nadążyć za tym, co mówi.

— Byłoby łatwiej, gdybyś wszedł tu do mnie. Wtedy moglibyśmy się szybciej porozumiewać. Umiesz to zrobić?

— Uczyniłbym to z największą przyjemnością — przytaknął. — Ale ty jesteś postacią z ekranu, ja zaś z życia.

Była zadziwiająco mądra. Przyznał, że zwracając się do niej jak do kogoś żywego być może zbyt się angażuje, ale w ten sposób dobrze się bawił.

— Masz rację. Jednak możesz się do mnie przyłączyć. Ja niestety nie mogę tego zrobić. Przestań robić z siebie niedowiarka. Przymruż oczy.

— W porządku. — Chciał zapomnieć, że to jedynie gra. Zapragnął tę fantazję przeżyć. Osobiście. Razem z tą piękną kobietą.

— Wiesz, ekran wydaje ci się płaski, bo patrzysz nań jak na coś płaskiego. Jednak gdy spróbujesz skupić wzrok na czymś, co jest za nim, tak jakbyś przez okno podglądał inny świat, stwierdzisz, że jest zaokrąglony. Zobaczmy, czy ci się to uda!

— Zaokrąglony! — Ona sama w sobie była tak krągła, że właściwie nic po za tym go nie obchodziło. Jednakże posłusznie spróbował skupić wzrok na czymś, co było poza nią. Obraz Nady rozmył się. — Chyba jakoś nie bardzo mi to wychodzi — mruknął.

— Widzisz te dwie kropki u góry? — zagadnęła, wskazawszy je dłonią. — Teraz je zauważył. Wisiały tuż nad chmurką, w której widniały jej słowa. — Spróbuj dostrzec trzy. W ten sposób zestroisz się z odpowiednim pasmem. Być może nie przyjdzie ci to łatwo, lecz gdy raz ci się uda, już tego nie zapomnisz.

— Okay — Cieszył się, że może napisać odpowiedź, nie odrywając oczu od ekranu. Przymrużył je, starając się dojrzeć owe trzy, a nie dwie kropki. Tak naprawdę nie wierzył, że kiedykolwiek mu się to uda, lecz postanowił zrobić wszystko, by zadośćuczynić jej prośbie.

Obraz zamazał się, zaostrzył i znów zamazał. Dwie kropki zamieniły się w cztery, przesunęły nieco i… przekształciły w trzy. A potem, powoli, pojawił się trzeci wymiar. Dug całkowicie zaniemówił z wrażenia, bo mimo iż nie miał na sobie ani kolorowych okularów, ani żadnego z owych dziwnych urządzeń, w których nachodzące na siebie dwa widoczki stwarzają złudne wrażenie realnego krajobrazu, dojrzał najprawdziwszą głębię. Głębię na ekranie komputera! Jednakże ów ekran istotnie przypominał teraz taflę szkła czy okno, przez które patrzy się na świat. Przed nim, na pierwszym planie stała Naga Nada, za nią rozciągało się porośnięte trawą torfowisko czy bagno, zaś na dalekim horyzoncie szumiała fantastyczna dżungla. Wyglądało to tak realnie, że aż przygryzł wargi.

— Teraz lepiej — roześmiała się Nada. — Nabrałeś kształtów.

— Nabrałem kształtów!? — Nie wyobrażam sobie kogoś bardziej kształtnego od niej, pomyślał, lecz niczego nie wystukał. Zamiast tego rzucił bezpieczniejszą odpowiedź.

— Niesamowite! Jak to się stało? Uroczo zmarszczyła czoło.

— Uwierzysz, jeśli ci powiem, że to magia? Potrząsnął przecząco głową.

— Nie wierzę w żadną magię.

— To niedobrze. Bo czeka cię teraz drugie, trudniejsze zadanie. Jeśli uda ci się je wykonać, wtedy realnie wejdziesz w tę grę.

— Posądzasz mnie o brak wiary — westchnął. — Naprawdę bardzo chciałbym w to uwierzyć! Jednak pochodzę z Missouri i dlatego, jak to mówią, jestem urodzonym sceptykiem!

— Myślałam, że jesteś z Mundanii — odpaliła z zakłopotaną miną.

— Z Mundanii?

— Missouri to pewnie jeden z waszych mundańskich krajów.

— Wiesz, zwykle zanim ludzie w coś uwierzą, muszą to coś zobaczyć. Tak więc jeśli pokażesz mi magię, to chyba w nią uwierzę.

Ale inaczej… Uśmiechnęła się, wygięła, zmarszczyła i nagle zamieniła w węża o ludzkiej twarzy.

— Tak wyglądam jako Naga. To moje rzeczywiste kształty. To właśnie dzięki magii przybieram ludzką postać albo staję się prawdziwym wężem. — Przeistoczyła się w poskręcanego pytona, którego gadzie oczka wpatrywały się w Duga. Mimo to nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Dla niego węże mogły być lub mogło ich nie być. Były pożyteczne, więc wolał zostawić je w spokoju. Ten go wcale nie przeraził. Wiedział, że to Nada z fantastycznej gry. Gdyby przypadkiem jakiś potwór się zmaterializował, co z pewnością miało się przydarzyć, gdyby naprawdę zaczął grać, taki gad mógł się mu bardzo przydać.

— Gry fantasy muszą zawierać element magii — przyznał ostrożnie. — Na Mimach rysunkowych takie rzeczy to normalka. Ludzi zmiażdżonych przez parowe walce nadyma się z powrotem jednym podmuchem jak balony i natychmiast wracają do formy. Tak więc w tym wypadku można powiedzieć, że wierzę w magię. Ale w realnym życiu!? Nigdy!

Wąż wśliznął się za ekran, wlokąc w pysku damską odzież. Po chwili zza ekranu wyłoniła się Nada ubrana w suknię z dużym dekoltem.

— Gdy zawitasz do Xanth, magia zacznie działać. Gdybym zapędziła się do Mundanii, nie mogłabym zmieniać kształtów. Byłabym jedynie bezradnym wężem. — Nachmurzyła się. — Raz mi się to już zdarzyło. Lecz tu postępujemy według naszych zasad. Gdy tylko uda ci się uwierzyć w magię, będziesz mógł jej doświadczać.

— Gdy w nią uwierzę, oszaleję — skrzywił się Dug.

— Nie. Znajdziesz się jedynie w innym królestwie. Ale aby grać w tę Grę, nie musisz w nią wierzyć. Nie zapominaj tylko, że tu panują inne prawa.

— Dobrze — zgodził się Dug. Jej elokwencja wciąż go bardzo dziwiła. Rzeczywiście przypominała prawdziwą osobę, porozumiewającą się z nim poprzez barierę niewiary. — Jak się w to gra?

Znów się uśmiechnęła. Gdy to zrobiła, torfowisko pojaśniało i rozbłysło tak, jakby ktoś oświetlił je latarką. Głupi techniczny zabieg. Nie zraziło go to jednak. Była tak piękną kobietą, że całymi dniami mógł podziwiać jej uśmiech.

Wprowadzę cię tu. Weź mnie za rękę — poprosiła, wyciągając ku niemu śliczną dłoń.

Dug sięgnął w kierunku ekranu, sam złapał się za głowę i wystukał: — BIORĘ CIĘ ZA RĘKĘ.

Scena jakby urosła. Wydało się mu, że teraz i on jest na bagnach, a przy nim stoi o pół głowy niższa od niego Nada. Jej szarobrązowe oczy świetnie współgrały z warkoczami o podobnej barwie. Odwróciła się ku niemu. Piersi leciutko zafalowały. Nagle szarobrązowy stał się ulubionym kolorem Duga.

— Dzięki Dug. Miło cię tutaj gościć.

— Całkiem tu przyjemnie — odpowiedział, odkrywszy, że coraz łatwiej przychodzi mu dać temu wszystkiemu wiarę, przynajmniej w tym względzie. Zdawał sobie sprawę, że w prawdziwym życiu nigdy nie zbliżyłby się do takiej kobiety, mógł więc przynajmniej tutaj to zrobić. Scena najwyraźniej ożyła. Prawie zbaraniał ze zdumienia.

— Teraz to bezpieczna, niebiańska równina — oświadczyła. — Ale jak tylko ją opuścimy, zacznie się prawdziwa gra. Pełna przygód i niebezpieczeństw. Ale ponieważ nie chcę cię dłużej zanudzać…

— Nie zanudzasz mnie — szybko przerwał jej Dug. Mogła wystąpić z najnudniejszym na świecie wykładem dotyczącym najnudniejszej z nudnych historycznych sztuk Szekspira (nawiasem mówiąc, określenie to jak ulał pasowało do lekcji angielskiego), a mimo to go urzekać. Wystarczało mu, że jest przy niej i patrzy jak szczebiocze. A to dlatego, iż zdawała się niezmiernie nim interesować. Był pewien, że to jakaś zaprogramowana sztuczka, niemniej jednak szalenie mu się to spodobało. Przypomniał sobie, że przeróżne korporacje stale usiłują zbudować komputer będący w stanie tak rozmawiać z drugą osobą, by ta wcale nie domyślała się, że ma do czynienia z maszyną. Umieszczałoby się go w zamkniętym pomieszczeniu, tak by nie można go było zobaczyć, i trzeba by odgadywać, kto jest za ścianą: naukowiec czy elektroniczne cacko.

Do tej pory żadnemu z komputerów nie udało się podszyć pod żywego człowieka, pomyślał. Ale wkrótce to chyba nastąpi. Poruszającej się po ekranie Nadzie prawie udało się tego dokonać. Wygląda zupełnie jak prawdziwa kobieta i to nie tylko z powodu swych pięknych kształtów.

Tak jak się tego spodziewał, znowu się uśmiechnęła.

— Dzięki ci, Dug. Muszę być pewna, że rozumiesz, o co chodzi. W tej Grze bowiem mam doprowadzić cię tak daleko, jak tylko to możliwe, ale jeśli nie zdobędziesz żadnej nagrody, nie będzie w tym mojej winy. Moje możliwości są ograniczone, a każda decyzja należy do ciebie. Mogę jedynie odpowiadać na twoje pytania lub coś ci doradzić. Sama nie wiem, która z dróg wiedzie do zwycięstwa. Ale znam Xanth i będę w stanie poprowadzić cię tak, byś umknął większości czyhających tu niebezpieczeństw. — Przerwała i zerknęła na niego. — Znasz Xanth?

— Nigdy o nim nie słyszałem — odpowiedział wesoło. — Nie czytam fantasy. To dla mnie stek bzdur, pełno tam pięknych księżniczek, wstrętnych goblinów, chodzących szkieletów i dymiących demonów. — Rzucił zestawem zaczerpniętym z listy Towarzyszy. — Przypuszczam, że będę musiał pokonywać góry, rozpadliny i rwące rzeki, walczyć ze smokami ziejącymi ogniem, znajdować magiczne amulety, dzięki którym będę mógł wejść do pełnych skarbów komnat, których strzegą magiczne zabezpieczenia. Sądzę też, że moje szansę są znikome, że zastawiono gęste sieci, że będę musiał zacząć od początku, choć wtedy będę już nieco lepiej wiedział, czego się strzec. Wolałbym zostać tutaj i z tobą porozmawiać. — Spojrzał na jej piersi. Widział je jak przez mgłę, ale oczywiście nie mógł się do tego przyznać. Podobały mu się szalenie, nie chciał jednak, by spostrzegła, że się im przypatruje. Stał tak blisko niej, że z łatwością mógł zaglądnąć głębiej. Odwrócił oczy. Jeszcze narzuciłaby na siebie jakieś wdzianko i wszystko popsuła!

— Zdaje się, że dość dobrze przypatrzyłeś się tej Grze — przytaknęła. Wciągnęła powietrze, a on niemalże ugryzł się w język. — Jednak nie wygrasz jej, tkwiąc tutaj. Tak więc niebawem będziesz musiał przystąpić do działania. Normalnie najrozsądniej najpierw poprosić Dobrego Maga Humfreya o radę. Niestety za jedną Odpowiedź trzeba mu służyć przez rok. Więc jeśli ci to nie odpowiada…

— Masz rację. Nie ma co się w to pakować. Chciałbym cię o coś zapytać. Czy kiedykolwiek kochałaś się w Mundańczyku? Migdaliłaś się z jakimś?

— Migdaliłam…? Czy jadłam z kimś orzechy? Możemy ich sobie podjeść, gdy tylko trafimy na właściwy ogród.

Roześmiał się.

— Chciałem wiedzieć, czy kiedykolwiek chodziłaś z Mundańczykiem.

— To z tobą mam chodzić po Xanth, pokazać ci najlepszą drogę do…

— Nie… No wiesz, czy robiliście razem coś takiego… Oglądaliście film, jedliście obiad, rozmawialiście… i było wam ze sobą dobrze.

Prawie złączyła śliczne brwi.

— Razem wyruszymy na wyprawę, zobaczymy, co Xanth ma nam do pokazania. Będziemy rozmawiać tyle, ile trzeba. Mam nadzieję, że nie będzie to nieprzyjemne.

Nie łapała, ale nie dawał za wygraną.

— Czy będziemy tańczyć i się całować?

Nada popatrzyła na niego. Jej twarz nabrała szczególnego wyrazu. W końcu zrozumiała, o co chodzi!

Obawiam się, że nie — oświadczyła. — Jestem tu, by ci towarzyszyć. Nie mam być twoją dziewczyną, a Towarzyszem. Proszę cię, nawet nie próbuj tego robić!

Dug znowu się roześmiał, tym razem jednak tylko po to, by ukryć zakłopotanie. Waliła prosto z mostu. Pewnie gdyby spróbował ją pocałować, zamieniłaby się w węża i pogryzła go na kawałki.

— Tak tylko pytam… No więc, co powinienem wiedzieć o tej Grze? — zagadnął, zmieniając temat. Pomyślał bowiem, że warto zagrać chociażby tylko po to, by nie opuszczać Nady.

Chwilę później wyśmiał sam siebie.

Ta Nada to przecież jedynie jakaś tam postać z ekranu. Przecież nie mógłbym jej nawet dotknąć. A jednak miałem najprawdziwszą nadzieję, że zgodzi się na amory! Ho, ho! Bierze mnie ta Gra! Z drugiej strony, czyż nie byłoby cudownie, gdyby stało się to możliwe, a ona tego chciała? Jest o wiele lepsza od dziewczyny, którą straciłem na rzecz Eda, pomyślał. Ale ze mnie głupiec! Niepotrzebnie w ogóle próbowałem ją o to prosić. Łudziłem się, że dostanę całusa, choć miała to być właściwie jedynie fikcja.

Nada przeszła do sedna sprawy.

— To prawie niemożliwe, byś od razu zdobył nagrodę, bowiem nie wiemy, gdzie jej szukać. Jednak trzeba będzie udać się do Dobrego Maga, chociaż nie masz na to zbyt wielkiej ochoty. Mam jednak nadzieję, że jakoś się z nim dogadasz w sprawie Odpowiedzi. Zaprowadzę cię do zamku. Znam drogę. Czyha na niej wiele niebezpieczeństw i nie wiadomo, co się może zdarzyć, tak więc należy zachować szczególną ostrożność. W Xanth roi się od zaczarowanych ścieżek, lecz chadzają nimi jedynie jego mieszkańcy. My musimy iść na przełaj. — Zerknęła na niego, uśmiechnęła się i ciągnęła dalej. — A to oznacza, że napotkamy góry, rozpadliny, rzeki i smoki, które tak pięknie opisałeś. I być może wcale nie dojdziemy do zamku Humfreya.

— Jeśliby się to nam nie udało i wypadłbym z Gry, czy mógłbym znów, następnym razem, wybrać cię na swego Towarzysza?

— Oczywiście, lecz wiele więcej bym ci nie pomogła, albowiem napotkałbyś już inne pułapki i zasadzki. Sądzę, że w takim wypadku lepiej byłoby wziąć sobie jakiegoś innego Towarzysza. Niewykluczone, że spisałby się dużo lepiej.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin