Piers Anthony - 06 - Nocna Mara.pdf

(1635 KB) Pobierz
Piers Anthony
Night mare
Tłumaczenie
Paweł Kruk
redakcja
:
Wujo
(2012)
Przem
R
OZDZIAŁ
1
Zobaczyć tęczę
Bocian zniżył lot, wylądował przed jamą, w której mieszkał Stunk i głośno zaklekotał.
– Nie, to niemożliwe! – wrzasnął przerażony goblin. – Nawet nie jestem żonaty!
– Coś ty. W wolnym czasie roznoszę pocztę – odparł bociek wymachując jakimś
urzędowym drukiem.
– W wolnym czasie? – zapytał goblin.
– I tak nic nie zrozumiesz. Weź sobie to pisemko, muszę jeszcze powiadomić resztę
naiwniaków.
– Ale ja nie umiem czytać... – wydusił z siebie Stunk. Rzadko który goblin potrafił czytać.
Podobnie jak inni analfabeci, Stunk nie lubił się do tego przyznawać.
– Przeczytam ci, co tam jest napisane, ty perkaty nosie. – Bocian otworzył kopertę i
zajrzał do środka. – Wszystkiego dobrego!
– Wzajemnie, ptasi móżdżku! – grzecznie odpowiedział Stunk. Gobliny słynęły z dobrych
manier, choć, nie wiedzieć czemu, inni czasem nie byli w stanie tego docenić.
– Nie odzywaj się, durniu – powiedział bocian. – Nie widzisz, że czytam list? Wiesz, co tu
jest napisane?
Stunk nie odpowiedział.
– Zadałem ci pytanie, głupcze! – wrzasnął podenerwowany bociek.
– Myślałem, że czytasz list, długodzioby. Dlatego siedzę cicho. Chciałem być grzeczny,
wobec kogoś, kto widać wcale na to nie zasługuje. Pewnie, że wiem. To jakieś życzenia. Lecz
my, gobliny, takich sobie nie przesyłamy.
– Życzenia! Ha! Durniu! Zdmuchnęli cię!
– Co takiego? Nie czułem żadnego podmuchu. Jest taki piękny dzień. Ani śladu
najmniejszego wiatru.
– Kretynie! Drapnęli cię. Zwinęli cię do wojska! Wreszcie cię dostali. Skończyło się twoje
słodkie życie!
– Nie! – jęknął przerażony Stunk. – Nie chcę walczyć. Nie. Nie cierpię tego wszystkiego.
Tej całej broni, tych rozkazów. Powiedz, że to nieprawda!
– Założę się, że jednak wolałbyś, abym przyniósł Ci dziecko. Co, goblinku? – rzekł
rozbawiony bocian, trzepocząc listem, który trzymał w skrzydłach.
– Czemu mam iść na wojnę? Przecież między nami, smokami i gryfami panuje względny
spokój.
– To inwazja Mundan. Nic nie kapujesz? Nowa Fala Najeźdźców. Ci straszni
Mundańczycy przybywają, by z gryfów i smoków zrobić gulasz.
– Nie! Nie! – wrzeszczał Stunk. Z przerażenia zaczął się trząść, jąkać i przestępować z
nogi na nogę. – Nie, nie chcę, żeby mnie posiekano na kawałki! Jestem na to za młody! To
co, że ze mnie prostak? Jeszcze całe życie przede mną. Nie pójdę!
– To okrzykną cię dezerterem – powiedział bocian i oblizał dziób pomarańczowym
językiem. – Wiesz, co się robi z takimi jak ty?
– Nie chcę wiedzieć!
1
– Karmi się nimi smoki – tryumfował bocian nadymając się z zadowolenia. Za nim ukazał
się smok wypuszczający kłęby ciepłego, czerwonego dymu.
– Nie dostaną mnie żywego! – zawołał doprowadzony do rozpaczy Stunk.
Wyskoczył ze swej jamy i czmychnął korzystając z chwili nieuwagi potwora. Jednak
smok, usiłując go pochwycić, natychmiast ruszył za nim. Zionął krwisto purpurowym,
śmierdzącym, lepkim dymem, który parzył goblina.
Stunk uciekał krzycząc. Na plecach czuł rozpalony ogień. Biegł, gdzie go oczy poniosą.
Odległość między nim a smokiem zwiększyła się, lecz wiedział, że jest jeszcze w zasięgu
jego mocy. Był prawie pewien, że ów płonący jęzor w każdej chwili może go dopaść.
Wtem znalazł się na skraju przepaści. Nie był w stanie zatrzymać się. Poczuł, że spada.
Był coraz bardziej przerażony. Zaczął szybko machać swoimi grubymi i krótkimi rączkami.
Mimo to skaliste dno kanionu zbliżało się do niego z zawrotną prędkością. Wojsko lepsze od
smoka, a smok lepszy od rozbicia się o skały – pomyślał – ale było już za późno na jedno i na
drugie.
– Nie, tego już za wiele! – obudził się wrzeszcząc z przerażenia.
***
Imbri przeniknęła przez ściankę sypialni. Była bezpieczna. Tu już nic nie mogło jej grozić.
Nie spodziewała się, że Stunk w ten sposób zareaguje na sen. Mało brakowało, a byłby ją
zobaczył. Żadna przebudzona istota, nawet tak niepozorna jak goblin, nie powinna widzieć
nocnych mar. A Imbri chciała wszystko robić jak najlepiej. Pogalopowała w ciemność nocy,
zostawiając po sobie jedynie pojedynczy ślad kopyta. To był jej znak. Bardzo ważny znak.
Lubiła nim pieczętować każdy zły sen, jaki przynosiła.
Nadchodził groźny świt. Na szczęście tej nocy nie miała już nic do roboty. Mogła jedynie
wrócić do domu, odpocząć, a potem paść się przez cały dzień. Pobiegła przez pole, minęła
drzewa i zarośla i znalazła się na skrawku ziemi porośniętym hipnotykwami. Szybko dała
nura w jedną z nich i... znalazła się w zupełnie innym świecie.
Wkrótce przybyła na rozległą, mroczną równinę, na której zbierały się kobyły roznoszące
nocne zmory. Wszystkie już powróciły wykonawszy swe zadania. Na ich kopytach widniały
mapy księżyca. Jego zielone, kostropate lico pokrywały dziury i kratery. Wśród nich niczym
medale lśniły księżycowe morza: MARE HUMERIUM, MARE NUBIUM, MARE
FORIGORIS, MARE NECTARIS, MARE AUSTRALE. Indywidualne pieczęcie tych mórz
przyznawano klaczom w nagrodę za nocne spektakle, których dostarczały co wieczór
1
.
Wokół panował mrok. Do Imbri podbiegła jakaś klacz. Była to Crisis – łączniczka
Nocnego Ogiera. Jak tylko się pojawiła, zaczął z niej emanować sen. Przedstawiał elfa, który
składał ręce na kształt liter.
– Imbri! – zawołał elf. – Masz natychmiast stawić się przed Trojanem.
Krótki sen zniknął. Wzywał ją Nocny Ogier? We własnej osobie? Tego nie mogła
1
Nieprzetłumaczalna gra słów:
mare
(ang). – klacz,
mare
(łac.) – morze;
night mare
(ang.) nocna mara.
Mara
– w j. polskim widzenie senne, urojenie, coś nierealnego. Wg wierzeń ludowych cień zmarłego (duch-widmo) lub
zmora (zjawa, widziadło).
2
zlekceważyć! Obróciła się i pobiegła przez łąkę, w kierunku stajni. Odpoczywać będzie
później.
Nocny Ogier już na nią czekał. Był olbrzymi i piękny. Sierść miał czarną, niczym czerń
najgłębszej nocy. Grzywa, ogon i kopyta nie wyróżniały się czymś szczególnym. Były takie
same jak u klaczy, lecz wyglądały jakoś dostojniej. Zresztą w krainie koni każdy męski
osobnik był specjalnie podziwiany. W rzeczywistości te parę ogierów stanowiło o sile tego
Królestwa.
Zaczął się seans snów. Znaleźli się we wspaniałej komnacie. Trojan przybrał postać
siwego mężczyzny. Był Królem. Imbri zaś zmieniła się w elegancką damę.
– Coś się z tobą dzieje, Maro Imbri – rzekł Koń – Król Snów. Już nie potrafisz tak
wspaniale zastraszać jak kiedyś. Twa gwiazda przygasła. Jestem z ciebie niezadowolony. Nie
podoba mi się to.
– Właśnie doprowadziłam goblina do szału – zaprotestowała Lady Imbri.
– Pokazawszy mu smoka i zrzuciwszy go nagle ze skały – zaoponował Trojan. Powinnaś
go zastraszyć zanim w ogóle wyszedł z domu. Przecież wiesz, że właściwie nie wolno
używać snów o smokach. Inaczej wszyscy się do nich przyzwyczają i już nie będą robić na
nikim żadnego wrażenia. Efekty specjalne są zarezerwowane na inne okazje.
Imbri przyznała mu rację. Na wieść o powołaniu goblin miał konać z trwogi i trząść się ze
strachu. Tymczasem tak się nie stało. Coś się jej poplątało. Zawaliła całą robotę.
– Postaram się poprawić – powiedziała ze skruchą.
– To nie wystarczy – odrzekł Trojan. – Ostrość przewidywania jest wrodzona. Nie można
jej osiągnąć przez postanowienie poprawy. Jeśli raz ją utracisz, już jej nie odzyskasz.
Zamierzam cię przekwalifikować Maro Imbri!
– Ale... ja nic innego nie umiem robić! – odpowiedziała przerażona. Poczuła się jak goblin
otrzymujący swe powołanie. Po ponad stu latach sennej służby, w trakcie której zdobyła
zasłużone, wyróżniające ją księżycowe morze, nie była przygotowana do robienia
czegokolwiek innego.
– Możesz się czegoś nauczyć. Przecież są także sny, które śni się na jawie...
– Marzenia! – wykrzyknęła z pogardą.
– Myślę, że masz ku temu pewne skłonności.
– Skłonności? – Była oszołomiona. – Ja nigdy...
– Przecież ostatnio ujarzmił cię ktoś śniący – powiedział Trojan oschle – nikt nie jest w
stanie okiełznać klaczy rodzącej senne zmory, chyba że za jej cichym przyzwoleniem.
– Ale...
– Czemu zgodziłaś się, by dosiadł cię ktoś śniący? – Chciała zaprotestować, lecz Król
uciszył ją gestem ręki. – Sam odpowiem ci na to pytanie. Dawno temu, u kogoś, w jakimś
śnie ujrzałaś obraz tęczy. Urzekła cię. Chciałaś zobaczyć ją na własne oczy, lecz dobrze
wiedziałaś, że będąc tylko nocną marą nigdy nie zdołasz na nią popatrzyć. Bo tęcza wystrzega
się mroku. Ukazuje się tylko za dnia.
– Tak... – przytaknęła. Rzeczywiście mówił prawdę. Wizja wielobarwnej tęczy
nawiedzała ją od lat. Lecz żadna mara nie mogła opuścić w dzień swej krainy. Promienie
słońca natychmiast by ją zabiły. Głupio zrobiła, pozwalając sobie na tak próżne i nierealne
3
marzenia.
– Na dodatek masz połowę duszy – ciągnął Ogier. – Wyniosłaś ogra ze Strefy Void
2
,
przyjęłaś pół duszy centaura, którą ci dano w nagrodę. Ale tak naprawdę zrobiłaś to jedynie
po to, by zobaczyć tęczę. Istoty rodzaju żeńskiego nigdy nie potrafiły myśleć logicznie.
Dobrze pamiętała, jak to było. Ogr chciał się jej jakoś odwdzięczyć. Był bardzo
przyzwoity, jak na ogra i na mężczyznę przystało. Lecz ona nie czuła się na tyle swobodnie,
by przekazać mu we śnie swe pragnienia, a w inny sposób nie mogła wyznać, o czym marzy.
Jednak ich myśli spotkały się. Pojął, o co jej chodzi.
– I jak to zwykle bywa – mówił dalej Król Snów – ta dusza przytępiła twą ostrość
widzenia, przemieszała ją z twymi sennymi obrazami. Nie można być okrutnym, gdy się ma
duszę. Taka cecha jej nie przystoi.
– Ale ja mam tylko połowę duszy – odpowiedziała Imbri – po prostu cząstkę duszy.
Myślałam, że to nikomu nie zaszkodzi.
– Nawet najmniejsza okruszynka duszy przeszkadza w twojej pracy – odrzekł. – Czy
mogłabyś mi ją dać? Od razu?
– Pozbyć się mojej duszy? – zapytała, zatrwożywszy się nie wiedzieć czemu.
– Wiesz, że większość mar, które w jakiś sposób dostały dusze, by nie zatracić ostrości
widzenia, oddaje mi je na przechowanie. Są za nie dodatkowo wynagradzane, gdyż
szczególnie przyczyniają się dla dobra sprawy. Dusze to niezwykle cenny towar. Łapiemy je i
przetrzymujemy każdą, którą tylko uda się nam pozyskać. Ty jedyna skryłaś cząstkę swej
duszy, odrzucając korzyści, jakie mogłabyś z niej mieć. Dlaczego?
– Nie wiem – bąknęła speszona Imbri.
– Ale JA wiem! – odrzekł Trojan. – Jesteś bardzo miła. Z wiekiem stajesz się jeszcze
bardziej sympatyczna. Tak naprawdę to nie lubisz dręczyć ludzi. A twoja dusza potęguje te
skłonności.
– Może... – smutno przytaknęła.
Wiedziała, że wyznaje swój najgłębszy sekret. Czuła się winna. Jeśli nie pozwolą jej już
przynosić złych snów... Powiedziała:
– Postąpiłam głupio.
– Niekoniecznie.
Zastrzygła uszami. Właściwie nie powinna była tego robić, bowiem w tym śnie przybrała
postać kobiety.
– Naprawdę?
– Tak chce przeznaczenie. Ono sprawi, iż pewnego dnia ujrzysz prawdziwą tęczę.
– Tęczę?
– Los wyznaczył ci szczególne zadanie, Maro Imbri. Wyciśniesz swe piętno na krainie
Xanth. Ta chwila właśnie nadchodzi.
Imbri zerknęła na swojego rozmówcę. Nocny Ogier wiedział więcej niż którykolwiek z
2
Void
– piąty żywioł (element, pierwiastek), dodawany do czterech elementarnych: powietrza, wody, ognia,
ziemi. Wg starożytnych Greków – wyższe, świecące regiony powietrza (eter), przestrzeń niebios (otchłań, pustka,
próżnia). Pierwotny chaos. Wg Arystotelesa najdoskonalszy, najważniejszy składnik budowy kosmosu; eteryczne
tworzywo ciał niebieskich,kwintesencja (duch, dusza rzeczy).
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin