KOCHANKA DIABŁA
ANTOLOGIA OPOWIADAŃ ESTOŃSKICH
ZAKRWAWIONA PODUSZKA
Było już .zupełnie ciemno, gdy Jaanus przyszedł do Maile. Zimowa ulica nasuwała jakieś nie sprecyzowane, niespokojne myśli, spowite w firanki okna drewnianych piętrowych domków patrzyły z przerażeniem zza wysokich płotów i zaisypanej śniegiem kolejki wąskotorowej, śnieg skrzypiał ostrzegawczo pod nogami samotnego przechodnia, a uliczna latarnia ledwie się jarzyła i migotała jak złe przeczucie.
Jaanus stłumił westchnienie, poprawił teczkę pod pachą, wszedł do zimnego korytarza i wdrapał się po starych, skrzypiących schodach na mansardę.
Maile była w domu. Miała na sobie domową sukienkę w niebieskie kwiaty. Od pieca rozchodziło się leniwe, nieco gorzkawe ciepło. Wszystko było jak zawsze. Ale Jaanius od razu zauważył, że na parapecie nie stoi już jego zdjęcie.
— A, to ty? — powiedziała Maile. — Jeśli już jesteś, to zdejmij kurtkę.
Jaanus bez słów zdjął swoją jasną kurtkę i nerwowo zaczął skubać rozpruty kołnierz ze sztucznego ka- rakułu, z przepraszającym uśmiechem podał ją Maile.
— Widzisz, tu się rozpruło... — powiedział.
Maile rzuciła na niego szybkie spojrzenie, ale nie odezwała się. Podczas gdy Jaanus wkładał domowe pantofle i wieszał marynarkę na oparciu krzesła, Maile nawlekała (igłę. Na jej twarzy nie drgnął ani jeden muskuł. Patrzyła tylko na nitkę. Zabolało go to. Zazwyczaj szyjąc Maile wysuwała koniuszek języka i od czasu do czasu posapywała niecierpliwie.
Staromodne, jednozafcresowe radio brzęczało w kącie jak smutna pszczoła. Jaanus położył ręce na kolana i popatrzył w stronę okna. Przez szczelinę w zasłonach można było dostrzec fragment ulicznych ciemności. Jaanus myślał o ciemnogranatowym mrozie, który na zewnątrz tulił się do szyby, o pokrytym śniegiem dachu werandy pod oknem, o przekrzywionej drewutni i szopie naprzeciwko werandy, o zasypanej ścieżce, która wiodła ku drewutni... Zrobiło mu się smutno i strach przeszył go na wskroś.
— Wyjeżdżam jutro na wieś — powiedziała Maile obojętnie. — Rannym autobusem. Mam przerwę semestralną. I matka czeka na mnie. Nie przychodź tu więcej. Masz klucz przy sobie?
— Nie — odparł Jaanus szybko. Klucz miał w tylnej kieszeni spodni.
— To zostawisz go przy okazji na dole u sąsiadów — powiedziała Maile. — Dobrze? Tak chyba będzie najlepiej.
— Tak — powiedział Jaanus. — Zrobisz herbatę? Maile wzruszyła ramionami.
Jaanus otworzył teczkę i położył na stole trzy duże cytryny. Obok nich postawił diwie butelki likieru.
— To na pożegnanie — powiedział uśmiechając się bezradnie. — Dziś już chyba mnie nie wyrzucisz? Hotel robotniczy jest dawno zamknięty...
Maile wstała, powiesiła kurtkę na gwoździu i stanęła przy drzwiach z 'opuszczoną głową.
— Prawdę mówiąc nie powinnaś mnie nzuoać. Nie uważasz? Popatrz, jak ty wyglądasz. Skaleczyłaś sobie wargę. Zostaw, wytrę. Dlaczego nie płaczesz? Mogłabyś płakać, to przynosi ulgę. Mnie nie musisz się wstydzić. Zaiozetkaj, trzeba to wytrzeć. Widzisz, co z tego wynikło. Zle się stało. Dziś nie powinnaś była pić
likieru... To niedobrze, że likier zaczął ci smakować. No i rozbiłaś sobie warąę. Wygląda tak, jakbym to ja cię uderzył, a przecież .nigdy cię nie uderzyłem, tego nie możesz mi zarzucić. Po co piłaś tak dużo, te; az nie możesz ustać na nogach. Przecież mieliśmy pić tylko herbatę, ■widzisz saima, jak to wszystko źle się stało. Uderzyłaś się o kant pieca, a teraz wszyscy będą sądzić, że to ja cię uderzyłem. Myślę, że to nie jest rozsądne, że teraz mnie rzucasz. Pomyśl tylko, ile czasu się znamy. Płacz, nie będę ci zabraniał. Nie leż tak z głową w poduszce — będzie cała we krtwi. Niepotrzebne pranie. Przyzwyczaiłem się do ciebie, Maile. I nie chcę, żebyś ode mnie odeszła. Tu zawsze było tak ciepło i spokojnie. I tak miło było patrzeć, jak cerujesz moje rzeczy lub jak pierzesz koszulę. Maile, przecież wiem. To wcale nie jest tak, jak ty mówisz. To nie dlatego, że jestem zwykłym robotnikiem, a ty studentką. Przecież wiem. Już nieraz o tym myślałem. Chcesz, to ci powiem? Ty również jesteś temu winna. Gdybyś za pierwszym razem zachowała się inaczej, wszystko byłoby lepiej. Maile, słuchasz mnie?
— Ach, przestań! Przestań, przestań, przestań... Nie dotykaj mnie, dyszysz! W-wstrętny, w-wstrętny!
Następnego dnia w przerwie obiadowej Jaanus pił kefir w stołówce zakładowej. Był małomówny i zamyślony. W rzeczywistości nie myślał o niczym, tylko patrzył bezmyślnie przed siebie. Czuł pustkę i inie wiadomo dlaczego bał się. Jakieś nieszczęście czyhało gdzieś w pobliżu jak pies ze zdradziecką naturą.
W głośniku pod wysokim sufitem umilkła melodia w rytmie rumby. „Podajemy ostatnie wiadomości”. Nikt ich nie słuchał. Nagle głos spikerki zabrzmiał surowo. „Do wiadomości wszystkich!” — powiedziała. Gwar ucichł, obecni nadstawili useu. Grupę osób przebywa
jących na delegacji, nie rozumiejących po estońsfcu§| grzecznie uspokojono. Spikerka mówiła z oburzeniem, że organa milicji obywatelskiej poszukują pewne«! mężczyzny —- nazwisko nieznane, wiek prawdopodobnie taki to a taki, ubrany tak a tak, u lewej ręki brak małego .palca. Poszukiwany popełnił w nocy dnia... poważne przestępstwo: zgwałcił w pobliżu stacji Hiiu na ulicy takiej to a takiej dwudziestosześcioletnią kobietę*1 Po tym komunikacie, zakończonym apelem do obywa-1 teld o zgłaszanie wszelkich informacji dotyczących osoby przestępcy, nadano dalszy ciąg koncertu muzyka rozrywkowej.
Koledzy siedzący przy stole Jaanusa ¡zaczęli komentować wypadek.
• i— Ale go przypiliło!
— Mówcie, co chcecie, ale nie mogę zrozumieć takich łajdaków!
• — Aksel, pokaż no swoją łapę, przecież też nie masz jednego palca...
Jaamfus z dziwnym uczuciem strachu patrzył na okaleczaną rękę kolegi. Ale temu brakowało tylko połowy palca wskazującego u prawej ręki i Jaanus odwrócił wzrok.
No, a co ty o tym myślisz?
— A co tam myśleć —- Jaanus z trudem zdobył się na odpowiedź. Zmarszczył czoło, podrapał się w podbródek i nagle wypalił: —> No, ale jak to... ten... jak on tak mógł — sdłą i jeszcze w taki mróz?
Mężczyźni zarechotali ordynarnie i dwuznacznie. Aksel poklepał Jaanusa po ramieniu.
— Wszystko można, jeśli tylko ma się ochotę!
Wieczorem Jaanus upił się. Poszedł do restauracji dworcowej, tam poznał dwóch marynarzy, którzy byli w tym mieście przejazdem, rozgadali się i nawzajem
stawiali sobie wódkę. Jeden z marynarzy niedawno rozwiódł się z żoną. Ciągle opowiadał o niej, ze była okropną jędzą. Jaamius współczuł mu szczerze i serdecznie.
Potem Znalazł się nagle na zaśnieżonej ścieżce przed znajomym domem. Okno na mansardzie było ciemne. Jaanus próbował sobie przypomnieć, jak się tu znalazł. Popatrzył na zegarek — spokojnie mógł jeszcze zdążyć do hotelu. Ale przypomniał sobie o kluczu.
Na palcach wszedł po schodach, ostrożnie otworzył drzwi, ponieważ głośno skrzypiały. Pomyślał, że należałoby posmarować zawiasy. Ale myśl ta sprawiła mu ból, bo przypomniał sobie wszystko i poczuł się tak, jaikfby w jego serce wbito gwóźdź. Jestem brzozą, mój ból jest jak sok 'brzozy, pomyślał i poczuł, że jest bardzo pijany.- Takie rzeczy przychodzą do głowy tylko po pijanemu.
Jaanus przekręcił kontakt, pokój zalało czerwone światło, tekturowy abażur z frędzlami kołysał się cicho i. to kołysanie nie .podobało mu się. Usiadł przy stole i czekał, aż kołysanie ustanie. Stół był nie sprzątnięty, zapewne Maile bardzo się spieszyła.
Maile, Maile, dlaczego to zrobiłaś, pomyślał i zauważył na stole nie dopitą butelkę likieru. Wypił kilka łyków prosto z butelki. Po chwili poczuł się lepiej.
Zdjął kurtkę, włożył pantofle i rozpalił ogień w piecu. Patrzył, jak łakome języki ognia liżą korę brzozo- wą, jak płomienie chciwie obejmują suche polana, jak polana czernieją po brzegach, jak nagle ogień wybucha wielkim płomieniem. Te polana Jaanus sam przywiózł, porznął i porąbał. Było to wczesną jesienią. Wtedy między nimi jeszcze wszystko układało się dobrze. Maile miała zabandażowaną rękę — oparzyła się wrzątkiem — na dworze siąpił kapuśniaczek, Maile wyglądała przez okno, a on rąbał drzewo na podwórku, pachniało mokrą ziemią, pożółkłą trawą i późnymi astra
mi. na karku czul lekkie krople deszczu i zamyślone spojrzenie Maile. Potem Maile powiedziała z okna cicho, jakby stała obok niego: — Chodź na kolację, kotlety wystygną!
Maile, Maile, myślał patrząc w ogień. Dlaczego to zrobiłaś? Powinnaś być bardziej wyrozumiała.
Za oknem wiał wiatr i chyba padał śnieg, bo przez chwilę słychać było, jakby ktoś szerokim rękawem jeździł po szybie. Jaanus szybko łyknął trochę likieru i podrzucił do pieca kilka białych polan. Jedno z hukiem spadło na blachę przed piecem. Z dołu dochodziły odgłosy rozmowy i telewizora. Nie było jeszcze zbyt późno.
Potem rozłożył pościel, przewlókł poplamioną krwią poduszkę, rozebrał się, łyknął jeszcze likieru i zamyślił się. Zdjął kąpielówki, przeszedł przez zaczynający oddychać ciepłem pokój do lustra i długo się w nim przeglądał. Maile, Maile, dlaczego to zrobiłaś, pomyślał znowu, podszedł do pieca, zasunął szyber i zauważył w kącie na wieszaku podomkę w niebieskie kwiaty.
W jednej chwili znalazł się przy wieszaku i zanurzył twarz w miękkim materiale. Podomka pachniała rozpaczliwie znajomo, beznadziejnie, jakby zapowiadała, że stanie się coś niedobrego. Jaanus długo płakał, wreszcie poczłapał do łóżka, wsunął się pod chłodne prześcieradła, wypił resztę likieru z butelki i zwinął się w kłębek. Wyciągnął rękę, ale w zasięgu ręki nie było nikogo, tylko zimne prześcieradło. Szybko cofnął rękę i położył dłoń pod policzek.
Obudziły go jakieś głosy.
Dochodziły z dołu, z korytarza lub ze schodów. Jakieś dotąd nie znane uczucie niebezpieczeństwa zerwało go jak sprężynę z łóżka. Po chwili skoczył odruchowo bardzo szybko do drzwi, zgasił światło, po
lo
tem błyskawicznie ubrał się po ciemku. Głosy przybliżyły się, schody skrzypiały pod stopami.
— Czy pani jest tego całkowicie pewna? — zapytał nieznajomy męski głos.
— Absolutnie — odpowiedział drżący ze zdenerwowania kobiecy głos. Jaanus od razu poznał ten głos, należał do kobiety, która mieszkała na parterze. — Ta panienka wyjechała wczesnym rankiem i prosiła, żebym od czasu do czasu zajrzała do jej pokoju. Jest mróz, prosiła, aby przepalić w piecu. I że przyjdzie pewien młody człowiek, i przyniesie klucz. A dziś ktoś tam chodził przez cały wieczór i pół nocy. Przecież pain widział, że w oknie się świeciło. Ja naprawdę bardzo proszę. Nie boję się o siebie, a o tę młodą panienkę. Wykształcona. Zawiszę taka miła i uprzejma.
Jaanus chwycił kurtkę. Boże, Boże, Boże. Maile, Maile, Maile. W skroniach mu tętniło. Dlaczego właśnie tak się stało, co ze mną teraz będzie?...
Zapukano do drzwi.
Jaanus wstrzymał oddech.
— Proszę otworzyć — powiedział niezbyt zdecydowanie męski głos.
Jaanus nie odezwał się.
Po chwili z korytarza dało się słyszeć:
— Przecież w pokoju jest ciemno.
— I co z tego? Światło można zawsze zgasić!
Jaanus nałożył kurtkę, czapkę, położył klucz na stole
i gwałtownym, ale ostrożnym szarpnięciem otworzył wewnętrzne okno. Usłyszał tylko cichy szelest i nic poza tym — papierowa taśma odkleiła się bez trudu. Oczywiście, Maile sama zaklejała okno, a jest taka nieporadna, biedna Maile...
— Proszę 'otworzyć! — usłyszał już bardziej stanowczy głos. Milicja!
Zewnętrzne okno również otworzyło się lekko, chociaż było zamarznięte. Jaanus zeskoczył na dach we
randy, stamtąd na ziemię, schylił się, prześliznął w kąt podwórka, przebrnął przez zaspę i pobiegł w kierunku drewutni. Ale przed furtką przechadzał się mężczyzna w mundurze. Jaanus cofnął się z powrotem w-głąb podwórka, przeskoczył przez niski płot oddzielający sąsiednią posesję, przebiegł przez nią, aż wreszcie znalazł się na bocznej ulicy. vNie opodal na skrzyżowaniu, zauważył radiowóz. Na dachu samochodu świeciło się zimne, niebieskie światło.
Przy trzeciej czy czwartej przecznicy złapał taksówkę. Wsiadł i spokojnym głosem, starając się ukryć za- dyszkę i zdenerwowanie, podał adres hotelu robotniczego.
O wpół do siódmej rano obudził go Aksel.
— Zjawiłeś się wreszcie — powiedział. — Masz. szczęście, że nie zapomniałem! Trzymaj! — Podał Jaa- nusowi dwie dziesiątki. — Teraz jesteśmy kwita, dzięki ci! Wiesz, wczoraj dostałem przekaz z domu — dodał.
— Dziękuję — szepnął Jaanus trzymając w ręku pieniądze. Dwaj współmieszkańcy spali jeszcze twardym snem. Toomas głośno chrapał.
— Portier mi właśnie powiedział, że wróciłem do domu dopiero o wpół do trzeciej w nocy — powiedział Aksel i zaczął się zbierać. — Słuchaj, nie śpij już, zaraz musimy iść.
— Dlaczego? — zdziwił się Jaanus. Zmiana zaczynała się o ósmej i do zakładu było tylko kilkaset metrów.
— Ale przed pracą będzie jeszcze wiec — Aksel nagle zaczął mówić szeptem.
— Jaki znów wiec?
— Protestacyjny —r wyszeptał Aksel.
— Jaki protestacyjny?
— Przeciwko temu gwałcicielowi, o którym wczoraj
mówili w radio — ciągnął Aksel i zachichotał nagle>
w
W
jakimś nieswoira głosem. — Potępiamy go ostro i zdecydowanie, he, he, he!
Jaanus drgnął i uniósł się z łóżka, ale Aksel już zdążył zniknąć za drzwiami.
Po kilkudziesięciu minutach obudził się z drzemki, tym razem zupełnie rześki. W spoconej dłoni ściskał dwie dziesiątki. Wsunął je pod popielniczkę.
Toomas siedział już na brzegu łóżka i golił się elektryczną maszynką. Poprzez brzęczenie słychać było dźwięki z na wipół zepsutego głośnika. Gimnastyka poranna. Drugi współmieszkaniec wszedł do pokoju z żółtym ręcznikiem na ramieniu. W chwili gdy wchodził, przerwano gimnastykę, ktoś odkaszlnął, jakby próbował mikrofon, i poważny męski głos powiedział:
„Uwaga, uwaga! Do wszystkich obywateli naszego miasta! Dziś w nocy na ulicy Vesivarava natrafiono na ślady okrutnego przestępstwa...”
Toomas wyciągnął z kontaktu wtyczkę do golarki i zaczął się przysłuchiwać. Drugi współmieszkaniec również słuchał uważnie. Jego wzrok wędrował po ścianach i nagle zatrzymał się na Jaanusie. Jaanus szeroko otworzył usta i udał, że ziewa. Wymagało to dużego wysiłku, gdyż całe jego ciało ogarnął skurcz. Przetarł oczy ręką i przykrył twarz poduszką.
„Za ■ kwadrans poinformujemy państwa o zewnętrznym wyglądzie przestępcy...” — usłyszał pod poduszką.
Dopiero wtedy gdy koledzy wyszli z pokoju, zabierając ze sobą dzbanek i filiżanki do kawy, Jaanus zdjął z twarzy poduszkę. Wyskoczył z łóżka, ubrał się szybko i wyszedł z pokoju. Przy portierni zauważył, że ma nie zapięte guziki. Mocując się z guzikami od rozporka, poczuł na sobie dziwnie uważne spojrzenie portiera. Najwyraźniej portier go obserwował.
Na ulicy było jeszcze ciemno.
Jaanus wskoczył do tramwaju. Było tłoczno i lampy przymglone parą oddechów ledwie się jarzyły. Oczy okularników były niewidoczne zza zaparowanych szkieł. Jaanusowi zrobiło się niedobrze i wysiadł w śródmieściu. Pożałował tego od razu, bo w zasadzie miał zamiar jechać na dworzec autobusowy. Ale tramwaj już odjechał, a czekać na następny nie miał ani ochoty, ani cierpliwości. Ruszył więc pieszo. Przechodząc przez plac musiał przystanąć, żeby przepuścić dwa żółte radiowo...
K_May_W48