tom 6.pdf

(1654 KB) Pobierz
MORGAN RICE
SZARŻA
WALECZNYCH
Księga 6 cyklu KRĘGU CZARNOKSIĘŻNIKA
Przekład: Sandra Wilk
Książki z cyklu KRĄG CZARNOKSIĘŻNIKA
Księga 1 – Wyprawa Bohaterów
Księga 2 – Marsz Władców
Księga 3 – Los Smoków
Księga 4 – Zew Honoru
Księga 5 – Blask Chwały
Księga 6 – Szarża Walecznych
Księga 7 – Rytuał Mieczy
Księga 8 – Ofiara Broni
Księga 9 – Niebo Zaklęć
Księga 10 – Morze Tarcz
Księga 11 – Żelazne Rządy
Księga 12 – Kraina Ognia
Księga 13 – Rządy Królowych
Księga 14 – Przysięga Braci
Księga 15 – Sen Śmiertelników
Księga 16 – Potyczki Rycerzy
Księga 17 – Śmiertelna Bitwa
Tchórze po wielekroć przed śmiercią giną;
Waleczni raz śmierci smakują.
- William Shakespeare
Juliusz Cezar
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Gwendolyn leżała twarzą do ziemi na trawie, czując jak
chłodne podmuchy zimowego wiatru smagają jej nagą skórę.
Zamrugała, otwierając oczy, i powoli świat nabrał znów ostrości.
Była w jakimś odległym miejscu, na polu rozpromienionym
słońcem i kwiatami, z Thorem i swym ojcem u boku. Śmiali się
radośnie, szczęśliwi. Świat był doskonały.
Lecz ten świat, który ukazał się jej oczom, gdy uniosła
powieki, nie mógłby się bardziej od niego różnić. Ziemia była
twarda, zimna, a nad sobą zobaczyła powoli podnoszącego się,
nie swego ojca, nie Thora – lecz potwora: McClouda.
Skończywszy z nią, wstał niespiesznie, wciągnął spodnie i
spojrzał w dół z wyrazem zadowolenia na twarzy.
Nagle wszystko jej sie przypomniało. To, jak poddała się
Andronicusowi. Jego zdrada. Atak McClouda. Oblała się
rumieńcem, gdy dotarło do niej, jak bardzo była naiwna.
Leżała tak, obolała, ze złamanym sercem. Nigdy jeszcze tak
bardzo nie pragnęła umrzeć.
Gwendolyn otworzyła oczy szerzej i ujrzała armię
Andronicusa – zastępy żołnierzy, przyglądających się
wszystkiemu – i poczuła jeszcze większy wstyd. Nie powinna
była poddawać się temu stworowi; żałowała, że nie poległa miast
tego w walce. Powinna była usłuchać Kendricka i pozostałych.
Andronicus odwołał się do jej instynktu poświęcenia, a ona
pozwoliła się podejść. Żałowała, że nie spotkała się z nim w
walce: nawet gdyby zginęła, przynajmniej mogłaby odejść z
nienaruszoną godnością i honorem.
Gwendolyn miała pewność, po raz pierwszy w życiu, że
zginie. Jednak nie miało to już dla niej znaczenia. Nie dbała o to,
czy umrze – chciała jedynie umrzeć po swojemu – i nie była
jeszcze gotowa, by dać za wygraną.
Leżąc twarzą do ziemi, ukradkiem wysunęła dłoń i chwyciła
garść ziemi.
- Możesz już wstać, kobieto – rzekł McCloud szorstko. –
Skończyłem z tobą. Niech inni się zabawią.
Gwen ściskała ziemię w dłoni tak mocno, że aż zbielały jej
kłykcie. Modliła się, by się udało.
Jednym szybkim ruchem odwróciła się i cisnęła ziemią w
oczy McClouda.
Nie spodziewał się tego. Krzyknął i zatoczył się w tył,
podnosząc dłonie i próbując wytrzeć pył z oczu.
Gwen wykorzystała sytuację. Wychowała się w królewskim
zamku i została wyszkolona przez wojowników króla, którzy
zawsze powtarzali jej, by atakowała drugi raz, nim przeciwnik
zdąży dojść do siebie. Nauczyli ją też czegoś, czego nigdy nie
zapomniała: bez względu na to, czy ma przy sobie broń, czy nie,
zawsze jest uzbrojona. Zawsze może wykorzystać broń
przeciwnika.
Gwen sięgnęła za pas McClouda, dobyła stamtąd sztyletu,
uniosła go wysoko i zatopiła między jego nogami.
McCloud krzyknął jeszcze głośniej, odsuwając dłonie od
oczu i chwytając się za krocze. Broczył krwią między nogami.
Sięgnął w dół i wyjął sztylet, wciągając gwałtownie powietrze.
Była zachwycona swym ciosem, tym, że zemściła się choć
trochę. Jednak ku jej zaskoczeniu ta rana, która powaliłaby
każdego innego, nie spowolniła McClouda. Ten potwór był nie do
zatrzymania. Raniła go mocno, tam, gdzie sobie na to zasłużył,
lecz go nie zabiła. Nawet nie osunął się na kolana.
McCloud wyciągnął ociekający krwią sztylet i uśmiechnął
Zgłoś jeśli naruszono regulamin