Odcinek 89 – Lizzy kontra Okrutna Prawda.odt

(23 KB) Pobierz

Odcinek 89 – Lizzy kontra Okrutna Prawda

~**Carlos**~

Kiedy wróciłem do domu, nie wiedziałem, co mnie czeka. Ale domyśliłem że coś niedobrego, że to mi się na pewno nie spodoba.

W gabinecie taty siedziały mama, pani Maximoff i Susan.

-Dobrze, że już jesteś. - powiedział, kiedy mnie zobaczył. - Usiądź, Carlos. Ta rozmowa trochę potrwa.

Kiedy szedłem do krzesła, kolana mi się trzęsły. Mona taty była o wiele poważniejsza niż zwykle. Pani Maximoff i Susan wydawały się spokojne, ale chyba tylko na zewnątrz. A mama? Mama jak zawsze miała nadzwyczaj poważną minę. Byłem do tego przyzwyczajony.

-Wciąż uważam, że nie powinieneś tego mówić. - odezwała się mama, zakładając nogę na nogę. - Nie powinien się o tym dowiedzieć.

-Tym razem nie zadecydujesz za mnie. - powiedział tata, wstając z krzesła i podchodząc do okna. - Zbyt długo zwlekałem z tą rozmową.

-A nie powinieneś zwlekać. - warknęła. - Powinieneś sobie odpuścić. Bo twoja zakichana prawda zrujnuje nam wszystkim życie.

-Niczyjego życia to nie zrujnuje. - oświadczył ostro tata. - Nie będziesz już dłużej za mnie decydować. Już nie.

-Przepraszam, że przeszkadzam... - zaczęła Susan, odzywając się po raz pierwszy. - Ale co my mamy z tym wspólnego?

-Zamknij mordę, ty mała ruska wywłoko! - krzyknęła mama, plując jej prosto w twarz. - To wszystko przez Ciebie!

Sus cofnęła się na krześle, ale nie mogła, bo nie miała już miejsca. Oddychała ciężko, patrząc ze strachem na moją mamę.

-Mamo! - krzyknąłem.

-Jesteś moją żoną! - warknął tata, przekrzykując mój głos. - Ale nie wolno Ci się tak zwracać do mojej córki! Już dłużej nie będziesz poniewierać ani Susan, ani Wandą.

Po tych słowach zapadła cisza. Wszyscy parzyli na tatę z przerażeniem. Otworzyłem szeroko usta, patrząc jak przechodzi na drugą stronę biurka.

-To jest jakiś żart? - zapytała Susan, ale pani Maximoff pokręciła głową.

-Nie, skarbie, to nie jest żart. - powiedziała nadzwyczaj spokojnie. - Miałam romans z Panem Peną, ale Pani tego domu zabroniła nam o tym mówić. Ani Tobie, ani paniczowi.

Coś tu było nie tak. Susan moją siostrą? Nie, to nie możliwe, nie można przez całe życie mieszkać ze swoją siostrą i absolutnie niczego nie poczuć.

-To dlatego ciągle opłaca pan moje studia. - powiedziała takim totem, jakby nagle ją olśniło. - Bo jestem pańską... córką.

Ostatnie słowo wymówiła z niesamowitym niedowierzaniem. Spojrzałem w jej stronę. Wyglądała, jakby znalazła się w jakimś dziwnym sennym koszmarze i nie mogła się z niego obudzić. Tyle, ze to nie był sen. I sam tego żałowałem.

-Nie, nie dlatego. - pokręcił głową. - Jesteś wyjątkowo zdolna. A taki talent nie może się zmarnować. Nie zostaniesz służącą. Tylko uznanym prawnikiem, tak, jak w Twoich marzeniach.

-Przepraszam. - pokręciła głową, wstając z krzesła. - Muszę stąd wyjść.

~**Kendall**~

-Co zrobiłeś? - krzyknąłem do Chrisa, kiedy wyjaśnił mi, co właśnie zrobił.

-Walnąłem drania! A co innego miałem zrobić?

Wskazał na Charlie'ego, który ocierał sobie krwawiący nos. Wyglądał dość mizernie i chyba policzek zaczął mu puchnąć.

-Lepiej przyłóż sobie coś zimnego. - poradziłem mu, wychylając się do kuchni. - Będzie mniejsza opuchlizna. A Ty? Musiałeś go uderzyć?

-Uderzył moją przyjaciółkę! - wrzasnął. - A Twoją dziewczynę. Coś musiałem zrobić.

-I akurat go trzasnąć? Serio? - zmarszczyłem brwi, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Wystarczyło pogadać. A co na to Lizzy?

-Lizzy nic nie wie. - wzruszył ramionami. - Pewnie teraz je ciasto z innymi.

-Błąd. - usłyszeliśmy głos samej Lizzy. - Ciasto zaraz się skończy, więc jeśli chcecie się jeszcze załapać, to radzę się pośpieszyć. O mój Boże, co Ci się stało?

Spojrzała w stronę Charlie'ego, na co ja wskazałem palcem na Chrisa.

-Oświecisz mnie, dlaczego? - zapytała go, jakby nie pierwszy raz przeprowadzała z nim taką rozmowę.

-Postrzelił Cię. - wyjaśnił. - Jakoś musiałem...

-Na prawdę nie wierzyć, że potrafię się zemścić we własnym zakresie? - zmarszczyłam brwi. - Chris, mało razy takie coś przerabialiśmy? Co było w drugiej klasie?

-Pobiłem się z Markiem, bo on wyśmiewał Cię, kiedy przyszłaś w zafarbowanej koszulce. - odpowiedział, jakby to było coś oczywistego.

-A cztery lata temu w parku?

-Wtedy oboje wylądowaliśmy w izbie dziecka, ale to ja dostałem szlaban.

-Sam widzisz. - powiedziała, unosząc ręce z oburzenia i spojrzała błagalnie na Charlie'ego. - Nie wniesiesz oskarżenia, co nie?

Zgłoś jeśli naruszono regulamin