Unger Lisa - Wyspa nieprawdy.pdf

(1086 KB) Pobierz
LISA UNGER
WYSPA NIEPRAWDY
Przekład Tomasz Konatkowski
Dla Jeffreya,
bo dla kogóżby innego?
We dnie i w nocy, tylko ty.
Wciąż i na zawsze.
CZĘŚĆ PIERWSZA
Podróż
Rozpaczliwie pragnąc przywrócić do życia
coś, co mogło w ogóle nie istnieć, jedno po
drugim roztrzaskiwaliśmy się o skaliste
brzegi Heart Island. Zniszczyliśmy przez
to miejsce, które tak bardzo wszyscy
kochaliśmy, zmieniliśmy je w ziemię
odrażającą i jałową, na której nie może
pojawić się miłość i na której nic już nie
wzrośnie.
Z pamiętnika Caroline Love Heart
(1940–2000)
Prolog
Birdie Burke stała na kamieniu i patrzyła, jak pierwszy brzask nadaje niebu kolor
przydymionego różu. Znajdowała się na zimnym, skalistym brzegu jeziora, którego fale rozbijały
się u jej stóp. Poza szmerem lekkiego wiatru w koronach drzew można było usłyszeć tylko odległy
krzyk nura. Zrzuciła szlafrok i powiew chłodnego powietrza sprawił, że na jej ciele pojawiła się
gęsia skórka. Gdy Birdie wychodziła z domu, jej mąż jeszcze spał. Nikt nie mógł jej tu zobaczyć,
inne wyspy widać było jedynie od północy i od południa.
A jeśli nawet dałoby się ją podejrzeć... to któż by chciał przypatrywać się ciału
siedemdziesięciopięcioletniej kobiety w kostiumie kąpielowym? Większość ludzi odwróciłaby
wzrok z zażenowaniem, mimo że Birdie była osobą szczupłą i wysportowaną. Wiedziała, że
w pełnym ubraniu wygląda bardzo szykownie. Wciąż uważała się za całkiem atrakcyjną kobietę,
jednak miała wrażenie, że nikt już na nią nie patrzy, że nikt się jej tak naprawdę nie przygląda.
Czas pozbawił jej ciało świeżości, zniknęła gdzieś kremowa cera i błysk we włosach. Nawet
jeśli Birdie czuła się podobnie jak wtedy, gdy miała dwadzieścia lat, nie można już było w niej
dostrzec tamtej dziewczyny. Wiedziała, że dotyczy to wszystkich. Żadna z jej rówieśniczek nie
rozpoznawała osoby, którą oglądała na co dzień w lustrze. Większość przyjaciółek i znajomych
Birdie uczestniczyła w zażartej bitwie z rozpoczynającą się starością, angażując całe zastępy
osobistych trenerów, chirurgów plastycznych, kosmetyczek i lekarzy medycyny estetycznej,
których zadaniem było zatrzymanie czasu. Jakie to niemądre – myślała zawsze Birdie. Jeśli jest
jakaś bitwa, której nie można wygrać, to właśnie ta. Nie oznaczało to wcale, że nie dbała o siebie,
ani że nie rozumiała, na czym polega walka skazana na porażkę.
Powoli weszła do zimnej wody, a po chwili szybko zanurzyła się aż po ramiona. Mimo że
była przyzwyczajona do nagłego ochłodzenia organizmu, całe ciało zdawało się buntować, serce
przyspieszyło, a w stawach pojawił się ból. Zaczęła płynąć, uważnie wymierzając kolejne
pociągnięcia ramion, mocno pracując wciąż silnymi nogami. Zwykle stopniowo się rozgrzewała,
a wówczas woda stawała się przyjemnie chłodna, rześka, działała odświeżająco.
Dziś jednak było inaczej. Może woda była o kilka stopni za zimna? A może po prostu Birdie
się zestarzała? Nie potrafiła odnaleźć właściwego rytmu. Przepłynęła zaledwie krótki odcinek i już
myślała o zawróceniu.
Kiedy była młodsza, bez większego wysiłku okrążała wyspę, czasami dwukrotnie.
Wchodziła do wody w tym samym miejscu co dziś, po zachodniej stronie domu, w jedynym
punkcie, w którym dało się bezpiecznie zanurzyć w jeziorze. Wypływała na tyle daleko, by uniknąć
rzucenia przez fale na wysokie, ostre skały, które otaczały prawie całą wyspę. Uwielbiała zimny
dotyk wody, czuła radość, gdy jej serce zaczynało bić szybciej, a szczupłe, mocne ciało niosło ją
obok pomostu, potem wzdłuż zachodniego brzegu, a w końcu, po kolejnej zmianie kierunku
o dziewięćdziesiąt stopni, z powrotem do punktu, w którym rozpoczęła. Jeśli była w dobrej formie,
opłynięcie wyspy zajmowało jej około pół godziny.
Wtedy woda wydawała się nieco cieplejsza. Wczesny poranek, gdy dzieci jeszcze spały i nie
domagały się jej uwagi, był prywatnym czasem Birdie. Marzyła, żeby takie chwile – czas spokoju
i wolności – nigdy się nie kończyły. Oczywiście teraz, kiedy mogły naprawdę trwać bez końca,
kiedy była w stanie spędzić cały dzień, nie niepokojona przez nikogo, nie okazało się to wcale tak
przyjemne, jak to sobie wyobrażała przed laty. Birdie nie wiedziała, dlaczego zwykle tak się dzieje,
że kiedy już się uzyska to, czego się pragnie, jest to zaledwie cieniem marzeń z przeszłości.
Dotarła do pomostu, co stanowiło mniej więcej jedną czwartą trasy, i z irytacją stwierdziła,
że musi się poddać. Nie dałaby rady przepłynąć całego dystansu. Niechętnie zawróciła i dopłynęła
do miejsca, w którym pozostawiła swój miękki różowy szlafrok. Sztywnym krokiem wyszła na ląd.
Była rozczarowana, a nawet trochę zła na siebie, że zabrakło jej sił do pełnego okrążenia wyspy.
Nie lubiła przypominać sobie o swoim wieku. Kiedyś, dawno temu, nikt nie mógł jej pokonać.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin