14Felix, Net i Nika oraz (Nie)Bezpieczne Dorastanie.txt

(753 KB) Pobierz
Rafał Kosik
Felix, Net i Nika oraz (nie)Bezpieczne Dorastanie

ISBN: 978-83-64384-46-2

Wydawca:
Powergraph
ul. Cegłowska 16/2
01-803 Warszawa
tel. 22 834 18 25
e-mail: powergraph@powergraph.pl
www.powergraph.pl

Copyright © 2015 by Rafał Kosik
Copyright © 2015 by Powergraph
Copyright © 2015 for the cover by Rafał Kosik and Klaudia Wawrzeszkiewicz
Copyright © 2015 for illustrations by Rafał Kosik and Jan Kosik

Wszelkie prawa zastrzeĹĽone.
All rights reserved.

Redakcja: Kasia Sienkiewicz-Kosik
Korekta: Maria Aleksandrow
Skład i łamanie: Powergraph
Projekt graficzny i okładka: Rafał Kosik
Ilustracja na okładce: Klaudia Wawrzeszkiewicz
Ilustracje we wnętrzu: Rafał Kosik i Jan Kosik 


Wyłączna dystrybucja:

Firma Księgarska Olesiejuk Sp. z o.o. Sp.j.
ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki
tel. 22 721 30 00 / 11

KonwersjÄ™ do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer
Dotychczas w serii ukazały się:
1. Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi
2. Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa
3. Felix, Net i Nika oraz Pałac Snów
4. Felix, Net i Nika oraz Pułapka Nieśmiertelności
5. Felix, Net i Nika oraz Orbitalny Spisek
6. Felix, Net i Nika oraz Orbitalny Spisek 2. Mała Armia
7. Felix, Net i Nika oraz Trzecia Kuzynka
8. Felix, Net i Nika oraz Bunt Maszyn
9. Felix, Net i Nika oraz Świat Zero
10. Felix, Net i Nika oraz Świat Zero 2. Alternauci
11. Felix, Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie
12. Felix, Net i Nika oraz Sekret Czerwonej Hańczy
13. Felix, Net i Nika oraz Klątwa Domu McKillianów
14. Felix, Net i Nika oraz (nie)Bezpieczne Dorastanie
Dla Jasia
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
 
1. Nie widzę szans na wymyślenie czegoś rozsądnego
Zaplecze pralni Pakol Raban w żadnym razie nie dawało się opisać przy użyciu określeń pozytywnych. Było tam ciasno, gorąco, wilgotno, a do tego za jedyne źródło oświetlenia służyła humorzasta świetlówka. W deszczowe dni z nieznanych powodów zaczynała mrugać z częstotliwością dobraną tak, by wkurzać jak najmocniej. Chudy, stały pracownik pralni, nazywał tę świetlówkę psychojarzeniówką. Właściciel pralni zaś, pan Raban, odmawiał wymiany, twierdząc, że póki nie zgaśnie całkiem, to znaczy, że działa.
Wśród okolicznych mieszkańców pralnia cieszyła się jednak dobrą opinią.
Poobijane stalowe drzwi otworzyły się, wypuszczając kłęby pary na wyasfaltowane podwórko z dwoma śmietnikami i trzema samochodami. W chmurze rozległ się szczęk zapalniczki, a po nim pojawił się pomarańczowy żar papierosa. Spomiędzy dwóch budynków po przeciwnej stronie podwórka wyłaniał się odległy wieżowiec Shard.
Drzwi się zamknęły, a chmura pary rozpłynęła się w chłodnym popołudniu.
— Palisz, Nowy? — Chudy w piegowatej dłoni wyciągnął wygniecioną paczkę.
— Nie, dzięki. — Net pokręcił głową. — Preferuję inne rodzaje samobójstwa. Skok na bungee bez bungee, wiesz…
Chudy smutno pokiwał głową.
— I tak wszyscy umrzemy.
— Dzięki, że mi o tym przypominasz przed osiemdziesiątką.
— Nowy, ja ci tu mówię o tym, jak nas trują. — Chudy zaciągnął się i zakaszlał, wypuszczając przy tym dym jak silnik dwusuwowy. — Co jest w tym papierosie, na przykład?
— Substancje smoliste… — Net wyciągnął z kieszeni telefon. — Daj mi chwilę, to ci powiem dokładnie.
— Nie o tym mówię, Nowy. To samo masz w konserwach, w napojach gazowanych, w chlebie i w tych… Jak wy po polsku nazywacie te sajgonki?
— Pierogi.
— No właśnie, i w pyerogee też.
Zapadło milczenie. Net zerkał z pewną obawą na kolegę z pracy. Liczba teorii spiskowych wyznawanych przez Chudego była naprawdę imponująca.
— Co można robić podczas przerwy na papierosa, jeśli się nie pali? — zapytał sam siebie Net. Wyjął z kieszeni paczkę żelków i wyciągnął w stronę Chudego.
— Nie, dzięki. — Chłopak pokręcił głową. — Preferuję inne rodzaje pozbywania się plomb.
Net wzruszył ramionami i wrzucił do ust trzy żelki.
— Wdychasz to z powietrzem — ciągnął Chudy — pijesz z wodą z kranu, żujesz z żelkami. To nawet jest na banknotach i drukach urzędowych.
— Co?
— To! — Chudy wyciągnął przed siebie piegowatą dłoń, na której wyraźnie było widać białe plamy bez pigmentu. Nie było jasne, co pokazuje. — To się nie bierze znikąd.
— Pracujemy w pralni, w której warunki pracy urągają wszelkim zasadom BHP — powiedział ostrożnie Net. — Nie wpadłeś na to, że to może dlatego?
Chudy machnął ręką.
— To wszystko pierdyknie — stwierdził ponuro. — A zacznie się tutaj.
Net zerknął przez ramię na drzwi. Ale Chudemu raczej nie chodziło o ich pralnię.
— Za dużo chemii wszędzie. — Chudy dyskretnie wskazał niebo. — Kontrolują nas nawet teraz.
— Chemią?
— Chemią. — Chudy znów się zaciągnął. — Satelitami. Słyszałeś o nanorobotach? Takie małe skurczybyki, że ich nie widać.
Net nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Powietrze nad miastem wypełniał niecichnący nigdy szum.
— Piątka zaraz będzie wirowała. — Chudy pstryknął końcówkę papierosa w przestrzeń. — Znam ten dźwięk wyrobionych łożysk.
Wrócili do ciasnego wnętrza zastawionego wielkimi pralkami, suszarkami i kilkoma urządzeniami, o których przeznaczeniu Net nie miał bladego pojęcia.
Pralka numer pięć była poobijanym i nadrdzewiałym grzmotem wielkości dwóch normalnych pralek. Przeszklone drzwiczki spokojnie mogłyby służyć za właz do batyskafu.
Chudy sięgnął do butelki z wybielaczem i dokręcił niedokręconą nakrętkę.
— Dokręcaj to — powiedział. — Potrafi się wylać w najgorszym momencie.
— Spoko — odparł Net.
Świszcząco-jęczący dźwięk dobiegający z wnętrza narastał, co znaczyło, że wirowanie właśnie się zaczyna. Chudy naparł na pralkę z jednej strony, Net z drugiej, a urządzenie zaczęło im się wyrywać.
— Je pierdykam… — westchnął Net.
Pralka podskakiwała, jakby wewnątrz ganiało się stado dzików. Psychojarzeniówka zaczęła migać. Wirowanie trwało długie dwie minuty, po czym dziki zmęczyły się i zwolniły. Wreszcie donośne pipnięcie oznajmiło koniec prania.
— Zażądam podwyżki — mruknął Net, wpatrując się we wciąż drżące dłonie.
— Żadnych podwyżek! — rzucił zza rogu pan Raban. — Nie ma pieniądza. Prąd kosztuje, proszek kosztuje, woda kosztuje.
Net skrzywił się. Miał nadzieję, że właściciel go nie usłyszy.
— Żadnych podwyżek! — Pan Raban wychylił się i spojrzał groźnie na Neta. Był czterdziestoletnim Pakistańczykiem o czarnych kręconych włosach. Niski wzrost rekompensował wysoką wagą, choć to raczej nie był wynik przemyślanego działania. — Ja tu inwestuję w nowe technologie, nie w leniwe gamonie.
— Dobra, dobra. — Net wzruszył ramionami. Nie potrafił z siebie wykrzesać nawet odrobiny sympatii dla pracodawcy.
— I tak wszystko pierdyknie — podsumował filozoficznie Chudy.
Pan Raban nie zareagował. Był chyba przyzwyczajony do pesymizmu pracownika. Dyszą, przypominającą wąż do odkurzacza opleciony kilkoma dodatkowymi przewodami, przesuwał po wiszącej we wnęce białej jedwabnej sukni. Dysza, zaopatrzona w kilka kontrolek i przełączników, wydawała z siebie delikatny szum. Urządzenie, do którego prowadził wąż, przypominało skrzyżowanie odkurzacza z robotem R2-D2. Z tego, czego dowiedział się Net, był to ultrawasher i służył do prania ultradźwiękami wyjątkowo delikatnych tkanin. Felixa z pewnością by to zainteresowało.
Pan Raban wyłączył maszynę i ocenił stan sukni. Pokiwał głową z uznaniem i nałożył na jedwabny strój foliowy pokrowiec.
— Zawieziesz to do pani Henderson. — Pan Raban wręczył Netowi kluczyki do Rovera1 i suknię. — Adres jest na etykiecie. Ale już-już.
Net przyjrzał się kluczykom. Kusiło, bardzo kusiło, i może nawet by skusiło, gdyby nie perspektywa jazdy pod prąd przez zatłoczone miasto. W Wielkiej Brytanii obowiązywał ruch lewostronny, a co gorsza poruszanie się po Londynie często przypominało walkę o życie.
— Nie mam prawa jazdy — powiedział, niechętnie oddając kluczyki.
Pan Raban złapał się za głowę.
— Po co mi pracownik bez prawa jazdy?! — wykrzyknął, wymachując rękoma.
— To jest pralnia, nie firma kurierska. — Net wzruszył ramionami. — W ogłoszeniu o pracę napisał pan, że wymagania to „pracowitość i elastyczność”.
— Co to za pracowity i elastyczny człowiek, który nie potrafi jeździć samochodem?
Stopień zdenerwowania pana Rabana można było poznać po tym, jak wysoko unosił ręce podczas gestykulacji. Teraz unosił je ledwie do wysokości brody, czyli nie było tak źle.
— Ty jedź. — Wcisnął kluczyki Chudemu, po czym przewrócił kilka kartek w wymiętoszonym zeszycie leżącym pod blatem recepcji i spojrzał na Neta. — Na szóstą jest odbiór trzech zamówień. Przygotuj do wydania.
I wrócił na zaplecze.
— Trudno jest tu zrobić prawo jazdy? — Net zerknął na kolegę z lekką zazdrością.
— Nie wiem, nigdy nie próbowałem. — Chudy wysunął się pod ladą i wyszedł przez przeszklone, zaparowane drzwi frontowe. Zadźwięczał trącony przez drzwi dzwonek.
Tymczasem pan Raban zawiesił we wnęce grafitowy garnitur lorda Baileysa i długą kremową suknię lady Spark, po czym przymierzył się do nich z dyszą ultrawashera. Nie wyglądały jak...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin