Ogorek_TropiePolskiegoBrueghla.doc

(141 KB) Pobierz

Magdalena Ogórek: Tropię polskiego Brueghla

Małgorzata I. Niemczyńska, 19.XI.2015

 

MagdalenaOgorek.png

Magdalena Ogórek (Fot. Sławomir Kamiński)

 

- Co pani teraz robi?

- Od kilku miesięcy absorbuje mnie grabież dzieł sztuki z Krakowa w grudniu 1939 roku - mówi historyczka Magdalena Ogórek, niedawna kandydatka SLD na prezydenta RP. - Zaczęło się od wizyty w Muzeum Historii Sztuki w Wiedniu, gdzie znalazłam się w sali poświęconej Brueglom. Kiedy stanęłam przed obrazem "Walka karnawału z postem", mój mózg zaczął intensywnie produkować myśli: "Gdzie ja ten obraz widziałam?". I przypomniałam sobie - dzieło widnieje na liście dzieł zagrabionych Ministerstwa Kultury. W pamięci miałam też książkę niemieckiego małżeństwa Seydewitzów, w której czytałam, że oprócz "Damy z łasiczką", "Krajobrazu z miłosiernym Samarytaninem" i "Portretu młodzieńca" Polakom zrabowano jeszcze jedno wielkie dzieło: "Walkę karnawału z postem" Pietera Brueghla.

Pierwsza myśl? To nie może być ten obraz. Miałby tak spokojnie wisieć sobie w Wiedniu? Ale co się stało z tamtym i dlaczego nikt go nie szuka? Ogórek postanowiła po powrocie przyjrzeć się sprawie.

- Okazało się, że ten trop pociąga za sobą wielką, niezbadaną historię - opowiada. - To raj dla historyka, ale raj niepiękny. Skojarzenie z filmem "Złota dama" wydaje się uzasadnione. Za grabież polskiego Brueghla, Fałata i wielu innych cennych eksponatów odpowiada Otto von Wächter, gubernator dystryktu krakowskiego. Jego żona Charlotte świetnie się znała na sztuce. Przychodziła do muzeum i wskazywała palcem, co zabiera ze sobą. Grabież Europy była sprawą bez precedensu. Naziści zaplanowali ją starannie na długo przed wojną. Wysyłali do muzeów i galerii swoich fachowców, którzy robili rozeznanie: to, to i to pójdzie do galerii w Linzu. Ta "Dama z łasiczką" i ten "Portret młodzieńca" zawiśnie u Hansa Franka, gdy już obejmie Wawel jako swoje włości. Ale dlaczego po roku 1945 urywa się ślad po polskim Brueghlu? Jak to się stało, że wszyscy znamy listę Franka, a nie ma żadnej listy Wächtera?

Temat budzi kontrowersje. Na śledztwo Ogórek krakowscy muzealnicy patrzą sceptycznie. Różnica w pisowni nazwiska Bruegla starszego i Brueghla młodszego to nie przypadek - syn dodał "h" dla odróżnienia z ojcem. Mimo to malarzy często mylono. Muzeum Narodowe w Krakowie twierdzi, że miało nie mniej cenną kopię obrazu ojca wykonaną przez syna. Być może po wojnie sprawy nie badano, bo nie było pewne, czy obrazu nie ukradli Sowieci.

- Przeprowadziłam szeroko zakrojoną kwerendę, korespondowałam z Wiedniem i z Londynem - twierdzi Ogórek. - Zachowanych dokumentów jest mało, ale udało mi się dotrzeć do przedwojennych katalogów. To może być - podkreślam - tylko przypadek, ale figuruje w nich zapis, że mieliśmy Bruegla starszego, czyli teoretycznie tego, który wisi w Wiedniu. Mówi się jednak o tym, że i starszy, i młodszy malowali po kilka wersji swoich obrazów. Sprawę obaliłaby ekspertyza Ministerstwa Kultury, gdybym nie dowiedziała się z muzeum w Wiedniu, jak ją przeprowadzono: wnioski powzięto na podstawie zdjęcia ze zdjęcia obrazu. Owo zdjęcie zrobił niejaki Franz Sochor, czyli jeden z ekspertów, którzy wynajdowali dzieła na zlecenie nazistów.

Wächterowie byli Austriakami, pochodzili z Wiednia. Ogórek udało się nawiązać kontakt z ich synem Horstem. Mają się spotkać pod koniec listopada.

--

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin