Robb J.D. - Aniol smierci - 06.doc

(1715 KB) Pobierz
Tytuł oryginału

ANIOŁ ŚMIERCI

 

Copyright © 1997 by Nora Roberts

Do mnie należy pomsta,

Ja wymierzę zapłatę, mówi Pan.

List do Rzymian, 12,19

Zemsta jest w moim sercu, śmierć w mojej dłoni.

Szekspir

 

 

1

Prowadzenie śledztwa w sprawie morderstwa wymagało skupienia, cierpliwości, umiejętności i odpowiedniej dozy sceptycyzmu. Porucznik Eve Dallas miała wszystkie te cechy.

Wiedziała, że dokonanie samego aktu morderstwa jest o wiele prostsze. Zazwyczaj ludzie zabijają ze złości, dla zabawy albo z głupoty. Zdaniem Eve to właśnie najzwyldejsza głupota była

przyczyną, dla której niejaki John Henry Bonning wyrzucił niejakiego Chariesa Michaela Renekee z dwunastego piętra wieżowca przy Alei D. Bonning siedział teraz przy stoliku w sali przesłuchań. Eve przypuszczała, że wydobycie zeń odpowiednich zeznań zajmie jej nie więcej niż dwadzieścia minut, a w ciągu następnych piętnastu będzie już mogła sporządzić pełny raport. Być może nie wróci dziś do domu

zbyt późno.

- Daj spokój, Boner- przemawiała tonem doświadczonego gliny do równie doświadczonego oprycha. - Bądź rozsądny. To tylko kilka

zdań, możesz zasłonić się obroną konieczną i ograniczoną poczytalnością.

A potem oboje będziemy mogli pójść na kolację. Podobno

szykują na dzisiaj jakieś smakołyki w areszcie.

- Nawet go nie tknąłem. - Boner zacisnął swe grube wargi i stukał

tłustymi palcami o blat stołu. - Dupek sam wyskoczył.

Eve westchnęła głośno i usiadła przy stoliku naprzeciwko Bonninga.

Nie chciała, by ten zaczął zasłaniać się prawnikami i zepsuł jej całą

sprawę. Musiała odwieść go od takiego pomysłu i skierować rozmowę

na właściwe tory. Miała w tym spore doświadczenie.

Podrzędni dilerzy narkotyków pokroju Bonninga nie należeli do

bystrzaków, wiedziała jednak, że wcześniej czy później nawet on

7

 

przypomni sobie o swoich prawach. Była to wciąż ta sama zabawa

w chowanego, równie stara jak samo zło. Choć dobiegał już końca

rok 2058, nic się w tej kwestii nie zmieniło.

- Wyskoczył, tak po prostu siupnął sobie przez okno. Powiedz mi

tylko, Boner, dlaczego miałby to zrobić?

Bonning zmarszczył swe małpie czółko w grymasie głębokiego

namysłu.

- Bo był popieprzonym wariatem.

- Niezła myśl, ale wątpię, czy pozwoli ci to przejść do drugiej

rundy naszego małego pojedynku, Boner.

Po jakichś trzydziestu sekundach wytężonego myślenia Boner

wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

- Zabawne, bardzo zabawne, Dallas.

- Tak, chyba zacznę dorabiać po godzinach jako komik. Ale

wróćmy do mojego pierwszego zajęcia: więc mówisz, że obaj

łyknęliście trochę Erotiki w twoim laboratorium przy Alei D, a potem

Renekee, popieprzony wariat, uroił sobie coś w tej swojej chorej

głowie i wyskoczył przez okno, prosto przez szkło. Zanurkował

dwanaście pięter w dół, odbił się od dachu taksówki, przyprawiając

niemal o zawał serca dwójkę turystów z Topeka, a potem stoczył się

na ulicę, żeby tam spokojnie wylać swój mózg.

- Odbił się... - powtórzył Bonning z czymś, co miało uchodzić za

przelotny uśmiech. - Kto by pomyślał?

Nie zamierzała oskarżać go o morderstwo pierwszego stopnia

i przypuszczała, że jeśli poprzestanie na morderstwie stopnia drugiego,

przedstawiciel sądu obniży jeszcze kwalifikację czynu na zabójstwo

w afekcie. Porachunki między handlarzami prochów nie przyprawiały

Temidy o dreszczyk podniecenia. Boner dostanie więcej za posiadanie

i rozprowadzanie zakazanych środków niż za morderstwo. Nawet

jednak kara za oba te przestępstwa nie przekroczyłaby prawdopodobnie

trzech lat więzienia.

Oparła ręce na blacie stołu i pochyliła się do przodu.

- Boner, czy ja wyglądam na idiotkę?

Gangster, który wziął to pytanie na serio, przez chwiię przyglądał

jej się z uwagą. Miała duże brązowe oczy, w których jednak trudno

byłoby doszukać się kobiecej łagodności. Jej ładne, szerokie usta

prawie nigdy się nie uśmiechały.

- Wyglądasz jak glina - oświadczył w końcu.

8

 

- Dobra odpowiedź. Nie próbuj wodzić mnie za nos. Pokłóciłeś

się ze swoim wspólnikiem, poniosło cię i zakończyłeś znajomość,

wypychając jego grube dupsko przez okno. - Podniosła dłoń, nim

Boner mógł jej przerwać i zaprzeczyć. - Ja widzę to w ten sposób.

Wzięliście się za łby, może poszło wam o pieniądze, może o kobietę.

Obaj straciliście nad sobą panowanie i może on cię zaatakował.

Musiałeś się bronić, prawda?

- Każdy człowiek ma takie prawo - zgodził się Bonning, potakując

energicznie głową. - Ale o nic się nie kłóciliśmy. On po prostu chciał

polatać.

- Tak? A kto rozciął ci wargę i podbił oko? I dlaczego masz obtarte

kostki na prawej dłoni?

Bonning znów odsłonił zębiska w szerokim uśmiechu.

- Bójka w knajpie.

- Kiedy? Gdzie?

- A kto by to pamiętał?

- Kto by to pamiętał, powiadasz. No to radzę ci, przypomnij sobie,

bo ściągnęliśmy już krew z twoich tłustych łap i oddaliśmy ją do

badania. Jeśli okaże się, że jest też tam krew z jego DNA, oskarżę

cię o morderstwo z premedytacją... Najwyższa kara, dożywocie bez

prawa łaski.

Bonning zamrugał szybko powiekami, jakby miał trudności z analizą

nowych, zaskakujących informacji.

- Daj spokój, Dallas, to gówniane gadanie. Nie przekonasz nikogo,

że przyszedłem tam, bo chciałem zabić starego Chuckaroo. Byliśmy

kumplami.

Nie spuszczając wzroku z jego twarzy, Eve wyciągnęła swój nadajnik.

- Daję ci ostatnią szansę. Dzwonię do mojej asystentki. Poproszę

ją o wyniki testów i stwierdzę morderstwo pierwszego stopnia.

- To nie było żadne morderstwo. - Chciał wierzyć, że Eve blef uje.

Oblizał nerwowo wargi, myśląc o tym, że nie może niczego wyczytać

w jej oczach. Nie może dojrzeć niczego w tych zimnych oczach

gliny. - To był wypadek - podjął, natchniony nagłą myślą. Eve

pokręciła tylko głową. - Przepychaliśmy się trochę i on... potknął się

i wyleciał przez okno.

- No wiesz, teraz to już mnie obrażasz. Dorosły mężczyzna nie

wypada przypadkiem przez okno, które jest trzy stopy nad podłogą. -

Eve włączyła nadajnik. - Sierżancie Peabody.

9

 

Po kilku sekundach na ekranie nadajnika pojawiła się krągła,

poważna twarz Peabody.

- Słucham, pani porucznik.

- Chciałabym poznać wyniki badań krwi. Chodzi o sprawę

Bonninga. Proszę przesłać je bezpośrednio do pokoju przesłuchań

i powiadomić prokuraturę, że mamy morderstwo pierwszego stopnia.

- Zaraz, poczekaj, nie rób tego. - Bonning przeciągnął wierzchem

dłoni po ustach. Przez chwilę toczył wewnętrzną walkę, starając się

przekonać samego siebie, że Eve nie może niczego mu udowodnić.

Wiedział jednak, że wsadziła już za kratki znacznie grubsze ryby niż

zwykły handlarz narkotykami.

- Miałeś swoją szansę, Boner. Peabody...

- Zaatakował mnie, jak powiedziałaś. Rzucił się na mnie. Oszalał.

Powiem ci wszystko, całe gówno. Chcę złożyć zeznanie.

- Peabody, wstrzymuję polecenie. Poinformuj prokuratora, że pan

Bonning chce złożyć zeznanie i opowiedzieć całe gówno.

Na ustach Peabody nie pojawił się nawet cień uśmiechu.

- Tak jest.

Eve wsunęła nadajnik do kieszeni, potem splotła ręce na piersiach

i uśmiechnęła się uprzejmie.

- No dobra, Boner, opowiadaj, jak to było.

Pięćdziesiąt minut później Eve weszła do swego maleńkiego

biura w głównej siedzibie nowojorskiej policji. Wyglądała jak

prawdziwa policjantka- nie tylko ze względu na pas z bronią

przewieszony przez lewe ramię, znoszone buty i wytarte dżinsy. Jej

wielkie brązowe oczy dostrzegały wszystko i prawie nigdy nie

zdradzały uczuć, jakie kryły się w jej duszy. Miała ostro zarysowaną

twarz o wystających kościach policzkowych, z którą kontrastowały

zaskakująco pełne usta i mały dołek w brodzie.

Poruszała się z wdziękiem i swobodą. Nie spieszyła się nigdzie.

Zadowolona z siebie, usiadła za biurkiem i przeciągnęła dłonią po

swych krótko ściętych kasztanowych włosach.

Napisze raport, prześle kopie wszystkim zainteresowanym instytucjom

i wróci do domu. Nie musiała się odwracać i wyglądać przez

wąskie, przyciemnione okno, by stwierdzić, że na ulicach miasta

tworzą się już coraz większe korki. Jednak wściekłe trąbienie

10

 

autobusów powietrznych i warkot helikopterów nie przeszkadzał jej

ani trochę. Była to nieodłączna część życia w Nowym Jorku.

- Włącz się - poleciła i syknęła za złością, kiedy ekran jej

komputera pozostał ciemny. - Do diabła, nie rób mi tego, łajdaku.

Włącz się. No już, ruszaj.

- Musisz podać mu osobisty kod dostępu - powiedziała Peabody,

wchodząc do biura.

- Myślałam, że identyfikuje mój głos.

- Tak było, ale wysiadł system. Mają naprawić do końca tygodnia.

- Szlag może człowieka trafić - narzekała Eve. - Ile numerów

mamy zapamiętać? Dwa, pięć, zero, dziewięć. - Odetchnęła z ulgą,

kiedy ekran rozjarzył się wreszcie bladym światłem. - Niechby

wreszcie przysłali ten obiecany nowy sprzęt. - Wsunęła dyskietkę do

stacji. - Zachować w pliku Bonning, John Henry, sprawa numer

4572077-H. Skopiować i przesłać pod adres: komendant Whitney.

- Ładnie załatwiłaś tego Bonninga, Dallas.

- Ten gość ma mózg wielkości orzeszka pistacjowego. Wyrzucił

swojego partnera przez okno, bo pożarli się o głupie dwadzieścia

żetonów kredytowych. Teraz próbuje mi wmówić, że to była obrona

konieczna, że bał się o swoje życie. Facet, którego wyrzucił, był od

niego lżejszy o sto funtów i niższy o sześć cali. Dupek- westchnęła

z rezygnacją. - Ktoś bystrzejszy powiedziałby na miejscu Bonera, że

ten facet zamierzył się na niego nożem albo chociaż kijem.

Oparła się wygodnie i pokręciła głową, zaskoczona i zadowolona,

że nie czuje prawie żadnego napięcia czy zmęczenia po kilku

godzinach pracy.

- Szkoda, że nie wszystkie sprawy są takie łatwe.

Jednym uchem wyłapywała odgłosy płynące zza okna, nieustanny

jazgot i huk ulicy. Głos płynący z tramwaju powietrznego namawiał

do korzystania z miejskiej komunikacji.

- Oferujemy system zniżek, abonamenty tygodniowe, miesięczne

i roczne! Skorzystaj z usług EZ TRAM, przyjaznego i niezawodnego

systemu komunikacji powietrznej. Rozpoczynaj i kończ swój dzień

z klasą.

Jeśli lubisz gnieść się jak sardynka w puszce, pomyślała Eve.

W zimnym listopadowym deszczu, który padał bez ustanku od samego

rana, musiało dochodzić do gigantycznych zatorów, zarówno na

ulicach jak i w powietrzu. Doskonałe zakończenie dnia.

11

 

- Tyle na dzisiaj - oznajmiła i sięgnęła po swą skórzaną kurtkę. -

Wychodzę, w sam czas, zresztą. Masz jakieś gorące plany na weekend,

Peabody?

- Jak zwykle, będę zmieniać mężczyzn jak rękawiczki, łamać

serca, druzgotać dusze.

Eve uśmiechnęła się lekko do swej poważnej asystentki. Krępa,

wysportowana Peabody mogłaby uchodzić za wzorzec policjantki -

od czarnych, krótko przyciętych włosów do wypolerowanych, przepisowych

butów.

- Jesteś okropną dzikuską, Peabody, doprawdy nie wiem, jak

wytrzymujesz takie tempo.

- Tak, to ja, królowa nowojorskich nocy. - Z cierpkim uśmiechem

na twarzy, Peabody sięgnęła do klamki, kiedy zapiszczało łącze Eve.

Obie kobiety spojrzały na nie ze złością.

- Trzydzieści sekund później, a byłybyśmy już na dole.

- To pewnie Roarke chce mi przypomnieć, że wieczorem mamy

ważne przyjęcie. - Eve włączyła odbiornik. - Wydział zabójstw, Dallas.

Na ekranie pojawiły się ciemne, brzydkie, nie harmonizujące ze

sobą kolory, Z głośnika popłynęła powolna muzyka w niskiej tonacji.

Eve bez namysłu włączyła automatyczne wyszukiwanie nadawcy

i patrzyła w milczeniu na napis „Źródło nieznane", przesuwający się

u dołu ekranu.

Peabody wyciągnęła z kieszeni przenośny nadajnik i odeszła na

bok, by skontaktować się z centrum kontroli. W tej właśnie chwili

z głośnika odezwał się głos mężczyzny:

- Podobno jest pani najlepszym gliniarzem w tym mieście,

poruczniku Dallas. Naprawdę jest pani taka dobra?

- Nawiązywanie łączności z zablokowanego numeru i/lub przesyłanie

w ten sposób informacji do oficera policji jest nielegalne.

Zobowiązana jestem przestrzec pana, że to połączenie jest monitorowane

przez system CompuGuard i nagrywane.

- Wiem o tym. Ponieważ jednak popełniłem właśnie czyn, który

społeczeństwo nazywa morderstwem pierwszego stopnia, nie zamierzam

przejmować się drobnymi wykroczeniami. Zostałem naznaczony

przez Boga, mam jego błogosławieństwo.

- Ach tak? - Cholera, tego mi tylko brakowało, pomyślała.

- Wezwał mnie do swego żniwa, a ja obmyłem ręce w krwi jego

wrogów.

12

 

- A dużo ma tych wrogów? Ja pomyślałabym raczej, że sam

zgniecie wszystkich i że nie będzie zrzucał na ciebie brudnej roboty.

W głośniku zaległa cisza, długa chwila ciszy przerywanej tylko

dźwiękami muzyki.

- Powinienem spodziewać się, że nie potraktujesz tego poważnie. -

W głosie mężczyzny pobrzmiewały teraz twarde, gniewne nuty.

Z trudem tłumiona wściekłość. - Jako jedna z bezbożnych, jakże

mogłabyś pojąć boże zamysły? Dobrze, zniżę się do twojego poziomu.

To będzie zagadka. Lubi pani zagadki, poruczniku Dallas?

- Nie. - Zerknęła ukradkiem na Peabody. Ta pokręciła głową,

zaciskając wargi w grymasie bezsilnej złości. - Ale mogę się założyć,

że ty je uwielbiasz.

- Dają umysłowi odpoczynek, a duszy spokój. Ta mała zagadka

nazywa się Zemsta. Znajdziesz pierwszego syna grzechu w gnieździe

luksusu, na szczycie jego srebrnej wieży, tam gdzie dołem biegnie

ciemna rzeka, a woda spada z wielkiej wysokości. Błagał o życie,

a potem o śmierć. Ponieważ nigdy nie żałował swych wielkich

grzechów, jest już na wieki potępiony.

- Dlaczego go zabiłeś?

- Bo narodziłem się, by wypełniać to zadanie.

- Bóg powiedział ci, że urodziłeś się, by zabijać?- Eve jeszcze

raz wydała komendę odszukania nadawcy. Syknęła z frustracją,

ujrzawszy ten sam napis na ekranie. - Jak dał ci o tym znać?

Zadzwonił do ciebie, przesłał ci faks? Może spotkaliście się w barze?

- Dość tych kpin. - Oddech mężczyzny stał się głośniejszy,

drżący. - Myślisz, że jestem gorszy od ciebie, bo masz władzę? To

ja skontaktowałem się z tobą, poruczniku. Pamiętaj, że jestem górą.

Kobieta może doradzać mężczyźnie i pomagać mu, ale to mężczyzna

został stworzony po to, by chronić, walczyć i mścić się.

- I to też powiedział ci Bóg? To pewnie ostateczny dowód na to,

że i on jest mężczyzną.

- Zadrżysz przed nim, zadrżysz przede mną.

- Tak, jasne. -Licząc na to, że tajemniczy rozmówca widzi ją dobrze,

Eve zaczęła ostentacyjnie oglądać sobie paznokcie. - Już się cała trzęsę.

- Moje dzieło jest święte. Przerażające i cudowne. Z Księgi

Przysłów, poruczniku, rozdział dwudziesty ósmy; „Gdy człowiek

zmazany krwią ludzką ucieka aż do grobu - niech go nie wstrzymują!"

Ten człowiek przestał już uciekać i nikt mu nie pomógł.

13

 

- Więc kim się stałeś, zabijając tego człowieka?

- Jestem gniewem bożym. Masz dwadzieścia cztery godziny, żeby

pokazać, na co cię stać. Nie zawiedź mnie.

- N i e zawiodę cię, dupku- mruknęła Eve, kiedy transmisja

dobiegła końca. - Udało się coś znaleźć, Peabody?

- Nie. Zatkał wszystko tak dobrze, że nie wiadomo nawet, czy

nadawał z Ziemi, czy gdzieś spoza.

- Jest na Ziemi - mruknęła Eve i usiadła. - Chce przyglądać się

wszystkiemu z bliska.

- Zapewne to jakiś wariat.

- Nie sądzę. Fanatyk, owszem, ale nie wariat. Komputer, sprawdź

budynki mieszkalne i handlowe ze słowem „luksus" w nazwie,

w granicach Nowego Jorku z widokiem na East River albo Hudson. -

Stukała palcami w blat biurka. - Nienawidzę takich łamigłówek.

- A ja nawet lubię.

Peabody pochyliła się nad ramieniem Eve i patrzyła na ekran

komputera, ściągnąwszy brwi w pełnym napięcia grymasie.

Ręce Luksusu

Brytyjski Luksus

Luksusowe Miejsce

Wieże Luksusu

- Widok na Wieże Luksusu - poleciła krótko Eve.

Przetwarzanie...

Na ekranie pojawiła się wyniosła metalowa budowla. W srebrzystych

taflach odbijał się blask słońca, na dole migotała błękitna wstęga rzeki

Hudson. Po zachodniej stronie widać było stylizowany wodospad,

którego wody sunęły skomplikowaną siecią rur i kanałów.

- Bingo.

- To nie może być takie łatwe - powątpiewała Peabody.

- On chciał, żeby było łatwe. - Bo ktoś już nie żyje, pomyślała

Eve. - Chce się z nami bawić i chełpić tym, czego dokonał. Nie może

tego robić, dopóki nie znajdziemy jego ofiary. Komputer, podaj

nazwiska mieszkańców najwyższego piętra Wież Luksusu.

14

 

Przetwarzanie... Właścicielem apartamentu jest spółka The Brennen

Group. Mieszkanie zajmuje Thomas X. Brennen z Dublina, Irlandczyk,

czterdzieści dwa lata, żonaty, trójka dzieci, prezes i dyrektor The

Brennen Group, agencji rozrywkowej i telekomunikacyjnej.

- Lepiej to sprawdźmy, P...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin