Cassandra O'Donnell - Rebecca Kean 03 - roz 16.pdf

(237 KB) Pobierz
Rozdział 16
Szybko wspięłam się po schodach, kiedy tylko weszłam do głównego budynku szkoły i
dołączyłam do Maurane, czekającej na mnie w auli.
- Czy coś już wiadomo?
- Szukałyśmy wszędzie. Nie ma jej ani w akademikach, ani w żadnej klasie, ani w
bibliotece, ani na siłowni... Już nie wiem, gdzie dalej szukać.
Maurane miała na sobie stare wytarte spodnie, gruby wełniany sweter i czapkę.
Mieliśmy ładną pogodę, ale mrozowi mimo wszystko udało się przedostać do środka, co było
zrozumiałe, gdyż ogrzewanie o tej godzinie było znacznie mniej intensywne, niż za dnia.
- Czy ona mogła opuścić teren szkoły?
- Nie. Nie włączył się ani sygnał alarmowy, ani nie zostały naruszone zaklęcia
bezpieczeństwa, które zakładamy, aby umożliwić nieautoryzowane wycieczki.
- Jesteś pewna, że nie jest ona wystarczająco silna, aby je zneutralizować?
- To moja babcia je zakładała, więc proszę uwierz mi, że niemożliwe jest, żeby ona
zneutralizowała to zaklęcie.
- No dobrze, więc trzeba będzie poszukać w parku. - zauważyłam ponuro.
- Nie, nie. Myślisz, że ona jest na zewnątrz? Tam jest co najmniej piętnaście stopni
poniżej zera!
- Wiem.
Przełknęła ślinę.
- Myślisz, że...?
- Jeśli przeszukałyście już większość możliwych kryjówek, nie zostawia nam to zbyt
wielu możliwości. Kto jeszcze jej szuka?
- Tylko pielęgniarka Brewster i ja. Poprosiłam panią Barnes, która sprawuje nadzór w
akademikach, aby pozostała na swoim stanowisku pracy.
Maurane, jak zawsze, aby chronić reputację szkoły, starała się działać tak bardzo
dyskretnie jak to było tylko możliwe, ale jej dzisiejsza bierność bardzo mnie zirytowała.
Prawdopodobnie było tak przez moje własne poczucie winy.
- Będziemy musiały podzielić się obszarem poszukiwań.
Przeszukanie piętnastu hektarów pokrytego śniegiem terenu zajmie mnóstwo czasu,
ale nie miałyśmy wyboru.
- Czy na terenie poszukiwań istnieje jakiś system oświetlenia?
- Tak, ale tylko na drogach, aby studenci mogli się nimi bezpiecznie poruszać.
- A masz może jakieś latarki?
- Są w biurowych szufladach.
- W porządku, trzeba będzie je wziąć.
- Czy ty... możesz wykorzystać swoją moc w poszukiwaniach?
- Oczywiście.
Chwilę później, jak dwa duchy nawiedzające przeklętą ziemię, przemierzałyśmy
ogromne, pokryte śniegiem tereny parku. Uwolniłam swoją moc w poszukiwaniu nawet
najmniejszego śladu energii. Schodziłam parę razy z oblodzonej drogi prowadzącej do
akademików i przemoczyłam do końca swój płaszcz, tonąc prawie do kolan w śniegu i
świecąc latarką po zasypanej śniegiem ziemi, mając nadzieję znaleźć jakieś ślady. Szukałam
ich już ponad pół godziny, gdy moją uwagę przykuł stojący blisko posąg. Odwróciłam się i
zobaczyłam wielkiego księcia opierającego się o swoją zdobycz. Szybki błysk energii skierował
moją uwagę na stojącego obok posągu gigantycznego bałwana. Zaintrygowana podeszłam
do niego i skierowałam nań strumień światła z latarki. W miejscu gdzie stał bałwan,
zauważyłam dziwną pomarańczową poświatę. Podeszłam do niego, a wtedy nagle przez mój
kręgosłup przebiegł mroźny dreszcz. W przyspieszonym tempie informacje zaczęły napływać
do mojego mózgu, powodując u mnie szok. Otworzyłam usta, aby nabrać powietrza do płuc,
a następnie wyrzuciłam z siebie ryk złości i frustracji, co poniekąd uratowało mnie przed
uduszeniem się.
- O nie, to nie może być prawda! - zawołałam, gorączkowo trąc rękawiczkami
zamrożoną głowę bałwana.
Zobaczyłam wewnątrz niego głowę Sandry. Oczy miała zamknięte, jej skóra była
niebieskawa, a w swoich długich rzęsach i złotych włosach miała okruchy lodu. Jej rysy były
spokojne i wyglądała, jakby spała. Cholera, ona właśnie powinna teraz spać.
- Maurane! - płakałam, ale nie uzyskałam od niej odpowiedzi.
Skupiłam energię i wysłałam ją w przestrzeń na odległość pięćdziesięciu metrów.
- Maurane!
W końcu usłyszałam na śniegu kroki jakiejś szybko biegnącej osoby, a wkrótce potem
usłyszałam czyjś głośny oddech.
- Znalazłaś coś?
Poczekałam, aż Maurane znajdzie się blisko mnie.
- Spójrz. - powiedziałam, rzucając snopem światła z latarki na moje ponure odkrycie.
- Nie! Nie! Powiedz mi, to nie jest...!
Ramiona Maurane zaczęły się trząść, ale z całą pewnością nie z powodu zimna.
- Przykro mi. Powinnam była to przewidzieć... - oświadczyłam jej gardłowo.
Pociągnęła nosem, podczas gdy w jej oczach zabłysło zdziwienie.
- Czemu mówisz, że powinnaś była to przewidzieć?
- Ta dziewczyna, Sandra, brała udział razem z Jessie, Mayą, Sophie i Julie w produkcji
zakazanych eliksirów. Była zaangażowana w tą historię aż po same uszy.
- Ty... jesteś pewna tego, co mówisz?
- Tak. Myślałam, że mam czas, aby przepytać ją jutro, ale chyba ktoś domyślił się
czegoś i uprzedził mnie. Musimy natychmiast w bezpiecznym miejscu umieścić Julie i Sophie,
zanim im stanie to samo.
- O mój Boże! Ale dlaczego nie przyszłaś z tym do mnie? Mogłabym podjąć jakieś
środki ochronne!
- Sophie mi o wszystkim opowiedziała. Nie myślałam, że dziś wieczorem może się stać
najgorsze. To wszystko moja wina... nie mam żadnej wymówki.
Maurane długo na mnie patrzyła i powoli przesunęła sobie dłonią po twarzy.
- I co teraz zrobimy?
- Przeniesiemy jej ciało w jakieś odludne miejsce. Masz gdzieś może jakąś nieużywaną
zamrażarkę?
- Oszalałaś?! Nie przekazać jej ciała rodzinie?!
- Dopóki ta sprawa nie rozstanie rozwiązana, to nawet nie powiem, że znaleźliśmy jej
ciało!
- Ale ona nie jest w śpiączce, tylko nie żyje! Jej rodzina musi się wszystkiego
dowiedzieć!
- Jeśli to zrobisz, historia o zamordowanym dziecku szybko się rozniesie, a przez to
wszyscy rodzice będą chcieli zabrać swoje pociechy ze szkoły, co ostrzeże naszego głównego
podejrzanego. Nie muszę ci chyba mówić, że to nie wchodzi w grę!
- Tak, ale...
- Żadnego „ale”. Nie daruję temu, kto popełnił ten straszny czyn, czy to jasne?
Moje przemówienie chyba zostało zrozumiane, bo opór Maurane się zmniejszył.
- Zrozumiałam. Więc co teraz zalecasz?
- Powinnyśmy przeanalizować fakty i przeprowadzić postępowanie wyjaśniające.
Będziemy musiały pozadawać trochę pytań.
Maurane westchnęła i spojrzała na martwe ciało nastolatki.
- Biedny dzieciak...
- Jest coś jeszcze...
- Co?
- Będę musiała sprawdzić ślady energii na zwłokach.
- Już teraz?
- Im szybciej, tym lepiej.
Zamknęła oczy i lekko się ukłoniła, zanim odeszła poszukać odpowiedniego pojemnika
do przechowywania zwłok małej Sandry.
Odwróciłam się do leżącego na podłodze ciała. Zauważyłam, że miała na sobie piżamę
pod grubą kurtką z pomarańczowym podbiciem. Jej ciało było w stanie nienaruszonym i nie
wykazywało żadnych oznak agresji.
Wzięłam głęboki oddech i umieściłam nad nią swoje ręce. Wkrótce magia czterech
żywiołów wzbudziła się w moich żyłach potężne fale energii, która użyła ciała Sandry jako
katalizatora. Była mała szansa, że to zadziała, ale jeśli zdarza się choćby najmniejsza okazja
uchwycić nawet słaby ślad energii, to nie miałam prawa pozwolić jej uciec.
Moc przeniknęła nasze ciała i połączyła mnie z umysłem Sandry. Poczułam magiczne
wskazówki zawarte w jej umyśle i ostatni wewnętrzny krzyk podczas agonii.
Wtedy zrozumiałam co ją zabiło i dostałam mdłości.
- Rebecca? Rebecca!
- Co?
- Dlaczego masz taki dziwny wyraz twarzy?
Z mojego doświadczenia wynikało, że powinnam dobrze maskować swoje uczucia.
Powinnam być prawdziwą profesjonalistką w tej dziedzinie, ale niestety są na tym świecie
rzeczy, które zawsze powodują, że czuję się zblazowana.
- Wiem, jak umarła. - powiedziałam cicho.
- W jaki sposób?
- Nie widziałam osoby, która ją zaatakowała. Było widać tylko zarys sylwetki, ale nie
twarz. Osoba, która ją zaatakowała użyła sprayu zawierającego eliksir paraliżujący, a wtedy...
- Wtedy co?
- Została pochowana żywcem w bałwanie. Zabiło ją wychłodzenie organizmu i brak
tlenu.
Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia.
- Chcesz powiedzieć, że Sandra była żywa, gdy...?
- Tak. Była przytomna, ale nie mogła się poruszać.
- O mój Boże!
- Tak jak mówisz.
- Co... co ty robisz? - zapytała, kiedy zobaczyła, że zaczynam nabierać dużo śniegu na
ręce.
- Rekonstruuję miejsce, w którym ten potwór pochował ją żywcem. Chcę, żeby on
myślał, że jej ciągle nie znalazłyśmy. - wyjaśniłam.
Od dwóch minut znów zaczął padać śnieg, tworząc nową warstwę białego proszku, co
pomoże ukryć ślady naszej bytności w tym miejscu. Chociaż to układało się idealnie.
- A co się stanie, jeśli morderca zdecyduje się zniszczyć tego bałwana?
- To miejsce jest zaciszne zakątek, umiejscowiony na samym końcu parku. Zabójca nie
jest głupi, specjalnie wybrał ten obszar, żeby jak najmniej ryzykować. Jeśli nie wzięłabym
Zgłoś jeśli naruszono regulamin