Sidła miłości rozdział 4.pdf

(194 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 4
– Młoda, wyłaź natychmiast! – Richie uderzał pięścią w drzwi. Odkąd jego
czternastoletnia siostra na ostatnie dni wakacji zamieszkała z nimi, łazienka zamieniała się w
coś niedostępnego. Od pół godziny czekał, żeby tam wejść. Co ta gówniara tam robiła? Ileż
można się kąpać? – Jak znów się pomalujesz, jakbyś miała dwadzieścia lat, to ci skopię dupę!
– Zaraz! U mamy mam swoją łazienkę.
– To wracaj do mamuśki! – odkrzyknął. – Wyłaź!
– Idź lać pod drzewo! Jesteś facet. Możesz sikać, gdzie chcesz.
– Nosz, cholera jedna – mruknął do siebie i uderzył kolejny raz w drzwi. – Wynocha
stamtąd! – Za godzinę jest umówiony z Alexem. Przyjaciel wrócił do domu, ale od tamtego
czasu nie mieli jak się spotkać. Chłopak spędzał dużo czasu z rodziną w domu zmarłej cioci,
pomagając jej bliskim w tych trudnych chwilach.
– Co tu się dzieje?
Richie odwrócił się. Ojciec stał na korytarzu w samym szlafroku i ziewał. Zapomniał, że
staruszek pracował przez całą noc i teraz chciał to odespać.
– Przepraszam, tato, ale ta gówniara zajęła łazienkę – powiedział. Odsunął się od drzwi,
kiedy te uchyliły się i ukazała się w nich drobna blondynka.
– Powiedziałam, że zaraz wychodzę. O co się tak pieklisz? – Obrzuciła brata zimnym
wzrokiem, a potem tym samym spojrzeniem obdarowała ojca. – Cześć, tato. Mam nadzieję,
że odwieziesz mnie dziś do mamy. Mam dość duszenia się w tej klitce.
– To po cholerę tutaj spędzasz tydzień? – warknął Richie.
– Sąd tak kazał, więc muszę tu być. Jakby to zależało ode mnie i mamy, w życiu bym tu
nie przebywała i nie spotykała się z tatulkiem.
Richie’m coś zatrzęsło. Dostrzegł ból w oczach ojca. Mężczyzny, który jest dobrym,
wrażliwym człowiekiem. Ciężko pracował na to, by ich utrzymać i akceptował go w pełni.
Rodzice ostatecznie rozstali się trzy lata temu. Ciągłe kłótnie, brak szacunku i miłość
zamieniająca się w nienawiść doprowadziły do rozpadu wieloletniego związku. Winił o to
siebie. Wszystko zaczęło się po tym, jak ujawnił, że jest gejem. Tata przyjął to dobrze, ale
mama wpadła w szał. Chciała wysłać go na leczenie, bo nie akceptowała syna odmieńca.
Ojciec go bronił, przeciwstawiając się żonie. Para zaczęła się kłócić. Na światło dzienne
zaczęły wychodzić zadawnione sprawy, które jeszcze bardziej pogłębiały szaleństwo, jakie
ogarnęło małżeństwo. Po dwóch miesiącach mama wyrzuciła ojca z domu. On poszedł za
nim. Nie chciał mieszkać z matką. Z nią została Milicent. Jak widać rodzicielka doskonale
zatruwała ją swym jadem. Do tego mama, artystka, nadal była właścicielką dobrze
prosperującej galerii, z której oczywiście usunęła swojego męża, co sprawiło, że musiał on
poszukać pracy jako ochroniarz i stróż. Matka miała pieniądze i to nimi kusiła córkę. Jego też
próbowała przekupić. Jak on nienawidził tych chwil. Nadętych, nudnych kolacji, słodkich
uśmiechów i tego, jak próbowała go przerobić oraz zmusić do zmiany orientacji, bo ta jego
jest nienaturalna, a on jest za młody, by wiedzieć jaki jest. On ma pewność, że nie jest za
młody, a dla niego jego orientacja jest naturalna. Zaakceptował siebie i nikt i nic tego nie
zmieni.
– Jesteś głupią, małą, pełną nienawiści żmiją, która jest moją siostrą już tylko na papierze –
syknął, nachylając się do nastolatki. – Powinnaś szanować tatę i to, na co zapracował. Wracaj
do swojego dużego domu, do całej torby kosmetyków, wysokiego kieszonkowego i tego, co
cię zatruwa. My sobie tu spokojnie żyjemy i nie potrzebujemy kogoś takiego jak ty! – rzekł i
nie zwracając już na nią uwagi, przepchnął się do wnętrza łazienki. Zatrzasnąwszy za sobą
drzwi, przekręcił zamek.
***
Godzinę później Alex wpuścił swojego przyjaciela do domu. Od razu wyczuł, że coś jest
nie tak, więc zabrał go do swojego pokoju, uprzednio proponując coś do picia. Richie
odmówił, decydując, że później zejdą na dół, a na razie woli zwyczajnie porozmawiać. W
pokoju przyjaciel usiadł na łóżku, opierając się o poduszki. Nogi wyprostował, krzyżując je w
kostkach. Alex usiadł obok, ale bardziej bokiem do niego. Od paru dni nie miał czasu dla
Richiego, ale tylko tłumaczył się tym, że musi pomóc krewnym. Tak naprawdę wolał być
sam. Rodzina jego przybity nastrój tłumaczyła sobie śmiercią cioci, ale on wiedział, że
prawda jest inna. Nie mógł przestać myśleć o Joshu. Od wyjazdu nie miał z nim kontaktu.
Mężczyzna nie zadzwonił, wyjechali zaraz, jak on po wspólnej nocy z Morrisonem wrócił do
domku. Już w domu cioci jego telefon przypadkiem trafił w ręce czteroletniego kuzyna z
talentem kasowania wszystkiego, czego dotknie. Alex stracił wszystkie kontakty, jakie miał, a
tym samym tak ważny numer telefonu do Josha. Ciągle czekał, aż mężczyzna się odezwie,
lecz powoli to czekanie zamieniało się w smutek. Widać pozostaną mu tylko wspomnienia ich
rozmów, spotkań i nocy. Tej nocy, której tak cudownej i namiętnej nawet sobie nie wymarzył.
Zrobił źle, że okazał się łatwy i do tego uprawiał seks bez zabezpieczenia, ale nie żałował.
Tym bardziej, że już nie miałby na to szansy właśnie z tym konkretnym mężczyzną.
– Co się stało? – zapytał Richiego.
– Moja siostra. Wierna kopia mamy. – Podciągnął do siebie kolano i uderzył w nie pięścią.
Jego grzywka zasłoniła mu prawe oko. Odgarnął ją na bok.
– A twoja mama traktuje twojego tatę jak zero. – Doskonale znał rodzinną sytuację
przyjaciela.
– Mnie zaś chce leczyć – prychnął Taylor. Spojrzał na przyjaciela. – Zostawmy ten temat i
lepiej opowiedz mi o tym Joshu. Masz jego zdjęcie?
– Nie mam.
Richie jęknął i chwycił się za serce.
– Jak możesz robić mi coś takiego? Chciałem zobaczyć to twoje cudo.
– Nie jest moim cudem. To było… Parę fajnych dni. – Poruszył się niespokojnie. Miał
nadzieję, że Richie o nic więcej nie będzie pytał, ale jego zmrużone oczy i lekko przygryziona
warga nie wskazywały na to. – Złotko, ani słowa więcej na ten temat.
– Ty mi tu nie złotkuj. Spraw przyjacielowi trochę przyjemności. Jestem taki biedny. –
Położył głowę na ramieniu Alexa.
– Tak, i spragniony, samotny oraz ciekawski. – Pogłaskał go teatralnie po głowie.
– No weź. – Uniósł głowę i przesunął się na łóżku, by siąść po turecku, przodem do Alexa.
– Nie pytam o szczegóły. Chcę tylko wiedzieć, czy chociaż go pocałowałeś i kim on w ogóle
jest.
– Do tego to może przyniosę nam po piwie. Będzie łatwiej mówić. – Wstał. – Masz, pograj
sobie. – Rzucił mu telefon.
– A mogę pogrzebać po fotach? – Wyszczerzył się.
Alex przewrócił oczami i skinął głową. Nie miał przed nim nic do ukrycia. Doskonale
wiedział, czego Richie będzie szukał. Jakoś nie przyszło mu do głowy zrobić sobie zdjęcie z
Joshem.
W kuchni wyjął dwie butelki piwa z lodówki i je otworzył. Do wielkiej, szklanej misy
nasypał popcornu. Wrócił do pokoju przez nikogo niezatrzymany. Jego brat siedział na górze
i pewnie oglądał jakiś film, a rodzice poszli do pracy. Jedno piwo od razu podał
przyjacielowi. Przysunął sobie krzesło od narożnego biurka. Takie biurko nie zajmowało
wiele miejsca, a wolną przestrzeń pomiędzy szafą a nim mógł zagospodarować regałem. W
ogóle w jego pokoju wszędzie były jakieś półki, a na nich równo poustawiane książki.
Zajmowały nawet górną część szafy i stolik, który stał obok jednoosobowego łóżka
ustawionego pod ścianą, naprzeciw wejścia. Na krześle usiadł, a popcorn postawił na łóżku.
Richie od razu po niego sięgnął.
Alex napił się kilka łyków bursztynowego napoju przypominając sobie, że skłamał
Joshowi, że nie poje alkoholu. Założył nogę na nogę i zaczął zdrapywać etykietę z zielonej
butelki.
– Oho, jak tak się zachowujesz, to coś poważnego – zagadnął Richie Taylor.
– Okłamałem go – zaczął chłopak. – Powiedziałem, że mam dwadzieścia dwa lata.
Mieszkam niedaleko miasta, gdzie spędzaliśmy wakacje, ale tylko tyle. No, że jeszcze nie
piję alkoholu, ale to dlatego, że osiemnastolatkom nie sprzedadzą go i by się wydał mój wiek.
– Głupio zrobiłeś.
– Wiem, ale z gówniarzem by nie chciał rozmawiać. Poza tym to miała być tylko
przygodna znajomość. Nawet nie brałem pod uwagę, że stanie się to, co się stało.
Richie wpatrzył się w przyjaciela. Domyślał się, o czym on mówi, ale wolał zapytać:
– Co się stało?
– Faktycznie to… dałem mu się przelecieć.
Przyjaciel, który właśnie pił piwo, zakrztusił się i zaczął kaszleć. Uniósł rękę do góry,
dając znać, że nic mu nie jest. Odetchnął.
– No wiesz, jak mówiłem ci przez telefon, że fajnie by było jakbyś ty i on… wiesz co,
wcale nie oznaczało to, żebyś tak serio z nim poszedł do łóżka. Głównie miałeś się przelizać,
a nie dać zerżnąć. Wiesz słowa słowami, a czyny…
– Tylko teraz nie pouczaj mnie, jak łatwy byłem i co mną rządziło. Ty też byś skorzystał.
– Czy bym skorzystał? Czekam na wielką miłość. – Dopił piwo do końca i odstawił
butelkę na podłogę. – Ale, ale powiedz mi, jak było? – Tajemniczy, wręcz rozmarzony,
uśmiech Wilsona jasno mu powiedział „jak było”. – To nie wiem, czy mam ci gratulować,
czy współczuć, że to tylko jednorazowa przygoda.
– Jedno i drugie?
– Chyba się nie zakochałeś? – Richie podniósł się z łóżka i rozciągnął się.
– Nie. Tylko… Sam nie wiem. Fajnie z nim było. Tak po prostu. Szkoda, że straciłem z
nim kontakt.
– Kochany, mamy neta, Facebooka i inne takie, więc go znajdziemy. To nie dziewiętnasty
wiek… i dwudziesty. Ileż może być Joshów Morrisonów? Nie martw się. Zrobimy coś do
żarcia, a potem przeszukamy sieć. – Ruszył do drzwi.
– Richie, nie chcę go szukać – jęknął, zabierając puste butelki. – Weź miskę.
– Chcesz, a ja ci w tym pomogę. – Posłał pocałunek w powietrzu i wrócił się po misę. Nie
była jeszcze opróżniona, więc schodząc na parter, wyjadał z niej prażoną kukurydzę.
– Ale z ciebie żarłok. Nie wpływa to na twoje treningi? – zapytał Alex.
– No co ty. Spalam każdą kalorię. I spokojnie, dbam o siebie tak, jak trzeba. W ogóle to
wymyśliłem dodatkowy układ. Muszę tylko namówić Oscara, by mi zmiksował parę
zajebistych utworów. – Odstawił opróżnioną miskę na stół w kuchni i opłukał w zlewie dłonie
z soli. – Mam pomysł co zatańczyć na egzaminie. Pamiętasz mój stary układ?
– Nie bardzo. – Podał przyjacielowi czerwoną paprykę, nóż i deskę do krojenia.
– Szkoda. Wpadnij na trening, to ci pokażę. – Zabrał się do krojenia papryki. Nawet nie
musiał pytać, co będą robić. Obaj lubili tę surówkę i często ją razem robili.
– Mhm. – Richie był tancerzem. Jednym z najlepszych freestylowców jakich znał. Tańczył
wszystko, począwszy od baletu i piruetów, kończąc na zwyczajnym tańcu i hip-hopie. Był
wszechstronnie utalentowanym chłopakiem o niesamowicie gibkim ciele. Miał swój cel w
życiu, do którego dążył, i Alex życzył mu, by go osiągnął.
– Jutro już do szkoły – zmienił temat Richie. – Dlaczego wakacje nie trwają tyle, co
miesiące w jakich zmuszają nas do tych tortur?
– Nie narzekaj. – Kroił w równe plasterki pomidora. Nie umiał gotować, ale krojenie szło
mu dość dobrze. – Całe wakacje i tak odwiedzałeś budę.
– Tylko studio. – Zamachał nożem w powietrzu. – Muszę podziękować pani dyrektor za
udostępnianie tancerzom sali. Naprawdę świetna kobieta.
– Zgadzam się z tym. W porównaniu do matematyka jest aniołem. Po chuja uczą nas
matematyki?
– Jak to mówi stary Oldman – odchrząknął i udał głos nauczyciela matematyki: – „To, że
chodzicie do liceum artystyczno humanistycznego, nie oznacza, że pozbędzie się was daru
edukacji również królowej nauk. Ludzie, musicie umieć liczyć!” – Usłyszał dochodzący z
przedpokoju odgłos kroków. Ktoś szybko zbiegał po schodach. Spiął się. – Myślałem, że
nikogo nie ma.
– Jonathan jest.
– Aha. – Richie przygasł zamieniając się w zupełnie innego chłopaka.
– O, psiapsióły robią sobie jedzonko. Jak pięknie – powiedział starszy brat Alexa
wchodząc do kuchni. Powitał ich szerokim uśmiechem i zabrał z talerza, na który Richie
odkładał paski papryki, jeden kawałek. Od razu zaczął go chrupać. – Dla mnie też coś się
znajdzie? – Nalał wody do elektrycznego czajnika.
– Nie ma nic za darmo, braciszku.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin