Cassandra O'Donnell - Rebecca Kean 03 - 01-18.pdf

(1205 KB) Pobierz
Rozdział 1
Przykucnięta w kącie pokoju Leonora zadrżała, gdy chwyciłam ją za ramię, jakbym
chciała zachować się zimno wobec niej. Ślady krwi na podbródku, puste, nawiedzone oczy,
nawiedzone, kontrastowały z białymi i nieskazitelnymi kafelkami toalety szkolnej.
- Przepraszam... przepraszam. - szepnęła do mnie, delikatnie potrząsając głową tam i
z powrotem, a łzy spływały jej po policzkach.
Rzuciłam jej miażdżące spojrzenie i wstałam.
- Gdzie ona jest? - zapytałam sucho.
Nie patrząc, wskazała palcem na jedną z czterech kabin. Pchnęłam drzwi i zobaczyłam
tam blondynkę, osuniętą na muszli klozetowej, jak lalka. Kolor jej ust kontrastował z trupim
wyglądem jej cery, a jej krótka spódniczka ujawniała chude nogi i czarne koronkowe majtki,
zbyt seksi dla dziecka w tym wieku.
- Wyjaśnisz mi to? - powiedziałam suchy tonem, patrząc surowo na moją córkę.
- Ja... ja nie chciałam... ja... ja... to... to stało się tak szybko...
- Byłaś spragniona? Twoje racje nie są wystarczająco duże?
Leo była ładna, po ojcu, wampirze Michaelu, odziedziczyła smak na hemoglobinę i
urocze ostre zęby. Jej dieta była na ogół ograniczona do hamburgerów i worków
syntetycznej krwi.
- Nie... nie... ja... ja...
- Co takiego?
- Ja... ja...
Trzymałam Leo z dala od mojego śmiertelnie niebezpiecznego wszechświata tak, żeby
miała normalne dzieciństwo. Miałam nadzieję, że nie będzie musiała zbyt wcześnie zmierzyć
się ze swoją wewnętrzną ciemnością, a tu staje się coś takiego, wspaniale...
- Cóż. - powiedziałam, nerwowo wyciągając chusteczkę, którą znalazłam w kieszeni
dżinsów. - Łap!
- Dzię... dziękuję. - jęknęła.
- Czujesz się lepiej?
- Eee...
- Pięknie. Więc teraz mów...
- Nie mam nic do powiedzenia... to się po prostu stało...
- Może dokładniej?
- Więc tak... ta dziewczyna, Maya, rozpowiadała wszystkim, że ja nie mam 11 lat, ale
tak naprawdę znacznie więcej, ale zostawili mnie... w tej klasie, bo byłam opóźniona
umysłowo... a kiedy zaczęła szydzić ze mnie tutaj, w łazience, nie mogłam się powstrzymać
i... no cóż, pekłam...
Leonora urosła co najmniej dwadzieścia centymetrów w ciągu ostatnich tygodni i
łatwo można by jej dać, że ma 14 lub 15 lat. Zawsze była bardzo dojrzała jak na swój wiek,
ale teraz dodatkowo jej budowa ciała była zgodna z jej rozwojem psychicznym i
emocjonalnym, nie dziwi więc fakt, że uczniowie i nauczyciele zaczęli zadawać pytania.
- I to wszystko? „Pękłaś” i to wszystko? Zarumieniła się gwałtownie i zakłopotana
przestąpiła z jednej nogi na drugą.
- Mamo, wiem, że popełniłam błąd, ale...
- Nie! Błędem może być bieganie na korytarzu, lub zapominanie swojego laptopa z
domu, lub spełnianie kaprysów nauczycieli, a to...
Wstrzymałam się i policzyłam do dziesięciu w mojej głowie, bojąc się, żebym nie
zaczęła krzyczeć.
- Masz pojęcie, co by zrobiło Directum, gdyby dowiedziało się, że zamordowałaś
młodą dziewczynę w samym środku szkoły?
Wysoka Rada Directum było organem władzy istot nadprzyrodzonych. Ta z Vermont,
pomimo niewielkich rozmiarów jej terytorium, była jedną z najsilniejszych i najbardziej
wpływowych w kraju.
Otworzyła szeroko wilgotne oczy i spojrzała na mnie, jakbym oszalała.
- Zamordowałam?! Nie! To był wypadek!
- Kogo starasz się o tym przekonać? Siebie czy mnie? - zbladła i gniew zalśnił w jej
oczach.
- Ale przysięgam, że to był wypadek! Zaślepiła mnie wściekłość, chciałam ją tylko
zranić, a nie zabić!
- A czemu myślisz, że Assayim dba o takie szczegóły?
Błysk zrozumienia natychmiast wypełnił grozą jej oczy.
- Masz na myśli...?
Jej słowa zdusiły się w gardle, gdy kiwnęłam jej głową.
- Mam na myśli, że gdybyś nie była moją córką i ja bym cię nie kochała bardziej niż
kogokolwiek, to bym już cię karała za to co zrobiłaś.
Byłem oficjalną zabójczynią nadprzyrodzonej społeczności Vermont. Polowałam i
eliminowałam wampiry, wilkołaki lub inne dziwne stwory, która złamały prawo na moim
terytorium. Nie była to zabawna i relaksująca praca, ale była całkiem dobra. Większość
przestępców unikała teraz mojego terytorium, a moja reputacja psychotycznej suki
rozprzestrzeniła się po całym kraju.
- Ale to nie fair!
- Takie jest prawo. I przypominam ci, że moim obowiązkiem jest je egzekwować.
- I robisz to, zabijając morderców. Czyż to nie ironia?
- Być może, ale przynajmniej działam, zgodnie z prawem. Czy ktoś widział cię tu z tą
dziewczyną?
Wzruszyła ramionami.
- Nikogo więcej tu nie było. Była sama jak ją zaatakowałam.
Spojrzałam na nią uważnie.
- Jesteś pewna?
Jeśli nie chciałam, by ta sprawa wyszła na światło dzienne, nie było mowy o
pozostawieniu świadków.
Skrzywiła się i powoli, ku mojej uldze, skinęła głową.
- Tak, po tym jak wezwałam cię z mojego laptopa, ciało pozostawało tam ukryte,
czekając na ciebie. - powiedziała, pokazując na toaletę.
- Dobrze.
- Cieszę się. - powiedziała sarkastycznie.
Uniosłam brwi.
- Wolę cię ostrzec, że nie czuję się w nastroju do słuchania sarkazmów, Leo. –
warknęłam, podnosząc ostrożnie gigantyczną, czarną torbę, którą przywiozłam.
W rzeczywistości to nie byłam w nastroju na cokolwiek. Moja córka zabiła dziś po raz
pierwszy i nie byłam dumna z tego jak to się stało, ani też z powodu wyboru jej ofiary. Zabicie
dziecka było całkowicie niegodne niej i wszystkich zasad, które starałam się w niej zaszczepić.
Będzie nękana później przez wyrzuty sumienia...
- Myślisz, że nie wiem? Że jest to dla mnie łatwe? - spytała z goryczą.
- Myślę, że na pewno nie jest to łatwe dla niej. - Ponuro uśmiechnęłam się w drodze
do ciała dziewczyny.
- Zamierzamy umieścić ją w tym? - Leonora oburzył się, widząc jak podnoszę jej
koleżankę by wsadzić ją do worka.
- A co? Masz inne rozwiązanie?
- Eee... nie, ale...
- Więc przestań zadawać pytania, idio... - umilkłam, trzymając dziewczynkę i
odwróciłam się do Leonory. - Nie zrobiłaś nic niezwykłego, kiedy byłaś zamknięta ze swoją
koleżanką?
- Na przykład co?
- Nie wiem. Coś, co by tłumaczyło, na przykład, dlaczego wciąż oddycha? - spojrzała
na mnie, jakbym była w malignie.
- Nie rozumiem.
- Podniósł się jej powiew energii, ten dzieciak nie jest martwy, Leo!
Jej oczy rozszerzyły się.
- Nie, to niemożliwe! Poważnie? - wykrzyknęła, pędząc w stronę młodej dziewczyny
tak kurczowo trzymającej się życia, której nadgarstek trzymałam. - Och! To świetnie!
- Na twoim miejscu pohamowałabym swój entuzjazm. Ona ledwo trzyma się zycia. -
powiedziałam jej, sondując dziewczynę.
- Ale... ty... myślisz, że może przeżyć?
- Jego serce jest bardzo słabe... - westchnęłam.
- Ale możesz użyć swojej mocy, by ją uzdrowić, prawda?
Leo patrzyła na dziecko, jak gdyby pragnęła, aby jakieś lekarstwo mogło zdziałać cud.
- Leo, wiesz, że ludzkie ciało może źle zareagować na magię. Nie jestem pewna...
- Ale jeśli nic nie zrobisz, ryzyko śmierci jest bardzo duże, prawda?
Patrząc na to z tej strony, jakby nie było, ona nie miała szans...
- Pewnie tak.
- Więc co mamy do stracenia? Proszę, mamo... - nalegała.
- Dobra, dobra, spróbuję. - powiedziałam, zbliżywszy swoje usta do jej małych ust i
wpompowałam w nią kilka krótkich oddechów, zapalając maleńką ilość swojej mocy w
gardle.
Kilka sekund później, poczułam, że miała szybszy puls. Moje ręce skierowały niewielką
ilość energii do jej żył, oraz szpiku kostnego w celu przyspieszenia naturalnego procesu
produkcji krwi. Wkrótce poczułam, jak jej ciało ponownie uruchomiło się i zaczęło działać na
pełnych obrotach, jak zakładu produkcyjny po strajku.
Miałam nadzieję, że to wystarczy.
- I co? - Leo wykonane w gryząc paznokcie niepokojem.
Spojrzałam na dziewczynkę. Jej oczy były nadal zamknięte, ale jej cera wydawała się
znacznie mniej ziemista, niż kilka sekund wcześniej.
- Zrobiłam, co mogłam. Obawiam się, że spowodowałabym więcej szkody niż pożytku,
jeśli zrobiłabym coś więcej.
- Ale myślisz, że...
- Tak, myślę, że teraz ma szansę przeżyć.
Magia nie była łaskawa dla ludzkiego ciała, ale jeśli już go nie zabiła, to jej efekty były
wspaniałe i bardzo widowiskowe.
Usta Leonory wygięły się w uśmiechu, a jej ramiona rozluźniły się, jakby odpłynęło z
nich napięcie.
- Dzięki, mamo.
- Och! Nie ciesz się tak bardzo! Masz szczęście, ale ono bywa złudne, jeśli nie
nauczymy cię, jak masz się lepiej kontrolować!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin