07. Waleczna Księżniczka
Kiedy znowu się obudziłem, wciąż było ciemno. Próbowałem się podnieść, ale tylko upadłem w powrotem na poduszki.
-Nie ruszaj się. - powiedział łagodnie pan Argent, przybiegając bliżej i podtrzymując mnie z tyłu. - Wciąż jesteś zbyt słaby. Powinieneś zostać tu jeszcze na noc.
-Co to jest? - wymamrotałem, wskazując na pożółkłą, lnianą koszulę nocną.
-Moja piżama. - wyjaśnił. - Jest na Ciebie za duża, ale przynajmniej to coś czystego. Jest po północy. Powinieneś się przespać.
Zamyśliłem się na chwilę. Przez chwilę wydawało mi się, że Pan Argent wspomniał o Allison. Gwałtownie zaczerpnąłem powietrza.
-Masz problemy z oddychaniem? - zaniepokoił się, spoglądając mi w twarz. - Mogę Cię zabrać do Twojej mamy, jest teraz w szpitalu, na pewno coś na to poradzi.
-Nie. - pokręciłem głową. - Nie trzeba. To nie to, po prostu... Wydawało mi się, że wspomniał Pan o Allison. Chyba, że tylko mi się to przyśniło.
Pan Argent spojrzał na mnie ze zbolałą miną, co nawet było zrozumiałe. Wspomniałem o jego zmarłej córce. Sam odczuwałem ból, kiedy o niej mówiono.
-Przepraszam, ja... - zacząłem się jąkać, ale Pan Argent uciszył mnie, unosząc dłoń. - Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
-Nic się nie stało. - zapewnił mnie. - Przez chwilę chciałem Cię położyć w jej pokoju, ale nie mogłem się zdobyć na odwagę, żeby tam wejść. I tak, to ona dała mi znak, żebym Cię szukał w lesie. Zupełnie, jakby Cię strzegła nawet po swojej śmierci. To było jak sen. Usłyszałem jej głos. A później pojechałem do rezerwatu. I tak Cię znalazłem.
Allison mnie strzeże? To wydawało się równie nieprawdopodobne, co piękne. Nie odezwałem się, tylko jeszcze raz spróbowałem usiąść.
-To brzmi... - zacząłem z namysłem. - Jakby była jakimś moim aniołem stróżem.
-Nie można tego całkowicie wykluczyć. - powiedział, podając mi szklankę wody.
Rano normalnie poszedłem do szkoły. Czułem się już dobrze. Nawet nie miałem mdłości. W szkole było w miarę normalnie. Tylko Malia wydawała się nieco bardziej zaniepokojona niż zwykle.
-To nie to. – pokręciła głową, kiedy opowiedziałem jej wszystko, co się stało, uprzednio przyznając jej rację. – Wciąż mam to samo przeczucie. Nawet silniej niż wcześniej. Nie wiem dlaczego, ale… wciąż mam wrażenie, że coś jest nie tak.
-Malia… - westchnąłem. – Nic mi nie będzie. Tyle razy Ci mówiłem. Bardziej martwiłbym się o Was.
-Właśnie. – zaprzeczyła, rzucając w moją stronę sok w kartoniku. – Ty zawsze bardziej martwisz się o nas, niż o siebie. A potem jaki finał? To Ty lądujesz na stole u Deatona.
Chciałem, czy nie, musiałem przyznać jej rację. Z niewiadomych przyczyn, to zawsze ja kończyłem najgorzej z całego stada. Ale zawsze dochodziłem do siebie.
-Nawet nie ma o czym mówić. – pokręciłem głową. – Ja sobie radę dam.
-Gdyby nie Argent… - zaczęła, ale musiała urwać, bo Stiles dopadł do stolika.
-Ale co z Argentem? – zapytał, wyrwany z tematu.
Popatrzeliśmy po sobie i zamilknęliśmy. Wiedziałem, że to nie koniec. Że będzie się wypytywał, aż nie opowiemy mu wszystkiego ze szczegółami.
-Nic wielkiego. – powiedziałem szybko. – Tylko myśliwi z Brazylii otruli mnie wilczym zielem i przeleżałem trochę u Pana Argenta na kapanie. Co tu opowiadać?
-Hej Skarbie. – westchnęła Kira, całując mnie w policzek. – Byłam wczoraj u Ciebie. Gdzie się podziewałeś?
-Otruli go myśliwi. – odpowiedział za mnie Stiles. – Leżał u Argenta.
-Słucham? – oburzyła się, otwierając szeroko oczy. – Mogłeś zadzwonić.
-Chwilowo nie mam telefonu. – odpowiedziałem, jakby nie było o czym mówić. – Nat ma go poszukać w lesie. I tak podłożyła mi nadajnik. Będzie prościej.
Kira pogłaskała mnie po policzku, jakby nie dowierzała, że to na pewno nic wielkiego.
-Jesteś pewny? – zapytała z niepokojem. – Wiesz, ze nie lubię, kiedy się narażasz?
-Wiem. – pokiwałem głową. – Wcale się nie narażałem. To był tylko nieszczęśliwy wypadek.
Uśmiechnąłem się do niej najbardziej przekonująco, jak potrafiłem.
Kiedy wróciłem do domu, natychmiast położyłem się na łóżku. Przez chwilę patrzyłem w sufit, starając się wszystko przemyśleć. Może i miałem problemy z dotarciem w całości do domu, ale to były tylko pojedyncze przypadki, które bez mojej zgody zdarzały się raz na kilka miesięcy, w bardziej nieprzystępnym okresie, raz na kilka dni. Co nie ukrywam, trochę mnie męczyło.
-Już jesteś? – usłyszałem głos Natashy i usiadłem. – Mam coś dla Ciebie.
Rzuciła mi telefon opakowany w torebkę na dowody, ale bez żadnych opisów. I wydawała się znacznie bardziej zniszczona, niż wtedy, kiedy ostatnio ją widziałem.
-Znalazłaś. – stwierdziłem, przerzucając przedmiot w palcach.
-Steve znalazł. – oznajmiła, siadając obok. – Nie działa. Przyniosę Ci inną, podobną do tej, ale działającą. Stark zabrał kartę SIM i kartę pamięci. Odzyska dane i zrobi duplikat.
W szkole było nadzwyczaj cicho. Jakimś sposobem tylko Kira jakoś się do mnie odzywała.
-Malia? - zacząłem, spoglądając przez ramię.
Malia siedziała bez ruchu. Wyglądała przynajmniej niepokojąco. Nie wiedziałem, co mam o tym, sądzić. Tak samo Stiles. Z tą różnicą, że on sprawiał wrażenie, jakby się pogniewał.
-No dobra, dłużej tego nie zniosę! - zawołałem, unosząc ręce. - Czy moglibyście w końcu powiedzieć, o Co wam chodzi?
Reakcja całej trojki była po prostu szokująca. W końcu Liam odchrząknął i uniósł rękę jak do odpowiedzi w klasie, zachowując przy tym niezwykłą niewinność.
-Bo chodzi o to, że kiedy popróbowaliśmy się do Ciebie wczoraj dodzwonić, - wyjaśnił w końcu. - Nie wiedzieliśmy co się dzieje.
-Wciąż. nie mam telefonu. - Powtórzyłem po raz kolejny. - Jeszcze mi go nie oddali.
-A kiedy Ci oddadzą?- zapytała kalia.
- Dzisiaj wieczorem. - westchnąłem.
-Świetnie. - Stiles zaklaskał w dłonie. - Przynajmniej wiemy, że nas kompletnie nie olewałeś.
-Was olewać? - uniosłem brwi. - Nigdy!
Natasha wróciła do domu kilka rodzin po mnie. Zerknąłem na nią i zajrzałem jej przez ramię.
-Coś nowego ? - zapytałem, siadając naprzeciwko niej.
-Tak, Twój telefon. - wręczyła mi foliową torebkę. - Jak zrobisz sobie ustawienia, nikt nawet nie zauważy różnicy. Niestety Tony nie mógł się powstrzymać i przeczytał Twoje SMSy.
Zamrugała rzeczowo, kiedy uruchomiłem urządzenie.
-Jest identyczny. - stwierdziłem, oglądając go z każdej strony.
-Nie było łatwo takiego znaleźć. - odparła, składając papiery do teczki, ale w końcu się udało. Mieliśmy dać Ci inny. Wiem, ile wysiłku Cię kosztowało, żeby na niego zarobić. Zasłużyłeś. A on od lat kurzy się w magazine. na gwiazdkę dostaniesz lepszy.
-Jesteś tu, a to znaczy, że gwiazdka przyszła wcześniej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Info do pewnego spamera i wszystkich, którym to coś przeszkadza:
-Dialogi zapisuję tak, bo mi się tak podoba,
-Akapit to dla mnie po prostu eneter. Wiem, że poprawnie to znak graficzny w postaci wcięcia w tekście.
-A justowania nie lubię, to go nie stosuję.
I tyle. Staram się pisać swobodnie. Tak, jak czuję, bez wymuszania z siebie słów, czy znaków.
Poza tym, niczym nowym jest „uznawanie” przeze mnie zaproszeń. Przychodzisz do mnie? Poczytaj, po komentuj jakiś miesiąc, a później się reklamuj. Bo nie zamierzam „odwiedzać” bloga kogoś, kto tylko poluje na komentarze i czytelników, a mnie po prostu olewa. Powtarzam to chyba po raz setny i chyba nic nie dociera.
marcelinka3