Wybaczyć Bogu.doc

(41 KB) Pobierz
Wybaczyć Bogu, ludziom i prosić o wybaczenie dla siebie

Wybaczyć Bogu, ludziom i prosić o wybaczenie dla siebie.

 

Chciałby państwu zaproponować chwile refleksji nad tymi właśnie zagadnieniami, które poprzez teatr powracają do mnie i kilku moich znajomych przyjaciół. Na początek pozwolicie Państwo, że zajmę się stwierdzeniem „wybaczyć Bogu”. Jeśli ma ono pewien posmak herezji, to bardzo się cieszę, albowiem jestem przekonany, że autentyczne próby tworzenia sztuki czy też jej tworzenia ma w sobie coś z aktu herezji, świętokradztwa.

Te poczynania moim zdaniem nie powinny ograniczyć się do formy podejmowanego przedsięwzięcia, ale, w co najmniej takim samym stopniu dotyczyć winny treści.

Szanowni Państwo w ubiegłym roku w gronie 5 –ciu osób zrobiliśmy spektakl, który mam nadzieję jest rzeczywistym efektem takich właśnie poszukiwań. W pierwszej kolejności na płaszczyźnie literackiej i tu inspiracją był tekst Erica Emmanuela Shmitta „Oskar i pani Róża” oraz „Mały Książe –San Exineriego”. Sądzę, że udało nam się z tych dwóch arcydzieł stworzyć jednolity scenariusz, w którym właśnie te kategorie znaczeniowe: WYBACZANIE
i PRZEBACZANIE –odgrywają podstawową rolę.

To jak sądzę była pierwsza herezja, a jeśli nie to na pewno bardzo ryzykowny zabieg. Zadałem sobie pytanie, co może łączyć Małego Księcia z Oskarem i odpowiedziałem sobie śmierć. Kolejna wątpliwość dotyczyła ewentualnego związku doktora Dűsseldorfa, cioci Róży z pilotem –narratorem powieści Saint –Exuperyego moja odpowiedź w tej materii brzmiała jest nim pragnienie tych postaci dostąpienia przebaczenia, w sytuacji, gdy umiera ktoś bliski, a im samym przychodzi dalej żyć.

Wyszedłem także z założenia, że towarzyszyć temu musi wędrówka w czasie, powrót do straconych marzeń, złudzeń i co najważniejsze do dziecięcego dziwienia i zachwytu nad światem. Zrozumiałem także, że czas nie może być linearny, że musi kierować się logiką snu, być projekcją marzeń, leków i pragnień moich bohaterów.

Ja oczywiście nie mam zamiaru streszczać fabuły spektaklu i obrażać Państwa inteligencji. Pozwolę sobie tylko nadmienić, że punktem wyjścia w powieści jest sytuacja kiedy Oskar pisze swój pierwszy list do Pana Boga –to pozwala sądzić że jest już
po co najmniej jednym spotkaniu z panią Różą.

Dosyć długo byłem bezradny i nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na pytanie,
co zrobić by spektakl nie był banalną ilustracją tekstu? Podczas pisania scenariusza
ze zdumieniem odkryłem także, że ta z pozoru prościutka opowieść ma niewiarygodnie wręcz misterną i przemyślaną konstrukcję. Pozwólcie państwo, że tu ponownie odwołam się
do pojęcia herezji, bowiem to, co zrobiliśmy rzeczywiście na pierwszy rzut oka jest herezją by nie powiedzieć szaleństwem.

W naszym spektaklu Oskar by zacząć mówić musiał zrobić dwie rzeczy: po pierwsze umrzeć, a po drugie stworzyć Boga. W scenie w kaplicy Oskar zadaje jedno z wieku rzekłbym fundamentalnych pytań:

- Dlaczego Pan Bóg pozwala, żebyśmy byli chorzy? Albo jest zły, albo nie jest taki mocny.

Zgodzicie się mam nadzieję państwo, że pytanie godne nie jednej rozprawy filozoficznej.
A Róża znalazła moim zdaniem jakże prostą i trafną odpowiedź.

-Oskarze z chorobą jest jak ze śmiercią. Jest faktem.

To stwierdzenie „jest faktem” stało się punktem wyjścia. Zrozumiałem, że w zdefiniowaniu koncepcji spektaklu najważniejsze jak zwykle są pytania, a wśród nich to podstawowe:

Czym dla Oskara i innych postaci jest śmierć i jak umarł chłopiec?

Odpowiedź mam nadzieję, znajdują widzowie w retrospektywnej budowie spektaklu, dającej możliwość śledzenia drogi, jaką Oskar musiał pokonać by w obliczu śmierci móc powiedzieć:

 

-Szanowny Panie Boże

Dziękuję, że przyszedłeś. Wybrałeś dobry moment. Czuję się bardzo źle. Cieszę się, że nie obraziłeś się na mnie za wczorajszy list. Czuję się jakbym był sam jeden na ziemi. Jest tak wcześnie, że nawet śpią ptaki. Próbujesz stworzyć świt. Ciężko Ci idzie. Nie dajesz jednak za wygraną. Niebo staje się coraz bledsze, nasycasz powietrze bielą, odpychasz noc, wskrzeszasz świat. Bez wytchnienia. Jesteś niezmordowany. Nie wiesz, co to zmęczenie. Pracujesz na okrągło. Zdradzasz mi swój największy sekret. Patrz na świat jakbyś oglądał go po raz pierwszy. Tak posłucham Twojej rady. Wpatruję się w światło, w kolory, drzewa, ptaki, zwierzęta. Czuję jak powietrze wpada mi w nozdrza i sprawia, że oddycham. Czuje, że żyję. Drżę z rozkoszy. Co za radość żyć. Dziękuję Ci panie Boże, że to dla mnie zrobiłeś.

Teraz bierzesz mnie za rękę i wprowadzasz w sam środek tajemnicy, by zgłębić tajemnicę. Dziękuję.

 

By jednak Oskar mógł wypowiedzieć te słowa, wcześniej musiał zadać następujące pytanie:

- Ciociu Różo, dlaczego mi nikt nie mówi, że umrę?

Cóż można odpowiedzieć? Być może najrozsądniej MILCZENIEM. Tak też zrobiłem i ja, do puki nie przeczytałem odpowiedź cioci Róży:

-Dlaczego chcesz, żeby Ci o tym mówić skoro sam o tym wiesz?!

Dla grających ten właśnie fragment określiłem jako swoisty rubikon, tu wszystko się zadecydowało, Oskar po raz pierwszy spotkał w swoim życiu Kogoś, kto nie ucieka w banał
i poprawność, jaką nakazują: społeczny status, wiek czy wykonywany zawód. Co więcej proszę Państwa, uzmysłowiłem sobie, że od tego, jaka padnie odpowiedź staruszki tak potoczą się losy Oskara. On sam po raz pierwszy od kogoś innego znajduje potwierdzenie tego, co przeczuwa, czego się domyśla i czego się boi. Śmierć jest faktem –który istnieje
w chłopcu i zaczyna do Niego „mówić” zachowaniem innych ludzi. I tylko staruszka, bezbronna, schorowana, cierpiąca jest w stanie zdobyć się na heroizm MILCZENIA.

Bo na pytanie chłopca

-Moja operacja się nie udała?

Odpowiada przede wszystkim wymownym milczeniem i dopiero na końcu spuentowanym prośbą:

-Oczywiście niczego Ci nie mówiłam, przysięgasz?

- Przysięgam!!

Poczucie wspólnoty, fakt posiadania tajemnicy, sekretu daje staruszce odwagę złożenia chłopcu propozycji spotkania się z Bogiem, w którego istnienia sama nie wierzy
(oczywiście okazuje się to dopiero na samym końcu).

Wtedy między naszymi bohaterami rozpoczyna się swoista słowna szermierka

-A, po co miałbym pisać do Pana Boga?

-Może poczułbyś się mniej samotny?

-Mniej samotny z Kimś, kto nie istnieje?

-To spraw, żeby istniał, za każdym razem, kiedy w niego uwierzysz będzie trochę bardziej istniał. Jeśli się uprzesz, zacznie istnieć na dobre. I wtedy Ci pomoże.

Ten dialog odkrył dla mnie prawdę, która wyznaczyła rytm i logiką spektaklu. CZŁOWIEK STWARZA BOGA, CZŁOWIEK AKTEM SWOJEJ WOLI MOŻE PODJĄĆ TEN TRUD.

Teologowie zapewne nazwaliby to herezją, musze się Państwu przyznać, że jest to dla mnie bez znaczenia, myślę, że lepiej zrozumiałem znaczenie tego dialogu po 6 miesiącach od premiery, gdy sam w nocy na szpitalnym łóżku doświadczałem potwornego bólu, który nie pozwalał myśleć a później, gdy zaczynały działać środki znieczulające przychodził strach, zwątpienie i tak wokoło aż zjawiała się moja żona i był a ciocią Różą. To, co powiedziałem proszę nie odbierać jako taniego ekshibicjonizmu, czy chęci epatowania Państwa. Podzieliłem się swoim doświadczeniem w sytuacji jak sądzę porównywalnej do tej ze sceny. Co więcej boleśnie dotarła do mnie świadomość że ja tak jak Oskar cały czas jestem na tejże scenie i czy tego chce czy nie wcześniej czy później zbliżę się do TAJEMNICY.

Oskar znalazł się w sytuacji bolesnej samowiedzy –świadomości, że wszystkie podjęte medyczne zabiegi okazały się nieskuteczne, że nie ma dla Niego Ratunku. Jestem przekonany, że nie ważne ile się wtedy ma lat, zawsze ma miejsce bunt i rozpaczliwie powtarzane pytanie, dlaczego ja, dlaczego dla mnie nie ma ratunku.

Najczęściej adresatem tych pytań jest Pan Bóg –a my sami swoją wiarą jak już wspomniałem Go stwarzamy, więc godząc się na to, co nadchodzi także dokonujemy aktu wybaczenia temu, do Którego się odwołujemy.

- Peggy Blue opuściła szpital. Wróciła do domu. Nie jestem głupi, wiem że już nigdy jej nie zobaczę. Przeżyliśmy razem życie, Peggy i ja, a teraz zostałem sam i leżę na łóżku, stary i zmęczony. Szanowny Panie Boże. Ohydnie jest się starzeć.

- Dzisiaj przestałem Cię lubić. Oskar.

 

Nie jest to jedyny akt wybaczenia czynimy go także w stosunku do innych. Na pytanie cioci Róży:

Kogo nienawidzisz najbardziej? Chłopiec odpowiada -moich rodziców. Na co staruszka –to nienawidź ich z całej siły. To jest tak jak by się miało kość i kiedy się już ją ogryzie to okazuje się, że nie było warto.

 

Nie zapominam proszę państwa także o tym, że prosząc innych ludzi o wybaczenie w pierwsze kolejności czynimy to chyba tak jak Oskar w odniesieniu do Boga

 

-Szanowny Panie Boże

Dziękuję, że przyszedłeś. Wybrałeś dobry moment. Czuję się bardzo źle. Cieszę się, że nie obraziłeś się na mnie za wczorajszy list.

 

Człowiek jest istotą SAMOTNĄ (tak sądzę) całe życiu próbuje z niej wyjść i być może najintensywniej stara się to uczynić w chwili śmierci, ale jak pisała Anna Seger –KAŻDY UMIERA W SAMOTNOŚCI, tak to prawda i być może jednym z największy darów jakie możemy mieć to jest to by w naszym umieraniu towarzyszyła nam taka ciocia Róża, która gdy już nas nie będzie powiedziała:

-Szanowny Panie Boże

 

Chłopiec umarł.

Będę wciąż panią Różą, która odwiedza chore dzieci, ale nie będę już ciocią Różą. Byłam nia tylko dla Oskara.

Zgasł dzisiaj rano, w czasie półgodzinnej przerwy, kiedy z jego rodzicami poszliśmy napić się kawy. Zrobił to bez nas. Myślę, że czekał na te chwilę, żebyśmy nie cierpieli, patrząc jak odchodzi. To on w gruncie rzeczy nad nami czuwał.

Jest mi ciężko na sercu, Oskar w nim mieszka, nie mogę go wyrzucić. Musze powstrzymać łzy aż do wieczora, nie chcę, aby mój ból konkurował z bezbrzeżną rozpaczą jego rodziców.

Dziękuje Ci, że dałeś mi poznać Oskara. Dzięki niemu byłam zabawna, wymyślałam legendy, znałam się nawet na zapasach. Dzięki niemu śmiałam się i przeżywałam radość. Bardzo mi pomógł w Ciebie wierzyć. Jestem przepełniona miłością, czuję, jak mnie pali, dał mi jej tyle, że starczy na wszystkie następne lata.

 

                                                                                                                                            Do zobaczenia

                                                                                                                                            Ciocia Różą.

 

PS. Przez ostatnie trzy dni Oskar stawiał na szafce przy łóżku kartonik. Myślę, że to Ciebie dotyczy. Napisała na nim: „Tylko Bóg ma prawo mnie obudzić”.

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin