Noc w ogrodzie oliwnym.doc

(40 KB) Pobierz
Noc w ogrodzie oliwnym

Noc w ogrodzie oliwnym

 

(pierwszy pomysł –na scenie jest tylko jeden sporych rozmiarów kamień a może po prostu mata słomiana)

 

Jeszua Tomasz

- Za kilka godzin po mnie przyjdą. (pauza)

Już się szykują. (pauza)

Żołnierze czyszczą broń. Posłańcy biegają po ciemnych ulicach, żeby zwołać trybunał. Stolarz gładzi dłonią krzyż, na którym jutro będę krwawił.

Mój Boże, oby zabili mnie szybko! (pauza) I umiejętnie!

 

(Tomasz powinien być „bez reszty zatopiony w sobie”- coś takiego, jak gdy grał w Oskarze
i mówił Małego Księcia, po tej kwestii Jeszua zapada w bezruchu i słychać muzykę początek nr 5)

- Dziś wieczór mógłbym być gdzie indziej.

W domu, którego nie mam czekałaby żona, której także nie mam, a w drzwiach, zachwycone, że znów widzą ojca, kędzierzawe i uśmiechnięte maluchy.

(dobrze by było gdyby tą kwestię Tomasz powiedział „spoglądając „w dal” –„przed siebie”

(teraz na zasadzie kontrastu powinien nastąpić niejako powrót do rzeczywistości –bieżącego czasu)

Tymczasem, na co mi przyszło czekać w tym ogrodzie –na śmierć, która przejmuje mnie strachem.

- Jak to się wszystko zaczęło? Czy przeznaczenie ma początek?

(muzyka P. Gabriela))

Jeszua T:

- Miałem cudowne dzieciństwo.

 

Jeszua Maciek:

- W Nazarecie, co dziennie fruwałem ponad wzgórzami i polami. Kiedy wszyscy zasypiali, przechodziłem przez milczące drzwi, rozpościerałem ramion, brałem rozbieg i moje ciało wzlatywało w powietrze. Osły podnosiły głowy, by swoimi pięknymi dziewczęcymi oczami patrzeć, jak szybuję wśród gwiazd.

- Aż zdarzyła się ta zabawa w berka. I potem nic już nie było takie jak kiedyś.

 

Jeszua -Maciek

(Maciek opowiada i tą opowieść ilustruje małymi szmacianymi kukiełkami a może to są kamyki albo sam pokazuje swoim ciałem)

- Było nas czterech nierozłącznych, Mosze, Ram, Kesed i ja. Bawiliśmy się w kamieniołomie Gzet. Wspiąłem się na wysoką skałę; (chłopiec wchodzi na kamień) w dole koledzy wyglądali jak czupryny na cienkich nóżkach.

- Krzyknąłem głośno, żeby zwrócić na siebie uwagę. Wykręcili szyje, zobaczyli mnie
i zaczęli klaskać.

- Brawo, Jeszua! Brawo!

- Nie spodziewali się po mnie, że wdrapię się tak wysoko.

A potem Kesed krzyknął;

(chłopiec kuca na kamieniu, przerażony)

- Chodź teraz do nas! We czterech lepiej się bawić.

(podnosi się)

Wstałem, żeby zejść na dół, i nagle obleciał mnie strach. (Ponownie przykuca)

Nie miałem pojęcia, jak wrócić ...

Przykucnięty, zlany potem, kurczowo trzymałem się skały niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. ... Nagle doznałem olśnienia: sfrunąć! Wystarczy, że wzniosę się w powietrze. Jak
co wieczór.

- Zbliżyłem się do krawędzi z rozłożonymi ramionami ... Powietrze nie było gęste, płynne jak w moich wspomnieniach.... Nie czułe, że mnie unosi. Zwykle wystarczyło lekko poderwać pięty, żeby wystartować, ale teraz moje pięty, oporne, mocno stały na ziemi.....

Opadły mnie wątpliwości, ramiona stały się ciężkie. Czy w ogóle kiedyś latałem? Wszystko się rozmyło.

(Tomek w tym momencie przejmuje rolę ojca –Józefa, bierze na ręce Jeszue –dziecko)

Jeszua –dziecko

Ocknąłem się na plecach ojca Josefa, który schodził ze skały, znajdując niedostrzegalne punkty oparcia. Na dole mnie pocałował.

 

Tomek –ojciec

Przynajmniej czegoś się nauczyłeś

Jeszua -dziecko

(Jeszua –dziecko może okazywać strach, ewentualnie popłakiwać)

Nie od razu do mnie dotarło, czego się nauczyłem. Teraz to wiem: pożegnałem się wtedy
z dzieciństwem. Rozsupłując nitki marzeń i rzeczywistości, odkrywałem, że z jednej strony był sen, w którym unosiłem się w powietrzu jak drapieżne ptaszysko, z drugiej zaś świat prawdziwy, twardy jak te skały, o które się omal nie rozbiłem.

 

(teraz pomiędzy tymi dwoma postaciami powinien toczyć się uzewnętrzniony dla widzów dialog wewnętrzny, widz musi widząc i słysząc mieć poczucie, że ten tekst mówi ta sama osoba, tyle, że dzieje się to jak gdyby na przestrzeni iluś tam lat))

Jeszua M

Dotarło też do mnie, że mogę umrzeć!

 

Jeszua T

Ja! Jeszua!

 

Jeszua M

A jednak tam, ukryty na skale, poczułem na karku jej wilgotny oddech. W następnych miesiącach otworzyły mi się oczy, które wolałbym zachować zamknięte. Nie, nie wszystko mogłem zrobić.

 

Jeszua T

Nie, nie wszystko wiedziałem.

 

Jeszua M

Nie, może nie byłem nieśmiertelny.

 

Jeszua T

Słowem nie byłem Bogiem (po tej kwestii Tomasz powinien pokazać widzowi ż się boi –fizycznie pokazać, że znowu jest całym sobą w ogrodzie oliwnym –tu i teraz, a to oznacza strach i udrękę i fizyczny ból, może dobrze by było gdyby Tomasz położył się w tzw. pozycji embrionalnej)

 

Jeszua M

Jak wszystkie dzieci utożsamiałem się z Bogiem. Do siedmiu lat nie zdawałem sobie sprawy z oporu, jaki stawia świat. Czułem się królem, wszechmocnym, wszechwiedzącym
i nieśmiertelnym

 

Jeszua T

(na chwilę unosi głowę)

Uważać się za Boga to nagminna skłonność szczęśliwych dzieci.

Jeszua M

Dojrzewanie oznaczało zawód. Świat stawał się rozczarowaniem.

Czymże jest człowiek?

Jeszua T

Po prostu kimś, –kto –nie –może wszystkiego wiedzieć.

Jeszua M

Czymże jest człowiek?

Jeszua T:

Kimś –kto –nie –może wszystkiego zrobić.

Jeszua M

Czymże jest człowiek?

Jeszua T:

Kimś –kto –nie może nie umrzeć.

 

Jeszua M

Świadomość ograniczeń sprawiła, że na jajku mojego dzieciństwa pojawiła się rysa. Jako siedmiolatek na dobre przestałem być Bogiem.

 

 

Scena II

Sekstus

- Zechcesz przeczytać, co podyktowałeś, panie?

Piłat

- Daj.

Piłat

(czyta)

- Nienawidzę Jerozolimy. Powietrz, którym się tu oddycha, to nie powie4trze, ale trucizna sprowadzająca szaleństwo. Nienawidzę Jerozolimy, ale jest coś, czego nienawidzę jeszcze bardziej: to Jerozolima w czasie Paschy. Miasto zatyka się, gęstnieje, a liczba Żydów przychodzących czcić swego Boga w świątyni wzrasta, co najmniej pięciokrotnie. Religia wymaga ofiar, a więc tysiące zwierząt ryczą w agonii, strumienie krwi spływają ulicami, słupy dymu okopcują mury. Uporczywy swąd tłuszczu sprawia wrażenie, jakby całe miasto piekło się na ogniu złożone w ofierze temu jedynemu Bogu, obojętnemu i żarłocznemu.

Jak co roku, przez te trzy dni byłem pełen obaw. I jak co roku, udało mi się opanować sytuację. Żadnych poważniejszych zajść. Piętnaście aresztowań i trzy ukrzyżowania. Rutyna.

Mogę, więc spokojnie wrócić do Cezarei, rzymskiego czworobocznego miasta pachnącego skórą i koszarami. Kochany bracie, wyciągam do ciebie rękę z Palestyny do Rzymu. Wybacz
mi prostactwo stylu i trzymaj się zdrowo”

 

(pojawia się zaniepokojony Sekstus)

Sekstus

Ciało zniknęło.

Piłat

Jakie ciało?

Sekstus

Magika z Nazaretu.

(Piłat nie jest pewny, czy zrozumiał)

 

Sekstus

Trup wyszedł z grobu.

 

Scena III

Jeszua T

Ogród jest dzisiaj spokojny, banalny jak wiosenna noc.

Świerszcze śpiewają pieśń miłosną. Uczniowie śpią.

Lęku, który mnie dręczy, nie czuję w powietrzu.

Może kohorta nie wyszła jeszcze z Jerozolimy?

Może Jehuda stchórzył? Śmiało, Jehudo, wydaj mnie!

(tańcząca śmierć)

Jeszua T

Ojciec umarł.

Jeszua M

Przewrócił się nagle w południowym słońcu, kiedy niósł skrzynię na drugi koniec wioski: serce przestało mu bić na skraju drogi.

Jeszua T

Przez trzy długie miesiące szlochałem jak dziecko, Płakałem oczywiście po ojcu, którego serce było miększe niż rzeźbione przez niego drewno, ale głownie dla tego że nie zdążyłem mu powiedzieć, że go kocham.

Jeszua M

Kiedy otarłem łzy byłem już innym człowiekiem. Nie mogłem się powstrzymać, żeby każdemu, kogo spotkam, nie mówić, że go kocham.

 

(następne scena to dialog Tomka i Maćka)

Jeszua T

Czemu wygadujesz takie głupstwa?

Jeszua M

To nie są żadne głupstwa

Jeszua T

Nie rób z siebie idioty!

Jeszua M

(tym trzem wypowiadanym kwestią powinien towarzyszyć ruch –przemieszczenie się w przestrzeni, potknięcia, upadek, powstanie i podążanie aż do matki)

„Głupek, kretyn, idiota”, co wieczór wracałem do domu z wiązanką nowych obelg

(teraz rolę narratora ponownie przejmuje Tomasz a Grażyna i Maciek muszą zagrać „wieczorne” pełne intymności spotkanie matki z dzieckiem)

Matka próbowała mi tłumaczyć, że istnieje niepisane prawo nakazujące skrywać uczucia

Jeszua M

Jakie to prawo?

Matka

Wstydliwość

Jeszua M

Ale... Matko, lepiej nie tracić czasu i mówić im, że się ich kocha, bo przecież mogą umrzeć, no nie?

(Grażyna i Maciek grają to, o czym mówi Tomasz)

Jeszua T

Płakała cicho, kiedy tak mówiłem, ale głaskała mnie po włosach, żeby ukoić moje myśli.

Matka

Mój mały Jeszuo, nie trzeba za mocno kochać. (pauza) Będziesz bardzo cierpieć.

(Muzyka)

Scena IV

Piłat

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin