Narrator 1:
Mieszkał komar w Górny Sanie
Muzykalny niesłychanie.
Narrator 2:
Co dzień brzęczał, co dzień bzykał,
Lecz mu zbrzydła ta muzyka.
Narrator: 2
Którą nawet poszum gruszy
W każdej chwili mógł zagłuszyć.
Narrator:1
Tydzień dumał, a w niedzielę
Rzekł:
Komar:
„Mam talent. Więc kapelę
Taką piękną w borze stworzę,
Że zaproszą mnie nad morze,
A w przyszłości i stolicę
Swą wizytą też zaszczycę.”
I w gospodzie „Pod Łabędziem”
Tegoż jeszcze dnia orędzie
Przy pomocy mrówek trzystu
Wydrukował w formie listu:
„ Kto ma talent oraz chęci
Cały wolny czas poświęcić
Na muzyczne edukacje,
Niech przyjeżdża na wakacje
Do Komara –Wirtuoza
W Górny Sanie –stacja Brzoza.
Wyżywienie –jak na wczasach
Prawie darmo, w pięknych lasach.”
Narrator:
A przy końcu dla zachęty:
„Mam dla wszystkich instrumenty.”
Ledwie komar na tym liście
Złożył podpis zamaszyście,
A już bzyknął:
„Do wieczora
Muszę z drugim się uporać.”
I nim zapadł zmierzch liliowy
Drugi list był już gotowy.
„Do burmistrza Pikutkowa!
Wie, że Wasza straż ogniowa
Ma orkiestrę, którą w kraju
Wszyscy ludzie podziwiają.
Lecz niestety od lat paru
Tyle u Was jest komarów,
Że orkiestra ta na dworze
W żaden sposób grać nie może.
Po naradzie z komarami
Najbliższymi krewniakami,
I ministrem moim wujem,
Taką rzecz Wam proponuję:
Jeśli straż się z nami liczy
Niech na miesiąc nam pożyczy
Wszystkie swoje instrumenty.
W zamian za to spokój święty
Zapanuje w Pikutkowie,
Bo komarów całe mrowie
Z waszych stron się wnet wyniesie
I zamieszka w gęstym lesie.
Przy okazji ślę ukłony
Dla uroczej pańskiej żony.
Komar muzyk, rodem z Lipek,
Najsłynniejszy w świecie skrzypek.”
A pod spodem dodał zdanie:
„Stacja Brzoza w Górnym Sanie.”
Dnia drugiego, wczesną porą,
Leciał komar nad jezioro,
A po drodze spotkał trzmiela,
Serdecznego przyjaciela.
Trzmiel był leśnym listonoszem
I zarabiał nędzne grosze,
Więc się trudnił dodatkowo
Buchalterią przebitkową.
Gdy komara spostrzegł w gaju
Bzyknął:
Trzmiel:
Mam cię, ty hultaju!
Ja się zwijam, pędzę śpieszę
Aby wręczyć Ci depeszę,
A ty zamiast siedzieć w domu
Zbijasz bąki po kryjomu.’
Nastąpiło powitanie,
Po czym komar na polanie
Wziął depeszę, siadł na pieńku
I przeczytał pomaleńku:
„Bardzo chętnie się zgadzamy. Stop.
Instrumenty wysyłamy. Stop.
Podpis: Burmistrz Pikutkowa. Stop.
Oraz cała straż ogniowa. Stop.
Trzmiel usłyszał treść depeszy
I ogromnie się ucieszył,
Po czym bzyknął:
„W swoim czasie
Grało się na kontrabasie,
A, że męczy mnie już praca,
Która wcale nie popłaca,
Myślę teraz, i to serio
Skończyć wreszcie z buchalterią,
Dom zbudować w Górny Sanie
I poświęcić czas na granie.”
Na to komar
Piękne plany!
Ale ze mną, mój kochany,
Nie tak łatwo, jak się zdaje,
Ja protekcji nie uznaję!
Mogę tylko dać ci radę:
Chcesz w orkiestrze mieć posadę?
Zgoda. Jutro w cieniu trzciny
Rozpoczynam egzaminy.
Jeśli zdasz je, bez wątpienia
Chętnie spełnię twe marzenia.
Minął dzień i noc pogodna.
W Sanie słońce wodę do dna
Prześwietliło blaskiem złotym.
Wtedy komar do roboty
Wziął się żwawo, aby w porę
Skończyć konkurs nad jeziorem.
Na pachnących liściach mięty
Poukładał instrumenty.
Które przywiózł do dąbrowy
Leśny pociąg towarowy,
Potem skrzypce wypróbował
I dla siebie w dziupli schował,
Wreszcie z bardzo ważną miną
Poszybował wprost ku trzciną
I zawołał w stronę lasu
Zaczynamy szkoda czasu!
Na komara dźwięczne słowa
Ożywiła się dąbrowa.
Ledwie przebrzmiał glos komendy
A już tędy i owędy
Muzykanci w jednej chwili
Na egzamin się stawili.
Mucha, kornik, żuk, biedronka,
Mrówka, chrabąszcz, trzmiel i stonka,
Osa, ważka, świetlik, pająk,
Tuż za nimi całą zgrają
Świerszcze, pszczoły i szerszenie.
Wszystkich nawet nie wymienię.
Dość, że w końcu krokiem wolnym
Przyszedł także konik polny.
Widząc ten muzyczny zapał
Komar w głowę się podrapał
I zawołał:
Przyjaciele!
Instrumenty w mig rozdzielę,
Co kto pragnie, na żądanie
W swoje ręce wnet dostanie.
Wtedy pierwszy podbiegł kornik
Kornik:
Ja gram pięknie na waltorni
Mucha zaś bzyknęła chytrze
Mucha:
Umiem dobrze grać na cytrze
Świetlik:
A ja –
Dodał mały świetlik
Marzę tylko o basetli
Biedronka:
Na gitarze nieźle brzdąkam
Pochwaliła się biedronka
Na to pająk
Pająk:
Mój ród słynie
Z gry mistrzowskiej na pianinie
Żuk z radości zatarł dłonie
Żuk:
A ja zagram na puzonie
Mrówka:
Mój instrument to altówka
Oznajmiła skromnie mrówka
Chrabąszcz zaś rzekł
Chrabąszcz:
Bez dyskusji
Zgram chętnie na perkusji.
Ważka:
Dla mnie klarnet to jest fraszka
Oznajmiła dumnie ważka
Trzmiel zaś bzyknął
W swoim czasie
Grałem już na kontrabasie.
Na to stonka
Stonka:
Jeśli chcecie
Mogę zagrać wam na flecie
Wtedy komar rzekł
Dziękuję
Teraz każdy grać spróbuje.
Pokaż bracie, co potrafisz
Zanim wpiszę ci na afisz!
I w niecałe dwie godziny
Zakończono egzaminy
Komar westchnął
Uff... Skończone!
Wtedy nagle w jego stronę
Podszedł grzecznie polny konik
...
staszekka