Grady Robyn - Słodki szantaż - Hudsonowie t04.doc

(455 KB) Pobierz
Hudsonowie t.4 - Gorący romans duo t.921 - Słodki szantaż & Miłość jak w filmie

 

Gorący romans duo

tom 921

 

Seria tematyczna „Hudsonowie z Hollywood” tom 4

 

 

tom zawiera:

 

Robyn Grady - Słodki szantaż

Emilie Rose - Miłość jak w filmie

 

 

 

Robyn Grady

 

Słodki szantaż

 

 

 

Rozdział  1

Tristan Barkley potrafił wyczuć niebezpieczeństwo. Gdy odsunął szklane drzwi i wyjrzał do swego ogrodu, poczuł je natychmiast. Spiął się, a serce zabiło mu mocniej.

Gdzie jest Ella? W jakie tarapaty popadła?

Przed południem dzwonił do swojej gospodyni dwa razy, żeby ją uprzedzić, że na dzisiejszy wieczór w Sydney, na galową imprezę, będzie potrzebował smokingu, który należało odebrać z pralni. Nie przejął się zbytnio kiedy nie odbierała telefonu. Mogła przecież pójść po zakupy. Dbała wręcz fanatycznie o to, żeby wszystkie sprawy szefa były na czas załatwione, a życzenia spełnione. Niezwykle cenił jej oddanie pracy.

Jednak gdy przyjechał kilka minut temu, nie zauważył jej kluczyków od samochodu na haczyku, a po chwili zdrętwiał, zobaczywszy jej torbę leżącą na szafce kuchennej, wśród rozrzuconej zawartości. Jej mundurek wywrócony na lewą stronę leżał na podłodze, jeden sznurowany półbucik pod stołem, a drugi pod drzwiami.

Jeśli ktokolwiek wszedł do tego domu nieproszony, jeśli skrzywdził Ellę...

Przemierzył trawnik i zobaczył z daleka, jak ktoś wspaniałym stylem grzbietowym pływa w jego basenie o olimpijskich wymiarach. Skupił wzrok i zauważył, że migające opalone kończyny są z pewnością damskie, w jego wieku albo młodsze, a między nimi pojawiał się skrawek różowego kostiumu kąpielowego.

Ostatnio w sąsiedztwie zdarzały się jakieś włamania i policja podejrzewała działanie pary rzezimieszków. Jakaś biedna staruszka została związana w swoim własnym domu. Czyżby dzielna pływaczka była dziewczyną bezczelnego włamywacza? A może Ella zaprosiła jakąś przyjaciółkę? Chociaż nigdy nie słyszał, żeby miała przyjaciół albo rodzinę. Ale to nie wyjaśniało sprawy mundurka i torebki ani tego, gdzie ona się podziewa.

Doszedł do brzegu basenu w chwili, kiedy dziewczyna w różowym kostiumie wychodziła z wody. Włosy w kolorze pszenicy leżały jej na plecach, a błyszczące ciało mogłoby należeć do modelki prezentującej kostiumy kąpielowe, z kształtnymi, opalonymi nogami, sięgającymi nieba. Tristan stanął w lekkim rozkroku i skrzyżował ręce na piersi.

Nie widząc go, dziewczyna wyprostowała się, przeciągnęła i wsunęła rękę pod włosy, zupełnie jak dziewczyna Bonda na plaży. Kiedy go w końcu zauważyła i spojrzała tymi dużymi, niebieskimi zdumionymi oczami...

Tristan ze zdziwienia otworzył usta i ręce mu opadły. Nie, to nie miało sensu. Ani kolor włosów, ani ta kompletnie inna figura.

- Ella. Czy to ty? - wykrztusił.

- Pan Barkley? - Jej policzki zaczerwieniły się jak miniaturowe róże kwitnące w donicach wokół basenu. - Miał pan wrócić dopiero jutro.

- Dzwoniłem rano. Dwa razy.

Jego wzrok, wzmocniony testosteronem, szybko powędrował w dół i krew w nim zawrzała. Litości, nie miał pojęcia... Skrzyżowała ramiona, przez co jej dekolt wydał się jeszcze głębszy i bardziej pociągający. To nie może być ta sama kobieta.

- W zeszłym tygodniu skręciłam nogę w kostce, biegając - wyjaśniała. - Chcę być sprawna, więc pływanie wydało mi się dobrym rozwiązaniem. - Zerknęła na basen. - Pomyślałam, że nie będzie pan miał nic przeciwko temu.

Jego umysł musiał pracować błyskawicznie. Ella, jego skromna gosposia, biegała, żeby trzymać formę? W nijakim mundurku wyglądała na taką, dla której nie istnieje nic poza tym, żeby łazienka błyszczała, a wspaniałe kolacje pojawiały się na czas na stole.

Teraz, w tym zachwycającym kostiumie kąpielowym, wyglądała rewelacyjnie. Ogarnęło go podejrzane gorąco, bardzo nieodpowiednia reakcja, więc się otrząsnął i wyprostował.

Panna Jacob była najętym pracownikiem i musi się wytłumaczyć.

Odchrząknął i wskazał palcem na dom.

- Twój mundurek i buty leżały rozrzucone w kuchni. Otwarta torebka wybebeszona na blacie kuchennym.

Co mógł pomyśleć? Martwił się. Był wręcz przerażony.

Umknęła wzrokiem.

- Ach, to.

Zmarszczył się jeszcze bardziej.

- Tak, do diabła, to.

- To dosyć trudno wyjaśnić. - Zaczęła się cofać.

- I trudno wyjaśnić, dlaczego twoje włosy z myszowatego brązu stały się blond?

- Przefarbowałam je znów na mój naturalny kolor. - Wzruszyła ramionami i wyjaśniła: - Jestem kobietą i lubię zmiany. W tym tygodniu postanowiłam zmienić kolor na naturalny.

Jęknął głośno, ale nagle zatrzymał się w swych rozmyślaniach.

- Czy masz jakiś problem, Ellu? Taki, o którym nie chcesz mi powiedzieć?

Rozchyliła usta. Wyglądała bezbronnie. Wsunęła blond loczek za ucho.

- Nie mam problemów. Właściwie to wręcz przeciwnie.

Szła dalej, w kierunku leżaka, lekko utykając na jedną nogę. Bardzo zgrabną nogę. Całe ciało miała zgrabne. Zdjęła ręcznik z leżaka i owinęła się nim jak sari. Kiedy ruszyła w stronę domu, zagrodził jej drogę.

- Czekam na twoją odpowiedź.

Popatrzyła na niego. Kropelki wody spływały po jej gładkiej buzi. Miała oczy koloru szafiru. Jak mógł tego wcześniej nie zauważyć? Czy zwykle nosiła okulary? Chyba nie.

Otworzyła usta i zaraz zamknęła. W końcu odetchnęła.

- Miałam zamiar powiedzieć panu jutro.

Powoli tracił cierpliwość.

- Może jednak powiedz mi teraz.

Uniosła głowę.

- Chciałabym wręczyć panu moje wypowiedzenie. Z terminem dwutygodniowym.

Uporządkowany świat Tristana zachwiał się. Przesunął ręką po włosach. Różne dziwne rzeczy przychodziły mu do głowy, ale na pewno nie to.

- Chcesz odejść. Czy chodzi o pensję? - Była całkiem przyzwoita, ale jeśli to stanowiłoby problem, można go rozwiązać. - Podaj swoją cenę.

Była najlepszą gospodynią, jaką dotychczas miał. Dokładna, samodzielna, a jednocześnie niewidoczna, aż do teraz. Nie był gotowy na to, by pozwolić jej odejść. Zwłaszcza teraz.

Nowo wybrany burmistrz sąsiedniego miasteczka wprosił się na kolację za trzy tygodnie. Dobre wrażenie, jakie chciał na nim wywrzeć, mogło wpłynąć na decyzję dotyczącą projektu, który kosztował Tristana sporo czasu i pieniędzy. Oczywiście doskonała kuchnia Elli nie mogła zadecydować o zgodzie burmistrza, ale liczyła się każda pomoc.

Ze spojrzenia Elli przebijała siła.

- Nie chodzi o pieniądze.

Nagle go olśniło. Oczywiście! Zmienił ton na bardziej ugodowy.

- Posłuchaj, jeżeli chodzi o tamten epizod sprzed mojego wyjazdu...

Rumieniec z jej policzków rozlał się aż na szyję. Z przyspieszonym oddechem zaczęła się cofać, kręcąc głową.

- Tamten poranek nie ma nic wspólnego z moim odejściem.

Tristan odetchnął z ulgą. Teraz, gdy wiedział, co stoi za jej rezygnacją, mógł naprawić sytuację. Szedł krok za nią i szukał odpowiednich słów dla tej delikatnej sprawy.

- Przyznaję, że był to krępujący moment - zaczął. - Ale nie ma powodu, żebyś się czuła zawstydzona albo podejmowała nagłe decyzje. - Wrócił myślami do tamtego dnia.

- Myślałaś, że już wyjechałem do Melbourne. Nie spodziewałaś się zastać mnie w sypialni, w dodatku bez ubrania...

Kulejąc lekko, przyspieszyła kroku i spuściła głowę.

Tamtego ranka, kiedy usłyszał jej stłumiony okrzyk, obrócił się i zobaczył jej oczy, wielkie jak spodki. Odruchowo podszedł bliżej, żeby ją uspokoić, ale ledwo wymówił jej imię, wybiegła jak przestraszona sarna. Gdy się ubrał, zszedł na dół, żeby załagodzić sprawę, ale ona już wyszła z domu. Potem wyjechał na tydzień i nie rozmawiali o tej sprawie, aż do teraz.

Mieszkali razem. Musiały się zdarzać dwuznaczne sytuacje, jak tamta, gdy go zastała nagiego w sypialni, czy dzisiejsza, kiedy on zastał ją podczas pływania.

- Wymówienie nie wyjaśnia, co się stało z twoją torebką. Wyglądała, jakby ją w pośpiechu opróżniał jakiś włamywacz.

Zwolniła kroku, owijając się ciaśniej ręcznikiem.

- Nareszcie dostałam spadek po mamie. - Zerknęła na niego. - Nie da się porównać z pana majątkiem, ale jeżeli będę ostrożna, nie muszę się już martwić o pieniądze. Wczoraj wykonawca testamentu przelał fundusz na moje konto, ale dzisiaj rano zadzwonił, żeby sprawdzić numer konta. Byłam taka zdenerwowana, że nie mogłam go znaleźć w torebce, więc wysypałam wszystko...

Tristan wyobraził sobie tę scenę. Ella odbiera telefon, rozmówca być może się niecierpliwi, że ona każe mu tak długo czekać, jej szybciej bije serce, ręce się trzęsą. Zwykle jest tak opanowana jak on, ale skoro i on dzisiaj zareagował nietypowo, mógł zrozumieć, że ona także straciła panowanie nad sobą.

- A mundurek? I buty?

Twarz jej się skurczyła.

- Kiedy skończyłam rozmowę i byłam już pewna, że pieniądze będą w poniedziałek na moim koncie, ogarnęła mnie nagła ochota, żeby się z niego wyzwolić. Zrzuciłam z siebie mundurek i ściągnęłam buty. - Spojrzała na swoje bose stopy, posuwając się wolno. - Przepraszam, nie pomyślałam nawet, gdzie i jak wylądowały.

Tristan wsunął ręce w kieszenie. A więc Ella dostała spadek. Dziwne, ale nigdy nie myślał o jej rodzicach. Była białą kartą. Nie wiedział nic o jej sprawach, ona nie pytała o jego. Zresztą w jego życiu osobistym niewiele się ostatnio działo.

Weszła pierwsza do kuchni.

- Współczuję ci z powodu odejścia twojej mamy - odezwał się.

- Zmarła osiem miesięcy temu i wtedy zaczęłam u pana pracować. - Spojrzała na niego, ale nie mógł rozszyfrować tego spojrzenia.

Uświadomił sobie, że nic o niej nie wie. Pojawiła się w jego drzwiach, wyjaśniając, że słyszała o wolnym miejscu pracy. Nie przedstawiła żadnych referencji, na co zwykle nalegał. Zawierzył swojemu przeczuciu, że będzie odpowiednia. Nie lubił popełniać błędów i zwykle miał wszystko dokładnie opracowane. Jego bracia nazywali go Mastermind. Wydawało się, że było to bardzo dawno temu. Chociaż młodszy brat dawno u niego nie był, pozostawał w kontakcie z Joshem. Jednak ze starszym bratem, Cade'em, nie rozmawiał od lat i nie planował takiej rozmowy.

Ella usiadła na parapecie okiennym. Podszedł do niej i wskazał na kostkę.

- Mogę zobaczyć? - Był kiedyś ratownikiem i znał się na pierwszej pomocy.

Skinęła głową, a on przykucnął.

- Siniec już schodzi - wyjaśniła, gdy obracał w różnych kierunkach tę wybitnie kobiecą stopę. - Nie było tak źle.

- Czy ktoś to oglądał?

- Nie było takiej potrzeby. To mi się czasem zdarza, już od szkolnych czasów, więc noszę ochraniacz na kostkę i staram się jej nie nadwerężać, ale z biegania nie zrezygnuję. Zawsze mnie relaksowało.

Było to najbardziej osobiste wyznanie, jakie kiedykolwiek od niej usłyszał. Może dlatego, że odchodziła? Nareszcie była wolna i mogła zrzucić tę ohydną sukienkę za kolana, zakrywającą fantastyczne nogi. Kusiło go, żeby powędrować kilka centymetrów dalej, ale się powstrzymał, postawił jej stopę na podłodze i wstał.

- Czy załatwiłaś już sobie jakieś mieszkanie? - spytał.

- Chciałabym coś kupić w niedrogiej dzielnicy, ale na razie będę wynajmować.

Skinął głową, ale myśl o tym, że jej nie będzie, kiedy będzie wracał do domu, była przykra. Mimo że referencje jej poprzedniczki sprawdził, nie była taka dobra. Przypalone żelazkiem koszule, średnio smaczne posiłki. W końcu musiał ją zwolnić. Może dlatego w przypadku Elli zawierzył intuicji, a nie referencjom. I wszystko działało tak, jak powinno. Wiedziała dokładnie, ile lodu wsypać do jego whisky przed kolacją, pościel pachniała słońcem i lawendą, nigdy nie musiał się martwić, że coś zginie. Cholera. Potarł podbródek.

- Dwa tygodnie, tak?

Uśmiechnęła się cierpko.

- To luksusowy dom, warunki bardzo dobre. Nie będzie pan miał kłopotów, żeby znaleźć kogoś na moje miejsce.

- Kogoś, kto będzie gotował tak jak ty?

Przekrzywiła głowę i oczy jej rozbłysły w rozbawieniu.

- Dziękuję, ale moja kuchnia nie jest jakaś wyjątkowa.

I kto to mówi? Prawie czuł zapach rozpływającej się w ustach wołowiny a la Wellington. Lubił szczególnie jej sposób podawania sosu w delikatnej, pozłacanej sosjerce i tylko na mięso, a nie na jarzyny. Zawsze pytała, czy chciałby coś jeszcze, a on zawsze odpowiadał „nie”. Poczuł, że żołądek ściska mu się z głodu. Trzeba było zjeść w samolocie.

Wziął swoją teczkę, która leżała obok jej torebki.

- W każdym razie, cokolwiek zrobisz, pamiętaj, że moi goście zawsze cię chwalili i czekali na zaproszenie. Ostatnio burmistrz Rufus.

- Zaprosił pan kogoś specjalnego, tak? - Ella zerwała się, jakby czytała w jego myślach.

- Jakoś sobie poradzę.

Miał inny wybór? Ella na pewno spieszyła się, żeby zacząć nowe życie, zrzucić z siebie te łachy i włożyć coś ładnego. Jeżeli nikt inny nie będzie potrafił zrobić takich żeberek w sosie z miodu i whisky, to trudno, jakoś przeżyje. Żałuje tylko, że burmistrz, znany z miłości do słodyczy, słyszał o szarlotce z karmelem Elli.

Burmistrz sam się wprosił, żeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: spróbować słynnej kuchni Elli i omówić problemy związane z terenem, który Tristan zakupił z myślą o poważnej budowie. Tristan nie marzył jednak o kolejnym temacie rozmowy, który się z pewnością pojawi, czyli o obłudnej i pięknej kobiecie, córce burmistrza.

Głos Elli wyrwał go z zamyślenia.

- Na kiedy ich pan zaprosił?

- No nie, Ellu...

- Proszę mi powiedzieć - nalegała.

Westchnął.

- Za trzy tygodnie. Ale nie szkodzi.

- Mogę zostać trochę dłużej, jeżeli to panu pomoże.

Lojalna do końca. Uśmiechnął się do niej.

- Nie śmiałbym cię o to prosić.

- Jeden tydzień mnie nie zbawi. - Ugryzła się w język. - To znaczy, jeżeli ta ostatnia kolacja mogłaby panu pomóc w ważnych interesach, to zostanę.

- Doceniam to, ale nawet twoja cudowna kolacja nie podpisze kontraktu.

- Ale nie zaszkodzi, prawda?

Poddał się, zamykając teczkę.

- Nie, nie zaszkodzi.

- Więc załatwione.

Żałował, że nie może jej namówić na pozostanie na zawsze. Ale dlaczego atrakcyjna, jak się okazało, młoda kobieta, mająca dość pieniędzy, żeby być niezależną, miałaby pracować jako czyjaś gosposia? Powinien być wdzięczny za ten dodatkowy tydzień.

Zdjął teczkę z blatu.

- Zgoda, przyjmuję twoją ofertę. Ale będę miał dług wdzięczności.

Zaczęła sprzątać bałagan z torebki.

- Już dosyć pan zrobił.

- Co takiego? Pozwoliłem ci gotować, sprzątać i robić mi pranie?

- Dał mi pan pracę, kiedy tego bardzo potrzebowałam.

Tristan zapatrzył się w jej skupioną twarz. Jej przeszłość nie powinna go obchodzić, zwłaszcza teraz, kiedy odchodzi, ale zaczęła go intrygować. Może mógłby zaspokoić swoją ciekawość, a jednocześnie wynagrodzić jakoś temu brzydkiemu kaczątku, które przeistoczyło się w łabędzia?

- Muszę ci się jakoś odwdzięczyć. Co byś powiedziała na to, żebym to ja zapewnił kolację?

Zmrużyła oczy, przyglądając mu się i wkładając do torby szczotkę do włosów.

- Nie sądziłam, że pan potrafi gotować.

- Nie potrafię, ale znam kilku szefów kuchni, którzy potrafią.

Na chwilę zamarła.

- Chce mnie pan zaprosić do restauracji? Jestem pana gosposią!

- Jeszcze tylko trzy tygodnie. - Nie chciał, żeby sobie coś pomyślała. - Po prostu mały wyraz wdzięczności za to, co zrobiłaś w przeszłości, i za to, że zostaniesz o tydzień dłużej.

To nie była randka. Od dawna nie był na prawdziwej randce. Nie liczył tych kobiet, z którymi się spotkał raz i drugi, aby się przekonać, czy jest między nimi jakaś chemia.

Miał trzydzieści dwa lata - odpowiedni wiek, by znaleźć żonę i założyć rodzinę. Z każdym rokiem coraz bardziej się przekonywał, że woli tradycyjne, staroświeckie kobiety, a otaczały go same obrzydliwie mizdrzące się albo nadmiernie pewne siebie, albo zwyczajnie zdradliwe, jak Bindy Rufus.

Ella podeszła do czajnika, żeby zaparzyć kawę, mocną i świeżą, jaką lubił. Założyła mokry kosmyk włosów za ucho i odpowiedziała:

- Nie wydaje mi się, żeby pójście z panem na kolację było... właściwe.

- Przemyśl to. - Kiedy się na coś uparł, nic nie mogło go powstrzymać. Uśmiechnął się. - Dzisiaj jest ten dzień, żeby wyluzować, pamiętasz?

Przygryzła dolną wargę, spojrzała na niego i powoli się uśmiechnęła.

- Chyba tak.

Ten niewinny uśmiech wzbudził w nim dziwne uczucie.

- Więc umawiamy się na jutro wieczór.

Ruszył do swego gabinetu, ale wrócił, stukając się w czoło.

- Ellu, czy mój smoking wrócił z pralni? Mam dzisiaj wieczorem wyjście.

- Wisi w garderobie.

Zbladła, a on natychmiast odczytał jej myśli. W garderobie, w której widziała go w zeszłym tygodniu jak go Pan Bóg stworzył. Ale to już było za nimi. Rzucił jeszcze okiem na te długie nogi, po raz ostatni. W każdym razie tak myślał.

 

 

Rozdział  2

Kończąc malować usta nowym błyszczykiem, Ella westchnęła przed lustrem. Życie pełne jest niespodziewanych zwrotów. Zaledwie osiem miesięcy temu pochowała zniszczone rakiem ciało swej matki, Roslyn Jacob, a później tego samego dnia odwiedził ją człowiek, którego będzie nienawidzić do końca swych dni. Poznała Draga Scarpiniego kilka tygodni przed śmiercią matki. Twierdził, że jest nieślubnym synem jej ojca, poczętym przed ślubem z Roslyn. Jego matka, Włoszka, która przywędrowała do Australii wiele lat temu, niedawno zmarła. Na łożu śmierci wyznała synowi nazwisko jego ojca: Vance Jacob. Scarpini dowiedział się, że ojciec zmarł dawno temu, ale chciał odwiedzić wdowę po nim, aby się przekonać, czy ma jakichś braci czy siostry.

Zgrabna historyjka, ale Ella od początku dostawała dreszczy na jego widok. Dni przechodziły w tygodnie, stan Roslyn się pogarszał, wizyty Scarpiniego nie ustawały, a motyw stał się jasny. Ella podsłuchała, jak przekonywał jej matkę, że skoro tak trudno mu było chować się bez ojca, Roslyn powinna teraz zmienić swój testament i podzielić dobytek między Ellę a niego. Z pewnością tego życzyłby sobie jej zmarły mąż, żeby wynagrodzić synowi lata porzucenia.

Ella była wściekła, w dodatku nie miała żadnego dowodu na to, że Drago mówi prawdę. Gdyby miała kilka tysięcy do wydania, wynajęłaby prywatnego detektywa, żeby to sprawdził. Kiedy po raz drugi usłyszała, jak dręczy jej matkę, kazała mu się wynosić.

Mama zmarła następnego dnia, wcześniej, niż lekarze się spodziewali. Scarpini przyszedł na pogrzeb i udawał zatroskanego brata. Później pojawił się w jej drzwiach, domagając się, żeby się podzieliła spadkiem. Potrzebował pieniędzy, żeby spłacić pilne długi hazardowe. Kiedy zamknęła mu drzwi przed nosem, wykrzyczał, że jeszcze tego pożałuje.

Następnego dnia w jej domu pojawiła się policja, gdyż Scarpini oskarżył ją o spowodowanie śmierci matki poprzez przedawkowanie morfiny, żeby nie zdążyła zmienić testamentu. Zarzuty oczywiście odrzucono, ale Ella przeżyła horror. Następnego dnia ktoś stłukł szybę w jej oknie i pozostawił na kominku kartkę z kondolencjami, a Scarpini zadzwonił, ostrzegając, że jeżeli nie przystanie na jego propozycję, będzie nieprzyjemnie.

Policja radziła zaczekać, aż się uspokoi, i zgłosić się, jeśli wyrządzi jej jakąś fizyczną krzywdę. W bezsenną noc Ella podjęła dwie decyzje. Po pierwsze, musi znaleźć pracę, bo nie pracowała podczas choroby mamy i pieniądze się skończyły. Należało sprzedać dom i inne nieruchomości, zanim wartość spadku zostanie oceniona, ale to potrwa tygodnie, a nawet miesiące. Po drugie, nie ma zamiaru czekać na okrutne gierki Scarpiniego. Nazajutrz kupiła telefon na kartę, założyła skrytkę pocztową do korespondencji z wykonawcą testamentu, przyjacielem rodziny, i przefarbowała włosy. Następnie zgłosiła się do pracy jako gosposia w rezydencji Barkley’a.

Był to odważny ruch, zwłaszcza wobec braku referencji, ale wiedziała, że potrafi gotować i sprzątać. Kiedy miała już zapewnioną pracę i dach nad głową, nie zajmowała się niczym innym. Prześladowca się nie odzywał. Teraz, kiedy dostała już swój spadek, nieco ponad milion dolarów, mogła nareszcie odetchnąć i wydostać się ze swego kokonu.

I jaki wspaniały sposób na uczczenie tej okazji! Kolacja z oszałamiającym Tristanem Jamesem Barkley’em. Drżała z niecierpliwości, patrząc w lustro, żeby przypiąć małe kolczyki z kryształem górskim. Jak cudownie, że marzenia się spełniają...

Usłyszała pukanie do drzwi i głęboki głos Tristana: - Mamy rezerwację na ósmą. Niedługo musimy wyjeżdżać.

- Zaraz idę - odpowiedziała.

Schwyciła małą torebkę i rzuciła okiem w lustro. Krótka, koktajlowa biała sukienka i odpowiednie sandałki na obcasie. Czy wygląda jak dama z towarzystwa? Niezupełnie, ale, jak powiedział pan Barkley, to nie jest randka. Podziękowanie od pracodawcy dla pracownika, skądinąd zauroczonego swoim szefem.

- Ella? - Wobec jego pełnego uznania spojrzenia ogarnęło ją miłe ciepełko, od uperfumowanej szyi, aż po lakierowane paznokcie u nóg. - Przepraszam, ale wciąż nie mogę przywyknąć do twojego widoku bez mundurka.

Podeszła do niego i opanowała się, żeby nie wygładzić marynarki, która i tak doskonale leżała na jego szerokich ramionach. Był bez krawata, w koszuli z rozpiętym guzikiem przy szyi i nienagannie uszytych spodniach. Wysoki i muskularny, dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Czuła się doceniona w tym domu, przynajmniej jako gosposia.

Wyprostowała się.

- Jutro wrócę do mundurka.

- Ale nie lubisz go? Nie ma sensu udawać.

- Nie za bardzo.

- U moich rodziców noszono mundurki, więc ja też je wprowadziłem, ale jeśli przez te ostatnie trzy tygodnie wolałabyś nosić zwykłe ubrania, nie ma przeszkód. Serce zabiło jej mocniej. Spódniczki przed kolano? Twarzowe kolory? Wysokie obcasy, stukające po tych wspaniałych marmurowych posadzkach?

Pokręciła głową.

- To nie byłoby odpowiednie.

- Jak chcesz, ale ja nie mam nic przeciwko temu. To nic takiego.

Może dla niego. Dzisiejszego wieczoru bardziej niż kiedykolwiek porównywała się z pięknościami, z którymi widywała go na zdjęciach w kolorowych magazynach. Eleanor Jacob była zwyczajną dziewczyną, urodzoną do zwyczajnego życia. Dobrze, żeby o tym pamiętała.

Chociaż w ten weekend jej relacje z szefem trochę się zmieniły, wkrótce jednak ich służbowe stosunki się zakończą i pewnie się więcej nie spotkają. Kurczę. A może on ma rację? Chodzenie bez mundurka nie będzie takie trudne. Uśmiechnęła się.

- Jeśli jest pan pewien.

- Jestem pewien.

Spróbował otworzyć drzwi na zewnątrz.

- Już je zamknęłam.

Zaciągnął żaluzje.

- Nigdy dosyć ostrożności.

Domyśliła się, że to jej wczorajsze beztroskie zachowanie spowodowało jego obawę, że coś jej może grozić.

- Przepraszam, że wczoraj tak pana przestraszyłam.

- Już zapomniałem.

Ale sprawdził też okna. Co musiał sobie pomyśleć, widząc jej ubrania walające się po kuchni, a torebkę wypatroszoną? Nie miała pojęcia, że wróci dzień wcześniej z Melbourne. Przecież nie przebrałaby się w ten kostium kąpielowy. Nie należała do kobiet, które wystawiają ciało na widok publiczny. Była przerażona myślą, że tak się obnażyła przed swoim szefem, ale on najwidoczniej nie miał żadnych zastrzeżeń.

Tristan sprawdził ostatnie okno i podszedł do niej.

- Musimy wyjaśnić jeszcze jedną rzecz.

Skuliła się. Co znowu zrobiła?

- Tak, proszę pana?

- Żadnego „proszę pana”, szczególnie dziś wieczorem. Chyba nie chcemy mieszać w głowach kelnerom? - W jego ciemnych oczach pojawił się cień uśmiechu. - Zgoda?

Z ulgą odwzajemniła uśmiech i skinęła głową. Jego ciepła dłoń spoczęła na jej ramieniu, kiedy kierował ją w stronę wewnętrznych drzwi garażowych. Nie miał pojęcia, jak cudownie zawrzała w niej krew od tego przelotnego dotyku.

Po kilku minutach siedziała już zapięta pasem w jego bugatti. Otaczała ją woń skóry na fotelach i jeszcze inny zapach - męski i czysty. Tak samo pachniała zawsze jego pościel, kiedy ją zmieniała, i zawsze miała ochotę wtulić twarz w poduszkę i wąchać.

Zerknęła na profil Tristana. Jak by to było, gdyby te piękne usta znalazły się na jej wargach? Gdyby przytulił ją do tego twardego, gorącego ciała? Była podniecona, serce zaczęło jej walić jak młotem, zacisnęła dłonie. Taka wiara w cuda może ją tylko wpędzić w kłopoty, więc lepiej zająć czymś umysł.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin