5 cm.pdf

(2601 KB) Pobierz
Bałwan ze śniegu
Baśń
Hans Christian Andersen
Przekład: Franciszek Mirandola
potrafię biegać.
- Precz, precz! - zaszczekał stary
pies podwórzowy, który był trochę
zachrypnięty.
czasu,
gdy
Miał
chrypę
od
być
przestał
pokojowym pieskiem i już nie
leżał pod piecem. - Słońce nauczy
- Jakiż ten mróz jest wspaniały! -
powiedział bałwan ze śniegu.
- A jakie "to" w górze jest
rozżarzone! - miał na myśli słońce.
- Nie zmusi mnie do mrugania,
będę
mocno
zaciskał
moje
cię biegać. Widziałem co się działo
zeszłego
roku
z
twymi
poprzednikami, a dawniej z ich
poprzednikami.
poszli sobie precz.
Pogoda się zmieniła. Nad ranem
gęsta, wilgotna mgła pokryła całą
okolicę.
Kiedy
dniało,
zawiał
Wszyscy
oni
skorupki śniegu. Zamiast oczu
miał dwa duże, trójkątne kawałki
dachówek, usta miał zrobione z
kawałka starych grabi, posiadał
więc i zęby. Przyszedł na świat
wśród radosnych okrzyków dzieci,
powitany
brzęczeniem
wiatr, wziął ostry mróz. I cóż to za
widok ukazał się gdy wzeszło
słońce! Wszystkie drzewa i krzaki
stały w szronie. Wyglądało to jak
las z białego korala, wszystkie
gałęzie były białe jakby obsypane
białym
zaświeciło
kwieciem.
słońce,
A
kiedy
dzwoneczków sanek i strzelaniem
z bicza. Słońce zaszło, wzeszedł
księżyc w pełni, okrągły i wielki,
jasny
i
piękny
w
błękitnym
wszystko
zabłysło jak pokryte diamentowym
pyłem. Wydawało się, że płoną
tam
niezliczone
jeszcze
maleńkie
bielsze
od
powietrzu.
- Gdybym tylko wiedział jak
ruszyć się z miejsca. Gdybym to
potrafił,
poszedłbym
teraz
światełka,
białego śniegu.
- Jakie to cudownie piękne -
powiedziała młoda dziewczyna,
która weszła z młodzieńcem do
poślizgać się po lodzie, widziałem
jak to robili chłopcy. Ale nie
ogrodu. Stanęli tuż koło bałwana i
oglądali
błyszczące
drzewa.
-
podarowali
mnie
gospodyni.
Powędrowałem więc do sutereny.
Było tam wprawdzie skromniej,
ale przytulniej. Dzieci nie ciągnęły
mnie za ogon i nie drażniły jak tam
na górze. Karmili mnie równie
dobrze. Miałem własną poduszkę i
był tam również piec, a o tej porze
roku to najmilsza rzecz na świecie,
Właziłem
pod
piec,
tak
że
Nawet w lecie nie ma takiego
widoku.
- A takiego jegomościa jak ten nie
ma
wcale
w
lecie
-
dodał
młodzieniec i wskazał na bałwana.
-
Jest
wspaniały.
się,
Dziewczyna
głową
zaśmiała
kiwnęła
bałwanowi i tańczyła ze swym
przyjacielem
po
śniegu,
który
znikałem pod nim. Często jeszcze
śnię o piecu.
- Czy piec wygląda podobnie do
mnie, czy jest taki piękny jak ja? -
zapytał
bałwan
ze
śniegu
jak
-
skrzypiał im pod nogami.
- Kto to byli ci dwoje? - spytał
bałwan psa.
- To państwo - odrzekł pies. Kiedy
Wygląda
się dopiero wczoraj przyszło na
świat, wie się doprawdy nie wiele,
zupełnie
twoje
przeciwieństwo. Jest czarny jak
węgiel, ma długą szyję i mosiężną
widzę to po tobie. Ja jestem stary i
trąbę. Pożera drzewo, aż ogień
doświadczony, znam tu wszystkich
bucha mu z ust. Trzeba trzymać się
w obejściu, a były czasy, kiedy nie
jego boku, tuż koło niego lub pod
stałem tu na zimnie, przywiązany
nim, to niezwykła przyjemność.
na łańcuchu. Kiedy byłem młodym
Możesz go zobaczyć z miejsca w
pieskiem, oni mówili, że małym i
którym stoisz.
ślicznym, wówczas leżałem w
pokoju
na
pluszowym
fotelu,
Bałwan ze śniegu zajrzał w okno
sutereny i zobaczył rzeczywiście
czarny, polerowany przedmiot z
mosiężną rurą. Ogień błyszczał w
dole. Bałwan miał dziwne uczucie,
z którego sam nie zdawał sobie
dobrze sprawy. Ogarnęło go coś
spoczywałem na kolanach pana i
pani, całowano mnie w pyszczek i
wycierano mi łapki haftowaną
chusteczką. Nazywano mnie wtedy
"najpiękniejszym
piesiem". Ale
potem stałem się dla nich za duży i
takiego co znają wszyscy ludzie, o
ile nie są bałwanami ze śniegu.
- I dlaczego go opuściłeś? - spytał
bałwan. - Jak mogłeś opuścić takie
miejsce?
- Musiałem - odpowiedział pies -
wyrzucili mnie i przywiązali do
łańcucha. Ugryzłem służącego w
nogę, bo zabrał mi kość. Kość za
kość, myślałem sobie. Ale oni
wzięli mi to za złe i od tego czasu
przymocowano mnie do łańcucha.
Bałwan ze śniegu nie słuchał już
więcej, patrzył tylko nieustannie w
okno
sutereny
do
gospodyni,
szybę w oknie.
- Nigdy się tam nie dostaniesz -
powiedział pies. - A kiedy zbliżysz
się do pieca, pójdziesz precz.
- I tak mnie już prawie nie ma -
odrzekł bałwan. Wydaje mi się, że
się rozpadam.
Przez cały dzień bałwan ze śniegu
stał i patrzył w okno. O zmierzch
pokój wyglądał jeszcze bardziej
zachęcająco. Z pieca rozchodził się
taki miły blask, księżyc ani słońce
nie potrafią tak błyszczeć jak piec,
kiedy pali się ogień w jego
wnętrzu. Noc była bardzo długa,
ale
bałwanowi
wydawała
się
patrzył w głąb pokoju, gdzie stał
piec na swych czterech żelaznych
nogach i był tej samej wielkości co
bałwan ze śniegu.
- Coś tak dziwnie we mnie
trzeszczy - powiedział bałwan. -
Czyż nigdy się tam nie dostanę.
Przecież to niewinne życzenie, a
nasze niewinne życzenia spełniają
się
zazwyczaj.
Jest
to
moje
krótka. Śnił mu się piec. Rano
okna sutereny zamarzły, ukazały
się na nich najpiękniejsze kwiaty,
jakie tylko bałwan ze śniegu mógł
sobie wymarzyć, ale zasłoniły mu
widok pieca. Był mróz wymarzony
dla bałwana ze śniegu, ale on nie
był szczęśliwy, bo tęsknił do pieca.
- To ciężka choroba dla bałwana ze
śniegu taka miłość do pieca -
powiedział pies. - I ja niegdyś
cierpiałem na tą chorobę, ale
przemogłem ją. Czuję, że teraz
pogoda się zmieni.
najskrytsze życzenie, moje jedyne
życzenie. Byłoby niesprawiedliwie
gdyby się nie spełniło. Muszę się
tam dostać, muszę się do niego
przytulić, nawet gdybym miał stłuc
co przypominało kij do miotły.
I
pogoda
rzeczywiście
się
Chłopcy ulepili bałwana na tym
kiju.
- Teraz rozumiem jego tęsknotę -
powiedział pies łańcuchowy. -
Bałwan miał w ciele pogrzebacz!
zmieniła. Rozpoczęła się odwilż.
Odwilż zwiększała się, a bałwan
się zmniejszał. Nic nie mówił, nie
skarżył się, a to już zły znak.
Pewnego ranka rozpadł się. Z tego
miejsca, gdzie stał, wystawało coś,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin