Jacek Krakowski - Postrach - Zdrój.pdf

(3015 KB) Pobierz
Copyright © 2012 by Jacek Krakowski
Copyright for this edition © 2012 by wydawnictwopi.pl
Redaktor serii:
Grzegorz Godlewski
Ilustracja na okładce:
© Santiago Cornejo – Fotolia.com
Koncepcja graficzna:
Artur Gosiewski – signature.pl
Skład i łamanie:
Wojtek Puchniarz
ISBN 978-83-7836-086-5
All rights reserved. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Żadna część ani całość dzieła nie mogą być reprodukowane
bez wcześniejszej pisemnej zgody wydawcy.
Wydawca:
wydawnictwopi.pl
Rozdział 1
- Kiedy wracam pamięcią do tej nieprawdopodobnej
historii, cały czas zadaję sobie pytanie: jak to się mogło
zdarzyć? Prawda, jeżeli kiedykolwiek nią była, okazała się tak
niewiarygodna...
- Droga Lauro - rzekłem do mojej młodej kuzynki, Laury
Sawickiej, absolwentki Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie -
jeżeli chcesz, żebym to wszystko rzetelnie opisał, zacznij od
początku. I proszę cię, jak najwięcej konkretów. Inaczej będę
musiał wyssać z palca te wszystkie smakowite drobiazgi,
które decydują o jakości powieści. A potem mój wydawca i
tak mi zarzuci, że wciskam mu kit.
- Ależ wujku, nie dlatego przyszłam do ciebie, żeby
opowiadać ci jakieś androny - Laura była wyraźnie
wzburzona. - Sama byłam czynną uczestniczką tych
strasznych wydarzeń, które niejednego wpędziłyby co
najmniej w depresję. Chcesz, żebym ci wszystko opo-
wiedziała po kolei? Proszę bardzo... Włączyłeś magnetofon?
W porządku. A wiec fakty, fakty i tylko fakty...
Proszę, jak sobie życzysz, zaczynajmy.
Odchrząknęła, zebrała się w sobie i zaczęła:
- W piątek, pierwszego października 2010 roku wysiadłam
na stacji Głazy-Zdrój, małej miejscowości uzdrowiskowej
położonej w Kotlinie Kłodzkiej. Od Wrocławia pociąg wlókł
się niemiłosiernie, przystając na każdej, nawet najmniejszej
stacji, po czym ruszał majestatycznie i jechał z taką
prędkością, że można by wysiąść, nazbierać jabłek z
okolicznych sadów i bez trudu zdążyć wsiąść do swojego
wagonu.
Laura uśmiechnęła się do mnie i mówiła dalej:
- Ale nareszcie byłam w górach. Co prawda nie w skalistych
i niebotycznych, lecz w tych, które zachęcają do długich
spacerów, kusząc czystym powietrzem, zapachem łąk i
rześkim szmerem strumieni. Czerwone buki, złote klony i
pociemniałe świerki otaczały ceglany budynek niewielkiego
dworca z obdrapaną tablicą „Głazy-Zdrój”. Niebo aż lśniło od
słońca. Miałam na sobie...
- Kochanie, to naprawdę nie ma większego znaczenia -
zauważyłem. - Powiedz mi lepiej, po co tam przyjechałaś?
- Zaprosił mnie na urlop dobry znajomy moich rodziców z
dawnych lat, astrofizyk, profesor Edmund Wizner, z którym
utrzymywaliśmy luźny kontakt. Jakiś miesiąc temu napisał
do nas, że chętnie widziałby mnie u siebie. Posłałam mu
swoje zdjęcie, potem kilkakrotnie rozmawiałam z nim przez
telefon. Byłam nieco zdziwiona tym zaproszeniem, ale matka
powiedziała, że profesor to miły i uczynny człowiek.
Kilkanaście lat temu stracił żonę i odtąd sam mieszka w
obszernej willi „Orion”. Jego gospodyni, Tekla Szych, na
pewno się ucieszy na mój widok.
- I ucieszyła się?
- Aż za bardzo...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin