Mord w ekspresie Gryf - Anatol Ulman.pdf

(1752 KB) Pobierz
6
14
Nie wyglądał jak śpiący, wyglądał jak zabity.
Zabawny, niski staruszek z brzuszkiem. Łysą głowę zwiesił na
bok, bledniejąca skóra zachowała jeszcze rumieńce. Starannie
ogolony, kulisty. Z piersi sterczał mu wytoczony na okrągło
drewniany trzonek długości około dwudziestu centymetrów.
Niewątpliwie przygważdżał serce. Jeśli pociekła jakaś krew, to
spłynęła i zastygła pod swetrem beżowej barwy i jakąś koszulą.
Ronin natomiast nie spał już od kilkunastu sekund. Kiedy
pociąg zastukał na jakimś rozjeździe i wagon podskoczył
miękko, zapaliło się nagle światło. Ronin otworzył prawe oko i
natychmiast zobaczył w nim trupa. Bo grubasek, jakiś czas
temu żywy i niesłychanie gadatliwy, był trupem, skoro z serca
wyrosło mu okrągłe, bejcowane na brązowo drewno, a kulista
głowa zwisała bezwładnie.
Ronin okiem tym, gotowym do natychmiastowego
zamknięcia się, by zamarkować sen, łowił wokół drapieżnie
wszelkie oznaki życia świadomego. W przedziale było poza nim
pięć osób oraz pulchne zwłoki. Ani umarły ani śpiący smacznie
nie dawali dowodów rozumnego istnienia. Ronin wiedział, iż
człowiek wprawny może udawać, że śpi i nie zdradzić się. Nie
wyglądało jednak na to, by któryś z pięciu pasażerów nie spał.
Chociaż blondyn, liczący sobie około trzydziestu lat, z włosami
prawie żółtymi, w rozpiętym dżinsowym komplecie mógł być
przytomny. Zbytnio się rozkładał na siedzeniu, by jego
zachowanie było naturalne. Ale mogło być.
Blondyn siedział naprzeciw Ronina, przy oknie. Pachniał
piwem, ozdobna puszka po tym napoju stała na podokiennej
półeczce.
Ronin skonstatował, iż ktokolwiek, nawet bystry, szedłby
korytarzem, nie miał szansy stwierdzić, iż w przedziale piątym
znajduje się martwy człowiek. Trup siedział przy drzwiach.
Oddzielająca go od korytarza szyba osłonięta była kolejową
firanką. Ponadto wisiał ten długi płaszcz o barwię wyblakłej
zieleni, trzonek narzędzia, którym zamordowano staruszka,
trochę ten płaszcz wybrzuszał, ale to można było zobaczyć tylko
z wnętrza przedziału.
Ronin pracował jednocześnie uszami. Błyskawicznie
zinwentaryzował wszystkie odgłosy pędzącego pociągu w
szumie toczących się kół i jęku śnieżnej zawiei, by wsłuchiwać
się bacznie, czy nie są zakłócane czyimiś krokami, skradaniem
się lub tupotem. Póki bowiem cokolwiek takiego nie zdarzyło
się, żadne działanie nie miało sensu. Ziemski czas nie posiadał
już znaczenia dla zamordowanego, upływ minut zbliżał go
jedynie do szansy zmartwychwstania, jeśli sobie to w życiu
załatwił.
Coś, raczej wewnętrznego, spowodowało, że obudziła się
nagle niewysoka tłusta kobieta siedząca między trupem a
blondynem. Wyglądało na to, że w przedziale przeważają żywe i
martwe kurduple obojga płci bowiem siedząca na trzecim
miejscu od Ronina starsza pani również posiadała identyczną
urodę oraz wzrost.
Tłuściocha otworzyła oczy i o mało nie wykryła spojrzenia
Ronina, który zdążył jednak przymknąć powieki zostawiając do
badania rzeczywistości szparkę tak bardzo wąziutką, iż nie do
zauważenia. Gruba wyglądała na opychającą się wagonami
klusek podstarzałą dziewuchę. Miała pyzatą zdrową twarz,
wiejskie ładniutkie usteczka kojarzące się z wiśniami, ale jej
zachowanie nie było głupie. Jakby przymknięte oczy Ronina
wskazały jej cel niby odbijające strugę światła zwierciadło, gdyż
najpierw popatrzyła w nie, a potem natychmiast odwróciła
głowę i wśród mnóstwa interesujących rzeczy, jakie znajdują
się w każdym przedziale, a były tu piękne fotografie
przedstawiające ośnieżony Giewont i wesele kaszubskie,
bezbłędnie wynalazła trzonek w piersi zabitego dziadka.
Ronin był ciekaw, jak tłuścioszka się teraz zachowa.
Przeciętna kobieta, przypuszczając zbrodnię, korzysta z
dwóch tylko możliwości: mdleje ze strachu, by usunąć ze sceny
wydarzeń swoją świadomość, lub histerycznie wrzeszczy z
obawy, by trup nie usiłował zabić jej także. Ta jednak zrobiła
coś innego. Błyskawicznie lecz bezszelestnie uniosła w górę
swoją skórzaną torebkę, która mogła służyć za rodzaj tarczy
przed ewentualnym ciosem i bacznie obserwując twarz Ronina
powstała, aby bokiem wycofać się ku wyjściu z przedziału
przechodząc obok zabitego. Miała rację, pomyślał Ronin, mogę
być zbrodniarzem, skoro nie śpię i obserwuję obecnych, a ona
wie o tym. Nie opuściła jednak przedziału lecz przystanęła przy
zwłokach, lekko uniosła skrawek płaszcza i opuściła go
potwierdziwszy sobie jakieś przypuszczenia. Następnie wzięła
w rękę dłoń ofiary, by zbadać ciepłotę. Jej lewe oko bez przerwy
zręcznie zerkało na Ronina. Nie miałby szans, by ją zaskoczyć.
Mężczyzna najpierw uśmiechnął się, potem powoli szeroko
otworzył oczy i położył palec na wargach prosząc o milczenie.
Następnie ostrożnie, by mogła śledzić jego poczynania,
wydobył z wewnętrznej kieszeni marynarki oprawiony w folię
dokument i podał jej. Nie bezpośrednio jednak, gdyż
znajdowała się zbyt daleko, lecz przy pomocy zwiniętego w
rulon miesięcznika „Literatura”. Wzięła ostrożnie i w sekundę
zapoznała z legitymacją. Rozluźniła się ale nie pozbyła
ostrożności. Ronin dał znak, że chciałby spotkać się z nią na
korytarzu wagonu. Skinęła potwierdzająco głową.
Zręcznie, by nie obudzić śpiących, wyszedł za młodą kobietą
na korytarz. Płonęło tu, jak w przedziale, ostre światło
jarzeniówek. Byli sami, gdyż nikt z podróżnych nie stał przy
oknach.
Znam panią
powiedział krótko Ronin. Nie dodał, iż nie
tak dawno pojechał specjalnie do Koszalina, by ją sobie z
daleka obejrzeć.
Słyszałam o pana firmie
odrzekła.
Co nie wyklucza, że
to pan miał kontrakt na staruszka!
I na panią też!
potwierdził.
Pan z pewnością nie znosi, by ktoś robił takie rzeczy w pana
obecności?
Miała rację.
Najpierw szybki przegląd wagonu
zaproponował.
Pani
w lewo, ja w prawo. Aż do rzutu oka w następny wagon i z
powrotem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin