Moje_miejsce_na_ziemi_-_Elizabeth_Adler.pdf

(881 KB) Pobierz
1
Adler Elizabeth
Moje miejsce na ziemi
Emocjonująca i emocjonalna opowieść o zaczynaniu wszystkiego od nowa, o miłości i nienawiści, o
sekretach, jakimi się dzielimy, i o tych, jakie zachowujemy tylko dla siebie
Zacząć wszystko od nowa bez pieniędzy, bez męża, za to z piętnastoletnią córką, rozżaloną, że
samowolnie kierujesz jej życiem. Niełatwa decyzja. Lecz Caroline ją podejmuje. Woli rozstać sie z
wygodnym życiem niż znosić dalej kłamstwa i zdrady męża. Prowadzenie pubu w małym angielskim
miasteczku pełnym
sympatycznych dziwaków okazuje się nie takie złe, zwłaszcza że jest wśród nich pewien
interesujący mężczyzna.Tylko Issy wciąż tęskni za ojcem i za przeszłością... Przeszłością, która
niespodziewanie daje o sobie znać. Morderstwo popełnione na drugim końcu świata wstrząsa
Carolyn i Issy. Czy zniszczy budowane z takim trudem ich nowe życie?
2
CZĘŚĆ I
Rozdział 1
CAROLINE EV
ANS WYRWAŁA SIĘ NA JEDEN DZIEŃ Z wynaję-
tego londyńskiego mieszkania i w towarzystwie milczącej, nadąsanej piętnastoletniej córki przemierzała
zalane deszczem hrabstwo Oxford.
Zwiedziły już Oxford, „miasto rozmarzonych wieżyczek", w którym było chyba więcej samochodów niż
na trasie wylotowej w godzinach szczytu, a wąskie uliczki wypełniały tłumy młodych ludzi - palili,
sączyli kawę, wystawali pod pubami. Issy pozostała niewzruszona, za to Caroline się zakochała w
zalanych deszczem dziedzińcach, wiekowych budynkach ukrytych za wysokimi ogrodzeniami. Zapewne
wiele z nich pamięta jeszcze czasy sprzed panowania Henryka. Henryka VIII, oczywiście. Caroline była
przekonana, że nie mógł być zły do szpiku kości, mimo siedmiu żon. Bądź co bądź, jej mąż miał dwie, i to
jeszcze przed nią.
„Seryjny mąż", stwierdziła z powątpiewaniem, gdy James oznajmił, że się z nią ożeni. Co prawda miała
ogromną ochotę powiedzieć „tak", bo naprawdę ją zauroczył, widziała wszystko jak przez mgłę -i to
mimo okularów.
3
Bo James Evans, jeśli tylko chciał - a chciał często - mógł
oczarować każdego i każdą. Caroline pamiętała, jak tłumaczyła sobie, że jego dwie poprzednie żony nic
nie znaczą; ona będzie ostatnia. Tak jej powiedział, a ona mu uwierzyła. Miała wtedy dwadzieścia dwa
lata.
Teraz miała trzydzieści osiem, rozwód za sobą, a u boku nastoletnią córkę Isabel, znaną jako Issy. Issy
czasami odzywała się do matki, czasami nie, była podobna do ojca jak dwie krople wody i, jak
podejrzewała Caroline, potajemnie paliła. Nie miała natomiast tatuażu, w każdym razie nie w miejscu, do
którego docierał matczyny wzrok.
- Oxford bardzo się zmienił od moich czasów -stwierdziła, gdy ich wiekowy land-rover przebijał się
przez zatłoczone miasteczko na autostradę A34, na zachód, w stronę Cheltenham.
Nie wiedziała, dokąd teraz pojadą.
- Nic dziwnego. To było dawno temu. - Córka spojrzała na nią z ukosa. - Powinnaś się malować -oceniła.
- Szminka i tusz do rzęs.
Caroline westchnęła i przypomniała sobie wcale nie tak dawne czasy, gdy w oczach córki była
doskonała. Sięgnęła do torebki po szminkę, a wtedy Issy prychnęła, że nie powinna tego robić podczas
jazdy. Chyba już do niczego się nie nadaję, pomyślała.
- Pieprzony deszcz - burknęła Issy, wpatrzona w wycieraczki rozmazujące strugi deszczu na przedniej
szybie.
Caroline zerknęła na nią ostro, zobaczyła zjazd do Burford i skręciła w jedną z piękniejszych szos w
Cotswolds. Jak z bajki: po bokach ciągnęły się
4
małe sklepiki z pamiątkami i pocztówkami, a wśród nich przycupnęły galerie sztuki i antykwariaty,
piekarnie i cukiernie, i drzewa, z których gałęzi deszczowe krople spadały na parasole nielicznych
śmiałków, brnących przez kałuże w poszukiwaniu schronienia.
Caroline zahamowała gwałtownie, gdy tuż przed nimi auto włączyło się do ruchu.
- O, popatrz, mamy miejsce do parkowania. To zrządzenie losu. Napijmy się herbaty.
Issy westchnęła dramatycznie, teatralnie zwiesiła ramiona, niechętnie wysiadła z samochodu i stała w
potokach deszczu, w nowej parce od Marksa i Spencera, jak obraz nędzy i rozpaczy, stwierdziła Caroline
z bólem serca. Deszcz spływał po ciemnych włosach, w piwnych oczach malował się smutek. Był w nich,
odkąd półtora roku temu wyjechały z Singapuru. Caroline nie miała pojęcia, jak się z nim uporać.
Teraz jednak wzięła ją za rękę i pociągnęła za sobą przez jezdnię do pierwszej z brzegu kafejki. Wbiegły
po schodkach, weszły do środka, usiadły przy ostatnim wolnym stoliku, ale nie myślała wtedy o herbacie,
którą miała zamówić, tylko o Jamesie.
Po raz kolejny zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, odchodząc od niego.
- Mamo, idę rozejrzeć się w sklepiku - oznajmiła Issy, ledwie usiadły.
Kawiarnia mieściła się nad sklepem z biżuterią.
- Jasne. - Caroline odprowadzała ją wzrokiem.
Podano herbatę - na plastikowej tacy z wizerunkami ptaków, występujących w tym regionie. Przyniosła ją
dziewczyna zapewne niewiele starsza od jej córki, ale ta przynajmniej uśmiechała się grzecznie,
5
mówiąc, że ma nadzieję, że będzie jej smakowała herbata earl grey.
Caroline mruknęła, że na pewno, a kelnerka postawiła na stoliku malutkie porcelanowe filiżanki i
wskazała paterę z ciasteczkami - były tam ekierki, tartinki, lukrowane bułeczki. I jeszcze miseczka dżemu
truskawkowego oraz śmietanki tak gęstej, że można ją było kroić nożem.
- Super, dziękuję bardzo. - Caroline poczuła, że się uśmiecha.
Nalała bladej herbaty do filiżanki w kwiatuszki. Dorastała w Londynie; była Angielką, która wyszła za
mąż i wyjechała do Singapuru, żeby tam zamieszkać z ukochanym mężem i cudowną małą córeczką, w
imponującym apartamencie z widokiem na rzekę i panoramę miasta, mieniącą się milionami świateł.
„To, co najlepsze z obu światów", powiedział James, gdy oglądali go po raz pierwszy. Byli wtedy
świeżo po ślubie; Amerykanin po trzydziestce, zbijający fortunę na inwestycjach i funduszach
hedgingowych, tak przystojny i czarujący, że nie musiał mieszkać w wieżowcu, by poczuć się panem
świata. I ona, tak oszołomiona miłością i seksem, że o niczym innym nie była w stanie myśleć.
Tak było wtedy. Teraz to angielski deszcz, ciasna kawiarenka i wiecznie milcząca córka, która w końcu
wróciła, przeskakując po dwa drewniane stopnie za jednym razem. Usiadła, starannie przekroiła
bułeczkę, posmarowała ją dżemem i śmietanką, po-chłonęła błyskawicznie i zaczęła pisać esemes.
Caroline nie miała pojęcia, do kogo pisze Isabel, ale z uśmiechem sięgnęła po bułeczkę.
6
- Pyszna - stwierdziła.
- Mhm. - Choć Issy cały czas pisała esemes, Caroline czuła na sobie jej krytyczne spojrzenie, gdy
usiłowała posmarować kremem kruche pieczywo i jednocześnie nie upaprać się dżemem.
- Trzeba przekroić - zauważyła Issy.
- Mówisz jak moja mama - odparła Caroline, a Issy się uśmiechnęła. Po raz pierwszy tego dnia.
- Proszę, to dla ciebie. - Dziewczyna pchnęła w jej stronę malutką paczuszkę w różowym papierze.
- Naprawdę? Dla mnie?
- Chyba powiedziałam, nie?!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin