602.Shaw Chantelle - Zaręczynowy skandal.pdf

(509 KB) Pobierz
Chantelle Shaw
Zaręczynowy skandal
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To był chyba najgorszy poranek w jej
życiu.
Kristen skuliła ramiona, usiłując choć trochę osłonić twarz przed strugami lodowatego deszczu,
zacisnęła zdrętwiałe z zimna palce na pasku swojej przepastnej torby, która dzisiaj wydawała jej się ciężka
jak kula galernika, i pognała po mokrych,
śliskich
schodach w dół, wśród szarej, wezbranej o tej porze
rzeki, wlewającej się gwałtownymi falami na peron stacji metra. Zamrugała, kiedy jej wzrok, wbity w
brudne stopnie, zasnuła mgła.
Łzy?
Potrząsnęła głową. Nie płakała od tamtego, absurdalnie słonecznego dnia, kiedy na progu jej
rodzinnego domu pojawił się młody, wyraźnie zakłopotany policjant. Z ogromną przykrością musiał za-
wiadomić ją, jako najbliższą krewną pani Kathleen Russell,
że
poniosła ona
śmierć
w wypadku drogowym.
Przebiegała przez jezdnię tuż za zakrętem, nadjeżdżający samochód nie zdążył zahamować.
Prowadzone jest
śledztwo,
które ma ustalić, czy kierowca jechał z przepisową prędkością i czy nie
znajdował się pod wpływem
środków
odurzających. Policjant przestępował z nogi na nogę, mnąc służbową
czapkę w spoconych dłoniach. Powtórzył co najmniej pięć razy,
że
jest mu przykro z powodu jej straty, a
ona milczała, patrząc na niego nieruchomym wzrokiem, ciężko oparta o framugę drzwi. Widziała
wyraźnie, jak usta policjanta się poruszają. Słyszała słowa, które wypowiadał, ale rozum odmawiał
posłuszeństwa, a w głowie miała kompletną pustkę. Pierwsze zareagowało serce, instynktownie, na
krawędzi
świadomości.
Kristen poczuła ból, przeszywający ją na wskroś niczym cios sztyletu. Wybuchnęła
płaczem. Potem nie było już czasu na
łzy.
Jej niespełna trzyletni synek, Nicolas, zeskoczył ze swojej
ulubionej huśtawki i przybiegł przez trawnik, zaintrygowany wizytą „panalicjanta". Kristen musiała wziąć
się w garść, błyskawicznie otrzeć
łzy
i przywołać na twarz spokojny uśmiech. Nie miała pojęcia, jak
powiedzieć chłopcu,
że
jego ukochana babcia, najlepsza kompanka do szalonych zabaw, odeszła na
zawsze, choć miała tylko skoczyć do sklepu spożywczego po kakao. Nie będzie czekoladowych ciasteczek
na podwieczorek... nie będzie beztroskiego, domowego
życia...
Jak miała wytłumaczyć to trzylatkowi,
skoro sama nie pojmowała?
Na pogrzebie stała wyprostowana jak
żołnierz
na warcie, trzymając synka za rączkę. Malec, ubrany
w zbyt poważnie jak na niego wyglądający garniturek, patrzył na trumnę smutnym, nierozumiejącym
spojrzeniem swoich dużych, okrągłych oczu, p tęczówkach ciemnych jak gorzka czekolada. Chcę do babci,
mówił, wyginając buzię w podkówkę. Czy babcia nie mogłaby już wrócić z tego nieba?
Kristen krajało się serce. Czy mogła się dziwić,
że
Nicolas tęsknił za babcią? To Kathleen, na dobrą
sprawę, zajmowała pierwsze miejsce w
życiu
chłopca. Kiedy Kristen, młodziutka studentka i wschodząca
gwiazda brytyjskiej akrobatyki, wróciła z długich wakacji na kontynencie, przywożąc pod sercem pasażera
na gapę, jej mama stanęła za nią murem. Nie zadawała zbędnych pytań, nie wyrażała krytycznych opinii,
nie dawała budujących rad. Po prostu oświadczyła,
że
być młodą babcią - a miała lat niespełna pięćdziesiąt
- to supersprawa. Wspierała ciężarną córkę, siedziała obok niej podczas badań USG, a kiedy przyszedł
czas, zawiozła ją do szpitala i nie dała się wyprosić z sali porodowej. Potem, kiedy Kristen wróciła do
domu z maleńkim Nicolasem, Kathleen oświadczyła bez wstępów,
że
złożyła rezygnację w pracy. Od
kariery zawodowej interesowała ją o wiele bardziej kariera babci. Dodała,
że
jej wnuk zasługuje na to,
żeby
mieć wykształconą i samodzielną mamę. Kristen zgadzała się z tym całkowicie. Skończyła więc
studia i poszła do pracy, spokojna o synka, którego co rano zostawiała pod opieką babci. Chłopiec rósł
zdrowo i wręcz rozkwitał, a jego mama powoli wyrabiała sobie markę jako młoda, zdolna fizjoterapeutka.
Tragedii, która nieodwracalnie zniszczyła sielankę, nic nie zapowiadało. Nowa rzeczywistość była
jak koszmarny sen, z którego Kristen nie potrafiła się obudzić. Dostała tydzień urlopu z przyczyn ro-
dzinnych. Tydzień,
żeby
wytłumaczyć synkowi,
że
już nie będzie mógł spędzać beztroskich dni w domu z
babcią, podczas kiedy mama jest w pracy. Tydzień,
żeby
przyzwyczaić go do myśli,
że
będzie musiał pójść
do
żłobka.
Tydzień to o wiele za mało, pomyślała, walcząc ze
łzami.
Tego ranka jej mały Nicolas rozpaczliwie
płakał, kiedy zostawiała go w
żłobku,
pod okiem bardzo miłych, ale zupełnie obcych opiekunek.
Wspomnienie tego płaczu prześladowało ją, bolało nieznośnie, jak tkwiąca w sercu drzazga.
Cóż jednak miała robić? Wykorzystała już cały przysługujący jej w tym roku urlop. Potrzebowała
pracy, teraz bardziej niż kiedykolwiek. Była samotną matką, w pełnym znaczeniu tego słowa. Na całym
świecie
nie miała bliskiego człowieka, na którego mogłaby liczyć. Zacisnęła usta w grymasie uporu. Nie,
nie będzie się mazgaić, roztkliwiać nad sobą. Musi być silna. Jej mama na pewno nie chciałaby widzieć
córki załamanej, a Nicolas... Nicolas potrzebował jej spokoju i pogody ducha. Tylko jak miała mu to za-
pewnić, skoro tonęła w odmętach czarnej rozpaczy i beznadziei, a zmęczenie zdawało się przygniatać ją
straszliwym,
śmiertelnym
ciężarem?
Jakiś podróżny, który najwyraźniej spieszył się do pracy jeszcze bardziej niż ona, staranował ją
potężnym impetem swojego co najmniej studwudziestokilogramowego cielska, wciśniętego w wysłużony
garnitur.
Uderzenie było tak mocne,
że
tylko instynktowna reakcja trenowanych od dzieciństwa mięśni
uchroniła ją przed upadkiem. Zatoczyła się i oparła o ladę kiosku z gazetami. Tuż przed jej nosem, za
szybą wystawową, wielkimi literami krzyczał tytuł na pierwszej stronie tabloidu:
„Udane polowanie! Córka hrabiego ustrzeliła multimilionera z Sycylii!"
Sycylia...
Samo brzmienie tego słowa było cudowne, niczym kęs soczystej, dojrzałej pomarańczy. Kristen po-
czuła,
że
fala rozkosznych, krzepiących wspomnień rozgrzewa ją od
środka.
Kiedyś była na Sycylii. Spę-
dziła tam kilka cudownych miesięcy, pełnych słońca, szczęścia, swobody i... miłości. Czy naprawdę od
tego czasu minęły tylko niecałe cztery lata? Miała wrażenie,
że
to było wieki temu. W innym
życiu.
Sama nie wiedząc do końca, dlaczego to robi, wysupłała z kieszeni garść drobniaków, kupiła
egzemplarz kolorowego pisma i, wsadziwszy je pod pachę, popędziła ku otwartym drzwiom metra. Kiedy
L
T
R
usiłowała wywalczyć sobie skrawek miejsca w nieprawdopodobnie zatłoczonym wagonie, omal nie
zgubiła gazety. Unieruchomiona na dobre pomiędzy młodzieńcem z wypakowanym plecakiem a damą o
bujnych kształtach, która zdradzała wyraźną predylekcję do mocnych perfum, zdołała wyciągnąć lekko już
pomięty papier spod pachy i, pomagając sobie zębami, otworzyć pismo na pierwszej stronie. Metro
ruszyło. Kristen, poddając się miarowemu kołysaniu pojazdu, z uszami wypełnionymi wizgiem pędzących
po szynach kół, dość bezmyślnie wbiła wzrok w tekst. I zamarła, kiedy jej spojrzenie padło na ilustrujące
artykuł zdjęcie, przedstawiające wysokiego mężczyznę o włosach czarnych jak heban. Multimilioner z
Sycylii splatał ramiona na szerokim torsie, patrząc prosto przed siebie władczym, chłodnym spojrzeniem
oczu o zaskakującej, intensywnie niebieskiej barwie. Nie wydawał się w najmniejszym stopniu przejęty
faktem,
że
jego
łokcia
uczepiła się blond piękność o figurze modelki, odziana w kreację godną członkini
brytyjskiej rodziny królewskiej.
Kristen znała tego multimilionera. Naprawdę dobrze go znała. Nie widzieli się od prawie czterech
lat, ale ona codziennie patrzyła na małego człowieka, który był jego wierną kopią. Nicolas wrodził się w
ojca. Sergio nie mógłby wyprzeć się syna, nawet gdyby chciał. A czy chciałby? To było pytanie czysto
teoretyczne, bo o przyjściu na
świat
syna Sergio nie miał pojęcia. I tak miało pozostać. Kristen nie
planowała nawiązać z nim kontaktu po tym, jak ich drogi definitywnie się rozeszły.
A jednak... serce tłukło jej się w piersi jak oszalałe, kiedy czytała doniesienie z ostatniej chwili.
„Bywalcy London Palladium mieli w tym tygodniu niewątpliwą przyjemność spotkać tam młodą
lady Felicity Denholm, która wybrała się zwiedzić zabytkowy teatr w towarzystwie włoskiego biznesmena,
potentata branży hotelarskiej, Sergia Castellana. Wiemy z pewnego
źródła, że
ta piękna para właśnie się
zaręczyła.
Choć zaręczyn nie podano jeszcze do publicznej wiadomości, dowiedzieliśmy się nieoficjalnie,
że
hrabia Denholm ogromnie raduje się z perspektywy tego mariażu. I nic dziwnego! Sergio Castellano jest
znakomitą partią. To jeden z najbogatszych Włochów - imperium Castellanów, zarządzane przez braci
bliźniaków, Sergia i Salvatore'a, w którego skład wchodzą rozsiane po całym
świecie
kompleksy hotelowo-
rekreacyjne, oraz prawdziwy klejnot Sycylii, rozległa winnica, gdzie uprawia się między innymi czarną wi-
norośl Nero d'Avola oraz produkuje linię szlachetnych, luksusowych win, oceniane jest na kilka miliardów
euro. Nieprzeciętna zamożność i głowa do interesów to nie jedyne atuty Sergia, który, podobnie zresztą jak
jego brat bliźniak, urodą nie ustępuje chyba nawet bogom z rzymskiej mitologii".
Kristen skrzywiła usta, czując niespodziewaną gorycz. Nie po raz pierwszy o matrymonialnych
planach Sergia Castellana dowiadywała się z gazety. Dzisiaj, po latach, nie miało to dla niej większego
znaczenia. Ale nie potrafiła zapomnieć szoku i bólu, który przeżyła poprzednim razem, kiedy przeczytała o
zaręczynach Sergia z piękną dziewczyną z jego rodzinnej Sycylii. Wiadomość pojawiła się w prasie
zaledwie kilka tygodni po tym, jak Kristen wróciła do domu, zdruzgotana nagłym, niespodziewanie
dramatycznym zakończeniem ich związku. To, co przeżyła na Sycylii, było jak niewiarygodnie piękny sen.
L
T
R
Pobudka okazała się przeżyciem wyjątkowo trudnym, a
świadomość, że
Sergiowi wystarczyło kilka
tygodni, by obiecać innej kobiecie to, czego jej obiecać nie zechciał, niczego nie ułatwiała.
Małżeństwo z delikatną Włoszką o ogromnych, sarnich oczach najwyraźniej okazało się nietrwałe,
bo Sergio Castellano powrócił na rynek singli. Mało tego, zdążył już namierzyć rasową angielską
arystokratkę. Na fotografii lady Felicity miała minę kotki, której trafiła się wyjątkowo tłusta mysz. Cóż za
fatalna pomyłka! Kristen aż pokręciła głową. Sergio Castellano nie był
łatwym łupem
i w najmniejszym
stopniu nie przypominał myszy. Słodka, wypieszczona koteczka już niebawem zorientuje się,
że
ma do
czynienia z drapieżcą, i to takim, który może pożreć ją jednym kłapnięciem. Ale prawdopodobnie będzie
wolał pobawić się nią przez chwilę, a gdy się znudzi, pójdzie w swoją stronę.
Metro zwalniało ze zgrzytem, zatrzymując się na kolejnych stacjach, podróżni, dokonując w
ścisku
sztuk godnych Houdiniego, wysiadali i wsiadali, pociąg szarpał i przyspieszał gwałtownie, powodując
falowanie zbitej masy ludzkiej. Kristen nie zwracała na to wszystko najmniejszej uwagi. Nie mogła
oderwać wzroku od zdjęcia Sergia. Boże drogi, ależ to był piękny mężczyzna! Mijający czas uwypuklił
tylko jego wyjątkową urodę. Rysy, przed czterema laty jeszcze młodzieńczo miękkie, stały się wyraziste,
jakby wyrzeźbione w granicie. Lekko zarysowane zmarszczki w kącikach oczu podkreślały siłę spojrzenia.
Włosy miał teraz dłuższe; już nie nosił zabawnej, opadającej na czoło grzywki, tylko odgarniał je do tyłu,
eksponując szlachetne linie szczupłej, pociągłej twarzy. Może sprawił to ciemny smoking, w który był
ubrany, a może sposób, w jaki zrobiono zdjęcie, ale wydawał się jeszcze wyższy i bardziej imponująco
zbudowany niż wtedy, gdy go poznała. Doskonale pamiętała ich pierwsze spotkanie - wpadli na siebie,
dosłownie wpadli, kiedy podczas joggingu na plaży, w pewien słodki, pogodny poranek, oboje uskoczyli
przed tą samą falą, którą wysłało ku nim morze rozhuśtane po nocnej wiosennej burzy. Kristen,
żeby
nie
stracić równowagi, oparła dłonie o szeroką, umięśnioną klatkę piersiową wyższego od niej o głowę
biegacza, ten zaś odruchowo otoczył jej talię ramionami, chroniąc przed upadkiem.
-
Scusi
- wydukała ona.
-
Sorry
- powiedział w tej samej chwili on.
A potem spojrzeli sobie w oczy i roześmiali się oboje, beztroskim, radosnym
śmiechem.
Kristen nie wiedziała, ile czasu tak stali; u ich stóp szumiało Morze
Śródziemne,
a nad głowami
niebo jaśniało złotą
łuną świtu.
W końcu, wciąż roześmiana, wyplątała się z jego ramion i pobiegła dalej, a
on podążył w swoją stronę. Ale tego dnia nie mogła się skupić na treningu. Myślami wciąż wracała do
ciemnowłosego, opalonego na złocisty brąz młodego mężczyzny o czarującym uśmiechu i intensywnym
spojrzeniu niebieskich oczu, skrytych w gąszczu ciemnych rzęs. Następnego ranka wyszła pobiegać na tę
samą plażę, zwabiona nieokreśloną tęsknotą. Radosna nadzieja przepełniała ją, niosła lekko po wilgotnym
piasku. Kristen wiedziała, po prostu wiedziała,
że
za którymś kolejnym zakrętem skalistego wybrzeża
zobaczy wysoką postać ciemnowłosego biegacza. I nie myliła się. Tym razem zatrzymali się oboje, gdy
dzielił ich krok. Ciemnowłosy nie zamierzał nic mówić. Po prostu ujął jej twarz w dłonie, pochylił się i
pocałował ją w usta.
L
T
R
Zgłoś jeśli naruszono regulamin