Jednorazówka – Nie ma alternatywy.odt

(29 KB) Pobierz

A/N: Opowiadanie ma dziwne przeskoki. Wiem, że powinnam to podzielić, ale nie potrafię. Historia jest na zasadzie wspomnień, jakby główny bohater opowiadał o swoich przeżyciach.

 

Jednorazówka – Nie ma alternatywy

Może życie było raczej monotonne. Praca, dom, praca, dom... czasami spotkania z przyjaciółmi na mieście. Ale pewnego dnia pojawiła się ona. Mary.

Poznaliśmy się na imprezie. Najbardziej banalny sposób na rozpoczęcie nowej znajomości. Szybki taniec na parkiecie i wspólna noc w motelu naprzeciwko. Po pijaku, bez miłości. Miłość nie przychodzi do ludzi tak po prostu. To musi się rozwinąć. Po kilku dniach od pierwszego spotkania poprosiłem ją, żeby się do mnie wprowadziła. Zgodziła się.

-Mam coś dla Ciebie. - powiedziała, kiedy pewnego dnia wróciłem z pracy. - Pokażę Ci.

Pociągnęła mnie do kuchni i postawiła na stole wielki półmisek z kurczakiem z warzywami. Wyglądała na dumną z siebie. Spojrzała na mnie z wyczekiwaniem i uśmiechnęła się szeroko.

-W końcu udało mi się go zrobić jak należy. Za piętnastym razem. - mówiła uradowana. - Nie spaliłam go, ani nie dopiekłam. Jest idealny. Udało mi się ustalić odpowiedni czas pieczenia dla Twojego piekarnika!

-Brawo. - uśmiechnąłem się do niej szeroko.

-James... - zaczęła, kiedy przyciągnąłem ją do siebie. - Nie chciałam Ci o tym mówić, ale on mnie znalazł. Jest źle i boję się, że on Cię może skrzywdzić.

Spojrzałem na nią z zaskoczeniem. Jej urocza twarz zmieniała się jak w kalejdoskopie. Ne wiem, czemu najpierw była taka uradowana, a w mgnieniu oka zmienił się jej wyraz twarzy i wystraszona mówiła mi o jakimś nim.

-O kim mówisz? - zapytałem, patrząc na nią z uwagą. - Kto Cię znalazł?

-Davis. - odpowiedziała, przełykając ślinę. - Mój były. To psychopata! Jest niebezpieczny.

Odchrząknąłem i pokręciłem głową. Dla mnie do za dużo. Musiałem się z tym oswoić. Poukładać sobie to wszystko. Jej były... wiem, miała ich wielu, ale chyba żaden się na niej jeszcze nie poznał.

-Będę musiał z nim porozmawiać. - powiedziałem po dłuższej chwili.

-Nie! - zawołała, kręcąc głową. - Nie możesz, nie chcę, żeby Cie skrzywdził.

Wziąłem głęboki oddech i poszedłem do sypialni. Zostawiłem tam kilka rzeczy, które zaraz będą mi potrzebne. Otworzyłem szufladę w stoliku nocnym i wyciągnąłem teczkę ze starymi dokumentami.

-Nic mi nie będzie. - zapewniłem ją, kiedy próbowała mnie dogonić. - Potrafię się obronić przed agresorem. Załatwię to ugodowo.

-Nie. - pokręciła głową. Niemal płakała. - Nie możesz. Musimy się od niego odciąć. To jedyne wyjście. Uwierz mi.

Spojrzałem jej w oczy. Chciałem jej wierzyć. Chciałem dla niej zrobić wszystko, ale nie mogłem zostawić przyjaciół bez słowa pożegnania. Nie mogłem porzucić pracy. Miałem tyle niezałatwionych spraw.

Następnego dnia normalnie poszedłem do biura. Wyszedłem z mieszkania, zanim Mary w ogóle się obudziła. Wolałbym, żeby nie wychodziła teraz z domu. Tak dla bezpieczeństwa.

-Co jest? - zapytałem po dłuższej chwili, kiedy Logan nie przestawał się na mnie gapić.

-Nic. - odpowiedział wymijająco.

Logan to mój wieloletni przyjaciel. Znamy się jeszcze ze studiów. Obracaliśmy się w tych samych kręgach, uczyliśmy się w jednej grupie na architekturze, a nawet byliśmy w jednym bractwie. A teraz mieliśmy biurka naprzeciwko siebie. Znałem go od lat, ale nigdy nie zachowywał się tak jak dzisiaj. Musiałem się dowiedzieć, co było nie tak.

-Logan... - spojrzałem na niego spode łba. - Co się dzieje? Przecież jesteśmy przyjaciółmi.

Zerknął na mnie niechętnie. Oczywiście, nie chciał o tym rozmawiać. Widziałem to w jego oczach. Szantaż emocjonalny? Zawsze skuteczny.

-Zużyłeś cały papier do projektów. - odpowiedział w końcu, usilnie unikając tematu. - Pójdę do magazynu po nową ryzę.

-Logan! - zawołałem, wstając z fotela. - Co Ty wyprawiasz? Po prostu powiedz co jest grane.

Logan zawahał się na chwilę i zagryzł wargę. Zastanawiałem się, dlaczego właściwie się peszy. Nigdy wcześniej nie mieliśmy przed sobą tajemnic.

-Było u mnie dwóch kolesi. - oznajmił, zamykając drzwi na korytarz. - Właściwie, chcieli rozmawiać z Tobą, ale kiedy im powiedziałem, że jesteśmy przyjaciółmi, opowiedzieli mi o wszystkim. Miałem, Ci do powiedzieć dopiero po pracy, ale skoro już o to zapytałeś to... Stwierdzili, że prędzej uwierzysz mnie, niż im. Byli przekonujący, wierz mi.

Zmarszczyłem brwi. Taka rozmowa nie zaczęła się zbyt zachęcająco. O co do jasnej cholery może chodzić? Logan nigdy nie pośredniczył żadnej rozmowie.

-Czego chcieli? - wymamrotałem rzeczowo.

-Powiedzieli, że są byłymi tej twojej Mary. - ciągnął dalej i nagle wszystko zaczęło mi się układać. - Stary, ta Twoja nowa laska to jakaś pieprzona Femme Fatale...

-Nie mów tak o niej. - pokręciłem głową, ale Logan tylko uciszył mnie dłonią.

-Ona zwodzi facetów. - oznajmił, trochę ściszając głos. - Jeden z nich był policjantem w wydziale śledczym. Wdał się z nią w romans. Namówiła go na wynoszenie dowodów. Sprawy zaszły za daleko i go wylali. Teraz jest skończony, rozumiesz? Zniszczyła mu całe życie. Wcześniej miał żonę, dziecko i świetne widoki na przyszłość. Teraz nie ma nic.

-Nie mów tak. - powtórzyłem. - On jest po prostu zazdrosny.

-To nie chodzi o zwykłą zadość. - pokręcił głową. - Lepiej trzymaj się od niej z daleka, rozumiesz? Nie wiadomo, jak z Tobą może zagrać.

Nie uwierzyłem mu. Oczywiście, że mu nie uwierzyłem. Ostrzegał mnie i dzień w dzień w dzień wracał do tego tematu, jakby wierzył, że w ten sposób uratuje mi życie. Zacząłem się od niego oddalać. Widywaliśmy się na imprezach, ale za bardzo ze sobą nie rozmailiśmy.

-Możesz mi wytłumaczyć, o co chodzi z tą Mary? - zapytał Carlos, kiedy piliśmy przy barze. - Logan twierdzi, że jest niebezpieczna.

-Logan jest zbyt naiwny. - odpowiedziałem, przechylając kolejny kieliszek. - Zbyt łatwo uwierzył w historyjkę tych gości. Sądziłem, że Ty nie będziesz tak ufny.

-Bo jestem technikiem u detektywa? - zachichotał. - To klasyczna historia fatalnego zauroczenia. Wiesz jak mój szef nazywa takie kobiety? Rusałkami, bo zwodzą mężczyzn.

-To śmieszne. - prychnąłem.

-Wcale nie. - pokręcił głową. - Historia trzyma się kupy. Dobrze znasz mój kodeks i wiesz, że mogę działaś tylko na zlecenie kogoś, kto ma w tym interes. Poza tym... sam nie jestem detektywem, ale potrafię rozstawić sprzęt.

-Nie zaczynaj dochodzenia, dobra? - wywróciłem oczami. - Nie chcę, żebyś ją szkalował. Kocham Mary, rozumiesz? Nie pozwolę jej skrzywdzić. Dobra, ja już mam dość. Widzimy się w sobotę u Kendalla? Urządza kameralną imprezę. Chce przetestować nowego didżeja. Wiesz, drugi etap rozmowy kwalifikacyjnej. Muzyka nie za głośno, tylko grono przyjaciół...

-Pewnie. - uśmiechnąłem się do niego, ściskając jego dłoń. - Do soboty.

Wróciłem do domu taksówką niedługo po jego wyjściu. Już nic nie piłem. Zafundowałem sobie ostatniego drinka energetycznego, wierząc, że trochę mi się po tym przejaśni.

-Mary... - zawołałem. - Już jestem.

Mary wyszła do drzwi i bez słowa mnie pocałowała. Po chwili zwolniła. Miałem nadzieję, że to tylko chwilowe i zaraz do tego wróci. Kiedy przerwa była zbyt długa zrobiłem krok w jej kierunku i objąłem ją w pasie.

-Nie, nie tym razem. - pokręciła głową, konsekwentnie się ode mnie odsuwając. - Jesteś pijany, nie psuj wszystkiego.

Spojrzałem na nią zawiedziony, ale ona tylko wepchnęła mnie do łazienki zamknęła za mną drzwi. Kiedy się wykąpałem, już spała. Albo udawała, że śpi. Położyłem się obok niej i nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.

Obudziłem się rano. Mary leżała na mnie i szeroko się uśmiechała. Jej włosy opadały na moją twarz. Odwzajemniłem jej uśmiech i założyłem jej kosmyk włosów za ucho.

-Hej... - wyszeptała. - Myślę, że teraz już wytrzeźwiałeś.

Pozwoliła mi się pocałować. Byłem szczęśliwy, mogąc zatopić się w jej ciele. Po udanym seksie wyszedłem do pracy. Bez Mary byłem poddenerwowany. Logan nie odzywał się do mnie ani słowem. Wziąłem głęboki oddech i złożyłem jeden z ostatnich gotowych projektów.

-Nowy most na Zombie Street. - oznajmiłem, kładąc szefowi wszystkie dokumenty na biurku. - Trzeba będzie zamknąć przejście. Władze miasta na pewno się już tym zajęły.

-Na pewno. - pokiwał głową. - Widzę, że czegoś chcesz. O co chodzi?

-Chciałbym się teraz wcześniej urwać. - oznajmiłem. - Jeśli zajmę kolejkę za godzinę, wrócę do domu przed wieczorem.

-Kolejkę? - zmarszczył brwi.

-Ostatnio pobolewa mnie głowa. - odpowiedziałem, zgodnie z prawdą. - Zajrzę do szpitala, może dostanę jakieś leki, które pomogą. Wezmę ze sobą laptopa. Skończę w poczekalni projekt domu, który robię od trzech dni.

-Zgoda. - pokiwał głową. - Możesz iść.

-Dziękuję. - odpowiedziałem, wychodząc z jego gabinetu.

Wie, że jestem dobry i chce się mnie pozbywać. Tym bardziej jest gotowy na ustępstwa. W końcu to niska cena za zadowolenie klientów.

-To powinno panu pomóc. - odparł doktor Grey, wręczając mi receptę. - Nie więcej niż dwie tabletki dziennie. Środek jest silny i uzależniający.

-Pomaga na ból głowy i bezsenność? - zapytałem z zaskoczeniem, wpatrując się w krótką nazwę.

-Wypróbowałem na sobie. - rozłożył ręce. - Ten zapas powinien wystarczyć na cały miesiąc. Jeśli problemy nie ustąpią, proszę tu wrócić. Zaczniemy bardziej pracochłonną terapię. Proszę po nim nie prowadzić. Może pan zasnąć za kierownicą.

-Rozumiem. - pokiwałem głową. - Dziękuję panu bardzo.

Wyszedłem ze szpitala i wykupiłem receptę za rogiem. Powinno wystarczyć. Ostatnio mam dużo problemów. Ci kolesie... nawet ich nie widziałem, a czułem jak przez nich powoli rozwala się moje życie. Kawałek po kawałku.

-Mary... - zawołałem. - Wróciłem! Przepraszam, że tak późno. Byłem...

Nie dokończyłem, kiedy ją zobaczyłem. Wyszła z salonu w jedwabnym szlafroku. Uniosłem brwi i spojrzałem na nią z mieszaniną pożądania i zaskoczenia.

-Myślałem trochę o twoim byłym... - zacząłem, ale ona położyła mi palec na ustach.

-Ci... - szepnęła. - To nic. Odetnij się od tego. To nie jest nam do niczego potrzebne, tak? Liczymy się tylko my. Ja. I Ty.

Próbowałem coś powiedzieć, ale ona mnie ubiegła. Zamknęła mi usta pocałunkiem. Wiedziała, że zawsze tego pragnąłem. Pragnąłem tylko jej. To ona jest najważniejsza.

Dałem się zaciągnąć do sypialni, obejmując ją ramionami i pozwalając jej się rozebrać. Pachniała różami i mydłem morskim. Połykałem łapczywie ten zapach łapczywie, jakby tylko to pozwalało mi żyć. Tylko Mary potrzebowałem do życia.

-Jutro jest impreza w klubie Kendalla. - powiedziałem, gładząc ją po włosach. - Kiedyś mówiłaś, że lubisz takie małe imprezy w dużych przestrzeniach.

-Wiem. - odpowiedziała, jakby trochę nieprzytomnie. - Ale nie wiem, czy powinnam iść. Twoi przyjaciele mnie nie lubią.

-Polubią. - zapewniłem ją, całując ją w czubek głowy. - Nie przejmuj się, muszą Cię tylko lepiej poznać. Ta impreza to nasza szansa.

-Dobrze. - pokiwała w końcu głową. - Ale zrobię to tylko dla Ciebie.

Uśmiechnąłem się, nie przerywając głaskania jej po głowie. Wiem, że mi jej zazdroszczą. Mary to najwspanialsza kobieta na świecie. I teraz była moja. Może nie będą do niej tacy uprzedzeni, jeśli zobaczą, jaka jest w rzeczywistości. A ona z pewnością była tego wszystkiego warta. To nie byliśmy ja i ona. Byliśmy my. My.

-Idziemy? - zapytałem w sobotę wieczorem. - Jesteś gotowa?

-Tak. - uśmiechnęła się do mnie i założyła torebkę na ramię.

Wyprowadziłem ją do samochodu. Specjalnie nie brałem dzisiaj leków. Może nie dopadnie mnie dzisiaj ból głowy i wszyscy będziemy się dobrze bawić.

Zaparkowałem przed klubem Kendalla. Minęliśmy tabliczkę z napisem „Impreza Zamknięta” i wprowadziłem mary do środka. Wiedziałem, że nigdy tu nie była. Miałem nadzieję, że jej się spodoba. Klub Kendalla był super.

-A co ona tu robi? - usłyszałem głos Logana za swoimi plecami.

-Mary to moja dziewczyna. - przypomniałem mu, ale on tylko prychnął z lekceważeniem.

-Ta wredna suka? - zakaszlał, jakby chciał ukryć gorszą obelgę. - Niech się stąd wynosi. Już.

-Logan, odpuść. - Kendall pokręcił głową, kładąc mu dłoń na ramieniu.

-Nie, Kendall. - pokręcił głową. - Nie widzisz, co tu się dzieje? Ona go bałamuci.

Nie chciałem tego dłużej słuchać. Nie mogłem. To wszystko nie ważne. Mary zawsze mi to powtarzała. Liczymy się tylko my. Liczy się tylko ona.

-Chodź. - wymamrotałem, ciągnąc ją za rękę. - Nic tu po nas.

-Nic tu po niej! - zawołał za nami Logan. - Z nią się tu już nie pokazuj!

Wróciliśmy do domu. Znowu bolała mnie głowa. Wszedłem do kuchni i wziąłem dwie tabletki naraz. Chciałem, żeby to się już skończyło.

Skończyło.

Spaliliśmy za sobą wszystkie mosty. Liczyła się tylko na. Tylko Mary. Z dnia na dzień. Ubywało mi przyjaciół. Logan skutecznie wszystkich namówił, żeby odwrócili się od Mary, a co za tym idzie, ode mnie. Wziąłem głęboki oddech i chwyciłem resztę tabletek, które mi zostały. Nie brałem ich często, dlatego miałem ich jeszcze dużo. Spojrzałem na garść pigułek, które trzymałem w jednej dłoni i na szklankę rozcieńczonego alkoholu stojącą na stoliku.

Tylko w ten sposób Mary zawsze będzie moja. Połknąłem wszystko naraz i położyłem się obok śpiącej Mary. Wyglądała tak uroczo, kiedy spała.

Objąłem ją w pasie i wtuliłem twarz w jej włosy, wdychając zapach je szamponu. Powoli pogrążałem się we śnie, z którego już nie miałem się obudzić.

 

Opowiadanie jest luźną interpretacji piosenki „T.I.N.A.” Link w odnośniku. Przybierałam się do tej jednorazówki dwa lata i nie jestem zadowolona z efektu. Inaczej sobie to wyobrażałam. Zachowałam zarys fabuły i niektóre zdarzenia. Część przedstawiłam po swojemu. Wyszło jak wyszło. Jeśli autor piosenki to przeczytał, to przepraszam.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin