Zaczekaj na mnie 1.pdf

(1690 KB) Pobierz
Lynn J.
Zaczekaj na mnie
Upokorzona, zraniona na całe życie, odrzucona przez rodziców i napiętnowana
szuka spokoju i zapomnienia. Znajduje je dzięki miłości. Ale wtedy tragiczna
przeszłość dopisuje przerażający ciąg dalszy…
Są rzeczy, na które warto czekać…
Dziewiętnastoletnia Avery Morgansten ma nadzieję, że po wyjeździe do
college'u ucieknie od tragedii sprzed pięciu lat, która odmieniła jej życie. Szuka
spokoju i zapomnienia. Nie chce zwracać na siebie uwagi, chce się uczyć. Nie
wyobraża sobie miłości. Są rzeczy, których warto doświadczyć…
Ale Cameron, chodzący ideał, metr dziewięćdziesiąt o elektryzujących
błękitnych oczach, budzi w niej uczucia, z których, jak myślała, na zawsze ją
obrabowano. Których najbardziej się Są rzeczy, których nie powinno się
przemilczać…Wtedy przeszłość powraca. Zaczynają się boi…
maile i telefony z pogróżkami...Ale są rzeczy, o które warto walczyć...
Wszystkim, którzy w tej chwili czytają tę książkę.
Bez was nic nie byłoby możliwe. Zmiatacie mi z nóg puchate skarpetki!
Rozdział 1
Najbardziej w życiu bałam się dwóch rzeczy. Po pierwsze: obudzić się w środku
nocy i zobaczyć tuż nad sobą ducha z przezroczystą twarzą. Mało
prawdopodobne, wiem, ale mega przerażające. Po drugie: wejść do klasy po
dzwonku. Ponad wszystko nienawidziłam się spóźniać.
Nie znosiłam, kiedy ludzie odwracali się i gapili, co działo się zawsze, kiedy
ktoś wchodził na lekcję choćby z minutowym spóźnieniem.
To dlatego w czasie weekendu za pomocą Google'a opracowałam w
najmniejszych szczegółach trasę z mojego mieszkania w University Heights na
parking dla zmotoryzowanych studentów. Co więcej, w niedzielę dwukrotnie ją
pokonałam, żeby się upewnić, czy Google nie wyprowadzi mnie w pole.
Trasa wynosiła dokładnie 1,9 kilometra.
Pięć minut w samochodzie.
Wyszłam z domu kwadrans wcześniej, żeby być na miejscu dziesięć minut przed
rozpoczęciem zajęć.
Nie przewidziałam tylko półtorakilometrowego korka przed znakiem Stop. Bo
przecież świat by się skończył, gdyby w tym historycznym mieście były choć
jedne światła! Nie spodziewałam się również, że w kampusie nie zostanie już ani
pół wolnego miejsca do zaparkowania. Musiałam się zatrzymać przy dworcu
obok uniwersytetu i straciłam cenny czas na poszukiwanie drobnych do
parkometru,
„Jeśli już upierasz się przy przeprowadzce na drugi koniec kraju, to na litość
boską przynajmniej zamieszkaj w akademiku! Chyba mają tam akademiki?"
Stałam na progu budynku nauk ścisłych Roberta Byrda i łapałam oddech po
biegu pod najbardziej strome i niewygodne wzgórze świata, a w uszach
rozbrzmiewał mi głos mojej matki. Oczywiście nie zamieszkałam w akademiku,
bo wiedziałam, że pewnego dnia moi rodzice pojawią się tam bez zapowiedzi,
zaczną oceniać i przemawiać, a ja wolałabym dostać kopa w twarz niż pozwolić,
żeby ktoś postronny był tego świadkiem. Zamiast tego sięgnęłam do własnych
pieniędzy, zasłużonych, choć zdobytych w koszmarnych okolicznościach i
wynajęłam mieszkanie niedaleko kampusu. Państwo Morganstenowie byli
wściekli.
Co mnie zachwyciło.
Aktualnie jednak żałowałam tego aktu buntu, bo kiedy zdyszana po sprincie w
duszny, sierpniowy poranek wbiegłam wreszcie do klimatyzowanego budynku z
cegły, było już jedenaście po dziewiątej, zajęcia zaczęły się minutę temu i
odbywały się na drugim piętrze. Czemu na litość boską wybrałam astronomię?!
Może dlatego, że myśl o jeszcze jednej godzinie biologii sprawiała, że mnie
mdliło...? Tak. To było to.
Wbiegłam pod górę po szerokich schodach, a potem wpadłam przez podwójne
drzwi, ale za nimi zderzyłam się z ceglaną ścianą.
Runęłam na plecy, machając przy tym rękami jak ten gość, który przeprowadza
dzieci przez pasy, tylko że w stanie upojenia alkoholowego. Wypchana torba
listonoszka zsunęła mi się z ramienia i pociągnęła mnie na bok. Włosy opadły mi
na twarz i kasztanowa mgła zasłoniła cały widok, a ja niebezpiecznie się
zachwiałam.
Jezu, spadam! Nie miałam jak się zatrzymać. Doznałam wizji życia z
przetrąconym karkiem. To będzie masak...
Nagle coś mocno złapało mnie w talii i powstrzymało swobodne spadanie.
Torba upadła, a po lśniącej podłodze rozsypały się cholernie drogie podręczniki i
długopisy. Moje długopisy! Moje cudowne długopisy rozpierzchły się po całym
piętrze. Sekundę później zostałam przyciśnięta do ściany.
Tylko że ściana była podejrzanie ciepła.
I chichotała.
Rany! - powiedział głęboki głos. - Nic ci się nie stało, skarbie?
Ściana zdecydowanie ani trochę nie była ścianą. To był chłopak. Serce mi się
zatrzymało, a w piersi poczułam taki ucisk, że przez jedną przerażającą sekundę
nie mogłam ani się poruszyć, ani myśleć. Cofnęłam się o pięć lat wstecz.
Utknęłam tam. Nie mogłam nawet drgnąć. Powietrze boleśnie uciekało mi z płuc,
a po karku pięło się nieprzyjemne mrowienie. Zablokowały mi się wszystkie
mięśnie.
-
Hej! - Głos złagodniał i usłyszałam w nim troskę. -Wszystko dobrze?
Zmusiłam się do wzięcia głębokiego wdechu. Do oddychania w ogóle.
Musiałam oddychać. Wdech. Wydech. Ćwiczyłam to wiele razy przez ostatnie
pięć lat. Już nie byłam czternastolatką. Już nie mieszkam tam. Jestem tutaj. Na
drugim końcu kraju.
Poczułam dwa palce pod brodą i moja głowa powędrowała do góry. Spojrzała
na mnie para hipnotyzujących niebieskich oczu okolonych czarnymi rzęsami. Ich
błękit był tak elektryzujący, wibrujący i kontrastujący z czarnymi źrenicami, że
zastanawiałam się, czy są prawdziwe.
A później to do mnie dotarło.
Ten koleś mnie obejmował. Kolesie nigdy mnie nie obejmowali. Nie licząc
tamtego jednego razu, ale tamten nigdy
nie będzie się liczył. Ten przyciskał mnie do siebie, uda do ud, pierś do piersi.
Jakbyśmy tańczyli. Moje zmysły ożyły, kiedy poczułam lekki zapach jego
perfum. Wow! Pachniał ładnie i drogo, jak tamten...
Nagle przepełnił mnie gniew, słodki i dobrze znany, i zepchnął na boczny tor
panikę i zagubienie. W desperacji zdałam się na tę wściekłość i udało mi się
wydobyć z siebie głos:
- Puść mnie!
Niebieskooki natychmiast rozluźnił uścisk. Nie byłam przygotowana na tak
niespodziewaną utratę podparcia i zatoczyłam się w bok, opamiętując się w
ostatniej chwili, zanim potknęłam się o własną torbę. Dyszałam, jakbym
przebiegła kilometr, odgarnęłam z twarzy gęste pasma włosów i wreszcie dobrze
mu się przyjrzałam.
Słodki Jezu, Niebieskooki był... Był tak boski, że dziewczyny pewnie dla niego
wariowały. Wysoki, o głowę czy nawet dwie wyższy ode mnie, szeroki w barach,
ale wąski w biodrach. Atletyczna budowa pływaka. Lekko kręcone ciemne włosy
-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin