John August, Hamsher Jane - Urodzeni mordercy.pdf

(714 KB) Pobierz
OD AUTORÓW
Tam, gdzie było to możliwe, rekonstrukcji dialogów i zdarzeń dokonano przy pomocy
nagrań i rozmów z
udziałem uczestników, świadków i osób, którym udało się przeżyć. Pozostałe przypadki
zostały do pewnego
stopnia zbeletryzowane, tak by można je było połączyć z brakującymi ogniwami całej
historii. Jak sądzą
autorzy, zabiegi te będą łatwo zauważalne w kontekście całości.
Wielu osobom należą się w tym miejscu ogromne podziękowania, szczególne wyrazy
wdzięczności
składamy wydawnictwu Hard/Empire Books za pozwolenie wykorzystania fragmentów
nieukończonej
powieści Jacka Scagnettiego, jak również rodzinie Katherine Ginniss, która
wspaniałomyślnie udostępniła
nam swe osobiste archiwum. Bez ich współpracy, wiele kwestii poruszonych w tej książce
nie ujrzałoby
nigdy światła dziennego.
JOHN AUGUST, JANE HAMSHER
URODZENI MORDERCY
na podstawie opowiadania
QUENTINA TARANTINO
i scenariusza autorstwa
DAVIDA VELOZA,
RICHARDA RUTOWSKIEGO I
OLIVERA STONEA
Przekład
Jędrzej Polak, Witold Ozimek, Tomasz Szmajter
Tytuł oryginału: NATURAL BORN KILLERS
Wstęp
Gdy pod koniec roku 1992 zabieraliśmy się do pracy nad Urodzonymi mordercami, cała
historia
wydawała się być czystą fikcją. Gdy po dwóch latach film został ukończony, fikcja
zdążyła przerodzić się w
rzeczywistość. Przez cały ten czas — trochę koszmarny i trochę pokręcony - postaci w
rodzaju Bobbita,
Menendeza, Toni, O.J.‘a, Buttaffucco i paru jeszcze innych, zdołały przyciągnąć uwagę
całego
społeczeństwa. Każdego tygodnia Amerykę zalewały nowe wersje pseudo-tragicznych
mydlanych oper,
zapewniających telewizyjnym stacjom oglądalność i pieniądze, a nade wszystko ciągłą
histerię widzów.
Gdy Toni Harding udało się w końcu wylądować na pierwszej stronie poważnego
dziennika, jakim jest
„New York Times” - mówimy o pięcio czy sześciokrotnej obecności na łamach w związku
z niewątpliwie
niewielkim wykroczeniem, jakiego się dopuściła — poczuliśmy wówczas podświadomie,
że oto Era
Absurdu zdominowała i ostatecznie zamknie obecne stulecie.
„Starożytni mieli do dyspozycji wizje”, napisał ostatnio Octavio Paz. „My zaś mamy
telewizję.
Cywilizacja widowiska jest jednak okrutna. Cechą współczesnego widza jest brak
pamięci, a co za tym
idzie, brak poczucia żalu i rzeczywistej świadomości (…). Szybko zapomina się i rzadko
zwraca uwagę na
sceny śmierci i zniszczenia w Zatoce Perskiej, czy na meandry karier Madonny i Michaela
Jacksona (…).
Wszyscy czekają na Wielkie Ziewnięcie, anonimowe i powszechne, które dla kultury
widowiska będzie
Apokalipsą lub Sądem Ostatecznym (…). Wszelako skazani jesteśmy na nową wizję
piekła, zarówno ci,
którzy pojawiają się na ekranie, jak i ci, którzy ich oglądają. Czy istnieje jakieś wyjście?
Nie wiem. Trzeba
go po prostu szukać.”
Mallory i Mickey Knox mogą pojawić się między nami już jutro. Albo dziś wieczorem.
Mieliby wtedy
swoje pięć minut zanim TV Guide zajęłoby się po dwóch tygodniach ich następcami,
prowadząc przy tym
nieustającą wojnę sondaży (sondaże prezydenckie na przykład, donoszą nam o
każdorazowym skurczu jelit
pana prezydenta). Sondaże stają się zresztą powoli czymś w rodzaju konkursów
popularności, których
zapewne wszyscy musieliśmy doświadczyć, będąc jeszcze w szkole.
Zasługami nigdy nie interesowano się jako takimi, a raczej jako wdzięcznym obiektem
plotek; dla duszy
przeciętnego Amerykanina jest to o wiele ważniejsze niż bycie postrzeganym jako
prymus. Bankier, w naszej
kulturze, to ktoś nieznany i niepopularny. W odróżnieniu od westernowego Billy Kida.
Tylko twórcom greckiego dramatu klasycznego udało się stworzenie postaci wielkich ofiar
—Elektry,
Medei, Antygony, czy Edypa, którymi my dziś nie jesteśmy. Stanowimy jednak rasę, która
umiejętnie potrafi
zadawać cierpienie, która odpłaca pięknym za nadobne; Wietnam, sport, procesy sądowe
— te skojarzenia
nasuwają się błyskawicznie. W amerykańskiej tradycji epickiej gwałt jest motywem
niosącym zbawienie, a
przynajmniej tak opisywali go Fennimore Cooper, Jack London, czy Ernest Hemingway.
Prawo przeżycia, prawo natury, to pojęcia obecnie wykoślawione przez PG (instytucje
nadzoru
rodzicielskiego), które w pogoni za strumieniami złota ściekającymi z wynicowanych z
wszelkiej przemocy
„seriali rodzinnych”, przekonują nas, że przemoc jest czymś niewłaściwym.
Czy na pewno? Czy może po prostu ten świat jest już tak urządzony, że pod każdym
cichym źdźbłem
trawy, maleńkie, a przecież okrutne chrząszcze pożerają się nawzajem w nieprzytomnym
cyklu niszczenia i
tworzenia?
Eddie Vedder napisał: „W dawnych czasach samobójstwo wystarczało w zupełności …
było zwykłym
skróceniem cierpienia. Dziś ludzie chcą oglądać nowe cierpienia … niewinni byli kiedyś
… teraz są tylko
bezradni. Stworzyliśmy potwora — całe stado potworów.”
I żadne prawodawstwo zrodzone w Waszyngtonie, żaden telewizyjny czy filmowy cenzor
nie będzie w
stanie zapobiec dalszej ekspansji tej nowej multimedialnej, wirtualnej rzeczywistości. Nie
da się już uniknąć
coraz bardziej realistycznego portretowania scen gwałtu i przemocy, w czym swój
wydatny udział mają gry,
wirtualne okulary, interaktywne przyciski czy coraz większa ilość wiadomości, także tych
z ostatniej
“nanosekundy”. Ponieważ telewizja i niektóre filmy starają się łagodzić zawarte w nich
elementy przemocy
(żadnych ręcznych granatów, żadnej krwi, żadnego szoku towarzyszącemu aktowi
umierania), nadrabiają to
z nawiązką dzienniki, zdobywając sobie jednocześnie coraz większą widownię. I
podobnie jak niegdyś
wymyślono C-Span czy Court Channel (przekazujące bezpośrednie relacje z sądów i akcji
policji), obecnie
nieuniknione wydaje się powstanie Execution Channel, transmitującego obrazki z komór
gazowych,
śmiertelnych zastrzyków, „ostatnich nocy” skazańców czy „ostatnich posiłków”. Przy
użyciu nowych
technik filmowych możliwe stanie się dokładne odtwarzanie scen zabójstw.
(Zwróćmy przy okazji uwagę na obserwację poczynioną przez Robina Andersona z
Wydziału Technik
Komunikacyjnych Uniwersytetu w Fordham. Anderson zauważył, że o ile „telewizyjne
przekazy z
policyjnych akcji cieszą się obecnie 62-procentową oglądalnością, o tyle, według statystyk
FBI, jedynie 18
procent spraw zostaje doprowadzonych do końca. Programy ukazujące wymierzanie
sprawiedliwości siłą
niosą ze sobą zrozumiałe dla każdego przesłanie. Agresywna postawa policji w stosunku
do podejrzanych
jest konieczna dla ochrony szanujących prawo obywateli przed niebezpieczną
mniejszością… dajemy im
nasze upoważnienie. Gdy policjanci z bojowymi okrzykami na ustach szturmują kolejny
dom kładąc jego
mieszkańców na podłodze i zakuwając w kajdany «podejrzanych», odczuwamy wówczas
specyficzny
dreszcz emocji, towarzyszący wszelkim momentom konfrontacji. I trzymamy stronę
sankcjonowanego przez
państwo gwałtu. “)
Do pracy nad Urodzonymi mordercami nie przystępowaliśmy jednak z zamiarem
naturalistycznego
przedstawienia aktów przemocy, tak jak w Plutonie, Urodzonym 4 lipca, czy JFK.
Widziałem różnego
rodzaju pomysły na zbrodnie, mistrzowsko zaprezentowane w filmach In Cold Blood,
Henry — Portrait of a
Serial Killer, Reservoir Dogs i wielu innych. Przyjmuję też do wiadomości przytłaczającą
obecność
cywilizacji zbrodni wokół nas (choć statystyka pokazuje, że wskaźnik najcięższych
przestępstw utrzymuje
się od jakiegoś czasu na prawie takim samym poziomie; według danych Departamentu
Sprawiedliwości,
które uważam za dokładniejsze od zestawień FBI, wskaźnik przestępczości w przeliczeniu
na 1000 osób
wynosił w roku 1973 32, 6%, a w roku 1994 32, 1%).
Jednak przy całym szacunku dla przedstawionego w Mechanicznej pomarańczy czy u
Sama Peckinpaha
dramatycznego obrazu zbrodni, postanowiłem poprzez obecność elementów satyry
(przesada, czarny humor)
nieco inaczej przedstawić tę kwestię. Problem, który doszedł już do fazy obłędu, wydostał
się poza wszelką
kontrolę i skutecznie otępił i znieczulił nas wszystkich. Podobny zabieg zastosowano w
słynnej kreskówce
„Beavis & Butthead”, gdzie temat zwyrodnienia i przestępstwa traktowany jest wręcz
komediowe. Dotyczy
to również zachłannych na wszelką przemoc mediów.
Nasze społeczeństwo przesycone jest nie tylko samym zjawiskiem przestępczości, ale
również
sposobem, w jaki media je przekazują. Przesyceni jesteśmy także szaleństwem wyścigu
zbrojeń,
budowaniem coraz to większych więzień dla „przestępczej podklasy”, antyprzestępczą
retoryką, która
doprowadziła do wydawania przez sądy orzeczeń typu „trzy wyroki i dożywocie”. Po uszy
mamy też
jednakowo w każdym ze stanów obłudnego i odrażającego ustawodawstwa związanego z
narkotykami.
Gliniarze, klawisze, więzienia, dziennikarze-oni wszyscy muszą zdawać sobie sprawę, że
stali się
częścią ogromnej i zwariowanej sieci okrutnego i totalitarnego systemu wymiaru
sprawiedliwości. W takim
otoczeniu, nieuniknione jest pojawienie się Mickeya i Mallory, samotnych morderców,
stuprocentowych
antybohaterów, którzy wypłyną na powierzchnię nieludzkiego aparatu opresji, zdobywając
sobie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin