Charlotte Lamb - Zabawa w chowanego.pdf

(397 KB) Pobierz
CHARLOTTE LAMB
Zabawa w chowanego
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Po raz pierwszy Donna zdała sobie sprawę z tego, że jest śledzona, dopiero na
rogu bulwaru Malesherbes. Zaczęła iść szybciej i usłyszała, że ktoś tuż za nią
wyraźnie przyspieszył kroku.
Dochodziło wpół do drugiej w nocy. Na ulicy było niewielu przechodniów, a
ruch samochodowy stopniowo zamierał. Donna poczuła się niepewnie.
Odmówiła beztrosko Marie–Louise, która zaproponowała, że odwiezie ją
do domu.
– Piękne dzięki, ale mam ochotę się przejść. Taka cudowna noc! –
powiedziała do przyjaciółki.
– Nie boisz się chodzić po Paryżu w środku nocy? – Marie–Louise nie była
zachwycona pomysłem Donny. – Powinnam cię odwieźć – powtórzyła.
– Po butelce chablis, którą wypiłyśmy? – spytała rozbawiona Donna. – Z
pewnością będę bezpieczniejsza, idąc na własnych nogach. Na szczęście,
zawianych pieszych policja nie aresztuje.
Marie–Louise roześmiała się wesoło.
– Będzie mi ciebie brak. Musisz koniecznie odwiedzić nas w Lyonie.
– Obiecuję. – Donna uścisnęła przyjaciółkę. – Dobrej nocy.
Jej także będzie brak Marie–Louise. Bez tej miłej dziewczyny Paryż straci
wiele ze swego uroku. Przez całe dwa lata Donna oglądała to miasto oczyma
przyjaciółki i nauczyła sieje kochać.
Czuła się w Paryżu niemal tak dobrze, jak w rodzinnym Londynie. Teraz
jednak, nocą, słyszała za plecami kroki idącego za nią mężczyzny i miasto
wydawało się jej mniej przyjazne.
Po raz pierwszy żałowała, że mieszka w tak spokojnej dzielnicy. Bulwar
Malesherbes spodobał się jej od razu, gdy tylko go zobaczyła w upalne,
sierpniowe, niedzielne popołudnie. Na jezdni panował mały ruch, a sklepy i
większość mieszkań były zamknięte. Ich właściciele opuścili rozpalone mury
miasta, udając się na urlopy nad morze lub na wieś.
Tego pierwszego dnia, kiedy Donna znalazła się na bulwarze Malesherbes,
nie zdawała sobie sprawy, jak opustoszała jest w lecie cała dzielnica. Stanęła
wówczas pod jednym z platanów i przyglądała się lekko drgającym liściom.
Wysokie domy, których okna ocieniały zamknięte okiennice, zdawały się
drzemać w słońcu jak wielkie szare koty zauroczone ciepłem.
Mimo że komorne było zbyt duże jak na jej ówczesne możliwości
finansowe, zdecydowała się wynająć tu apartament. I nigdy potem swego kroku
nie żałowała, zwłaszcza wtedy, kiedy poznała bliżej dzielnicę i zżyła się z
sąsiadami.
Teraz, w środku nocy, ciszę przerywało tylko stukanie obcasów Donny o
chodnik i dochodzące z tyłu, coraz bliższe odgłosy kroków mężczyzny, który
podążał jej śladem.
Bulwar Malesherbes był szeroki, zwłaszcza tam, gdzie po obu stronach rosły
rozłożyste drzewa. Donna popatrzyła na skryte za nimi okna. Dziś już
wiedziała, że tej parnej, letniej nocy w większości mieszkań nie ma nikogo.
Paryż w sierpniu należy do turystów. Przed ich zalewem uciekli mieszkańcy.
Gdyby napadł mnie mężczyzna, który idzie z tyłu, czy znalazłby się tutaj
ktoś, kto usłyszałby mój krzyk? – zapytywała samą siebie. Skręciła nagle i
niemal biegiem przecięła jezdnię. Była o parę kroków od wejścia do domu, w
którym mieszkała. W półmroku ujrzała mosiężną klamkę. Z ulgą zatrzymała się
przy drzwiach frontowych i w tym momencie uprzytomniła sobie, że
mężczyzna, który ją śledził, nagle rozpłynął się w ciemnościach nocy.
Rozejrzała się wokoło. Wszędzie panowała cisza. Bulwar opustoszał. Oprócz
niej nie było tu nikogo.
Wystraszona wpadła do holu. W kantorku za firanką drzemała konsjerżka.
Usłyszawszy kroki podniosła głowę.
Lokatorka uspokoiła ją gestem i powiedziała:
– Cest moi, madame. Bonne nuit.
Pod czujnym okiem madame Lebrun poczuła się spokojniejsza. Konsjerżka
zawsze pilnie obserwowała, kto wchodzi do domu. A kiedy opuszczała swoje
miejsce, na posterunku zjawiał się monsieur Lebrun.
Mieszkanie Donny znajdowało się na trzecim piętrze.
W domu nie było windy, musiała więc wchodzić wysoko po stromych,
wąskich schodach. Od chwili sprowadzenia się tutaj, dzięki tym wspinaczkom
straciła na wadze dwa kilogramy. Teraz, idąc na górę, była świadoma, że niemal
wszystkie mieszkania na klatce schodowej są zamknięte na cztery spusty i nie ma
w nich nikogo. Przed dwoma tygodniami lokatorzy rozjechali się na urlopy i
wrócą, podobnie jak większość paryżan, w pierwszy weekend września.
Donna bardzo lubiła paryskie lato. W okolicy bulwaru Malesherbes nawet w
sierpniu było cicho i spokojnie. Turyści tutaj nie docierali. Widywało się ich
dopiero na bulwarze Haussmanna i w pobliżu dużych domów towarowych,
takich jak Au Printemps, Galeries Lafayette i C&A.
Z tych ruchliwych miejsc do bulwaru Malesherbes szło się zaledwie kilka
minut. Był to już jednak zupełnie inny świat.
W rzeczywistości Paryż stanowi zlepek różnorodnych miasteczek i każde z
nich zachowało do dziś swój odrębny, niepowtarzalny charakter.
Donna otworzyła drzwi i szybko zapaliła światło w przedpokoju. Nadal
była niespokojna. Przeszła przez całe mieszkanie. Nie zauważyła niczego
podejrzanego. Odprężona poszła do kuchni. Miała ochotę na filiżankę gorącej
czekolady.
Wlewała właśnie mleko do kubka, gdy zadzwonił telefon.
Aż drgnęła, kiedy ostry dzwonek rozdarł nocną ciszę.
Pobiegła do saloniku i szybko podniosła słuchawkę.
– To ty, Donno? – usłyszała męski głos.
– Tak. Słucham – odrzekła zdenerwowana.
– MówiGavin.
– To ty? Skąd dzwonisz? I dlaczego w środku nocy?
Czy coś się stało? – pytała zaniepokojona.
– Jesteś sama? – Głos Gavina przeszedł w gardłowy szept.
– Tak. Oczywiście.
– Czy miałaś telefon z Londynu? Czy dzisiaj ktoś się z tobą stamtąd
kontaktował?
– O co chodzi? Powiedz mi wreszcie, co się stało. Dlaczego ktoś z Londynu
miałby się ze mną kontaktować?
– Nieważne. Zaraz będę u ciebie. Uprzedź konsjerżkę, żeby mnie wpuściła.
– Jesteś w Paryżu?! – wykrzyknęła zdumiona Donna.
– W budce telefonicznej po drugiej stronie ulicy. Musiałem się upewnić, czy
wszystko jest w porządku. Za pięć minut będę u ciebie.
Donna odłożyła słuchawkę i po chwili znów ją podniosła, żeby zadzwonić do
konsjerżki. Madame Lebrun odmawiała wpuszczenia na górę gości płci męskiej
po dziesiątej wieczorem nawet wówczas, gdy byli to tak dystyngowani panowie
jak szef Donny, i kiedy przybywali w towarzystwie równie nobliwie
wyglądających żon. „To jest przyzwoity dom” – niezmiennie oświadczała
konsjerżka.
– Votre frere, mademoiselle? – powtórzyła, nie dowierzając słowom młodej
lokatorki.
– Qui, vraiment! C est mon jumeau.
– Ah, oui. – Z wyraźną niechęcią madame Lebrun przypomniała sobie, że
Donna rzeczywiście ma brata bliźniaka, który ją odwiedzał. Donna i Gavin nie
byli identyczni, lecz na tyle do siebie podobni, że już na pierwszy rzut oka każdy
mógł się przekonać, iż są rodzeństwem.
Wreszcie, po dłuższych namowach, konsjerżka łaskawie zgodziła się wpuścić
mężczyznę do domu. Donna szybko wypiła gorącą czekoladę i czekała na brata.
Dlaczego zjawia się bez uprzedzenia, i do tego w środku nocy? Wprawdzie cały
wieczór była poza domem, na kolacji u Marie– –Louise, ale mógł przecież
zadzwonić w dzień.
Gavin znał dobrze zwyczaje siostry. Wiedział, że wieczorami niemal zawsze
wychodzi z domu – do kina, do restauracji na kolację ze znajomymi lub na jakieś
domowe przyjęcie. Miała w Paryżu sporo przyjaciół. Całą grupą zamierzali
jechać za tydzień do Lyonu na ślub Marie– –Louise i zatrzymać się na weekend
w motelu pod miastem.
Marie–Louise wychodziła za mąż za człowieka, którego znała niemal całe
życie. Obie rodziny były z sobą zaprzyjaźnione. Można by sądzić, że jest to
małżeństwo zaaranżowane, gdyby nie fakt, że Marie–Louise i Jean–Paul po
prostu się kochali. Gdy Donna dowiedziała się, jak bardzo rodzina dziewczyny
pragnie tego mariażu, była poruszona.
– Nie pozwól w nic się wrobić – ostrzegała przyjaciółkę. – Tego typu
małżeństwa z reguły są nieudane. O mały włos, a mnie by spotkał taki los.
Ojciec bardzo chciał, żebym wyszła za mąż za jego kandydata. Dopiero w
ostatniej chwili się opamiętałam. Nie poddawaj się żadnym naciskom rodziny.
Przecież chodzi wyłącznie o twoją przyszłość!
Marie–Louise uśmiechnęła się do Donny.
– Jestem zadowolona, że moi rodzice pragną tego małżeństwa. Gdyby go
nie chcieli, i tak wyszłabym za Jean–Paula. Tylko on się liczy i jestem
przekonana, że w pełni odwzajemnia moje uczucia.
O prawdziwości tych słów przyjaciółki Donna przekonała się dopiero
wówczas, gdy poznała Jean–Paula i zobaczyła, jak odnosi się do Marie–Louise.
Już na pierwszy rzut oka było widać, jak bardzo są w sobie zakochani. Na tę
myśl serce Donny aż się ścisnęło. Westchnęła głęboko z nutą żalu, a nawet
zazdrości.
Umyła kubek po czekoladzie. Czekała na Gavina pełna niepokoju. Brat z
pewnością nie przywoził dobrych wieści.
Usłyszała wreszcie dzwonek do drzwi.
– Gavinie! Wybrałeś przedziwną porę na składanie wizyt! – przywitała
wymówką nocnego gościa.
– Przepraszam. – Uśmiechnął się lekko, oparty o framugę drzwi. – Czy
jesteś zmęczona tak jak ja?
W rozchełstanej koszuli wyglądał fatalnie. Miał w ręku niewielki neseser i
Donnie wydało się nagle, że brat przed czymś ucieka. Przed czym?
– Wchodź. Wiesz przecież, że jesteś mile widziany. Zawsze. Niezależnie od
pory dnia czy nocy. – Niepokój Donny wzmógł się jeszcze bardziej. Czyżby Gavin
pokłócił się z ojcem? Czy tym razem ojciec na dobre wyrzucił go z domu?
Weszli do saloniku. Młody człowiek opadł ciężko na fotel, westchnął
głęboko i zamknął oczy.
– O Boże! Czuję się koszmarnie! –jęknął.
– I wyglądasz nie najlepiej. – Donna obserwowała ściągniętą twarz brata.
Oboje mieli delikatne rysy, mleczną cerę i jasne włosy.
Donna była prześliczną dziewczyną, przyciągającą spojrzenia mężczyzn.
Gavin, bardzo podobny do siostry, nie robił wrażenia na kobietach. Był
Zgłoś jeśli naruszono regulamin