Bear Greg - 1 - Radio Darwina.pdf

(3333 KB) Pobierz
Darwin's Radio
Przełożył
Janusz Pulryn
Tom
1
cyklu Radio Darwina
redakcja: Wujo Przem
(2016)
Mojej matce,
Wilmie Merriman Bear,
1915-1997
1
Część
1
Zima Heroda
1.
Alpy, przy granicy Austrii i Włoch
Sierpień
Niskie, przedwieczorne niebo wisiało nad czarnymi i szarymi górami niby kotara o barwie
wyblakłych oczu wściekłego psa.
Mitch Rafelson, z bolącymi kostkami i plecami piekącymi od źle założonej pętli
nylonowej liny, podążał za poruszającą się szybko kobiecą sylwetką Tilde, idąc granicą
między białym firnem a spadłym na ziemię pyłem świeżego śniegu. Tkwiące między
oblodzonymi kamieniami blanki i iglice ciepło lata wyrzeźbiło w mleczne, wyglądające na
krzemienne noże.
Na lewo od Mitcha nad bezładem czarnych głazów wznosiły się góry, ograniczone
załamanym urwiskiem lodowej kaskady. Na prawo, w pełnym żarze słońca, lód piął się
oślepiającym blaskiem aż do nienagannej paraboli cyrku skalnego.
Franco znajdował się około dwudziestu jardów na południe, ukryty za skrajem gogli
Mitcha, który mógł go słyszeć, ale nie widzieć. Kilka kilometrów za nim, teraz także poza
zasięgiem wzroku, został okrągły jaskrawopomarańczowy obóz z włókna szklanego i
aluminium, w którym ostatnio zatrzymali się na odpoczynek. Mitch nie wiedział, ile
kilometrów pokonali od ostatniej chaty, której nazwę zapomniał; ale przywoływane obrazy
silnego blasku słońca i ciepłej herbaty w izbie schroniska, Gaststube, dodawały mu trochę sił.
Po tej próbie bożej zamówi następny kubek mocnej herbaty i usiądzie w Gaststube, dziękując
Bogu, że żyje i jest mu ciepło.
Zbliżali się do skalnej ściany i śnieżnego mostu przez szczelinę wymytą wodą z
topniejących lodów. Te zamarznięte teraz potoki płyną wiosną i latem, ścierając krawędź
lodowca. Za mostem, w zagłębieniu w ścianie w kształcie litery U, wznosiło się coś na kształt
wywróconego do góry nogami zamku gnoma albo organów wyrzeźbionych z lodu:
zamarznięty wodospad rozdzielający się na liczne grube kolumny. Odłamki popękanego lodu
i płaty śniegu zgromadziły się wokół jego brudnobiałej podstawy; górną część słońce
wypaliło w śmietanową biel.
Franco wyłonił się jakby z mgły i dołączył do Tilde. Dotąd szli po względnie równym
lodowcu. Teraz Tilde i Franco zamierzali chyba wspiąć się po organach.
2
Mitch stanął na chwilę i sięgnął za siebie po czekan. Uniósł gogle, ukucnął i opadł ze
stęknięciem na tyłek, chcąc sprawdzić raki.
Kulki lodu między kolcami ustępowały pod naciskiem ostrza.
Tilde cofnęła się kilka kroków, aby z nim porozmawiać. Spojrzał na nią, jego grube,
ciemne brwi tworzyły kładkę nad zadartym nosem, okrągłe zielone oczy mrugały na mrozie.
– Oszczędzą nam godzinę – powiedziała Tilde, wskazując organy. – Późno już.
Spowalniasz nasze tempo. – Wyraźną angielszczyznę jej wąskie usta wymawiały z kuszącym
akcentem austriackim. Miała szczupłe, lecz o ładnych proporcjach ciało, prawie białe włosy
schowane pod granatową czapką z polartecu, elfią twarz z jasnoszarymi oczyma. Ładna, ale
nie w guście Mitcha, choć byli kochankami do przybycia Franca.
– Mówiłem ci, że ostatnio wspinałem się osiem lat temu – odparł Mitch. Franco pojawił
się w samą porę. Oparł swój czekan blisko organów.
Tilde wszystko ważyła i mierzyła, brała tylko to, co najlepsze, odrzucając odrobinę
gorsze, ale nigdy nie paliła mostów, jeśli dawne związki mogły się okazać przydatne. Franco
miał kanciastą szczękę, białe zęby i kanciastą głowę z gęstymi, czarnymi włosami
podgolonymi z boków, orli nos, śródziemnomorską oliwkową cerę, szerokie ramiona i ręce z
naprężonymi kłębami mięśni. Smukłe, bardzo silne dłonie. Dla Tilde nie był dość bystry, lecz
ogólnie wcale niegłupi. Mitch mógł sobie wyobrazić, jak pragnienie uwiedzenia Franca
wywabiło Tilde z jej gęstego austriackiego boru, widział jasne na ciemnym niby warstwy
tortu. Czuł się w ciekawy sposób wykluczony z tego obrazu. Tilde kochała się z mechaniczną
precyzją, która jakiś czas zwodziła Mitcha, dopóki nie pojął, że wykonuje swe ruchy, jeden
po drugim, jako rodzaj ćwiczenia umysłowego. Tak samo jadła. Nic mocno jej nie poruszało,
choć czasami bywała naprawdę dowcipna i uroczo się uśmiechała, a wtedy w kącikach
wąskich, precyzyjnych ust pojawiały się zmarszczki.
– Musimy zejść przed zachodem słońca – powiedziała. – Nie wiem, jaka będzie pogoda.
Do jaskini mamy dwie godziny. Niedaleko, ale ciężka wspinaczka. Przy odrobinie szczęścia
będziesz mógł przez godzinę oglądać to, co znaleźliśmy.
– Postaram się – obiecał Mitch. – Jak daleko jesteśmy od szlaku turystycznego? Od
godzin nie widziałem czerwonych znaków.
Tilde zdjęła gogle, aby je wytrzeć, i rzuciła mu przelotny uśmiech bez ciepła.
– Nie docierają tu turyści. Także większość dobrych alpinistów omija to miejsce. Ale
znam drogę.
– Bogini śniegu – powiedział Mitch.
– A jak myślisz? – Spytała, biorąc to za komplement. – Wspinałam się już jako mała
dziewczynka.
– Nadal jesteś dziewczynką – odparł Mitch. – Dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć?
Nigdy nie zdradziła Mitchowi swego wieku. Teraz szacował go jak klejnot, którego kupno
się rozważa.
– Mam trzydzieści dwa lata. Franco czterdzieści, ale jest szybszy od ciebie.
3
– Do diabła z Frankiem – rzucił Mitch bez gniewu.
Tilde w rozbawieniu zacisnęła usta.
– Wszyscy czujemy się dzisiaj dziwnie. – Odwróciła się.
– Nawet Franco. Ale kolejny Człowiek Lodu... Co może temu dorównać?
Ta sama myśl zapierała Mitchowi dech, a teraz tego nie potrzebował. Zdusił w sobie
podniecenie, zmieszał je z wyczerpaniem.
– Nie wiem – odpowiedział.
Swe serduszka najemników oddali mu w Salzburgu. Byli ambitni i niegłupi; Tilde żywiła
absolutną pewność, że nie natrafili na kolejne ciało alpinisty. Zna się na rzeczy. Gdy miała
czternaście lat, pomagała znosić dwa ciała wyplute przez jęzor lodowca.
Jedno miało ponad sto lat.
Mitch zastanawiał się, co będzie, jeśli naprawdę znaleźli Człowieka Lodu. Tilde, był
pewien, na dłuższą metę nie poradzi sobie ze sławą i sukcesem. Franco dostatecznie panuje
nad sobą, aby zdołać je znieść, lecz Tilde jest na swój sposób krucha. Jak diament może ciąć
stal, ale uderz ją z niewłaściwej strony i rozpryśnie się w kawałki.
Franco może przetrzymać sławę, ale czy przetrzymałby Tilde? Mimo wszystko, Mitch
lubił Franca.
– Mamy jeszcze trzy kilometry – powiedziała mu Tilde.
– Idziemy.
Ona i Franco pokazali mu razem, jak się wpinać po zamarzniętym wodospadzie.
– Spływa tylko w połowie lata – wyjaśnił Franco. – Już od miesiąca jest lodem. Zrozum,
jak zamarza. Jest mocny tu na dole. – Uderzył czekanem w bladoszary lód potężnej podstawy
organów. Ten zadźwięczał, poleciało kilka odprysków. – Ale wyżej jest cienka warstwa lodu,
pełna pęcherzyków, gąbczasta. Spadają duże odłamki, jeśli źle uderzysz. Mogą zranić. Tilde
może tu wyciąć stopnie, nie ty. Wspinasz się między Tilde i mną.
– Tilde pójdzie pierwsza. Franco uznawał szczerze, że jest lepszą alpinistką od niego.
Rozłożył liny i Mitch pokazał im, że pamięta węzły i pętle z czasów chodzenia po Górach
Kaskadowych w stanie Waszyngton. Tilde bezgłośnie wyraziła uznanie i oplotła się w stylu
alpejskim wokół pasa i ramion.
– Możesz się wspinać większość drogi. Pamiętaj, wyciosam stopnie, jeśli będą ci
potrzebne – powiedziała. – Nie chcę, abyś zwalał lód na Franca.
Ruszyła pierwsza.
W połowie filaru, wcisnąwszy w lód kolce na czubkach raków, Mitch minął próg.
Wyczerpanie jakby ściekało strużkami z jego nóg, aż przez chwilę czuł mdłości. Potem ciało
się oczyściło, jakby przemyte świeżą wodą, i oddychał już swobodnie. Szedł za Tilde,
wbijając raki w lód i mocno się w niego wtulając, łapał wszystkie dostępne uchwyty.
Oszczędnie korzystał z czekana. Powietrze tuż przy lodzie było rzeczywiście cieplejsze.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin