Earl i ja i umierajaca dziewczyna - Jesse Andrews.pdf

(939 KB) Pobierz
Dla szkoły Schenley,
która w niczym nie przypomina
szkoły Benson
SŁO W O W STĘPN E G R EG A
G A IN ESA , A U TO R A TEJ K SIĄ ŻK I
Nie mam zielonego pojęcia, jak napisać tę głupią książkę.
Możemy przez chwilę być szczerzy? Chcę wyznać najprawdziwszą prawdę. Gdy siadłem do pracy,
próbowałem zacząć od zdania: „To była najlepsza i najgorsza z epok”. Naprawdę wydawało mi się, że
mogę rozpocząć w ten sposób. Przecież to klasyczny początek książki. Ale potem uświadomiłem
sobie, że nie mam pojęcia, co napisać dalej. Przez godzinę gapiłem się w ekran komputera i czułem,
że wielkimi krokami zbliża się atak paniki. W desperacji próbowałem do tego zdania wprowadzić
kilka znaków interpunkcyjnych i rozstrzelenie:
To była n a j l e p s z a, a zarazem n a j g o r s z a z epok!?
Co to, do cholery, w ogóle znaczy? Kto mógłby napisać coś takiego? Chyba tylko ktoś, kto nabawił
się grzybicy mózgu, co najprawdopodobniej przydarzyło się właśnie mnie.
Cały problem polega na tym, że nie mam pojęcia, jak zabrać się do pisania. W końcu nie jestem
pisarzem, tylko filmowcem. Dlatego teraz pewnie zadajecie sobie następujące pytania:
1. Dlaczego ten koleś pisze książkę, zamiast nakręcić film?
2. Czy to kolejny objaw grzybicy mózgu?
Odpowiedzi:
1. Piszę książkę, zamiast nakręcić film, bo na zawsze porzuciłem reżyserię filmową. A konkretnie:
porzuciłem ją po nakręceniu Najgorszego Filmu Wszech Czasów. Zazwyczaj decyzję
o porzuceniu reżyserii filmowej podejmuje się po nakręceniu najlepszego ze swoich filmów –
można też, ewentualnie, umrzeć – ale ja postąpiłem inaczej. Moją karierę można najkrócej
streścić w następujący sposób:
i. mnóstwo złych filmów
ii. średni film
iii. kilka niezłych filmów
iv. przyzwoity film
v. dwa, no może trzy dobre filmy
vi. kilka naprawdę świetnych filmów
vii. Najgorszy Film Wszech Czasów
Fin. Jak bardzo skopałem ten film? Doprowadził kogoś do śmierci. Taki był zły. Naprawdę kogoś
zabił. Zresztą sami się przekonacie.
2. Powiedzmy, że na grzybicę mózgu mógłbym zrzucić wiele swoich wpadek. Choć wtedy
należałoby przyjąć, że grzyb zżerał mi mózg od urodzenia. Teraz pewnie grzybica już się mną
znudziła i gdzieś sobie poszła albo zdechła z głodu.
Chciałbym dodać jeszcze jedno, nim zaczniemy tę przerażająco niedorzeczną książkę. Może już
się domyśliliście, że jej główną bohaterką jest dziewczyna chora na raka. Zapewne pomyśleliście
sobie: „Super! To będzie mądra i głęboka opowieść o miłości, śmierci i dorastaniu. Pewnie w trakcie
czytania będę zalewać się łzami. Wprost nie mogę się doczekać!”. Jeśli dobrze odgaduję wasze
oczekiwania, to powinniście czym prędzej wywalić tę książkę do śmietnika i uciec, gdzie pieprz
rośnie. Musicie bowiem wiedzieć jedno: białaczka Rachel niczego mnie nie nauczyła. Tak naprawdę
wydaje mi się, że za sprawą tej historii wiem o życiu jeszcze mniej niż wcześniej.
Chyba nie wyrażam się dość jasno. Chodzi mi o to, że w mojej książce nie znajdziecie żadnych
Ważnych Życiowych Lekcji ani Mądrych Sentencji o Miłości, ani łzawych, rozdzierających serce
Chwil, w których Uświadomiliśmy Sobie, że Bezpowrotnie Skończyło się Dzieciństwo. Nic z tych
rzeczy. W przeciwieństwie do większości książek z bohaterką chorującą na raka nie ma tu żadnych
cukierkowych akapitów składających się z jednego zdania, które należy uznać za niezwykle głębokie,
bo ktoś zapisał je w osobnym akapicie. Wiecie, o co mi chodzi? O zdania takie jak to:
Rak zabrał jej gałki oczne, ale ona widziała świat jeszcze wyraźniej niż wcześniej.
Rzygać się chce. Nie ma mowy. Moje życie nie nabrało głębszego sensu dlatego, że poznałem
Rachel jakiś czas przed jej śmiercią. Tak naprawdę dziś rozumiem znacznie mniej. Wszystko jasne?
No to możemy zaczynać.
(Właśnie sobie uświadomiłem, że pewnie nie wiecie, co znaczy słowo „fin”. To termin z dziedziny
reżyserii filmowej. A dokładniej to francuskie słowo, które oznacza: „Film się skończył, i bardzo
dobrze, bo był produkcji francuskiej i pewnie nieźle zrył wam mózg”).
Tym razem to naprawdę fin.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin